HISTORIA SZLACHECKA.pdf

(310 KB) Pobierz
Microsoft Word - HISTORIA SZLACHECKA
J. Przyboś, Czytając Mickiewicza, Warszawa 1998, s. 51115
HISTORIA SZLACHECKA» CZYLI BAŚŃ
Ja tu żyję prawie samotny, z ludźmi coraz mi trudniej, a im mniej ich widzę, tym
lepiej mnie. Przekonywam się, że się nadto żyło i pracowało dla świata tylko, dla
pustych pochwał i celów drobnych. Zdaje mi się, że nigdy już pióra na fraszki nie
użyję. Te tylko dzieło warte czegoś, z którego człowiek może poprawić się lub
mądrości nauczyć. Może bym i Tadeusza zaniedbał, ale już był bliski końca. Więc
skończyłem wczora właśnie. Pieśni ogromnych dwanaście! Wiele mierności, wiele
też dobrego.
..........................................................................
Co tam najlepsze, to obrazki z natury kryślone naszego kraju i naszych obyczajów
domowych
(Z listu do Odyńca, Paryż, 14 lutego 1834 r.)
Przeczytałem Pana Tadeusza niezliczoną ilość razy; czytywałem go ciągle; w ciągu kilkunastu lat
mojego nauczycielstwa nie było prawie dnia, w którym bym się nie pochylał nad Mickiewiczowską
epopeją. Ale dwa razy tylko w życiu przeczytałem ją tak, jak się chłonie książkę nową, nieznaną, o
której nie trzeba przedtem wiedzieć, że to arcydzieło, jak książkę, której nam nie wmówiono.
Pod strzechę mojej chałupy rodzinnej nie zbłądziły te księgi; po raz pierwszy zetknąłem się z
Panem Tadeuszem późno, dopiero w czwartej klasie dawnego gimnazjum klasycznego. Przerabiało się
w niej w ciągu całego roku szkolnego Pana Tadeusza i bodajże Zemstę. Nie czekałem na lekturę od
urywka do urywka, od księgi do księgi, poezja mnie pociągała, przeczytałem od razu wszystkie księgi
ukradkiem w ciągu dwóch nocy.
Wrażenie było silne jak określić to wrażenie? Był to zachwyt, ale inny niż ten, w jaki mnie
wprawiały najpiękniejsze książki dzieciństwa, nie bezpośredni, ale wtórny, wynikły z porównania; nie
był to też wstrząs uczuciowy, nie płakałem przy śmierci Jacka, choć rozumiałem jego dramat; nie
współczułem z nim, wydawał mi się nieprawdziwy. Otóż to: cały świat epopei wydał mi się
nieprawdziwy, fantastyczny, i właśnie tą swoją cudownością, blaskami strojów, zabaw, kolorów,
nalotami gwarów, dźwięków, hałasów, gestów nadzwyczajny, baśniowy, zabawowy i zabawny. Nie
byłem już czytelnikiem naiwnym, znałem i Ballady i romanse, i Dziady, ale dopiero Pan Tadeusz
wydał mi się księgą baśni. Czarował moją fantazję, już wtedy estetyczną, fantazję układacza wierszy,
zaspokajał głód dziwności, tak jak dawniej Tysiąc i jedna noc. Wyrosłem już z dzieciństwa, a
opowieści arabskie uważałem, zgodnie z opinią nauczycieli, za lekturę naiwną, nie pozwoliłbym sobie
wtedy na dawne upojenie i zachwyt nad Panem Tadeuszem przesłaniało mi pośredniością doznanie
lektury właśnie fantastycznych baśni z dzieciństwa. Baśni już „nie uznawałem", a tu nagle największy
poemat polski działał jak baśń. Zachwycałem się więc jakby wtórnie i zarazem zachwyt ten był jakby
podwojony, niepodobny do radości, jaką mi dawały wszystkie inne przedtem przeczytane książki.
Nierzeczywistym, baśniowym wydawało mi się wszystko w tym poemacie: ludzie i przyroda,
zdarzenia i rzeczy. Jedynie dworek Soplicowski mogłem łatwo umiejscowić na ziemi, obok wielu
widzianych dworów w okolicy. Ale Gerwazy, w Półkozicach i ze Scyzorykiem, Kropiciel, Brzytewka,
nawet Sędzia, w kontuszu i pasie słuckim, byli nie z tego świata. Nie widziane nigdy akcesoria
zanikłego świata odsuwały w bajeczne czasy najpospolitsze sceny. Nie dostrzegłem tej rzekomej
powszedniości, epickiej przeciętności rodem z Hermana i Doroty; tęcza rozpięta nad
„wieprzowatością" przemieniała mi ludzi i zdarzenia w baśń. Obyty z przyrodą na wsi, nie poznawałem
jej w opisach Mickiewiczowskich; brałem przecież nieraz udział w sadzeniu rozsady, obserwowałem,
jak zwijała się w głowy, uczestniczyłem jesienią w rąbaniu kapusty, ale na Litwie ta kapusta była
nadzwyczajna:
Tu kapusta, sędziwe schylając łysiny,
Siedzi i zda się dumać o losach jarzyny;
Zabawna i mądra, jak w bajkach. A jak fantastyczne były tam drzewa, tak poplątane z obrazem
ludzkiego świata, że trudno sobie wyobrazić, żeby trzymały się jednego miejsca, jak zwyczajne
drzewa:
1
40238507.002.png
Drzewa i krzewy liśćmi wzięły się za ręce,
Jak do tańca stojące panny i młodzieńce,
Tę pierwszą „konkretyzację" estetyczną dzieła sprawdziłem po latach. W roku 1940
przeczytałem Pana Tadeusza na nowo, przygotowując we Lwowie wystawę mickiewiczowską. Ostatni
zajazd na Litwie, mimo że jego dzikowski rękopis miałem w rękach i byłem świadkiem protokolarnie
stwierdzającym stan i dokonaną konserwację, wydał mi się poematem o takiej zaprzeszłości, jak np.
Odyseja. Pradawny, odsunięty w legendę, dziecięconaiwny, wesoły świat baśni.
Niewątpliwie takiż artystyczny zamiar kierował piórem tęskniącego poety; pragnął opisać
piękność kraju lat dziecinnych w całej ozdobie, jak bajeczny żuraw przenieść słowem po słowie
wspomnienie dzieciństwa w świat legendy. Taki był najpierwszy zamiar poety i choć poemat się
rozrósł, pogłębił i zachmurzył dramatyczną sprawą Jacka Soplicy, pragnienie zrodzone z tęsknoty
promieniowało na wszystko, czego opisem swoim dotknął. Dlatego to w tej cudnej epopei przeszłość
takimi tęczami zachwyca i takim różanym zachodzi obłokiem.
Jak się to dzieje, że ta „historia szlachecka" działa jak księga baśni? Przecież nie tylko dlatego,
że ukazuje ostatnich szlachciców, świat zaginiony, że od wieku już nie widzi się ludzi w kontuszach,
pasach słuckich i przy karabeli, ucztujących, polujących, sejmikujących. Wedle pierwszego zamysłu
„poema sielskie" miało dać obraz dawnego obyczaju, miało być, na wzór Goethego, podniesieniem do
poezji powszedniości i zwyczajności życia. Ale w ciągu pisania tęsknota od pierwszej księgi
wyzłacała krajobraz dzieciństwa fabuła prześwietlona humorem pęczniała od anegdot, zabawnych i
niezwykłych „historii", rarytasów. Zwyczajność zmieniała się w nadmiar, w obfitość taką, o jakiej
prawią w baśniach. Codzienne obiady i wieczerze dzieją się w Panu Tadeuszu tak obszernie, jakby
były najważniejszą czynnością dnia, a dzień jednym ciągiem zabaw i ucztowania. We wspomnieniu
sielskiego dzieciństwa każdy dzień przemieniał się w święto. Nad Goethem wziął górę Walter Scott;
Mickiewicz dla uniezwyklenia minionego świata gromadził z upodobaniem typy oryginałów, zbierał
ostatnie egzemplarze starodawnej Litwy. Przecież z wyjątkiem Tadeusza i Zosi wszystkie postaci
epopei to oryginały, dziwacy serdeczni i zabawni, a ponad tymi „charakterowymi" głowami i
półgłowami góruje nadzwyczajna, jak z legendy, postać Jacka, świętego pokutnika. Jak w królestwie
bajki wśród zabawnych, złośliwych i dobrotliwych gnomów nadzwyczajny bohater, ratujący biedną
sierotę.
2
Mówi się o realistycznym stylu poety, lecz jak swoisty jest ten realizm! Poeta określił
bohaterów tylu ostrymi rysami charakterystycznymi, że postaci przechylają się albo ku karykaturze,
albo ku legendarnej niezwykłości. Dla ukazania całej ozdoby przyrody ojczystej gromadzi w
krajobrazie kwiaty kwitnące w różnych porach roku maki kwitną w Panu Tadeuszu w porze koszenia
otawy. Zagęszcza i wyjaskrawia barwy, przerysowuje kontury nie tylko dla dobitności, ale przede
wszystkim po to, by uniezwyklić kraj wspomnień, przenieść go w świat poezji, pojętej jako „wieść
gminna", baśń.
Tych tęcz piękności, o których mówił Słowacki, tego zaczarowania przyczynia walnie
wieprzowatej szlacheckości sposób opisu przyrody, tyle sławione krajobrazy w Panu Tadeuszu. Jakże
dalekie są one od rozwijanych jakby w sprawozdawczej lustracji szczegółów w Hermanie i Dorociel W
stylu opisowym Mickiewicza uderza wszędobylska i wszechwładna maniera uczłowieczania,
ustawiczna personifikacja. Poza opisem dworku Soplicowskiego na początku księgi I trudno znaleźć
opis, w którym by człowiek jako składnik porównania nie wchodził w samą formę opisu, w którym by
drzewo było drzewem tylko, a nie brzoząkochanką z małżonkiem swym grabem, w którym by
karczma nie upodobniła się do modlącego się Żyda, harbuz nie był zarazem otyłym jegomościem, a
purchawka pieprzniczką itd., itd. Stawy, struga, niebo i ziemia, słońce i gwiazdy cały świat został w
obrazowaniu poetyckim przebrany za człowieka. Sprawia to wrażenie jednej wielkiej bajki. W ogóle
spraw dziejących się w epopei przyroda potraktowana jest poetycko jako element fantastyczności,
baśniowej niezwykłości.
Ileż baśniowych opowieści zgromadził Mickiewicz w swoim dziele! Nie tylko najdrobniejszy
szczegół przyrody ujęty jest tak jak w bajce, warto zwrócić uwagę, że obrazując całość żywiołów sięgał
po interpretację baśniową; dość wspomnieć astronomię Wojskiego, według baśni ludowej
ukształtowany obraz nieba, który Mickiewicz aprobuje przeciw z nauki czerpanej interpretacji
40238507.003.png
Tadeusza, i baśniowy wyraz, jaki dał historycznej wiośnie 1812 roku. Kulminuje takie właśnie
spojrzenie na przyrodę w obrazie samego wnętrza żywiołu przyrody litewskiej, w opisie matecznika.
Tak powstał w Panu Tadeuszu świat na pół serio, na pół żartem, serdeczny a zabawny,
przechylony w krainę baśni, w zamierzchły ostęp fantastycznej zabawy i fantastycznej tragedii, tyleż
realny i tyleż zmyślony co Odyseja lub Don Kichot.
Bo jakże to bywa w historii literatury z tym dążeniem do stylu realistycznego, z wymogiem
prawdy, z żądaniem wiernego obrazu rzeczywistości? Był czas, kiedy powieść Lejbę i Siora była w
porównaniu z adobną Paskwaliną niezwykle śmiałym, realistycznym ujęciem tematu. Nic się tak nie
starzeje jak pojęcie o wiernym odtwarzaniu rzeczywistości. Nawet realizm Flauberta wydaje się dziś
ciasny, bo dostatecznie nie ukazuje społecznego podłoża drobnomieszczańskiego dramatu pani Bovary.
W miarę jak umysł ludzki zdobywa coraz więcej obiektywnych sprawdzianów rzeczywistości, nasze
wymogi pod adresem epiki, prozy opisowej i interpretującej rosną. Stare obrazy epickie tracą na sile
sugerowania wizji świata zgodnej z rzeczywistością i albo jak Don Kichot stają się symbolami pewnej
zasadniczej postawy wobec świata, albo pozbawione tej „typologii" wyobrażeń twórczych, idą na skład
nieużytecznej rupieciarni w starym domu historii literatury, albo tracąc stopniowo w odczuciu
czytelników na zgodności ze światem rzeczywistym, oblekają się w kolory baśni.
Dziś wymagamy od romansopisarza niesłychanie wiele, nie zajmują nas dzieje kochanków ani
osobiste perypetie powieściowych ludzi, nie nasyci naszego głodu skrzętne zgromadzenie realiów,
żądamy więcej. Demonstracji na zgromadzonych przykładach tez określonej filozofii kultury; nie
wystarcza zgodne z doświadczeniem a kompozycyjnie wymowne zgrupowanie zdarzeń, chodzi o
ukazanie ich sensu obiektywnego. Czy rosnąca ciągle wysokość wymagań nie zahamuje rozwoju
romansu na rzecz eseju, rozprawy, literatury pamiętnikarskiej i dokumentarnej? Wrócimy wtedy do
takich wielkich wizji, jak Pan Tadeusz, Odyseja, od powieści wrócimy do epopei.
Dawne romanse ubajecznia też staroświecka ich technika, naiwność schematów znanych na
wylot, tak jak w bajce, gdzie zwierzęta zawsze poprzebierane są za ludzi. Szczególnie wyraźny
schemat Walterskotowski bawi nas i śmieszy jak stara zabawka i przenosi w dzieciństwo wyobraźni
powieściowej. Ze schematu tego występują ostre kanty i sprężyny, czytelnik w lot się orientuje, jakimi
sznurkami autor porusza swoje figurki. Ludzie grupują się parami, na prawie kontrastu i podobieństwa,
wątki splatają się wzajemnie wszystko to bawi jak w bajce, uniezwykla, odrealnia treść zdarzeń i
samą formą uwydatnia humor, z jakim poeta traktuje swój przedmiot. Jeśli Mickiewicz posłużył się
modnym naówczas schematem kompozycyjnym Walter Scotta, a nie Homera te cele miał na
względzie. Tak przenosił od razu swoją historię szlachecką w krainę nieprawdopodobieństwa.
W miarę jak oddalamy się od czasów ostatniego zajazdu na Litwie, poemat Mickiewicza będzie
dziwniał i zamieni się w baśń tak nierzeczywistą jak Odyseja. Czymże już dzisiaj, w epoce bomby
atomowej, jest bitwa, w której używano maczug i szpontonów, w której rozstrzyga tak zabawnie
wprowadzona do bitwy sernica, jak nie ucieszną bajką dla dorosłych. Jakąż grozą, w przeciwieństwie
do tej zabawnej bijatyki, pełnej jarmarcznego ruchu, zamaszystej gestykulacji i heroikomicznych
epizodów, bije od opisu bitew w Iliadzie. W ciągu wojny przeczytałem po raz drugi dwa wielkie dzieła
o wojnie: Homera i Tołstoja. Znam powieści o pierwszej wojnie światowej. Ale z żadnego dzieła
opisującego wojnę nie uderzyła we mnie taka w jednym błysku ukazana okropność i zabijania, i
umierania na wojnie jak z Iliady. Powtarzają się tam obrazy walki nad poległymi bohaterami. Jak
straszliwie ostra wizja bitwy: padł wojownik, „trafiony tam, gdzie szyja łączy się z tułowiem, i ustami
wyzionął życie", jak krótko i surowo stwierdza Homer i oto już nie o sprawę żywych, ale o tego trupa
wre najzacieklejsza walka. Bitwa o trupa, czyż może być okrutniej ukazany demon wojny oszalały
Diomedes! W Panu Tadeuszu bitwa nie ukazuje okrutności zabijania, jest wesoła, nierzeczywista,
bajeczna, skomponowana ciekawie, cudownie. Choć Sienkiewicz też lubował się w scenach
batalistycznych dla ich piękna chciałoby się rzec Matejkowskiego, jakże mu daleko do pełnych
humoru i ruchliwych scen bitwy w Panu Tadeuszu!
Znikły ostatnie Soplicowa na ziemiach polskich i tylko z opisów w Panu Tadeuszu dzieci nasze
będą się dowiadywały o minionej historii szlacheckiej. Wszystkie składniki tej epopei, które jeszcze w
XIX wieku, mimo wyraźnej tendencji do ich ubajecznienia, miały styczność z życiem żywych
przemienia się w nadzwyczajne przygody wielkiej baśni. Na przykład uwłaszczenie włościan: rzucenie
w przyszłość takiego obrazuprogramu miało w swoim czasie wymowę społecznopolityczną, ale nie
3
40238507.004.png
przygotowane w toku całego poematu działa artystycznie, teraz i wtedy zapewne, jako jeszcze jedno
różowe, bajeczne, w czasie uczty wypite „Kochajmy się!" Albo elementy wzięte z mitologii
chrześcijańskiej. Poeta traktował je niekiedy świadomie ornamentacyjnie i baśniowo, tworząc na
przykład nie istniejące święto Matki Boskiej Kwietnej. Nawet tam, gdzie odzywa się nieuśmiechnięty
chrześcijanin, to jest w spowiedzi Jacka, nie omieszkał skroni umarłego ozdobić promykami
wschodzącego słońca, jak aureolą. Czyż czytając: „Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy...",
nie słyszymy już tego wezwania tak jak Homeryckiej inwokacji: „Bogini, opiewaj gniew Achillesa"?
Obrazek jasnogórskiej Muzy, oprawiony w poemat, ocaleje w wyobraźni potomnych jako, być może,
jedyny trwalszy w naszej poezji obraz z jakże ubogiej w porównaniu z helleńską mitologii
chrześcijańskiej.
Są zadawnione tendencje historyków literatury, by na Pana Tadeusza patrzeć jak na epopeję
narodową, skarbnicę wiedzy patriotycznej, katechizm cnót. Lecz czy Pan Tadeusz jest w istocie takim
zwierciadłem jak się to mówi ducha narodu? I dawniej podnoszono zastrzeżenia przeciw temu, a i
nowsze uwagi Boya o majątkowych kombinacjach Sędziego i Jacka i zwłaszcza krytyka J. N. Millera
ostrzegają przed zbyt drobiazgowym wnikaniem w wartość etyczną bohaterów. Sens moralny poematu
leży głębiej i nie da się sprowadzać do katechizmowych przykazań. Również byłoby brakiem
wyobraźni i szkolną łopatologią widzieć w tej epopei tylko nakaz walki o wolność, poświęcenia się dla
ojczyzny itp. oczywiste rzeczy, które głosiła zawsze cała poezja polska.
Wartość wychowawcza Pana Tadeusza jak każdego wielkiego dzieła jest trwalsza, wynika
pośrednio z materii wyobraźniowej poematu; porywając codzienność w świat baśni, radując i bawiąc
bajecznymi, buńczucznymi i barwnymi postaciami dzieło to nadaje niebywały rozmach naszej
fantazji, usposabia nas do bujnego i pełnego życia umysłu i serca, i przez dalsze pośrednie ogniwa
oddziaływania duchowego uczy nas nie uczy wprawia nas w dzielność. Pan Tadeusz to polonez
wyobraźni narodowej. Działa jak polonez Chopina, i to jego największa chwała.
ROGOWEJ ARCYDZIEŁO SZTUKI
...Róg jak wicher wirowatym dechem
Niesie w puszczę muzykę i podwaja echem.
(Z Pana Tadeusza)
Zapewne, pierwsze wrażenie, jakie wywiera dzieło sztuki, nie może być podstawą ostatecznej oceny
dzieła. Krytyk rzetelny wgłębia się w utwór nie jednym spojrzeniem, słucha poematu nie raz. A krytyk
doskonały patrzy i słucha tak, ażeby każde dalsze wrażenie, jakim darzy go utwór, było równie świeże
jak wrażenie pierwsze. Ten czyta dobrze poemat, kto czytając po raz któryś, przeżywa go jak utwór
jeszcze nie znany; kto za każdym razem odkrywa w tekście coś, czego przedtem nie
dostrzegł.
Jak jednak bywa miłość od pierwszego spojrzenia, i to miłość trwała, wtedy kiedy to pierwsze
spojrzenie nie tylko oczarowało, ale i nieomylnie przejrzało przedmiot oczarowania tak nieomylnym
bywa pierwsze wrażenie wielkiego poety. Co po pierwszym zetknięciu się z Panem Tadeuszem uznał
Słowacki za cudowne, co wyniósł nade wszystko? Pierwszą wiadomość o świeżo przeczytanym Panu
Tadeuszu podaje w liście do matki z 18 grudnia 1834 r. Każde zdanie o poemacie jest w tym liście
przenikliwe i tak trafne, że mogłoby stać się punktem wyjścia do rozprawy krytycznej. Co więc
Słowackiemu podobało się najbardziej? „Nade wszystko jest w tym poemacie opis łowcy dmącego w
róg myśliwski, cudowny opis trochę mi przypomniał pana Jakuba trąbiącego w lesie, i drugi, opis
Żyda grającego na cymbałach, także prześliczny..." Największe więc wrażenie na Słowackim zrobił
koncert Wojskiego. Obok tego opisu „łowcy dmącego w róg myśliwski" postawił Słowacki opis
grającego na cymbałach Jankiela. Te dwa koncerty uznał Słowacki za to, co najpiękniejsze w Panu
Tadeuszu – zwłaszcza koncert Wojskiego, bo nazwał go cudownym.
Taki sąd Mozarta mowy polskiej obowiązuje. Słowacki miał słuch mowy absolutny, jeśli więc
opis gry Wojskiego uznał za najpiękniejszy, na ten epizod Pana Tadeusza powinni byli zwrócić uwagę
wersologowie, muzycy, poeci i wszyscy czytelnicy. On ma budzić największy zachwyt, bo jest
cudowny. Orzecznik „cudowny" weźmiemy tu w znaczeniu najbliższym intencji Słowackiego, jeśli
4
40238507.005.png
koncertowi Wojskiego przypiszemy doskonałość więcej niż ściśle poetycką, to znaczy taką, że język
przekracza w nim sam siebie, że wiersz w tym koncercie gra. (Nastręcza się tutaj przypomnienie
określenia „poezja czysta", o czym przed wojną rozprawiano niemało). Jest to koncert mowy, muzyka
dobyta ze słów, z melicznych wartości wiersza.
Zapędziłem się, tak sobie tłumacząc opinię Słowackiego, największego słuchowca w naszej
poezji. Przecie koncert Wojskiego jest opisem muzyki programowej: chodzi o „łowów historyję
krótką"; Wojski opisuje swoją muzyką granie psów, strzelanie, wycie wilka, ryk niedźwiedzia,
beczenie żubra. „Muzyka spełnia tu rolę epicką, nie ściśle muzyczną; opowiada o rzeczywistości
starając się naśladować jej głosy, podobnie jak to czyni Beethoven w drugiej części Symfonii
pastoralnej, gdy naśladuje głosy kukułki, słowika i przepiórki" powiada Konrad Górski (Muzyka w
opisie literackim).
Tak jest, muzyka Wojskiego jest naśladowczoopisowa; nie jest celem sama dla siebie, lecz
środkiem do przekazania treści pozamuzycznych. Trzeba tu jednak odróżnić dwie kwestie. Po
pierwsze: opis tej gry na rogu nie jest zdaniem sprawy z wrażeń muzycznych płynących z utworu
istniejącego; improwizację Wojskiego na rogu wymyślił sam poeta. (Nie tak jak w koncercie Jankiela,
gdzie opisuje wykonane na cymbałach pieśni żołnierskie i polonez Trzeciego Maja). Ta więc „muzyka"
istnieje tu tylko o tyle, o ile jej treść dźwiękową poddaje dźwięk i zestrój sylab, melodia, barwa,
harmonia, rytm słów, zdań i zespołów zdań. Opis „muzyki" Wojskiego jest więc w istocie rzeczy tym,
co przenośnie można nazwać „muzyką wiersza". Bo po wtóre nie chodzi tu o imitację głosu
zwierząt, ale o opis imitacji taki, żeby stał się jak muzyka dźwięczny.
Do niedawna można było powiedzieć, że ta metaforyczna „muzyka mowy wiązanej" nic nie
miała wspólnego z muzyką bez przymiotnika. Ale od czasu muzyki konkretnej, od czasu
równouprawnienia szmeru z dźwiękiem, z tonem, wolno nam posłuchać tych czterdziestu wierszy
Pana Tadeusza jako utworu muzycznego. Na Biennale Poezji w KnokkeleZoute słyszałem przed laty
nowe próby pisania „muzyki do słów". Odbiegały tak dalece od dziewiętnastowiecznej praktyki, w
której słowo było tylko pretekstem, pobudką do kompozycji muzycznej opowiadającej wrażenie, jakie
wywarł na kompozytorze tekst poetycki, że można mówić o dokonanej rewolucji także w tym rodzaju
twórczości muzycznej. Słyszałem nie pamiętam już, czyje utwory, w których nastąpiła prawie
całkowita integracja słowa i muzyki. Szmery spółgłosek zostały wyzyskane jako elementy kompozycji.
Muzykę pisze się więc teraz nie tylko na samogłoski, ale i na spółgłoski. Co więcej: w tych
eksperymentach szmer spółgłoski zdawał się mieć większe znaczenie niż dźwięk towarzyszący w
sylabie samogłosce. Jak daleko odbiegliśmy od belcanta! Muzyk współczesny szuka tekstów
literackich „szorstkich", a nie gładkich i lekkich.
Nie mam, niestety, możności śledzenia, jak w muzyce dzisiejszej postępuje ten proces
jednoczenia brzmienia słowa z brzmieniem muzycznym. Zdaje się jednak, że mówiony tekst koncertu
Wojskiego można tak nagrać bez „ilustracji" muzycznej iż jego charakter muzyczny nie ulegałby
wątpliwości. (Może tak lub podobnie jak tekst Mallarmego podany do interpretacji śpiewnej przez
Pierre Bouleza). Może zresztą fantazjuję tu nieco przedwcześnie, ale chyba nie od rzeczy? W epoce
Johna Cage'a gdzież są granice tego, co muzyczne, a co niemuzyczne? Muzyka zbliża się dziś i do
ciszy, i do słyszalności wszystkiego, co nie tylko dźwięczy i brzmi, ale co szemrze i trzaska.
*
Jak przystało na poemat humorystyczny i baśniowy dwa koncerty wykonane w Panu
Tadeuszu przez ludzi są osobliwe, niepodobne do koncertów zwyczajnych. „Jest to poemat zupełnie
innego rodzaju niż wszystkie dotąd Adama utwory" pisał do matki Słowacki. Istotnie, nawet muzyka
jest w Panu Tadeuszu zupełnie innego rodzaju niż w Dziadach. Tam uwertura do Don Juana Mozarta i
Weber tu mowa nawet o koncertach zwierząt: grają żaby, kaczki i indyki odzywają się chórem. Nie
słyszymy ani razu muzyki z pokoju Zosi, w którym stoi fortepian i gdzie Tadeusz zauważył nuty. O
kapeli wojskowej grającej poloneza jest wzmianka zaledwie. Ale bawoli róg, w który dmie Wojski, tak
nadzwyczajnie, jak w bajce, grubieje i cienieje, że Wojski uderza w hymn triumfu! Niesiona echem
pieśń tworzy coraz doskonalszą muzykę, niknącą „gdzieś na niebios progu". Tyle wzniosłości z
bawolego rogu...
To przedziwne: ten bawoli róg, na który na początku epizodu, kiedy Wojski „oburącz do ust go
przycisnął, wzdął policzki jak banię", skłonni jesteśmy patrzeć uciesznie, z humorem, jak na wszystkie
5
40238507.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin