Siła przeznaczenia; Prolog-Rozdział3.doc

(303 KB) Pobierz

 

 

By BonyNight

Ala & Klaudia

 

 

 

Spis tresci:

 

Prologstrona  2

Rozdział 1 … strona 3

Rozdział 2 … strona 9

Rozdział 3 … strona 21

 

 

 

 

 

 

 

Prolog

 

Wiatr uderzający w twarz, gałęzie raniące skórę, deszcz który moczy. Biegłam… To był najlepszy sposób by wyrazić moje emocje.

Żal... smutek, rozpacz? Tak, zamykałam się w tym świecie od 119 lat. Niektórzy  po prostu otworzą oczy i nie oglądają się wstecz, ale to nie ja. Na zewnątrz jestem twardą, niezniszczalną, samowystarczalną Bellą Swan, lecz w środku jestem krucha jak listek na wietrze i dlatego kocham ten pęd. Łzy cisnące się do oczu jakby chciały wydostać się na powierzchnię, lecz dziś nie pozwolę na to - od dziś jestem inna Bellą, Bellą która już nigdy nie odwróci się wstecz, która zapomni o wszystkim co bolesne. Nowa ja jest mocniejsza. I taka pozostanie.

Teraz zrobię to, co zrobić muszę, co jest mi niezbędne do życia… krew!

Już z daleka wyczuwam jelenie. Ruszam za nimi w pościg jak kot, jak lew… jak … wampir.

Dziś długo bawię się ze swoja ofiarą… Pocieram kłami jej szyje, a w miejscu tętnicy lekko przyciskam. Zwierze wierzga nogami, rzuca się. Moje ubranie jest już w strzępach, ale to nie czas by o tym myśleć. Niech cierpi tak jak ja cierpiałam… Gdy w końcu zanurzam kły w cieplutkiej szyjce i robie pierwszy łyk tego wartościowego napoju, moje ciało robi się cieplejsze, a ja silna. Słyszę ostatni oddech zwierzęcia, ostatnie uderzenie jego serca… Tak tęsknego uderzeniaI Ten krzyk by utrzymać się przy życiu ciągle dźwięczy mi w uszach.

Po skończonym posiłku biegnę razem z wiatrem jakbyśmy współgrali ze sobą.. Biegnę do mojego miejsca na ziemi. Biegnę nad mój strumyk[1]. Siadam zawszę na pniu porośniętym mchem i myślę jak wykonać moje kolejne zadanie…

Nasuwają się pytania czy to jest moje powołanie? Czy dlatego zostałam tym stworzeniem by być tą złą? Na te pytania nigdy nie znajdę odpowiedzi, ale mój strumyk nadal będzie płynąć…. 

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

Bella

 

Poranek był dziwnie mroczny.

 

Mgła unosiła się delikatnie nad ziemia, co sprawiało, że wszystko wydawało się jeszcze bardziej złowieszcze.

 

Miałam przeczucie, że dzisiejszy dzień zapamiętam na długo. Nie miałam pojęcia dlaczego. Po prostu tak czułam.

 

Czego ja się bałam? Jestem przecież wampirem. To mnie powinni się wszyscy bać. Jednak i tak coś nie dawało mi spokoju.

 

Przestań! Masz dzisiaj kolejne zlecenie do wykonania. Wszystko będzie ok.! – powiedziałam sama sobie w myślach.

 

Ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Moje gęste, ciemne włosy i złote oczy odbijały się od śnieżno białej skóry.

 

Poprawiłam szminkę na ustach i wyszłam w deszcz. Krople spływały po mojej twarzy.

 

Teraz myślałam tylko o tym co muszę zrobić. A muszę zakończyć kolejny żywot. Kolejny raz mam zabić. Przeszłam przez tłum ludzi próbując nie zwracać na siebie uwagi. Moim celem było mieszkanie oddalone o dwie przecznice. Z tego co wiedziałam Oliver – wampir, którego miałam dzisiaj zabić - był sam. Zawsze starałam się unikać walki z kilkoma przeciwnikami. Bo to utrudniało tylko moje zadanie.

 

Po chwili byłam na miejscu.

 

Miałam przed sobą zwykły mały domek. Był trochę zaniedbany. Wokół rosły jakiś krzewy i pełno chwastów. Poczekałam chwilę przed podejściem bliżej. Na szczęście wyczuwałam tylko jednego przedstawiciela mojej rasy. Walka gdy jest ich więcej jest bardziej ryzykowna.

 

Zadzwoniłam do drzwi. Po sekundzie były już otwarte.

 

W wejściu  zobaczyłam mój cel. Wyglądał na czterdziestkę. W rzeczywistości miał pewnie wiele więcej. Jego blond włosy bardzo się odróżniały od wyraźnych rys twarzy. Jako, że był wampirem nie mógł być brzydki, ale na mnie nie robił wrażenia. Wyglądał przyzwoicie.

Mógł podobać się kobietom, zwłaszcza ludzkim. Ubrany był zwyczajnie. Prosta koszula i dżinsy.

 

- Dzień dobry.

 

- Dla Ciebie nie jest wcale taki dobry – odpowiedziałam i rzuciłam się na swoją ofiarę.

 

Nigdy nie używałam swojego daru jeśli wiedziałam, że mój przeciwnik żadnego nie posiada. Uważałam, że miałabym wtedy za dużą przewagę, a lubiłam się trochę pomęczyć z ofiarą.

 

Jednak on miał naprawdę dobry refleks, nawet jak na wampira. Zablokował mój cios i rzucił mną o ścianę. Szybko wstałam i wyciągnęłam nóż. Okazało się że mój przeciwnik też jest uzbrojony. Czyżby się spodziewał, że ktoś będzie próbował go zabić? Jego nóż lekko zalśnił w świetle.

 

Rzuciłam się na niego. Szybko, nie dając mu szansy na unik. Przewróciłam go na ziemie i próbowałam unieruchomić go, a potem wbić nóż w jego serce. Nagle poczułam silny ból w prawym ramieniu. To Oliver wbił mi w nie nóż. Zrzucił mnie z siebie. Zaatakowałam kolejny raz. Tym razem jeszcze bardziej zdecydowanie.

 

Po małej szamotaninie udało mi się wbić nóż w jego serce, ale nie zdążyłam go przekręcić bo coś odepchnęło mnie od niego.

 

Okazało się, że nie coś tylko ktoś.

 

Teraz miałam już dwóch przeciwników. Jeden co prawda był unieruchomiony, ale ja byłam ranna. Ten drugi rzucił się na mnie. Wywinęłam mu się. „Tańczyliśmy” wokół siebie. Szukaliśmy słabych punktów, nie atakowaliśmy. Nikt nie chciał popełnić błędu. Postanowiłam zaryzykować. Niestety on był szybszy i znowu dostałam w prawe ramię. Odskoczyłam od niego, ale tym razem to on zaczął atakować. Złapał mnie, rzucił na podłogę i usiadł na mnie okrakiem. Najgorsze, że miał w dłoni nóż.

 

- Szkoda mi ciebie zabijać, bo jesteś bardzo śliczna. No, ale cóż. Żegnaj ślicznotko. – to krótkie przemówienie było jego błędem.

 

Z całej siły odepchnęłam go od siebie i teraz to ja siedziałam na nim.  Nie przedłużałam już. Wbiłam w niego nóż i przekręciłam. To samo zrobiłam z nożem w sercu Olivera.

 

Moje ramię już zaczynało się goić. Bolało jako cholera. Poszłam do łazienki i doprowadziłam się do jako takiego porządku. Moje włosy i tak były w kompletnym nieładzie i wyglądały okropnie. Udało mi się tylko zmyć ślady krwi.

 

W czasie mojej walki przestało padać, ale niebo wciąż było zachmurzone.

 

Wyszłam.

 

Sama nie wiedziałam gdzie mam iść. Na pewno nie chciałam wrócić do domu. Szłam po prostu przed siebie.

 

Nagle ktoś zaczął mnie zatrzymywać. Poczułam czyjeś pocałunki.

 

- Proszę ugryź mnie! – Jakaś kobieta złapała mnie za ręce i zaczęła mnie prosić.

 

- Nie rozumiem o co pani chodzi.  – kolejny raz mnie pocałowała. Może myślała, że mnie tym podnieci czy coś. W każdym razie jej nie wyszło.

 

- Już nie udawaj. Też chce być taka jak ty. Ugryź mnie!

 

- Chyba pani odbiło. Nie wiem o co chodzi. Spieszę się. Żegnam – tym razem odpowiedziałam jej już nieco groźniejszym tonem i odeszłam. Nie patrzyłam za siebie chociaż słyszałam, że jeszcze do mnie woła.

 

Jak to możliwe? Czy ludzie o nas wiedzą? Nie, na pewno nie. Przecież wszyscy bardzo uważamy, ukrywamy się.  Jeśliby wiedzieli to próbowaliby nas wytępić prawda? A przecież nikt nie próbuję. Nikt nas nie szuka. To pewnie była jakaś wariatka albo narkomanka. Może po prostu naczytała się za dużo bzdurnych książek i teraz w każdym widzi wampira. Tak, na pewno tak. Ludzie nigdy nie uwierzą, że wampiry istnieją. Mimo to, że przecież żyjemy wokół nich. Ale tak jest lepiej. Nie wiadomo co by się stało gdyby się dowiedzieli.

 

Nie myśl już o tym. To zwykła głupota – skarciłam się w myślach.

 

Chwilę później zmieniłam tor moich myśli.

 

Zastanawiałam się na swoim życiem.

 

Niosłam śmierć.

 

Bo właśnie tak wyglądała moja egzystencja. Byłam płatnym mordercą, a dzisiaj o mało sama nie zginęłam. Jak zwykle doszłam do mojego kochanego strumyka. Usiadłam nad brzegiem.

 

Słyszałam serca zwierząt w lesie i zaczynałam wspominać jak to było gdy moje własne jeszcze biło.

 

Byłam wtedy taka szczęśliwa. Nie miałam problemów. Wzorowa uczennica. Wspaniali rodzice. Moja mama była śliczna i zgrabna. Miała piękne długie, ciemne włosy i zielone oczy. Wiedziałam, że podobała się facetom, ale ona bezgranicznie kochała mojego ojca. Zresztą on był również bardzo przystojny. Gdy byłam człowiekiem miałam po  nim niebieskie oczy. Byli najbardziej zgodnym małżeństwem jakie znałam. Ja i moja siostra byliśmy dla nich najważniejsze. Moja siostra. Młodsza siostrzyczka. Była strasznie podobna do mamy. Ile razy jej dokuczałam. Ile razy ona skarżyła na mnie. Lubiła mnie naśladować. Wtedy trochę mnie to śmieszyło, a nawet czasami denerwowało. Mimo wszystko uwielbiałam się z nią bawić, a później rozmawiać o tym co nam się przydarzyło. 

 

Oddałabym wszystko, żeby znowu z nimi być. Żeby przeżyć z nimi swoje całe ludzkie życie. Płakać i śmiać się przy nich. Ile razy byłam na nich zła, kłóciłam się, mówiłam że ich nienawidzę. A  przecież ja ich kochałam najmocniej na świecie. Byli dla mnie wszystkim, a teraz nie mam już niczego.

 

Pamiętam wspólne kolacje. Pamiętam wszystko chodź nigdy tego nie wspominałam. Bałam się bólu. Pamiętam, że kiedyś sama chciałam stworzyć taką rodzinę.

 

Krwawe łzy zaczęły spływać po moim policzku. Po raz pierwszy pozwoliłam sobie na chwile słabości. Ten jedyny raz znów wróciłam do tego co było dawno.

 

A teraz?

 

Teraz to już nie ma sensu.

 

Ja po prostu nie jestem w stanie być z kimś. Ja jestem śmiercią. Uśmierciłam chyba też swoje uczucia.

 

No bo jak to możliwe, że przez tyle lat ani razu nie poczułam wyrzutów sumienia? Jak to możliwe, że nigdy nie zastanawiałam się nad tym?

 

To proste. Stałam się potworem. I nawet nie chodzi o to, że jestem wampirem. Ja jestem potworem tam w środku.

Jeszcze gorszy niż w tych bajkach które opowiadał mi tata na dobranoc. I przede wszystkim nie ma żadnego księcia, który mnie uratuje.

 

Muszę z tym skończyć. To był ostatni raz, ostatnie moje zlecenie. Już nigdy nie będę zabijać dla pieniędzy. Nigdy. – postanawiam i mam nadzieję, że dotrzymam słowa.

 

Nie pozostaje mi nic innego jak pożegnać się z tym miejscem i zacząć wszystko od nowa. Może teraz pójdzie mi lepiej.

 

- Żegnaj mój kochany strumyku. Mój przyjacielu. Mam nadzieję, że teraz wszystko się zmieni.

 

Kolejna łza spłynęła po moim policzku.

 

Poszłam dalej. Nie chciałam patrzeć już na ten strumyk. Chciałam być gdzieś indziej. Zaczęłam biec. Zawsze bardzo uwielbiałam biegać. To była dla mnie najlepsza strona bycia wampirem. W czasie biegu naprawdę czułam się wolna.

 

Kolejne wspomnienie. Dzieciństwo. Bawiłam się z siostrą w berka. Mama i tata przyłączyli się do nas. Bawiliśmy się tak bardzo długo. Pamiętam jak tata gonił mamę. Złapał ją i objął, a ona uśmiechnęła się i spojrzała w jego oczy z ogromną miłością. Śmialiśmy się całe popołudnie. Często wracałam do tego dnia gdy jeszcze byłam człowiekiem. A przecież tyle razy razem się bawiliśmy, tyle czasu spędzaliśmy razem. Jednak ten dzień był wyjątkowy i sama nie potrafię określić dlaczego.

 

Po chwili przed oczami miałam już kolejny obraz.

Przygotowywałam się na bal. Na mój pierwszy. Moje siostra narzekała, że tez by chciała iść. Mama pomagała mi się przygotować. Razem z nimi wybierałam sukienkę. Nie mogłam doczekać się przyjęcia. Gdy pokazałam się tacie był zachwycony. Widziałam, że bardzo mu się podobało jak wyglądam. A ja byłam w siódmym niebie. Pożegnałam się z wszystkimi i wyszłam. Jeszcze w drzwiach ucałowałam siostrzyczkę. 

 

Ale jak wrócić do tamtych dni? Jak znowu być szczęśliwą? Jak stworzyć rodzinę?

 

Nie udało mi się to gdy byłam człowiekiem. Nie zdążyłam. Więc jak mam to zrobić teraz, kiedy nikomu nie ufam? Kiedy nie mam żadnych uczuć? Kiedy nie mam duszy?

 

Poczułam ból i to nie w moim prawy ramieniu tylko tam gdzie powinno być moje serce. Jeśli w ogóle je miałam. Nie byłam tego pewna.

 

Dobiegłam sama nie wiem gdzie. Nie zwracałam na to uwagi. Znalazłam polanę i położyłam się. Zamknęłam oczy i nie myślałam o niczym.

 

Po chwili usiadłam i rozejrzałam się.

 

Wokół mnie było pełno zieleni. Symetryczna polanka. Wyglądała jak z widokówki. Była idealna. Słońce przebijało się przez chmury. Pełno kolorowych kwiatów i różnych owadów. Tętniła życiem. Drzewa wokół sprawiały, że była intymna, skryta. Doskonała do rozmyślań. Tutaj nic nie mogło zachwiać spokoju. Wydawała się stworzona dla mnie. Jakby ją sobie wymarzyła. Jak to możliwe, że ja byłam w takim pięknym miejscu. Znów słyszałam serca zwierząt wokół. To dla mnie bardzo dobre miejsce, żeby się pożywić, ale teraz nie miałam na to ochoty.

 

Teraz chciałam czuć się znowu człowiekiem. Tak bardzo chciałabym być tutaj z rodzicami i siostrą…

 

 

 

 

 

 

 

Od autorek:

 

Przepraszamy bardzo za taki długi czas oczekiwania, ale miałyśmy małe problemy.

 

Od tego chap’u będziemy informować tylko tych, którzy zostawią nam komentarz pod plikiem.

Pozdrawiamy J

 

 

Ala & Klaudia

 

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 2

 

Bella

 

 

Czując palący głód w gardle podniosłam się ciągle kręcąc głową na wspomnienie myśli krążących po niej.. Ehhh… Gdyby świat był inny, piękniejszy.. Lepszy..

 

Nie czekałam dłużej i nie zawracałam sobie głowy `błahostkami`

 

Taa gdyby to były tylko błahostki!

 

Zamknij  się! Cicho warknęłam na siebie i ruszyłam pędem kierując się instynktem. Wyczuwałam w powietrzu kilka dorodnych pum hmm i ten ich zapach. Nie trzeba było długo biec bo za kilkoma drzewami dostrzegłam je. Pożerały swoją ofiarę, a resztki chowały za częściami roślin[2]..

Teraz to wy moje miłe zostaniecie moim pożywieniem i uwierzcie nie będę was chować ‘na później’.

 

Zaczaiłam się na skraju lasu i patrzyłam na nie.

 

Walczą o przetrwanie tak jak wampiry, tak jak ja. – myślałam zachodząc w głowę skąd tu się wzięły pumy? Przecież one najczęściej występują w Ameryce. Przyleciały tu helikopterem czy jak?

 

Oh Bello.. Bello.. – Musiałam skarcić się w myślach bo co ja wyprawiałam?

 

Użalałam się nad pumami które i tak będą moim pożywieniem.

 

Dosyć tego! Wysunęłam się z linii drzew wchodząc na skraj polanki.

 

Wyczuły mnie od razu. Wszystko działo się tak szybko, a chciałam to jeszcze przedłużyć zrobić coś, by  poprawić sobie humor – zabawić się.

 

Rzuciłam się w pościg za największą i najsilniejszą za razem pumą.

 

Jej dałam uciekać, lecz innym – nie.

 

Użyłam ‘mojego’ daru by zatrzymać te zwierzęta. Stały jak skamieniałe ..

 

Zawsze mnie bawiły te rozbiegane oczy, bijące szybciej serca które pompowały od razu więcej cieplutkiej krwi…

 

Ah! Tak krew!  Przez te moje zasrane myślenie mój obiadek mi ucieka!

Agrr… - zgrzytnęłam zębami i ruszyłam w pogoń.

 

Lotem błyskawicy dopędziłam ją no i nie bawiąc się w kotka i myszkę zatopiłam kły w pulsującej życiem tętnicy..

Kilka łyków i czułam jak puma zaczyna słabiej drapać moją skórę, która i tak w mgnieniu oka się regenerowała.

 

Ostatni oddech ostatnie uderzenie serca i wiotkie ciało zwierzęcia leżało u moich stóp.

 

Koniec zabawy ryknęłam i ruszyłam do skamieniałych zwierząt.

 

Gdy zatapiałam kły w trzeciej już szyjce z kolei - zobaczyłam ich….

 

Zdążyłam jedynie przywrócić do życia zastygłe ciała zwierząt które od razu w popłochu uciekły.

 

Moja trzecia ofiara na ten widok wymknęła mi się z pazurów i z impetem uderzyła o ziemie rozpryskując wszędzie krew która zabrudziła cała moją twarz i co najważniejsze…. Zasłoniła mi widok na nich….

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin