Lofi - Czasu coraz mniej.pdf
(
1559 KB
)
Pobierz
Czasu coraz mniej…
Lofi
„
Czasu coraz mniej
”
22-08-2010r.
~
2
~
Prawda jest tym, czego nie rozumiemy.
Tym, co nas ciekawi.
Tym, czego si
ę
boimy...
16 lipca 2007, poniedzia
ek.
Obudzi
am si
ę
10 minut przed budzikiem nastawionym na 6
15
. Norma. Ka
ż
dego dnia ten czas
po
ś
wi
ę
ca
am rozmy
ś
laniom nad czym
ś
, co mnie trapi
o, a du
ż
o tego by
o. Najcz
ęś
ciej zastanawia
am si
ę
, co by
by
o, gdyby moi biologiczni rodzice si
ę
mn
ą
zajmowali. Chcia
am wiedzie
ć
jak wygl
ą
daj
ą
, jacy s
ą
, czy jestem do
nich podobna. My
ś
l
ę
o nich odk
ą
d dowiedzia
am si
ę
,
ż
e opiekuj
ą
si
ę
mn
ą
obcy ludzie, czyli od samego
pocz
ą
tku jak zrozumia
am sens tych s
ów.
Tak w
a
ś
ciwie to nazywam si
ę
Nikola Malczewska, zaczynaj
ą
c zapisywa
ć
swoje historie mia
am 16 lat i
ż
adnych kole
ż
anek ani
ż
ycia prywatnego. W domu same obowi
ą
zki i zasady, do których koniecznie musia
am
si
ę
stosowa
ć
. Mieszka
am z macoch
ą
Edyt
ą
, ojczymem Micha
em i ich prawdziw
ą
córk
ą
Go
ś
k
ą
. Zaczn
ę
od
Edyty. Mia
a 37 lat, bardzo szybko zasz
a w ci
ążę
. Z wygl
ą
du przypomina
a blond gwiazd
ę
porno, pod
ka
ż
dym wzgl
ę
dem. St
ą
d te
ż
liczne kosmetyki w ka
ż
dym k
ą
cie w domu, ubrania te
ż
nie mie
ś
ci
y si
ę
w kilku
szafach. Zawsze musia
a by
ć
modna i na czasie, niezale
ż
nie od sytuacji chcia
a wygl
ą
da
ć
atrakcyjnie i by
ć
podziwiana nie tylko przez swojego narzeczonego. Tak,
ś
lubu nie mia
a, ale nie przeszkadza
o jej to, w
a
ś
ciwie
by
o to jej na r
ę
k
ę
, nie musia
a chowa
ć
obr
ą
czki jak tylko przyjecha
do niej jaki
ś
nowy f acet podczas
nieobecno
ś
ci Micha
a. Go
ś
ka podobna do matki. Odziedziczy
a po niej nie tylko wygl
ą
d, ale i charakter.
Obie by
y inteligentne, tyle
ż
e wykorzystywa
y to w z
ym celu. Kr
ę
ci
y si
ę
w towarzystwie bogaczy. Go
ś
ka
nabiera
a coraz widoczniejszych kobiecych kszta
tów, by
a podziwian
ą
i najpopularniejsz
ą
dziewczyn
ą
w
klasie. Podobno z jakim przystajesz, takim si
ę
stajesz. W moim przypadku to si
ę
nie sprawdza
o. Od zawsze
by
am szar
ą
myszk
ą
, t
ą
cich
ą
, nikomu nieznan
ą
osóbk
ą
, czarn
ą
owca w domu. No có
ż
, w ko
cu to ja by
am
adoptowana, nie ona. Micha
trzy lata starszy od macochy, przystojny i silny brunet. Umi
ęś
niony m
ęż
czyzna
o gro
ź
nych rysach twarzy. Zawsze si
ę
go ba
am. By
nieobliczalny, stara
am si
ę
nie wchodzi
ć
mu w drog
ę
,
jednak z ca
ej szalonej rod zinki jego ceni
am najbardziej.
Zadzwoni
budzik. Na d
ź
wi
ę
k „kuku ryku” zerwa
am si
ę
z ciep
ego
ó
ż
ka i naci
ą
gaj
ą
c wszystkie mi
ęś
nie
stan
ę
am przed trójk
ą
tnym oknem. Zrobi
o mi si
ę
zimno. Macocha o dziwo ju
ż
nie spa
a. W
a
ś
nie wychodzi
a z
sypialni. Wiedzia
am,
ż
e co
ś
si
ę
szykuje. Podesz
a do mnie w swojej ulubionej seksownej, jedwabnej pi
ż
amce,
oczywi
ś
cie nie pukaj
ą
c do drzwi. Kaza
a mi przygotowa
ć
ś
niadanie dla wszystkich i zrobi
a mi wielk
ą
awantur
ę
,
ż
e nie ma ze mnie
ż
adnego po
ż
ytku. Nie przywi
ą
za
am wi
ę
kszej uwagi do jej s
ów. Gdybym przejmowa
a si
ę
ka
ż
dym takim tekstem, dawno pope
ni
abym samobójstwo. Wróci
a do narzeczonego, a razem obudzili
Go
ś
k
ę
.
Nie byli przyk
adn
ą
rodzin
ą
, ale zawsze wspierali si
ę
nawzajem, du
ż
o rozmawiali, rozwi
ą
zywali ka
ż
dy
problem razem. Trudno by
o tu mówi
ć
o mi
o
ś
ci, ale przywi
ą
zaniem spokojnie mog
am to nazwa
ć
. Czerpali z
siebie korzy
ś
ci, wi
ę
c musieli odgrywa
ć
rol
ę
kochaj
ą
cych si
ę
ludzi. Wszyscy si
ę
na to nabierali, nazywali ich
przyk
adem wspó
czesnej rodziny,
ż
adnych problemów,
adna córka, tylko ja jaka
ś
dziwna.
~
3
~
Musia
o by
ć
co
ś
nie tak. O nic nie pytaj
ą
c nakry
am do sto
u, a sobie wzi
ę
am kanapki do pokoju. Po
oko
o dwóch godzinach w drzwiach stan
ą
Micha
.
- Jedziemydokina. Posprz
ą
taj w domu.
Ca
y on. Krótko, zwi
ęź
le i na temat.
- Dobrze, zajm
ę
si
ę
tym.
Musia
am odpowiada
ć
mu tym samym. Nie lubi
d
ugich wypowiedzi, szczególnie moich. By
o mi to na r
ę
k
ę
, ja
tak
ż
e uwa
ż
a
am,
ż
e co za du
ż
o to nie zdrowo. Oprócz tego do osób otwartych i rozmownych nie nale
ż
a
am.
- Ateraz chod
ź
zemn
ą
.
Wiedzia
am,
ż
e nie mog
ę
odmówi
ć
. Grzecznie wsta
am z krzes
a przy stoliku i zrobi
am to, o co prosi
, o ile
mo
ż
na by
o nazwa
ć
to pro
ś
b
ą
.
W po
udnie by
o ju
ż
po wszystkim. Zosta
am sama. Przygotowanych zaj
ęć
mia
am sporo, wzi
ę
am si
ę
wi
ę
c od razy do roboty. Nie lubi
am odk
ada
ć
wszystkiego na ostatni moment. W pewnym momencie zamar
am
w bezruchu, jakby w oko
o za
ś
wieci
o si
ę
kilkadziesi
ą
t jasnych lamp i przez chwil
ę
nie widzia
am gdzie jestem,
za
ś
lepi
o mnie. Towarzyszy
o temu dziwne uczucie dezorientacji, wiedzia
am
ż
e co
ś
si
ę
sta
o, ale nie
wiedzia
am co. Na szcz
ęś
cie taki stan trwa
tylko u
amek sekundy. Zrobi
o mi si
ę
s
abo, musia
am podeprze
ć
si
ę
o stó
. Nie zd
ąż
y
am doj
ść
do siebie, a zadzwoni
dzwonek do drzwi. Czy
ż
by tak szybko wrócili? Nie, to
nie w ich stylu, poza tym po co mieliby dzwoni
ć
do w
asnego domu? Po drugiej stronie sta
a kobieta. Nie
zna
am jej.
- NikolaMalczewska? – Popatrzy
anamniez politowaniem.
- Tak – i zastanawia
amsi
ę
czegoonamo
ż
eode mniechcie
ć
.
- JestemBarbaraWybia
, policja.
Ukry
am zdziwienie. Co ona tu robi? Rodzice dbali o dobre stosunki z poblisk
ą
komend
ą
. Nigdy nie byli
notowani, nie by
o z nimi
ż
adnych problemów.
- Mog
ę
wej
ść
do
ś
rodka? – Prawiesamasi
ę
wepcha
a.
Moja si
a odpychania i tym razem dzia
a
a niezawodnie. Kobieta trzyma
a si
ę
ode mnie z daleka, jakbym
wysz
a z chlewu, ale tak nie by
o. Usiad
a przy stole.
- Twoi rodzicei siostramiei wypadek.Przykromi – oznajmi
atoz takimspokojem,
ż
eod razu zdradzi
alata
praktyk zwi
ą
zanychzeswoimzawodem.
Jako
ś
znacznie przykro mi nie by
o. Czu
am tylko nieograniczon
ą
pustk
ę
. Co
ś
w stylu wi
ęź
nia, który po
25 latach wyszed
na wolno
ść
i niby cieszy si
ę
, bo od zawsze tylko na to czeka
, ale z drugiej strony czuje si
ę
stracony w
ś
ród wolnych. Tak te
ż
by
o ze mn
ą
. To koniec. Sko
czy
y si
ę
moje obowi
ą
zki, nakazy i zakazy,
wszystkie kary, wys
uchiwanie narzeka
wiecznie niezadowolonych ludzi. Odzyska
am spokój, które go zawsze
pragn
ę
am, jednak nie wiedzia
am, co teraz si
ę
ze mn
ą
stanie.
Smutnej udawa
ć
nie musia
am, zawsze mia
am powa
ż
n
ą
min
ę
, dzi
ę
ki czemu uchodzi
am za z
ą
na ca
y
ś
wiat buntowniczk
ę
. Mia
am przez to wi
ę
cej k
opotów ni
ż
po
ż
ytku. Wszyscy mnie unikali jak ognia. Jak co
ś
si
ę
sta
o, by
am pierwsz
ą
podejrzan
ą
. Nie mia
am kole
ż
anek,
ż
adnych znajomych, siedzia
am sama w
awce.
Nie chcia
am si
ę
zmienia
ć
, lubi
am to, jaka by
am. Sama wybra
am swój styl i nie chcia
am si
ę
z niego
wycof ywa
ć
. To, co mówili i my
ś
leli o mnie pozostali, niemia
o znaczenia. By
am sob
ą
.
~
4
~
- Zapewnechcesz wiedzie
ć
jak dotegodosz
o– chcia
a jak najszybciej wyj
ść
– wjecha
w nichpjanykierowca.
Samochódodrazu wybuch
. Niemieliszans…
Poczu
am wi
ę
ksze spustoszenie. Cz
owiek, dopóki nie us
yszy kluczowych s
ów,
udzi si
ę
,
ż
e jeszcze nie
wszystko stracone,
ż
e to pomy
ka i nic z
ego si
ę
nie sta
o. D otar
o do mnie,
ż
e nie
ż
yj
ą
. Straci
am co
ś
, co
by
o mi obecne od pocz
ą
tku. Co
ś
, do czego zd
ąż
y
am si
ę
przyzwyczai
ć
. Nie lubi
am zmian, a teraz mia
o si
ę
zmieni
ć
wszystko. Zastanawia
am si
ę
, co teraz b
ę
dzie? Policjantka musia
a zauwa
ż
y
ć
mój niepokój, albo co
ś
j
ą
rozdra
ż
ni
o, bo zmierzy
a mnie wzrokiem od góry do do
u i z powrotem.
- Niemartw si
ę
, zadzwoni
amdo twojej ciotki Ank, wszystkimsi
ę
zajmie – musia
aprzynajmniej próbowa
ć
mnie
pocieszy
ć
.
Inne dzieci w takiej sytuacji ton
ę
yby we
zach, ja sta
am tak samo jak przed us
yszeniem tej wiadomo
ś
ci,
ca
kowita powaga, zero u
ś
miechu i zero smutku na twarzy. Ba
ś
ka my
ś
la
a,
ż
e jeszcze to do mnie nie dotar
o i
usi
owa
a unikn
ąć
niemi
ego zako
czenia. Tyle
ż
e zamiast polepszy
ć
sytuacj
ę
, pogorszy
a. D zwoni
a do
ciotki? To zajebi
ś
cie! Ona tak mnie nienawidzi. Nie jak inni, tylko zupe
nie w inny sposób, jakbym wyrz
ą
dzi
a
jej wielk
ą
krzywd
ę
. D la niej wa
ż
na jest tylko praca i Go
ś
ka, a ta w
a
ś
nie straci
a
ż
ycie.
- Spakujsi
ę
. Pojedziesz doWarszawypoci
ą
giem, Ankaodbierze ci
ę
z dworca.
Ciekawe ile b
ę
d
ę
na ni
ą
czeka
ć
… Nigdy nie ma jej na czas jak ma si
ę
ze mn
ą
spotka
ć
.
- Dobrze– potwierdzi
am. Niemia
aminnegowyboru.
Kobieta od niechcenia zaproponowa
a mi pomoc w pakowaniu, ale grzecznie odmówi
am. Nie mia
am
du
ż
o swoich rzeczy. Ubrania zmie
ś
ci
y si
ę
w jednej wi
ę
kszej torbie, a reszta, ta najwa
ż
niejsza, wesz
a bez
problemu do szkolnego plecaka. Zda
am sobie spraw
ę
,
ż
e najprawdopodobniej to moje ostatnie minuty w tym
domu. Wiedzia
am,
ż
e Anka sprzeda wszystko lub zostawi niezu
ż
ytkowane i mnie nigdy nie wpu
ś
ci do tego
domu. Moje dalsze losy sta
y si
ę
jedn
ą
wielk
ą
niewiadom
ą
. Trafi
abym do domu dziecka. Nie chcia
am tego.
Gdybym uwa
ż
a
a,
ż
e sierociniec b
ę
dzie dla mnie dobrym rozwi
ą
zaniem, ju
ż
dawno bym si
ę
tam znalaz
a. Sama
bym si
ę
zg
osi
a, a wszystko po to,
ż
eby nie siedzie
ć
razem z rodzin
ą
zast
ę
pcz
ą
. Pomys
ten nie podoba
mi si
ę
.
Musia
am co
ś
wymy
ś
li
ć
. Aleks mia
przyjecha
ć
dopiero pó
ź
nym wieczorem. W prawdzie mog
am do niego
zadzwoni
ć
, ale chcia
am sobie poradzi
ć
sama.
Policjantka dopilnowa
a abym wesz
a do poci
ą
gu. Przez pó
tora godziny zastanawia
am si
ę
jak dosz
o
do wypadku. Micha
móg
by by
ć
zawodowym kierowc
ą
, je
ź
dzi
bardzo dobrze. Jako kierownik f irmy zarabia
du
ż
o wi
ę
cej, ale nie chodzi
o mi o zarobki, tylko o przekazanie istotnych inf ormacji. Skoro by
takim
niezawodnym kierowc
ą
, dlaczego dopu
ś
ci
do wypadku? Mia
am coraz wi
ę
cej w
ą
tpliwo
ś
ci. Wiedzia
am,
ż
e co
ś
musia
o si
ę
sta
ć
, inaczej nie by
o by ca
ego zamieszania. Nawet w chwili zdarzenia poczu
am co
ś
tragicznego,
jakbym czu
a co si
ę
dzieje. Zawsze chcia
am wyrwa
ć
si
ę
z tego domu od tych ludzi, ale nie zdawa
am sobie
sprawy,
ż
e b
ę
dzie to tak bola
o. Poci
ą
g zatrzyma
si
ę
. Wzi
ę
am swój baga
ż
i wysz
am na
ś
wie
ż
e, Warszawskie
powietrze. Od razu by
o wida
ć
,
ż
e znajduj
ę
si
ę
w stolicy. Ludzi jak mrówek,
awki brudne, wsz
ę
dzie
poprzyklejane gumy do
ż
ucia, smród i mnóstwo
ś
mieci. Szumia
o mi w g
owie, nie by
am przyzwyczajona do
takich warunków. Ja sama w
ś
ród setek nieznajomych. Nie odczuwa
am l
ę
ku, po prostu chcia
am znale
źć
si
ę
w
cichym i spokojnym miejscu i nie s
ysze
ć
tego ha
asu. Nie mog
am si
ę
skupi
ć
. Do tego musia
am zobaczy
ć
ciotk
ę
, a nie wiedzia
am nawet gdzie jej szuka
ć
. Posz
am na gór
ę
stacji, tam usiad
am na parapecie i stamt
ą
d
~
5
~
Plik z chomika:
lofi
Inne pliki z tego folderu:
Lofi - Czasu coraz mniej.pdf
(1559 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin