Medeiros Teresa - Wygrana.pdf

(1840 KB) Pobierz
Microsoft Word - Medeiros Teresa - Wygrana
Teresa Medeiros
WYGRANA
1
Dla Kim-Poo,
która dopisuje własne szcz ħĻ liwe
zako ı czenia,
i dla Michaela - mojego bohatera
Anglia, rok 1279
C hłopiec bezszelestnie w Ļ lizgn Ģ ł si ħ do jej sypialni. Zmylił krok, gdy fala mocnej woni rozmarynu
przebiegła mu dreszczem po krzy Ň u. Przymkn Ģ ł na chwil ħ oczy i pozwolił zmysłom zaton Ģę w
oszołamiaj Ģ cym zapachu, jak poprzedniej nocy, gdy macocha skłoniła si ħ przed nim w ta ı cu.
Przypomniał sobie mu Ļ ni ħ cie czarnych k ħ dziorów na swoim policzku. Rozbroiła go ich jedwabista
pieszczota, podczas gdy kobieta z niesko ı czon Ģ cierpliwo Ļ ci Ģ uczyła go tanecznych kroków. Otworzył
oczy ocienione g ħ stymi rz ħ sami.
Nie powinien tu przychodzi ę ! Komponowania mógł si ħ uczy ę przy ojcowskim biurku, a dworskich
manier w sali bankietowej. Jakie Ň to tajniki rycerskiego rzemiosła zamierzał zgł ħ bia ę w komnatach
macochy? Przed upływem tygodnia ojciec powróci z wojen... Tłumaczył sobie, Ň e przywiodła go tu
wył Ģ cznie wdzi ħ czno Ļę , Ň e chce jej tylko podzi ħ kowa ę za serce i uwag ħ , któr Ģ mu okazała pod
nieobecno Ļę rodziciela.
Zza uchylonego okna dobiegł jego uszu szcz ħ k lanc i ryk Ļ miechu. Podwórzec, na którym rycerze
zabawiali si ħ fechtunkiem, nagle wydał mu si ħ przynale Ň ny do innego Ļ wiata. Podniósł wzrok i ujrzał, Ň e
słoneczne promienie wypełniaj Ģ pust Ģ komnat ħ . Poczuł rozczarowanie i ulg ħ zarazem. Post Ģ pił do przodu
z gracj Ģ wi ħ ksz Ģ , ni Ņ li nale Ň ało si ħ spodziewa ę po wyrostku zaledwie czternastoletnim.
Adamaszkowe zasłony, których bł ħ kit odbijał gł ħ bi ħ jej oczu, odsuni ħ to na boki, odsłaniaj Ģ c rozrzucon Ģ
po Ļ ciel na wielkim ło Ň u. W Ļ lizgn Ģ ł si ħ pod baldachim rozpi ħ ty na ozdobnych słupkach w rogach ło Ň a i
schyliwszy si ħ nad skł ħ bion Ģ biel Ģ , dotkn Ģ ł wgł ħ bienia, które jej głowa wyrze Ņ biła w puchu poduszki.
Nagle usłyszał ciche gaworzenie, dochodz Ģ ce z alkowy za jego plecami. Podskoczył nerwowo, rani Ģ c
czoło o nisko zawieszon Ģ kraw ħ d Ņ baldachimu i odwrócił si ħ przestraszony. Wnet jednak zmarszczył
czoło w gniewie. Zupełnie zapomniał o dziecku! W d ħ bowej kołysce stała jego siostrzyczka przyrodnia.
W pi Ģ stkach zaciskała potargane szcz Ģ tki pieluszek, zwisaj Ģ ce z male ı kich paluszków jak pogrzebowy
całun. Sło ı ce opromieniło złotem jasne k ħ dziorki, wymykaj Ģ ce si ħ spod jedwabnego czepeczka.
Drobniutkie usteczka dr Ň ały, okr Ģ głe, niebieskie oczka wypełniły si ħ łzami, ale dziecko nie wydało z
siebie d Ņ wi ħ ku. Natura obdarzyła dziewuszk ħ sił Ģ wytrwania tak wielk Ģ , i Ň zdało si ħ , Ň e b ħ dzie tak sta ę
bez ko ı ca, czekaj Ģ c, a Ň przyjdzie kto Ļ i we Ņ mie j Ģ w ramiona. Przyszło mu do głowy, Ň e powinien
zaopiekowa ę si ħ niemowl ħ ciem, Ň eby nie wypadło z kołyski i nie rozbiło głupiutkiej główki o twarde
płyty podłogi. Post Ģ pił krok ku kołysce i ujrzał, jak male ı stwo wyci Ģ ga pulchne ramionka i u Ļ miecha si ħ
przez łzy. A je Ļ li ma mokro?... Rozejrzał si ħ ukradkiem, czy nikt go nie widzi, i ostro Ň nie podniósł
dziewczynk ħ . Wydała mu si ħ krzepka i ci ħŇ ka jak prosi Ģ tko. Czy to mo Ň liwe, by to niezdarne stworzonko
narodziło si ħ z łona jego wysmukłej, gibkiej macochy? Nieporadnie przewiesił dziewuszk ħ przez rami ħ ,
jak gdyby mogła go ugry Ņę . Co ma z ni Ģ teraz pocz Ģę ?
Ona niew Ģ tpliwie wiedziała, co robi ę z nim: gaworz Ģ c, oparła mu główk ħ na piersi, drobnymi
paluszkami mocno złapała kosmyk ciemnych włosów i poci Ģ gn ħ ła, jakby chciała mu przypomnie ę o
swojej obecno Ļ ci. Niespodzianie poczuł w oczach piek Ģ ce łzy. Odk Ģ d si ħ gał pami ħ ci Ģ , nie zapłakał ani
razu, nawet po Ļ mierci matki. Pochylił głow ħ i ukrył twarz w słodko pachn Ģ cych k ħ dziorkach. Ledwie
mógł oddycha ę przez Ļ ci Ļ ni ħ te gardło. Istotka w jego ramionach była taka Ļ wie Ň a, nieskalana, wolna od
pi ħ tna winy, która naznaczyła jego uczucia do matki tej kruszyny! Kołysał w ramionach niewinne
stworzenie i tym dotkliwiej odczuwał brzydot ħ własnych pokr ħ tnych impulsów...
Nagle drzwi otworzyły si ħ szeroko. Oczy macochy pomroczniały, gdy ujrzała złocist Ģ główk ħ dziecka
opart Ģ o ciemny puszek porastaj Ģ cy chłopi ħ c Ģ pier Ļ . Wyrwała mu niemowl ħ z ramion.
- Czy to głupiutkie stworzonko sprawiło ci kłopot? Przebacz! Nie mam poj ħ cia, jakim sposobem wci ĢŇ
udaje si ħ jej wypl Ģ tywa ę z powijaków!
Zwiesił opustoszałe ramiona, patrz Ģ c, jak kobieta omotuje pulchne ramionka i no Ň yny lnian Ģ pieluszk Ģ .
Niemowl ħ ce usteczka dr Ň ały, ale dziewuszka nie zapłakała. Nie spuszczała oczu z jego twarzy...
Zapytał nie Ļ miało:
2
Prolog
- Czy nie wyrosła ju Ň na tyle, by raczkowa ę po pokoju?
- I co Ļ spsoci ę albo si ħ zrani ę ? Co mo Ň e wiedzie ę wyrostek o chowaniu niemowl Ģ t? Dzi ħ ki powijakom
wyrosn Ģ jej proste i silne członki... - u Ļ miechn ħ ła si ħ , ukazuj Ģ c figlarny dołek w policzku -...a jej natura
nabierze pokornej słodyczy, któr Ģ tak sobie ceni Ģ m ħŇ czy Ņ ni w przyszłych mał Ň onkach! - Uj ħ ła go za
r ħ k ħ gładk Ģ dłoni Ģ o skórze barwy ko Ļ ci słoniowej. Smukłe palce przesun ħ ły si ħ po jego palcach: -
Chod ŅŇ e! Zapomnij o tym szczeni ħ ciu... musisz si ħ wiele nauczy ę , zanim powróci twój ojciec. Jeszcze
ani razu nie udało ci si ħ wykona ę nale Ň ytego dworskiego ukłonu!
Odci Ģ gn ħ ła go od kołyski.
- A teraz udawaj, Ň e stoisz przed królow Ģ .
Nie musiał udawa ę . Odchrz Ģ kn Ģ ł z za Ň enowaniem i przykl Ģ kł na jedno kolano, si ħ gaj Ģ c po wyci Ģ gni ħ t Ģ
dło ı . Na Ļ rodkowym palcu błyszczał rubinami i szmaragdami pier Ļ cie ı zar ħ czynowy, dar jego ojca.
Schylił czoło; nie Ļ miał jej dotkn Ģę ! Opu Ļ cił zaci Ļ ni ħ te pi ħĻ ci wzdłu Ň boków. Ledwie odwa Ň ył si ħ
odetchn Ģę , gdy poczuł jej dotyk. Zagł ħ biła palce w ciemne k ħ dziory i przesun ħ ła je wzdłu Ň kraw ħ dzi jego
uszu. Zamruczała pieszczotliwie:
- Mój rycerz... mój słodki młodzieniec. Tyle jeszcze musz ħ ci ħ nauczy ę !
Zamkn Ģ ł oczy, gdy obj ħ ła jego głow ħ i przyci Ģ gn ħ ła do piersi pachn Ģ cej rozmarynem. Ale pod
zaci Ļ ni ħ tymi powiekami czekał na niego nie mrok zapomnienia, tylko nagana widoczna w okr Ģ głych
oczach barwy wiosennego nieba...
Cz ħĻę pierwsza
O, we Ņ t ħ ŇĢ . Ró Ň yczko!
Wszak to kwiat czułej miło Ļ ci,
A jego płatków dotyk
Zniewoli twego kochanka...
1
Anglia, rok 1298
M i ħ kkie zaj ħ cze nozdrza zadrgały, oddalone zaledwie o centymetry od twarzy Roweny. Gdyby kto Ļ
znalazł si ħ w tej chwili równie blisko niej, co ów zaj Ģ c, przysi Ģ głby, Ň e i jej lekko piegowaty nosek dr Ň y i
marszczy si ħ , gdy tak le Ň y w Ļ ród pachn Ģ cych traw wrzosowiska z brod Ģ opart Ģ o przedrami ħ .
Nagle czepeczek zachwiał si ħ na pochylonej głowie i zsun Ģ ł na bł ħ kitne oczy. Przestraszony zaj Ģ czek
porwał si ħ do ucieczki. Rowena zakl ħ ła pod nosem, podniosła si ħ na kolana i gwałtownym szarpni ħ ciem
poprawiła niesforny czepek. Przez chwil ħ odrywała rzepy z fałd tuniki, a Ň poczuła pieczenie w pokłutych
palcach. Długie godziny le Ň ała nieruchomo w trawie, próbuj Ģ c pozyska ę ufno Ļę zaj Ģ ca, który w tej chwili
pod ĢŇ ał wła Ļ nie w podskokach w mroczniej Ģ cy ró Ň zachodniego nieba...
Pogroziła zwierz Ģ tku pi ħĻ ci Ģ i za Ļ miała si ħ nieco Ň ało Ļ nie. Wsun ħ ła do pochwy u pasa długi nó Ň i
znu Ň onym truchtem pod ĢŇ yła w kierunku Revelwood, gdzie czekało na ni Ģ o Ļ miu głodnych chłopaków.
Niestety, dzisiejszego wieczoru zgłodniej Ģ jeszcze bardziej...
Jako jedyna dziewczyna w rodzinie, składaj Ģ cej si ħ z siedmiu braci, jednego kuzyna i ojca, który miał w
zwyczaju znika ę na długie miesi Ģ ce, musiała wysili ę cał Ģ swoj Ģ pomysłowo Ļę , by przekona ę bliskich, Ň e
nie obchodz Ģ jej paj ħ czyny i brud Ň ałosnych pozostało Ļ ci dumnego ongi Ļ dworu Revelwood. Dawno
temu przekonała si ħ , Ň e od harówki sprz Ģ tania zapuszczonych komnat uchroni si ħ tylko w jeden sposób:
zostaj Ģ c fataln Ģ kuchark Ģ i doskonał Ģ łowczyni Ģ . Oba te obowi Ģ zki wypełniała z niesłabn Ģ cym
entuzjazmem, pozostawiaj Ģ c chłopcom zaszczyt uprawiania kamienistych pól. Dzi ħ ki takiemu podziałowi
obowi Ģ zków mogła całymi dniami buszowa ę po bezkresnych, dzikich wrzosowiskach.
Rozpostarła ramiona, jakby chciała podkre Ļ li ę , Ň e s Ģ puste. Pokonała rw Ģ cy potok, zgrabnie
przeskakuj Ģ c z kamienia na kamie ı . Mały Freddie pewnie szykuje ju Ň ro Ň en na zdobycz, której ona
niestety nie przyniesie. Ongi Ļ najmłodszy braciszek ocalił rodzin ħ skazan Ģ na Ň ywot o li Ļ ciach surowej
kapusty, gdy pierwsze chwiejne kroki skierował do dawno wygasłego paleniska, gdzie natychmiast wpadł
do zakurzonego kotła. Rozpaczliwe krzyki, odbijaj Ģ ce si ħ echem od Ļ cian naczynia, Ļ ci Ģ gn ħ ły niebawem
odsiecz w postaci najstarszego brata Roweny, Du Ň ego Freda, który wyłowił smarkacza i tym samym
odkrył, gdzie jest kuchenne palenisko...
Ojciec Roweny, upiwszy si ħ do nieprzytomno Ļ ci z okazji narodzin swego ostatniego potomka i
jednoczesnej Ļ mierci mał Ň onki, Althei, ochrzcił czerwone, rozwrzeszczane niemowl ħ imieniem Frederick
- tym samym, które wiele lat temu nadał pierworodnemu. Wiele razy potem pijany ojczulek przechwalał
si ħ bełkotliwie, Ň e obdarzył najmłodszego mianem, jakie nosi pierwszy owoc jego l ħ d Ņ wi, syn, którego
3
kocha i czci nade wszystko - Roderick. Rowena pochylała si ħ wówczas do ojcowskiego ucha i szeptała,
Ň e chodzi o Fryderyka. Ojczulek wzruszał tylko ramionami i rozci Ģ gał wargi w niemrawym u Ļ miechu,
podnosz Ģ c do ust kolejny kielich trunku.
Pod stopami dziewczyny zachrz ħĻ ciły suche Ņ d Ņ bła traw. Zmierzchało. Nieboskłon pomroczniał
kolorem lawendy, jak gdyby gania ę j Ģ dobrotliwie za godziny, które zmarnotrawiła włócz Ģ c si ħ po
ł Ģ kach, id Ģ c ze skowronkami w zawody w melodyjnym gwizdaniu i tropi Ģ c wielkook Ģ łani ħ na skraju
le Ļ nej g ħ stwiny. Je Ň eli wróci do domu z pustymi r ħ kami, oka Ň e si ħ leniem i ska Ň e swoj Ģ rodzin ħ na
kolacj ħ z gotowanej rzepy - po raz trzeci ju Ň w tym tygodniu! Wyci Ģ gn ħ ła z pochwy długi nó Ň i
zaciskaj Ģ c z ħ by zawróciła do lasu. Nagle powietrze rozdarł zgrzytliwy d Ņ wi ħ k hejnału, odegranego
fałszywie na my Ļ liwskim rogu - w uszach dziewczyny zabrzmiał on wszak jak echo niebia ı skich tr Ģ b.
Ojczulek! Papa wrócił do domu! Długimi skokami pop ħ dziła w stron ħ zrujnowanego zamczyska, które
zwała domem, na powitanie czaruj Ģ cego utracjusza - ojczulka.
Wyjechał przed o Ļ mioma miesi Ģ cami bez po Ň egnania - jak zwykle w pogoni za ulotn Ģ fortun Ģ .
Pami ħ tała powrót po jednej z wypraw, która zaowocowała sakiewk Ģ złotych monet. Ojciec obsypał dzieci
brz ħ cz Ģ cym podarunkiem jak l Ļ ni Ģ cym deszczem, zwiastunem szcz ħĻ liwszych dni. Rowena za Ļ miewała
si ħ do rozpuku i zbierała złote pieni ĢŇ ki, dobrze wiedz Ģ c, Ň e za jaki Ļ czas zostan Ģ jej odebrane i
przeznaczone na wyekwipowanie kolejnej ojcowskiej wyprawy. Najbardziej l ħ kała si ħ jego powrotów z
niczym - oprócz głowy p ħ kaj Ģ cej z bólu i kopniaka, jakim obdarzał kundla wygrzewaj Ģ cego si ħ przy
ogniu. Nigdy nie o Ļ mielił si ħ podnie Ļę r ħ ki na swoje dzieci, bo nawet Rowena przerosła go o głow ħ !
Jednak z Ň adnej wyprawy nie wracał bez prezentu dla jedynej córki, cho ę by był to mamy drobiazg.
Strz ħ py koronek i aksamitne kokardy zbierały kurz w zakamarkach kufra, zast Ģ pione przez stosowniejsze
podarunki: dobrze wyprawione skórzane buty i sztylet o osobliwie wygi ħ tym ostrzu... Rowena potrafiła
okre Ļ li ę swoje potrzeby ze szczero Ļ ci Ģ , której na pewno nie odziedziczyła po ojcu.
Sched Ģ po nim był natomiast wrodzony spryt, dzi ħ ki któremu błyskawicznie zrozumiała, i Ň powrót
rodziciela odwróci uwag ħ braci od nieudanego polowania. ņ ywiła nadziej ħ , Ň e je Ļ li tym razem udało mu
si ħ wygra ę troch ħ grosza w zakładach, swoim zwyczajem załadował na grzbiet starego wałacha Ļ cierwo
jelenia na triumfaln Ģ uczt ħ .
Wdrapała si ħ na wierzchołek wzgórza i ujrzała na horyzoncie kamienne mury nadszarpni ħ te z ħ bem
czasu i niesprzyjaj Ģ cej pogody. Zatrzymała si ħ na chwilk ħ i roztarta bok, w którym od szybkiego biegu
czuła dotkliwe, zapieraj Ģ ce dech kłucie. Zamczysko Revelwood, rodzinna siedziba matki, wznosiło si ħ na
skraju wrzosowisk. Zrujnowany bastion nie mógł ju Ň chroni ę mieszka ı ców ani przed wrogiem, ani nawet
przed uderzeniami wichru, który przedzierał si ħ przez coraz szersze szpary w zaprawie ł Ģ cz Ģ cej pot ħŇ ne
głazy obwarowa ı . W blasku zachodz Ģ cego sło ı ca prastare zamczysko nabrało jednak uroku, w którym
łatwo było dostrzec Ļ lady minionej chwały.
Rowena pop ħ dziła w podskokach w dół zbocza, zawadiackim okrzykiem daj Ģ c wyraz rado Ļ ci... ale serce
w niej zamarło na widok dysz Ģ cego z utrudzenia wałacha, przywi Ģ zanego do kołka na podwórcu. Na
zapadni ħ tych bokach zwierz ħ cia zwisały Ň ało Ļ nie sflaczałe juki - puste! Przesun ħ ła dłoni Ģ po kł ħ bie
poczciwego wierzchowca i otarła o nogawice o Ļ lizłe od potu palce, krzywi Ģ c si ħ z nagan Ģ . Ko ı powitał j Ģ
cichym r Ň eniem, nie wyjmuj Ģ c łba z wiadra wody. Po plecach dziewczyny przebiegł dreszcz mrocznego
przeczucia. Ci ħŇ kim krokiem weszła na rozchybotane deski, słu ŇĢ ce za most nad zat ħ chł Ģ fos Ģ .
Otwory strzelnicze, jedyne okna w masywnych murach, nie przepuszczały resztek promieni
zachodz Ģ cego sło ı ca do wn ħ trza przepastnej sali. Rowena zamrugała, próbuj Ģ c przebi ę wzrokiem mrok
komnaty, o Ļ wietlonej słabym płomykiem na obszernym palenisku. Ogie ı dzielnie próbował rozproszy ę
smutek ciemno Ļ ci, lecz udało mu si ħ jedynie rzuci ę na mury wi ħ cej ruchliwych cieni. Rowena podniosła
k Ģ ciki ust w sm ħ tnym u Ļ miechu, widz Ģ c, jak Freddie miesza w kotle potraw ħ , której wo ı nie
pozostawiała najmniejszych w Ģ tpliwo Ļ ci, i Ň głównym składnikiem jest rzepa. Wyskoczyła z sieni, słysz Ģ c
tupot ci ħŇ kich stóp za plecami. Do komnaty wpadli bracia, objuczeni grabiami i motykami.
- Gdzie ojczulek? - zaryczał Du Ň y Fred.
Za nim stało rz ħ dem pi ħ cioro młodzie ı ców o czuprynach opadaj Ģ cych wiotkimi kosmykami na
zgarbione ramiona. Łacno mo Ň na by wzi Ģę ich za jego odbicia, pomniejszone w niewidocznym
zwierciadle. Fred cisn Ģ ł sierp na kamienne flizy posadzki. Jego towarzysze wymienili wymowne
spojrzenia i z równ Ģ nonszalancj Ģ porzucili narz ħ dzia. U szczytu schodów pojawił si ħ kuzyn Irwin. Jego
pulchna twarz zastygła w osobliwie ponur Ģ mask ħ ; w dłoniach obracał pordzewiał Ģ tr Ģ bk ħ sygnałówk ħ .
Markotnym głosem o Ļ wiecił krewnych:
4
- Wasz ojciec jest na górze. Chce, by Ļ cie wszyscy si ħ tu zgromadzili... powiada, Ň e zostało niewiele
czasu.
Jego słowa zagłuszył huk, po którym rozległ si ħ bolesny ryk i potok wymy Ļ lnych przekle ı stw. Wszyscy
zwrócili oczy ku górze, jakby znaczenie zagadkowych słów Irwina miało spłyn Ģę ku nim wraz z
drobinami kurzu, które siła wrzasku uniosła z belek sklepienia. Du Ň y Fred przetarł czoło wierzchem
dłoni.
- Irwinie, czy ojczulek upił si ħ na ponuro? Kuzyn poskrobał si ħ w głow ħ wykrzywion Ģ tr Ģ bk Ģ .
- Zdaje mi si ħ , Ň e w ogóle si ħ nie upił. Jest chyba trze Ņ wy. Bracia Roweny wymienili spojrzenia i
milcz Ģ co pokiwali głowami wobec tej zaskakuj Ģ cej nowiny. Rowena prychn ħ ła:
- Bzdura, Irwinie! Czy widziałe Ļ kiedy, Ň eby był trze Ņ wy?
Kuzyn zwrócił ku dziewczynie twarz, z której na pró Ň no litował zetrze ę wyraz ciel ħ cej admiracji:
- No, nie... ale takim te Ň go jeszcze nie widziałem!
Rowena uszczypn ħ ła kuzynka w nos, wyra Ň aj Ģ c tym gestem dobroduszn Ģ pogard ħ :
- Je Ļ li powiadasz, Ň e ojczulek jest trze Ņ wy, to znaczy, Ň e sam wsadziłe Ļ łakomy nos do beczułki piwa!
Irwin wydusił z siebie niemrawy chichot. Obraz bladolicego kuzynka, poci Ģ gaj Ģ cego z pienistego kufla,
przyprawił braci Roweny o szał rado Ļ ci. Zgodnie rykn ħ li Ļ miechem. Rowena natomiast stwierdziła z
przekonaniem:
- Ojczulek jest pewnie głodny!
Mały Fred posłał jej spojrzenie wyprane z wszelkiego wyrzutu, ale to wystarczyło, by dziewczyna
zwiesiła ze wstydem głow ħ , gorzko Ň ałuj Ģ c zmarnotrawionego dnia. Na wzmiank ħ o jedzeniu zaburczały
Ň Ģ dki obecnych, puste od czasu, gdy rano po Ň ywili si ħ okruchami ciemnego chleba maczanego w
tłuszczu. Skromny posiłek ju Ň dawno stał si ħ miłym, lecz nie syc Ģ cym głodu wspomnieniem... Rowena
ruszyła w stron ħ szafy, w której trzymała łuk i kołczan. Zatrzymały j Ģ słowa Małego Freda:
- Jabłka, Ro! Mo Ň emy zerwa ę kilka jabłek i upiec je w popiele. Ojczulek to lubi.
Z u Ļ miechem wdzi ħ czno Ļ ci wzi ħ ła worek, który do niej wyci Ģ gn Ģ ł. Natura obdarzyła Małego Freda
inteligencj Ģ co najmniej równ Ģ tej, któr Ģ oszcz ħ dnie rozdzieliła na wszystkich jego braci. Dziewczyna
nasun ħ ła czepek na uszy i wybiegła w coraz g ħ stszy mrok. Ledwie zamkn ħ ły si ħ za ni Ģ drzwi, gdy
ojczulek, potykaj Ģ c si ħ , zszedł po wielkich schodach. Mały Fred pomy Ļ lał, Ň e Irwin ma chyba racj ħ :
ojczulek po pijanemu nigdy si ħ nie chwiał i nie potykał! A oto wlókł si ħ ku nim noga za nog Ģ , jak gdyby
stopy grz ħ zły mu w płynnym ołowiu. Gdzie si ħ podział zawadiacki chód i spojrzenie m ħ tne, lecz pełne
pijackiego wigoru? Patrzyły na nich oczy nabrzmiałe od niewypłakanych łez... Lindsey Fordyce, baron na
Revelwood, stał u stóp schodów, mierz Ģ c synów pos ħ pnym wzrokiem, jak gdyby widział ich po raz
pierwszy w Ň yciu.
- Słodki Chryste!... Nie miałem poj ħ cia, Ň e tylu was jest... - Przetarł oczy, jakby kilkoro z gromadki jego
dziatwy miało dzi ħ ki temu znikn Ģę .
- Jest nas dziewi ħ cioro... licz Ģ c z Rowena, stryju Lindseyu - pisn Ģ ł gorliwie Irwin, jak zwykle chc Ģ c si ħ
przypodoba ę .
Baron rozejrzał si ħ po mrocznej komnacie.
- Gdzie jest Ro? Nie widz ħ jej tu...
Freddie odst Ģ pił o krok od paleniska.
- Poszła narwa ę jabłek, ojczulku!
- No, to si ħ dobrze składa... - Ojczulek ruszył przez Ļ wietlic ħ , ci Ģ gn Ģ c za sob Ģ praw Ģ nog ħ . Utykał
bardziej ni Ň zwykle. Ci ħŇ ko usiadł w starym, rozpadaj Ģ cym si ħ fotelu, który zatrzeszczał ostrzegawczo, i
słabym głosem za ŇĢ dał:
- Daj mi wody, Freddie!
Odchylił si ħ do tyłu i przymkn Ģ ł oczy, przez co stracił scen ħ , rozgrywaj Ģ c Ģ si ħ w k Ģ cie sali, gdzie Mały
i Du Ň y Fred wyrywali sobie gliniany dzban, rozlewaj Ģ c letni Ģ wod ħ na bose stopy. Wreszcie Du Ň y Fred
zwyci ħŇ ył: ze stłumionym warkni ħ ciem odebrał bratu naczynie i nalał wody do pordzewiałego pucharu.
Nast ħ pnie wielkopa ı skim gestem pozwolił Małemu zanie Ļę napój ojcu. Ojczulek uj Ģ ł kielich w dr ŇĢ ce
dłonie i wypił do dna, tak gdyby był w nim smakowity napój, a nie zm Ģ cona woda z dodatkiem komara,
który nieopatrznie wpadł do dzbana i znalazł w nim swój grób.
- Synowie moi, zgromad Ņ cie si ħ wokół mnie... przywo Ňħ radosne wie Ļ ci - oznajmił, rozpostarł ramiona,
jakby chciał ich wszystkich obj Ģę serdecznym u Ļ ciskiem, i u Ļ miechn Ģ ł si ħ szeroko.
Synowie z wahaniem uczynili krok do przodu, a kuzyn Irwin cofn Ģ ł si ħ ze stropion Ģ min Ģ .
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin