Rosamunde Pilcher - Błękitna sypialnia.pdf

(392 KB) Pobierz
178459671 UNPDF
Rosamunde Pilcher
Błękitna sypialnia
178459671.002.png
Rozdzia ł 1
W kilka sekund po wylądowaniu na lotnisku w Indianapolis Maggie
zorientowała się, że nie jest to miejsce, w którym można uniknąć tłumu,
szczególnie w piątkowy wieczór, kiedy dźwiga się śpiwór, grubą alpakową
kurtkę, torebkę i duży worek z rzeczami, ważący chyba ze trzy tony.
Po długim czasie znalazła się wreszcie przy wyjściu. Opuściła na ziemię
swoje toboły, odgarnęła z czoła spoconą grzywkę i zaczęła się rozglądać.
Mimo wysokich obcasów trudno jej było zobaczyć cokolwiek ponad
głowami tłumu, gdyż mierzyła zaledwie metr sześćdziesiąt dwa wzrostu.
Dokoła niej kotłowały się ludzkie ciała. Jakże żałowała, że nie ma pojęcia,
jak właściwie wygląda Michael Ianelli.
Przygryzła dolną wargę. Wcale nie miała ochoty na poznanie tego
człowieka. Nie było w tym nic osobistego. Z wielu rozmów telefonicznych
zorientowała się już, że wcale nie jest niesympatyczny. Ianelli miał,
przynajmniej przez telefon, głos miękki jak roztopione masło, lecz mimo to
emanowała z niego stanowczość, nie mówiąc już o wręcz zniewalającym
poczuciu humoru. Był uprzejmy, ale wcale nie krył, że nie ma najmniejszej
ochoty dzielić się spadkiem z nie znaną mu osobą i że jazda z odległej od
Kalifornii o kilka tysięcy kilometrów miejscowości ma dla niego mniej
więcej taki sam powab, jak operacja wyrostka robaczkowego.
Maggie dała mu niedwuznacznie do zrozumienia, że dzieli jego
odczucia. Kiedy postępowanie spadkowe zakończyło się, Ianelli
zaproponował, by poświęcili jeden krótki weekend, obejrzeli sobie
posiadłość, która przypadła im w udziale, i zaczęli załatwiać formalności
niezbędne dla sprzedania jej. Telefoniczna rozmowa na ten temat odbyła się
przed miesiącem. Maggie zgodziła się na propozycję Ianellego. Ostatecznie,
cóż innego można było zrobić z połową majątku składającego się z
dziewięćdziesięciu akrów ziemi i jakiegoś domu, położonego w
zapomnianej przez Boga i ludzi okolicy? Nic.
W ciągu miesiąca, jaki upłynął od tego czasu, postanowienie to nie
zmieniło się, zmieniło się natomiast całe jej życie i obraz odległej samotni
nabrał dla niej nowego znaczenia. Poznanie obcego człowieka natomiast
bynajmniej jej nie pociągało.
178459671.003.png
Maggie zaczęła się niecierpliwić. Ianelli powinien był przylecieć dwie
godziny temu. Tak wynikało z rozkładu jazdy. Gdzież się, u licha,
podziewa? pomyślała.
Nagle go zobaczyła... Stal tuż przy wyjściu na parking.
Ogarnęła ją złość.
Prawdę mówiąc, powinno jej być obojętne, czy Ianelli jest przystojny,
czy też zezowaty i garbaty. Chociaż, szczerze mówiąc, wolałaby, żeby był
brzydki jak noc. Sięgnęła po jedną ze swoich toreb i uśmiechnęła się
kwaśno. To, że facet jest przystojny, nie jest w końcu jego winą, pomyślała.
Ani to, że wygląda jak uosobienie męskości i krzepy. Teoretycznie nie miała
nic przeciwko tym cechom. Tyle że właśnie mężczyźni jemu podobni
stanowili przyczynę jej obecnego stanu ducha.
Powinna się była spodziewać, że Ianelli będzie smagłym brunetem o
ciemnych oczach. Jego nazwisko niedwuznacznie wskazywało na włoskie
pochodzenie.
Był szczupły, lecz muskularny; emanowała z niego ogromna energia.
Miał silne, szerokie ramiona. Robił wrażenie człowieka niecierpliwego, nie
potrafiącego ustać na miejscu. Trudno byłoby nie zauważyć go w tłumie,
wpaść na niego przez przypadek. Chociaż były zapewne dziewczyny, które
czyniły to z pełną premedytacją tylko po to, żeby go potem serdecznie
przeprosić.
Miał na sobie dżinsy, czarny sweter i krótką skórzaną kurtkę. Ciemnymi
oczami, spod łuków gęstych czarnych brwi, uważnie lustrował tłum. Jego
wzrok prześlizgnął się po twarzy Maggie.
Nie zdziwiło jej to. Wiedziała, że nie przyciąga uwagi mężczyzn,
szczególnie wśród wielu innych kobiet.
Jednakże zadrżała pod jego intensywnym, choć przelotnym spojrzeniem.
Wyjaśniało ono aż nazbyt dobrze, dlaczego zakonnice wbijały jej do głowy,
by zawsze ściskała kolana w czasie zdawkowego nawet pocałunku. Ten
człowiek był istnym wcieleniem grzechu. Pokusy. Wszystkich tych
przyjemnych uczuć, które rodziły później poczucie winy.
– Panna Flannery? – zapytał, a raczej stwierdził i uśmiechnął się
przelotnie.
Maggie rozluźniła się. Poczuła coś w rodzaju smutku, pomieszanego z
pewnym rozbawieniem. Znała ten uśmiech. Mężczyźni rezerwują go
zazwyczaj dla swoich ulubionych siostrzenic.
178459671.004.png
Wszyscy mężczyźni przy pierwszym poznaniu traktowali Maggie
zazwyczaj z sympatią, uprzejmością, a nawet pewnym szacunkiem. Nie była
pewna, dlaczego. Może dlatego, że przypominała smukłością, piegami na
nosie i burzą gęstych kasztanowych, opadających na ramiona włosów,
młodą Audrey Hepburn. Powinno ją to było cieszyć. Tak zareagowałaby w
każdym razie większość dziewcząt. Ale Maggie miała inny pogląd na ten
stan rzeczy. Jej dotychczasowe życie uczuciowe nadawało się jako materiał
do powieści dla dorastających dziewcząt. Na jego podstawie mogłaby
śmiało ubiegać się o kanonizację. Na przykład ostatni przyjaciel, Al, przez
bite trzy miesiące obchodził się z nią jak z filiżanką z chińskiej porcelany.
Cztery tygodnie temu przyznał, jak mógł najtaktowniej, że woli fajansowe
kubki.
Al nie był ważną postacią w życiu Maggie, uważała go po prostu za
ostatnią deskę ratunku. Przed nim było jeszcze kilka takich desek. Doszła do
wniosku, że mężczyźni już zawsze będą ją traktowali jak kruchą laleczkę z
porcelany. Na pewno nie tego chciała.
Uśmiech Ianellego, pełen szacunku, zapewniający o jego czystych
zamiarach, dotknął ją do żywego.
Miała ochotę uspokoić go, że nie ma się czego obawiać. Nie rzucam się
na obcych mężczyzn, chciała powiedzieć, chociaż muszę przyznać, że nawet
w zakonnicy potrafiłbyś wywołać rozkoszny dreszczyk.
– Zaczęłam się już trochę niepokoić... – uśmiechnęła się.
– Przykro mi, ale zepsuł mi się wynajęty samochód. Jak udał się lot?
– Dziękuję. Doskonale.
– Przyleciałem dwie godziny temu i zdążyłem zjeść kolację. Czy
miałaby pani ochotę na małą przekąskę, zanim wyruszymy w drogę?
– Dziękuję, jadłam w samolocie. Coś opakowanego w folię i raczej
niesmacznego. Samochód jest już w porządku?
– Kilka dolarów załatwiło sprawę. Mamy przed sobą długą jazdę. Czy
chciałaby pani pójść do toalety i odświeżyć się nieco?
– Nie, dziękuję.
Taką rozmowę mogłabym prowadzić z własną matką, pomyślała
Maggie. Tyle że mama niema szerokich ramion i bezczelnych oczu i nie
emanują z niej niebezpieczne fluidy. Niezły numer z tego Ianellego,
pomyślała Maggie.
Jednakże uścisk dłoni Mike'a dawał poczucie bezpieczeństwa i
178459671.005.png
świadczył o braterskiej przyjaźni.
– Czy porozumiał się pan z dozorcą?
– Tak, ale bez większego rezultatu. Mamy problem z pogodą, Maggie.
Ianelli zaczął zapinać kurtkę i Maggie sięgnęła po swoją. Spojrzała
przelotnie na jego muskularną pierś i zorientowała się, że on także patrzy na
jej mizerny biust. Zaczęła zastanawiać się, czy gdyby kazała sobie
wstrzyknąć silikon, całe jej życie nie potoczyłoby się inaczej.
Weź się w garść, Maggie, powiedziała do siebie. Ciesz się, że ten facet
jest przynajmniej komunikatywny i że się nie zgrywa.
– Co z pogodą? – zapytała niezobowiązującym tonem. – W czasie
lądowania zauważyłam, że pada śnieg...
– Obawiam się, że zbliża się śnieżna burza. Czy ma pani jeszcze jakieś
bagaże do odebrania?
– Nie – odparła sucho.
Zauważyła, że u jego stóp leży tylko zwinięty śpiwór. Widać uznał, że to
wystarczy mu na cały weekend.
Maggie z reguły zabierała praktycznie wszystko, co posiadała, nawet gdy
wybierała się na najkrótszą wycieczkę.
– Co pan miał na myśli mówiąc o dozorcy? Jest nim chyba Ned...
– Ned Whistler. Powiedział, że wprawdzie sam dom jest w doskonałym
stanie, ale nie możemy spodziewać się komfortu. Jest elektryczność, ale
tylko zimna woda i, jak się domyślam, będzie kłopot z ogrzewaniem.
– Nic dziwnego, skoro nikt tam od lat nie mieszka. Hej... proszę to
zostawić!
Ianelli podniósł jej worek, zanim zdołała go powstrzymać.
– Jak mogłaś to przenieść przez całe lotnisko? – spytał ze zdumieniem,
mimowolnie przechodząc z nią na „ty". – Waży chyba tonę – roześmiał się.
– Siła woli – oświadczyła Maggie z dumą.
Co tam, pomyślała. Inna kobieta zapewne zapakowałaby na weekend z
facetem tylko jedwabną koszulkę nocną. Ale ona, Maggie, była przezorna.
Zaopatrzyła się w masło fistaszkowe, kawę, sztućce, banany, harcerski
scyzoryk, mydło, ręcznik i wiele innych rzeczy.
– Po naszych telefonicznych rozmowach powinienem był być na
wszystko przygotowany – śmiał się Ianelli. – Ale posłuchaj, Maggie. Może
należałoby nieco zmienić nasze plany.
– Dlaczego?
178459671.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin