Pajewski, Nowy ład światowy a nauka (2010).pdf

(289 KB) Pobierz
pp 72-73 - 100%
NOWY ŁAD ŚWIATOWY A NAUKA
Wstęp metodologiczny
Potocznie sądzi się, Ŝe zadaniem nauki jest odkrywanie faktów
(rozumianych jako wyniki obserwacji i eksperymentów) i systematy
zowanie ich przy pomocy struktur pojęciowych – teorii naukowych.
Ale to potoczne wyobraŜenie. W filozofii nauki znajdziemy inne. Teo
rie naukowe to coś więcej niŜ tylko narzędzie do porządkowania
odkrytych niezaleŜnie od teorii faktów. Owszem, teorie pełnią teŜ i
rolę porządkującą. Ale ich zasadnicza funkcja polega na czymś in
nym. Teorie naukowe mówią, jaka jest istota badanej rzeczywistości.
Wnikają one więc w głąb rzeczywistości, pod powierzchnię zjawisk,
ujmują prawidłowości, jakie leŜą u podstaw tego, co widać, czyli u
podstaw tego, co jest chwytane w obserwacjach i eksperymentach.
Teorie naukowe dotyczą niejawnych struktur i sposobów działania
tych struktur. Pokazują teŜ, jak owe niejawne struktury wpływają na
to, co leŜy „na powierzchni” rzeczywistości.
Pogląd, Ŝe rzeczywistość to coś więcej niŜ to, co moŜna zaobserwo
wać, Ŝe obserwacje dotyczą tylko jednego poziomu rzeczywistości i
Ŝe tych poziomów jest więcej, przy czym te głębiej połoŜone wpływają
na to, co się dzieje na poziomach wyŜszych, nazywa się esencjali
zmem. Nazwa ta pochodzi od łacińskiego słowa essentia – istota i
sugeruje istnienie istoty rzeczy i zjawisk, czegoś ukrytego pod po
wierzchnią zjawisk, co jednak, choć niewidoczne dla oka, wpływa na
to, co obserwujemy. Pogląd przeciwny – Ŝe cała rzeczywistość to
tylko to, co nazwaliśmy powierzchnią, Ŝe Ŝadnej ukrytej, niejawnej
istoty nie ma, zwie się fenomenalizmem. Nazwa ta pochodzi od łaciń
skiego słowa phenomena – zjawiska. Esencjaliści nie negują istnienia
zjawisk, ale fenomenaliści odrzucają istnienie istoty.
W historii myśli ludzkiej znajdujemy okresy, kiedy dominowali esen
cjaliści, ale i takie, kiedy dominowali fenomenaliści. Fenomenalizm,
najogólniej rzecz biorąc, wypływa z ostroŜności, z obawy, by nie mówić o
świecie, Ŝe jest w nim coś, czego naprawdę w nim nie ma. OstroŜność taka
jest chwalebna, ale jeśli rzeczywistość naprawdę jest wielopłaszczyznowa i
jeśli obserwacjom i eksperymentom poddaje się tylko jej wierzchnia warstwa,
to uczeni skazani są na tworzenie domysłów na temat głębiej połoŜonych
warstw. MoŜna od nich wymagać tylko tego, by domysły te stawiali odpowie
dzialnie, by je krytycznie testowali, by nie ulegali niesprawdzalnym fantazjom.
Fenomenalizm jest poglądem uproszczonym, nawet prostackim. Nie
tylko nie rozumie on, czym są teorie naukowe, ale nawet nie rozumie, czym
są fakty. Traktuje fakty jako coś absolutnie pewnego, niepowątpiewalnego,
danego raz na zawsze. To z tej absolutyzacji faktów wywodzi się przekonanie
fenomenalistów, ze teorie naukowe mogą tylko porządkować fakty i nie są w
stanie, a raczej: nie powinny niczego o rzeczywistości orzekać. Analizy meto
dologiczne pokazują jednak, Ŝe takie fakty, jak je rozumieją fenomenaliści, nie
istnieją. Fakty są zawsze ujmowane przez pryzmat teorii, w ich treść uwikłane
są, często w bardzo skomplikowany sposób, rozmaite teoretyczne załoŜenia.
Metodologia współczesna mówi po prostu o uteoretyzowaniu faktów. Fakty
bez takich czy innych teorii nie istnieją. Posiadanie i uŜywanie teorii jest wa
runkiem zdobywania faktów naukowych.
Nie ulega wątpliwości, Ŝe nauka współczesna ma esencjalistyczny
charakter. Wystarczy przyjrzeć się temu, co mówią najgłośniejsze dzisiejsze
teorie. Mówią one coś o czterowymiarowej przestrzeni, na przykład to, Ŝe jest
zakrzywiona, albo to, Ŝe ta sama cząstka elementarna znajduje się jednocze
śnie w kilku miejscach, albo Ŝe podstawowe elementy rzeczywistości są nie
wielkimi, nieobserwowalnymi strunami drgającymi w dziesięcio lub więcej
wymiarowej przestrzeni. Inna powszechnie akceptowana teoria mówi, Ŝe w
ciągu kilkuset milionów lat z bardzo prostych struktur biologicznych powstała
cała róŜnorodność obserwowanej dzisiaj przyrody oŜywionej.
Patrząc z tego punktu widzenia dziwimy się, Ŝe potocznie rolę nauki
sprowadza się do gromadzenia wyników obserwacji i porządkowania tych
wyników. W Ŝadnej obserwacji nie widzimy przecieŜ cztero i więcej wymiaro
wych przestrzeni lub takich przedmiotów, jak cząstki elementarne, siły jądro
we, rozszerzanie się Wszechświata czy przejścia makroewolucyjne.
Analogia społeczna
Fenomenalizmowi, który jest popularny wśród laików, ale skutecznie
przezwycięŜany w sferach naukowych, odpowiada potoczne wyobraŜenie
władzy państwowej. Obywatele kaŜdego państwa znają struktury władzy –
wiedzą, kto jest prezydentem, kto premierem, mogą po
znać urzędy ministerialne, skład parlamentu itd., itp. Spo
łeczny „fenomenalizm” sprowadza się do uznania, Ŝe są
to jedyne struktury władzy, Ŝe innych nie ma – a dokład
niej, Ŝe inne w postaci nieformalnych osobistych znajomo
ści, nielegalnych grup nacisku, struktur mafijnych nie
odgrywają istotnej roli, bo są mniej lub bardziej skutecznie
tępione. Zakłada się więc tu, Ŝe te struktury władzy, jakie
widać, są najwaŜniejsze, Ŝe innych praktycznie nie ma, bo
jeśli są, to odgrywają drugorzędną, nieistotną rolę.
Jeśli jednak w sprawach społecznych równieŜ obowiązuje
esencjalizm, jeśli pod powierzchnią jawnych struktur wła
dzy istnieją dobrze ugruntowane i działające niejawnie
istotne struktury, to sprawa z ich ujawnianiem jest znacz
nie trudniejsza niŜ z ujawnianiem struktur głębokich przy
rody przez nauki przyrodnicze. Owszem, moŜna sobie
wyobrazić, Ŝe społecznymi strukturami głębokimi zajmuje
się politologia, socjologia, historia, ale łatwo zrozumieć, Ŝe
musi to napotykać na kolosalne trudności. Skoro bowiem
istnieją niejawne struktury, a te jawne są tylko ich repre
zentacją, to te pierwsze zrobią wszystko, by fakt ich istnie
nia i działania nie przedostał się do powszechnej świado
mości. I dlatego w naukach społecznych jest inaczej niŜ w
przyrodniczych – analizy społecznych struktur głębokich z
natury rzeczy są szczątkowe, fragmentaryczne i składają
się z podejrzanych i niewiarygodnych szczegółów poda
wanych często (dla zaciemnienia sprawy?) przez podej
rzane i niewiarygodne osoby i środowiska. Sam pomysł,
Ŝe istnieją niejawne struktury władzy, jest skutecznie
wyśmiewany („masoneria i cykliści”, „spiskowe teorie
dziejów”), co moŜna rozumieć dwojako: albo jako potwier
dzenie powszechnego przekonania, Ŝe struktur tych rze
czywiście nie ma, albo jako potwierdzenie, Ŝe udaje im się
dobrze zamaskować swoje istnienie.
Rozwój nauk społecznych nie dorównuje pod tym wzglę
dem rozwojowi nauk przyrodniczych. Nauki społeczne, jak
dotąd, ślizgają się po powierzchni społecznej rzeczywisto
ści, nawet nie próbując rozstrzygać, czy istnieją struktury
głębokie, jakie to struktury i jak działają. MoŜna znaleźć
publikacje, w których się o tych strukturach mówi, ale z
reguły nie są to publikacje naukowe i mają charakter
niszowy (na przykład publikacji o masonerii jest całe mnó
stwo, ale ta mnogość publikacji nie ma niemal Ŝadnego wpływu na świado
mość ludzi). Łatwo zrozumieć, dlaczego tak jest. Naukę uprawia się dzisiaj nie
pojedynczo, gdzieś „na strychu”, ale w finansowanych przez państwo instytu
cjach. W tych warunkach bezstronne badania głębokich struktur społecznych
mają takie same szanse sukcesu, jak w PRLu badania zbrodni komunistycz
nych, np. Katynia. Owszem, jakieś badania moŜna prowadzić, ale ubocznie i
skrycie, „po partyzancku”.
W prezentowanym tekście nie zamierzam rozstrzygać sporu esencja
lizmfenomenalizm w naukach społecznych, choć nie będę ukrywał, Ŝe moje
sympatie i intuicje lokują się po stronie tego pierwszego stanowiska. Myślę, Ŝe
struktury głębokie są bardziej rozwinięte niŜ sporadycznie ujawniane przypad
ki „Rycha, Zdzicha i Mira”, choć pewnie nie tak bardzo, by istniał jakiś zaka
muflowany rząd światowy. Oficjalnie istniejące rządy nie są, moim zdaniem,
teatrzykiem marionetek, ale teŜ i nie są absolutnie niezaleŜne od rozmaitych
niejawnych wpływów, jak się twierdzi w urzędowych dokumentach. Pozwala
to zrozumieć takie dziwne przypadki, jak nietykalność pajaca wymachującego
gumowym penisem, jeśli tylko dowiemy się, Ŝe ten pajac jest członkiem Komi
sji Trójstronnej ( Opcja na Prawo 2010, nr 78, s. 8). Trudno jednak w odpo
wiedzialny sposób wypowiadać się na temat tych struktur, skoro brak jest
systematycznych badań na ten temat. Odpowiedzialnie moŜna tylko zająć się
jakimś moŜliwym do zbadania wycinkiem tego zagadnienia. I właśnie coś
takiego chcę tu zrobić – zająć się przypadkiem z historii nauki, który pokazuje,
jak częściowo ukryte i półformalne struktury opanowały The Royal Society,
najstarszą organizację naukową świata. Mam nadzieję przy tym, Ŝe ten drob
ny przykład pozwoli na szersze wnioski.
3
POD PR ĄD” NR 78/7273/2010
„„ „ I D Ź POD PR ĄD”
POD PR ĄD”
346800818.005.png 346800818.006.png
Opanowanie przez ateistów Towarzystwa Kró
lewskiego
Biblia pokazuje, Ŝe Bóg stworzył świat i nadał
mu stałe prawa, którym świat materialny będzie
stale posłuszny. Bóg Biblii, inaczej niŜ bogowie
innych religii, nie działa w nieprzewidywalny spo
sób, nie realizuje nagłych zachcianek – przeciwnie,
jest konsekwentny i przewidywalny. Dlatego chrze
ścijanie zrozumieli, Ŝe mogą przeprowadzać do
świadczenia, gdyŜ dadzą one te same wyniki, bez
względu na to, kiedy je się przeprowadzi. Właśnie
to przekonanie leŜało u podłoŜa powstania w 1660
roku w Anglii najstarszej organizacji naukowej,
Towarzystwa Królewskiego, The Royal Society. Z
68 załoŜycieli, którzy podpisali dokument zakłada
jący Towarzystwo, aŜ 48 było purytanami. ZałoŜy
ciele Royal Society byli głęboko zaangaŜowanymi
chrześcijanami. Ale stopniowo, w starannie prze
myślany sposób, Towarzystwo zostało przejęte
przez niereligijnych i antyreligijnych spiskowców.
W latach dwudziestych XVIII wieku, czyli 60
lat po powstaniu Towarzystwa, w jego ramach
powstał nieformalny „klub niewierzących” („infidel
club”), skupiony wokół Martina Folkesa. Jego zwo
lennicy uznali, Ŝe niedawno powstałe i rozwijające
się nauki przyrodnicze w rodzaju geologii wykazały
nieadekwatność, a nawet śmieszność biblijnej skali
czasu związanej ze stworzeniem. Folkes stopniowo
zwiększał swoje wpływy do tego stopnia, Ŝe jeden
ze współczesnych mu obserwatorów, pastor Wil
liam Stukeley, napisał, Ŝe gdy ktoś tylko wspomni o
MojŜeszu i jego opisie stworzenia świata, o poto
pie, o religii, o Piśmie Świętym itd., natychmiast
rozlega się głośny śmiech. Folkes został wybrany
przewodniczącym Royal Society w 1741 roku, od
kiedy to historycy nauki datują początek zeświec
czenia Towarzystwa. Gdy botanik Sir Joseph
Banks został przewodniczącym w 1778 roku, To
warzystwo Królewskie odrzuciło całkowicie ideę
Opatrzności Stwórcy, jaką głosili załoŜyciele tej
organizacji.
Siły wrogie chrześcijaństwu zdawały sobie
wówczas doskonale sprawę, jak waŜna jest nauka i
dlatego przejęcie kontroli nad Royal Society uczy
niły swoim głównym celem. „Klub niewierzących”
powstał 60 lat po powstaniu Towarzystwa. Jego
członkowie podejmowali kaŜdy wysiłek, by stopnio
wo wprowadzać do Towarzystwa swoich świeckich
kolegów, aŜ mogli przegłosować kaŜdego członka
o chrześcijańskich sympatiach i decydować o ob
sadzeniu wszystkich stanowisk. Do zdobycia sta
nowiska przewodniczącego wystarczyło im 20 lat, a
po następnych 37 latach kontrolowali juŜ Towarzy
stwo całkowicie. Cały proces trwał 118 lat.
Daje to pewne wyobraŜenie długotermino
wych celów, jakie stawiają ateiści i uporu oraz
wytrwałości w ich osiąganiu, nawet jeśli ma to
trwać całe pokolenia. Od tego momentu minęło
ponad 200 lat, a Towarzystwo zachowuje nie
zmiennie swój charakter. Widoczne to było parę lat
temu, we wrześniu 2008 roku, kiedy prof. Uniwer
sytetu Londyńskiego, Michael Reiss, będący jedno
cześnie Dyrektorem Edukacji Towarzystwa Królew
skiego, opowiedział się przeciwko wyśmiewaniu
przez nauczycieli w szkołach tych uczniów, którzy
wynieśli z domu prze
konanie o stworzeniu
świata i Ŝycia przez
Boga. Prof. Reiss sam
jest ewolucjonistą, ale
uwaŜał, Ŝe lepszą
taktyką jest cierpliwe
przedstawianie tym
uczniom faktów
świadczących o praw
dziwości ewolucjoni
zmu i fałszywości
kreacjonizmu. Taka
postawa nie przypadła
jednak do gustu jego
kolegom z Towarzystwa. Został natychmiast oskar
Ŝony o chęć nauczania kreacjonizmu na lekcjach
szkolnych i po paru dniach zmuszony do rezygnacji
z zajmowanego stanowiska w Royal Society. Naj
wyraźniej z kreacjonizmem nie moŜna dyskutować,
moŜna się z niego tylko głośno śmiać. Jest to cha
rakterystyczna postawa braku tolerancji i szacunku
dla osób o odmiennych przekonaniach.
Klub X
Sto lat po opanowaniu Towarzystwa Królew
skiego, w 1864 roku powstała grupa, o której dzi
siaj pamięta się niewiele, a która i wówczas była
mało znana, ale która przez około 30 lat wywierała
decydujący wpływ na naukę angielską. Był to tzw.
Klub X. Powstał wskutek starań Thomasa H. Hu
xleya i liczył dziewięciu członków (Busk, Frankland,
Hirst, Hooker, Huxley, Lubbock, Herbert Spencer,
Spottiswoode i Tyndall). Członkowie Klubu obsa
dzili stanowiska sekretarza, sekretarza do spraw
zagranicznych, skarbnika oraz trzech kolejnych
przewodniczących Royal Society. Poza tym sze
ściu z nich było przewodniczącymi British Associa
tion, a kilku zajmowało waŜne stanowiska w towa
rzystwach Geologicznym, Linneuszowskim oraz
Etnologicznym (C. Bibby, Scientist extraordinary ,
Pergamon 1972, s. 58). MoŜna więc sobie wyobra
zić, jak wpływowa to była grupa.
Mieli zwyczaj spotykać się na obiedzie tuŜ
przed zebraniami Towarzystwa Królewskiego. Nie
ulega wątpliwości, Ŝe na obiedzie dyskutowano
nad polityką Towarzystwa, rozstrzygano sprawy
mówców, wyborów itd. Decydowano takŜe o spra
wach innych towarzystw naukowych, zastanawiano
się nad projektami nowych muzeów i zakładaniem
nowych czasopism, ale takŜe jak walczyć z religią i
miejscem nauki w edukacji (W. Irving, Apes, An
gels and Victorians , Weidenfeld and Nicholson
1956, s. 83).
Podejmując przemyślane i zharmonizowane
działania, ci wpływowi ludzie faktycznie kontrolowa
li nie tylko sprawy Towarzystwa Królewskiego, ale
takŜe wielu innych organizacji. Byli w stanie narzu
cić kształt nauki w Anglii na wiele pokoleń. Symbo
lem ich wpływu było to, Ŝe czterech członków Klu
bu X niosło trumnę Darwina (A. Desmond, Huxley:
The Devil’s Disciple , Michael Joseph 1994, s.
138). Klub funkcjonował przez trzydzieści lat, koń
cząc działanie wskutek starzenia się i ubywania
członków.
W erze wiktoriańskiej przemysł i nauka rozwi
Thomas. H. Huxley
jały się w zawrotnym tempie. Potrzebowano wy
kształconej klasy średniej i organizowano szkoły
oraz wydziały na uniwersytetach, by spełnić tę
potrzebę. Takie grupy, jak Klub X, oczywiście sta
rały się obsadzić wszystkie moŜliwe stanowiska na
uczelniach ludźmi posiadającymi te same poglądy.
Wszyscy oni, przykładowo, byli ewolucjonistami.
Huxley, zwany „buldogiem Darwina”, wg Bibby’ego
zdecydował o powierzeniu dziewiętnastu waŜnych
stanowisk na nowo utworzonych uniwersytetach.
Nic dziwnego, Ŝe wskutek takich zabiegów w krę
gach naukowych panowała jednomyślność, Ŝe
teoria ewolucji została empirycznie udowodniona.
Wszelkie inne stanowiska były bezlitośnie tępione.
Sytuacja dzisiaj
To tylko przykład jednego kraju pokazujący,
jak nieliczne, ale dobrze zorganizowane grupy były
w stanie w ciągu kilkudziesięciu lat opanować
sytuację znacznie przekraczającą zasięg ich bez
pośrednich wpływów. PoniewaŜ stosunek kręgów
naukowych w wielu krajach, praktycznie we
wszystkich, do kreacjonizmu jest taki sam, moŜna
domniemywać, Ŝe opisany wyŜej proces przejmo
wania instytucji naukowych musiał się powtarzać i
gdzie indziej. Do standardów zachowania się elit
naukowych naleŜy niepowaŜne traktowanie próśb o
pokazanie dowodów na rzecz ewolucjonizmu.
Odpowiedzią są kpiny i wyzwiska.
Nie chcę powiedzieć, Ŝe wszystkie te środo
wiska są centralnie sterowane przez jakiś ukryty
rząd światowy. Tego rodzaju opinie wydają mi się
znacznie przesadzone. Bardziej mi odpowiada
koncepcja, jaką swego czasu wysunął Rafał Ziem
kiewicz – koncepcja roju. Środowiska takie
(dotyczy to nie tylko nauki, ale jeszcze bardziej
polityki, kultury i sztuki) działają jak rój pszczół. Nie
muszą być centralnie sterowane, choć postępują
tak, jakby były. Podejmują podobne akcje, uŜywają
podobnego języka, mają te same upodobania i
Ŝywią te same systemy wartości.
Ale nieroztropnością byłoby przypuszczenie,
Ŝe Ŝadne ukryte struktury nie istnieją. Przykład
„klubu niewierzących” oraz Klubu X z XVII i XIX
wiecznej Anglii pokazuje, Ŝe niewielkie grupy zaan
gaŜowanych ludzi, przygotowanych do pociągania
za sznurki za kotarą, mogą narzucić swoje poglądy
reszcie społeczeństwa.
Jaki związek ma Nowy Ład Światowy z ewo
lucjonizmem?
Twórca Ruchu Inteligentnego Projektu, Phillip E.
Johnson, pokazał, Ŝe ewolucjonizm dostarcza
nowego mitu stworzenia. KaŜda cywilizacja musi
umieć odpowiadać na pytanie „skąd pochodzimy?”
i „dokąd zmierzamy?”. Dotychczas odpowiedzi na
te pytania dawała religia. Ewolucjonizm daje odpo
wiedzi niereligijne. Nadaje się więc znakomicie jako
fundament dla nowej, powstającej na naszych
oczach, ateistycznej cywilizacji, dla Nowego Ładu
Światowego. Darwinowska teoria ewolucji jest
czymś więcej niŜ zwykłą teorią. Pełni rolę quasi
religijną i atak na nią jest rozumiany jako atak na
podstawy Nowego Ładu. Stąd się bierze gwałtow
ność reakcji na najmniejsze kwestionowanie ewolu
cjonizmu.
„Niewielka grupa obywateli terroryzuje władze publiczne, budzi w
wielu Polakach to, co jest niestety dla nas charakterystyczne – takie
skłonności do rozmaitych martyrologii, wywoływania rozmaitych fobii,
uprawiania takiego prymitywnego patriotyzmu o skłonnościach samo
bójczych, i to jest zaraźliwe. I dlatego powinno się z tym moŜliwie
szybko skończyć. Tym bardziej, Ŝe kościół, który tu wprawdzie nie jest
stroną, ale którego głos jest przez tych krzyŜowców, nazwijmy to,
słuchany, teŜ juŜ traci cierpliwość i widać wyraźnie, Ŝe chciałby, Ŝeby
krzyŜ znalazł się tam, gdzie powinien, czyli w kościele.”
Leszek Miller, TVP INFO, 17.08.2010r.
POD PR ĄD” NR 78/7273/2010
4
„„ „ I D Ź POD PR ĄD”
POD PR ĄD”
346800818.007.png 346800818.008.png 346800818.001.png 346800818.002.png 346800818.003.png 346800818.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin