3 Klopoty.doc

(60 KB) Pobierz

3 Kłopoty

 

-Co ty tu robisz?- zapytał Chris podchodząc do stolika i stając przy bok szatynki

-Jakbyś nie zauważył, Chris, to jest stołówka tu się zazwyczaj je- powiedziała Jo nawet nie spoglądając na chłopaka

-No ale dlaczego jesz go z nim?- powiedział i obrzucając Richiego spojrzeniem dodał- Nie pamiętasz co ci o nim mówiła z Alice?

-Po pierwsze on ma imię, po drugie nie zapomniałam ani jednego słowa które padło z waszych ust na temat Richiego, a po trzecie nie wierze w te głupie plotki- powiedziała Jo i spoglądając ciepło na blondyna siedzącego naprzeciwko niej dodała- Richie to mój przyjaciel i nie pozwolę byś go obrażał.

-Ale Jo…- zaczął Chris ale Jo mu przerwała

-Nie ma żadnego ale Chris, nie znasz Richiego a go oceniasz to nie jest fair- Jo była wyraźnie zdenerwowana postępowaniem swojego przyjaciela, nie lubiła gdy oceniał inny w ogóle nic o nich nie wiedząc. W końcu wyciągnęła dłoń w stronę Richiego i z uśmiechem na ustach powiedziała - Chodź bo spóźnimy się na angielski

Blondyna wstał od stolika i z uśmiechem na ustach złapał wyciągnięta w jego kierunku dłoń.

-Lepiej żebyś się z nim nie zadawala Jo- powiedział Chris gdy szatynka i blondyn zaczęli się kierować w stronę wyjścia ze stołówki

-Czy ci się to podoba czy nie, Chris, ja i tak będę się zadawać z Richiem, nie zabronisz mi tego- Jo uśmiechnęła się w stronę chłopaka którego nadal trzymała za rękę i razem wyszli ze stołówki

-Jo ja nie chce żebyś przeze mnie kłóciła się z przyjaciółmi- powiedział blondyn gdy drzwi od stołówki się za nimi zamknęły

-Richie to nie twoja wina- Jo uśmiechnęła się niepewnie i spojrzała na chłopaka

-No, ale Chris był na ciebie zły, bo się ze mną zadajesz- powiedział blondyn i spuszczając głowę w dół dodał szeptem- Jeżeli będziesz się ze mną zadawać to wszyscy się od ciebie odwrócą, każdy myśli ze jestem morderca…

-Richie, proszę spójrz na mnie- poprosiła Jo, a gdy blondyn spełnił jej prośbę dodała z uśmiechem- Mnie nie obchodzi ci inni o tobie myślą, wiem ze nie jesteś tym za kogo cie maja chociaż nie wyjawiłeś mi jeszcze całej prawdy o sobie…- chłopak chciał cos dodać ale szatynka mu nie pozwoliła- Wiem ze mówienie o tym sprawia ci ból, powiesz mi jak będziesz na to gotowy, nie musimy się śpieszyć, mamy czas

Richie uśmiechną się i wraz z szatynka ruszył w stronę sali w której miała się odbyć ich ostatnia tego dnia lekcja. Nawet nie zauważyli ze cały czas trzymali się za ręce, ale ani Jo ani Richiemu ten fakt nie przeszkadzał. Wiedzieli ze uczniowie oglądali się za nimi i szeptali cos miedzy sobą. Lecz on się tym nie przejmowali, weszli do klasy i zajęli miejsce w ostatniej ławce pod oknem. Do przyjścia nauczyciela zostało im jeszcze trochę czasu wiec zaczęli rozmawiać. Opowiadali sobie różne zabawne anegdoty ze swojego życia i nie potrafili się przy tym powstrzymać od śmiechu. Po chwili jednak do sali wszedł nauczyciel i uciszył cala klasę, po czym zapisał temat lekcji na tablicy i zaczął wykład na temat sztuki  która oglądali na ostatnich zajęciach. Co jakiś czas zadawał uczniom wyrywkowe pytani by sprawdzić czy uważnie ja oglądali.

-No wiec na lekcje za tydzień przygotujecie referaty, na nie mniej niż 3 strony formatu a4- powiedział nauczyciel pod koniec lekcji

-A jaki ma być konkretnie temat tego referatu?- zapytał Mike, blondyn siedzący na końcu klasy

-Nie zadaje wam żadnego konkretnego tematu, wybierzcie sami ten który najbardziej was interesuje, byle tylko związany był ze sztuka- odpowiedział nauczyciel i zwracając się do klasy dodał- No a teraz zbierajcie się bo już był dzwonek

Jo wstała i zaczęła się pakować, po czym razem z Richiem wyszła klasy i skierowała się w stronę szkolnego parkingu.

-Richie, czym dzisiaj przyjechałeś do szkoły?- zapytała gdy byli już na parkingu na którym nie było srebrnego Land Rovera

-No tak właściwie to tato mnie podwiózł, bo mój samochód jest u mechanika na przeglądzie- odpowiedział blondyn spoglądając na szatynkę

-Aha, a czym wrócisz do domu?- zapytała Jo sięgając do kieszeni spodni po kluczyki od samochodu

-No tato miał po mnie przyjechać ale cos mu wypadło w pracy i w sumie może podjechać po mnie dopiero za jakieś dwie godzinki- przyznał się blondyn, uczniowie powoli zapełniali szkolny parking i przyglądali się im z zaciekawieniem

-No to w takim razie zapraszam cie do siebie- powiedziała Jo z uśmiechem na ustach a gdy blondyn odwrócił się do niej zdziwiony dodała- No chyba ze nie chcesz, to mogę odwieźć cie do domu.

-Z chętnie cie odwiedzę Jo- powiedział Richie i poczekał az dziewczyna otworzy samochód po czym przytrzymał jej drzwiczki, a gdy szatynka siedziała już za kierownica obszedł samochód dookoła i zasiadł na miejscu pasażera

-No to ruszaj, piękna- powiedział blondyn uśmiechając się szeroko do szatynki, ta nieśmiało odwzajemniła gest, wyjechała ze szkolnego parkingu i ruszyła w kierunku swojego domu

Po chwili byli już na miejscu, wysiedli z samochodu i ruszyli i weszli do domu. Jo nie zdziwiła się ze jej ojca nie było, w końcu był zapracowanym chirurgiem i często nie było go całymi dniami w domu. Wraz z blondynem skierowała się do kuchni.

-Rozgość się Richie, a ja za raz przygotuje cos do jedzenia- powiedziała szatynka zaglądając do lodówki i przeszukując szafki, z produktów które znalazła postanowiła zrobić spaghetti

-Może w czymś ci pomogę- powiedział blondyn stając obok szatynki i uśmiechając się szeroko

-Richie, nie przesadzaj, jesteś moim gościem- powiedziała nieco speszona dziewczyna. Bliskość blondyna powodowała przyjemne dreszcze. Jego ciepły oddech sprawiał ze na jej ciele pojawiała się gęsia skorka. Gdy spoglądała w jego błękitne tęczówki jej serce znacznie przyśpieszało. Zapach perfum przyjemnie drażnił nozdrza i powodował ze chciała się do niego przytulic. Słowa przez niego wypowiadane powodowały ze chciała go słuchać więcej i więcej. W obecności niebieskookiego blondyna Jo czuła się bezpieczna i szczęśliwa. Wystarczyło ze raz na niego spojrzała a wszystkie problemy i troski znikały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Na ziemie sprowadził ja glos blondyna.

-Nie przesadzam i ja bardzo łubie gotować wiec z mila chęcią ci pomogę- powiedział Richie uśmiechając się szeroko, gdy zobaczył ze szatynka chce zaprotestować szybko dodał- Nie ma żadnego, ale Jo.

-No dobrze niech ci będzie- powiedziała szatynka i wkładając makaron do garnka dodała- To ja pokroje mięso a ty pokrój pomidory, dobrze?

-Dobrze, w takim razie bierzmy się do pracy- powiedział blondyn i uśmiechną się spoglądając na szatynkę.

Jo speszona odwróciła wzrok, gdy sięgała po nóź jej dłoń zetknęła się z dłonią blondyna który w tym samy czasie po niego sięgnął. Oboje nie cofnęli rak. Richie wolna ręka delikatnie podniósł głowę szatynki tak by ta na niego spojrzała. Przysunął się bardziej do dziewczyny i zajrzał jej w oczy. Jo poczuła ze na jej policzek pojawia się delikatny rumieniec. Richie przysunął się jeszcze trochę tak, ze teraz dzieliło ich zaledwie parę centymetrów.

-Jesteś taka śliczna Jo, a zwłaszcza gdy się rumienisz- wyszeptał chłopak uśmiechając się delikatnie, gdy zobaczył ze szatynka jeszcze bardziej się zarumieniła delikatnie opuszkami palców musnął jej policzek po czym szeptem dodał- Dziękuje Jo, z całego serca. Jako jedyna nie odwróciłaś się ode mnie, zechciałaś mnie wysłuchać. Pomimo tych wszystkich plotek dałaś mi szanse, nawet nie wiesz jak dużo to dla mnie znaczy…

I nim Jo zdążyła się zorientować co się właściwie dzieje blondyn delikatnie musnął ustami jej policzek. Szatynka zadrżała lekko. Richie wyczul to i jeszcze bardziej przyciągnął do siebie szatynkę. Jo wtuliła się w ramiona chłopaka i uśmiechnęła się delikatnie. Jo rozkoszowałaś się chwila w ramionach blondyna. Po chwili blondyn odsunął delikatnie szatynkę.

-Lepiej weźmy się za to spaghetti bo nigdy go nie skończymy- szepnął blondyn delikatnie się uśmiechając

-Tak masz racje, Richie- powiedziała Jo i już miała się odwrócić w stronę blatu, gdy blondyn niespodziewanie nachylił się nad nią i ponownie musnął ustami jej policzek

-No to teraz wracajmy do pracy- powiedział blondyn i z szerokim uśmiechem na ustach wziął się za krojenie pomidorów

Jo spojrzała na blondyna. Z jego ruchów przebijała taka pewno siebie, ze szatynka nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Po chwili spojrzała na jego twarz, na której nadal gościł szeroki uśmiech. W kącikach jego oczu Jo ujrzała urocze zmarszczki. Zdziwiła się ze wcześniej tego nie zauważyła. Teraz miała chwile by dokładnie przyrzec się jego twarzy. Prosty nos, pięknie wykrojone usta i wystające kości policzkowe, niesamowicie błękitne tęczówki. Wszystko to tworzyło idealna całość. Szatynka nie potrafiła oderwać wzroku od twarzy chłopaka. Było w nim cos takiego ze wystarczyło jedno spojrzenie na jego anielska twarz a na ustach szatynki pojawiał się szeroki uśmiech, a serce przyśpieszało. Jakąś niewidzialna siła przyciągała ja do blondyna, Jo była pewna ze nawet gdyby chciała nie potrafiła by jej się oprzeć. Nawet gdyby mogła oprzeć się tej sile to nie chciała tego robić. Chciała być blisko blondyna bez względu na konsekwencje. Z zamyślenia wyrwał ja aksamitny glos Richiego.

-Jo, gdzie masz talerze?- blondyn ponownie odwrócił się w stronę szatynki i delikatnie się uśmiechną

-Co?- zapytała Jo, nie do końca świadoma o co pytał ja blondyn, nadal była pod urokiem jego uśmiechu i spojrzenia

-Pytałem gdzie masz talerze- zapytał Richie i zaśmiał się delikatnie

-Sa w szafce nad zlewem po twojej prawej stornie- powiedziała Jo rumieniąc się delikatnie, była zła na siebie ze blondyn az tak bardzo na nią działał

Richie wyjął talerze z szafki i nałożył na nie porce makaronu z sosem.

-No to siadajmy do stołu- powiedział stawiając talerze na stole, po czym podszedł do krzesła szatynki i delikatnie ja dla niej wysunął

-Dziękuje- szatynka usiadła na krześle i delikatnie uśmiechnęła się do chłopaka

-Nie ma za co, Jo. Cala przyjemność po mojej stronie- Richie zajął miejsce po przeciwnej stronie stołu- No to życzę smacznego Jo

-Nawzajem Richie- odpowiedziała szatynka i zabrała się za konsumowanie dania, które tak właściwie przygotował blondyn. Jo była zła na siebie ze nie pomogła blondynowi. Gdy skończyli jeść Richie wyszedł do salonu by zadzwonić do ojca i poinformować go o tym gdzie się znajduje. Pan Stringini ucieszył się na wieść ze blondyn spędza czas z córką doktora Sterna i powiedział ze przyjedzie po syna gdy tylko skończy prace. Po skończonej rozmowie Richie wrócił do kuchni i zauważył ze szatynka zmywa naczynia.

-Daj pomogę ci- powiedział podchodząc do szatynki i zabierając z jej rak talerz

-Nie trzeba Richie, już skończyłam- odpowiedziała Jo zabierając talerz od blondyna i odkładając go na odpowiednie miejsce

-No to co teraz robimy?- zapytał blondyn przyglądając się dziewczynie która właśnie wycierała ręce

-No nie wiem, może… Może pójdziemy do salonu i pogadamy- zaproponowała Jo uśmiechając się nieśmiało

-Jasne, czemu nie- odpowiedział Richie szeroko się uśmiechając. Złapał dziewczynę za rękę i pociągnął ja do salonu na kanapę. W obecności szatynki czul się bardzo swobodnie. Nie miał zamiaru tego zmieniać. Gdy już siedzieli wygodnie na kanapie zapytał- No to o czym chcesz rozmawiać?

-No nie wiem…. Może…. Może opowiedz cos o sobie- poprosiła Jo uśmiechając się nie pewnie

-No cóż… Urodziny mam 27 listopada, mieszkam tylko z tata, moja mama i siostra nie żyją, ale to już wiesz- uśmiechną się delikatnie do dziewczyny- Lubię gotować i słuchać muzyki, jestem od ciebie o rok starszy… Po śmierci Kim wszyscy się od nas odwrócili, wszyscy z wyjątkiem twojego taty. On zawsze był po naszej stronie. To on opiekował się  Kim przed śmiercią… - blondyn zamilkł na chwile

-Musiałeś bardzo kochać Kim- powiedziała Jo widząc jaki ból sprawia blondynowi mówienie o zmarłej siostrze

-Tak, Kim była wyjątkową osoba. Mimo ze nie była moja biologiczna siostra bardzo ja kochałem- powiedział Richie i delikatnie uśmiechną się na samo wspomnienie swojej siostry

-Richie, bo Alice mówiła ze nie jesteście z Forks…- zauważyła Jo, celowo jednak nie skończyła myśli ponieważ nie była pewna jak blondyn zareaguje

-Alice miała racje, nie urodziłem się w Forks- powiedział blondyn uśmiechając się delikatnie do szatynki- Urodziłem się w Stanach Zjednoczonych

-To co was skłoniło do przeprowadzki do Forks, w końcu to nie jest za duże miasteczko- Jo była wyraźnie zaintrygował fakt ze tak dobry prawnik jak pan Stringini zrezygnował z kariery w Stanach by zamieszkać w Forks

-Kim była córką przyjaciela mojego taty, wiec po śmierci jej rodziców przeprowadziliśmy się do Forks by moi rodzice mogli się nią zaopiekować- wyjaśnił Richie i na chwile przymknął oczy by powrócić myślami do tamtych wydarzeń- Na początku nie byłem zachwycony, wiesz w Stanach miałem przyjaciół, swoje zycie i teraz niby miałem to zostawiać dla jakiejś tam dziewczyny? No i na początku nie bardzo dogadywałem się z Kim, ale gdy trochę z nią pogadałem i zrozumiałem ze jej tez nie jest łatwo, moi rodzice byli dla niej obcymi ludźmi z którymi musiała teraz mieszkać. W sumie od tamtej pory wszystko się zmieniło, staliśmy się sobie bardzo bliscy, zwierzaliśmy się sobie ze wszystkich problemów, gdy mama zachorowała Kim bardzo mi pomogła. Cały czas powtarzała ze będzie dobrze, ze nie mogę się załamywać, ze musze być silny dla mamy. No i byłem, dopóki żyła Kim…- zwierzenia blondyna przerwał dźwięk dzwonka do drzwi

-Przepraszam, za raz wracam- powiedziała Jo i poszła otworzyć drzwi, była zła na tego kogoś kto przerwał im ta rozmowę

-Cześć Jo- za drzwiami stała Alice i nie była zbyt zadowolona

-Cześć Alice, co cie do mnie sprowadza?- zapytała szatynka szerzej otwierając drzwi by brunetka mogła swobodnie wejść do środka

-Chris powiedział mi z kim dzisiaj jadłaś obiad- powiedziała brunetka odwracając się na piecie i spoglądając na przyjaciółkę

-No tak, jadłam obiad z Richiem, czy to cos złego?- Jo nie wiedziała o co chodzi brunetce, przecież blondyn nie był niebezpieczny, wręcz przeciwnie szatynka czuła się przy mim bezpieczna

-Jo on jest niebezpieczny- powiedziała brunetka tonem jakby tłumaczyła cos pięcioletniemu dziecku

-Nie Alice, Richie nie jest niebezpieczny- Jo powoli zaczęła się denerwować- Tobie wydaje się ze wszystko o nim wiesz, a nigdy nie zamieniłaś z nim ani słowa. Nie wiesz jaki on jest, nie wiesz co przeżywał i jak wiele w życiu przeszedł! Nic o nim nie wiesz!

-Jo nie denerwuj się, ja po prostu chce dla ciebie dobrze- Alice próbowała uspokoić swoja przyjaciółkę

Ale Jo nie miała zamiaru się uspokajać. Kłębiło się w niej tera tyle rożnych emocji ze sama nie wiedziała co ma robić. Nie chciała by doszło do sytuacji w której musiałaby wybierać pomiędzy przyjaciółmi a blondynem, wiedziała jednak ze prędzej czy później do tego dojdzie.

-Jo kto przyszedł?- zapytał Richie wchodząc do salonu

-A wiec to tak? Wolisz zadawać się z nim zamiast odwiedzić chora przyjaciółkę?- Alice również się zdenerwowała, czekała na odpowiedzi szatynki, lecz gdy ta długo nie odpowiadała wyszła z jej domu trzaskając drzwiami

Po policzkach szatynki zaczęły spływać pojedyncze łzy. Nie chciała strącić Alice, bardzo jej zależało na przyjaźni z drobna brunetka. Kochała ja jak siostrę, przyjaźniły się odkąd tylko pamiętała. Richie delikatnie otarł łzy szatynki, wiedział ze to przez to iż Jo zadaje się z nim przyjaciele się od niej odwrócili. Przytulił szatynkę a ta ufnie się w niego wtuliła.

-Jo to wszystko przeze mnie, przepraszam- wyszeptał blondyn delikatnie głaszcząc dziewczynę po plecach, ta spojrzała na niego zdezorientowana, wiec chłopak dodał- To przeze mnie masz kłopoty Jo..

 

 

 

 

             

Zgłoś jeśli naruszono regulamin