Inne Planety 12.pdf
(
933 KB
)
Pobierz
planety12
/
Jacek Sobota
recenzje
felietony
opowiadania
”Wyznania idioty”
ranking
konfabulantów
Witajcie!
Nie ma co ukrywaæ – sk³amaliœmy! Niewa¿ne
z jakich powodów – taktycznych (uœpienie
czujnoœci przeciwnika), ¿artobliwych (czyli
wulgarnie pisz¹c: dla jaj), b¹dŸ przez wro-
dzon¹ przekornoœæ – tego ujawniæ nie mo¿e-
my (tajemnica dziennikarska). Jednak bijemy
siê w pierœ! O co chodzi? O to, ¿e w poprzed-
nim numerze poinformowaliœmy o œmierci In-
nych Planet. Bo to mia³ byæ ostatni numer,
po¿egnalny popis redaktorów, uwiecznionych
zreszt¹ na pijackich zdjêciach z redakcyjnej
stypy. Nawet wstêpniak zosta³ napisany 1 li-
stopada – widocznie jednak 1 listopada po-
myli³ nam siê z 1 kwietnia; tym samym pog³o-
ski o zgonie IP okaza³y siê przedwczesne. I
teraz trzeba wszystko prostowaæ...
Nasza wina, nasza wina, nasza bardzo
wielka wina! Jako pokutê wyznaczyliœmy so-
bie zredagowanie tego numeru pod egid¹ Pla-
nety K³amców. To taki przytyk redakcji pod
w³asnym adresem. Có¿ – trzeba ponosiæ kon-
sekwencje swych krêtactw. W przeciwieñstwie
do „Faktów i mitów” – umiemy przyznaæ siê
do b³êdu i do uprawiania na naszych ³amach
manipulacyjnego procederu. To kolejny spo-
œród jak¿e licznych atutów naszego fanzinu.
Planeta K³amców to oczywiœcie nazwa
myl¹ca i... k³amliwa. Nie chodzi bowiem o
¿adn¹ planetê, lecz o specjalne wiêzienie or-
bitalne. Jest to sztuczny, geostacjonarny obiekt
bêd¹cy zak³adem zamkniêtym dla szczególnie
ciê¿kich przypadków, wymagaj¹cych forsow-
nego leczenia. To miejsce reedukacji, resocja-
lizacji i fandomizacji krn¹brnych redaktorów
IP, którzy w ramach czynnej samokrytyki po-
stanowili wzi¹æ udzia³ w penitencjarnym eks-
perymencie i dobrowolnie poddaæ siê karze.
Mamy siê grzecznie nawracaæ. Na co?... Id¹c
po kolei: G³uch na alkoholizm. Ostrowski na
abstynencjê. Barczyk na monogamiê. Guzek
na Marcina Dañca. Witkowiak na kult Bogini
Matki. Protasiuk na „Sztuczn¹ inteligencjê”.
A przebywaj¹cy w osobnym karcerze sta³y
wspó³pracownik Sobota na pisanie pochwal-
nych recenzji z kiepskich ksi¹¿ek. I nie zapo-
minajmy o Szydzie – „ten typ” (to cytat z listy
dyskusyjnej) powinien zaprzestaæ pisania
wstêpniaków i nawróciæ siê na antyklerykal-
ny feminizm, robi¹c coœ spektakularnego – np.
wydaj¹c ksi¹¿kê w wydawnictwie „Runa”.
A poza tym jest super! Na rynku panuje
widoczne o¿ywienie. Có¿ jednak z tego, skoro
iloœæ nie zawsze idzie w parze z jakoœci¹. W
zesz³ej dekadzie wychodzi³o ma³o ksi¹¿ek, ale
jak znamienite by³y to tytu³y: „Quietus”, „Walc
stulecia”, „Opuœciæ Los Raques”, „Xavras
Wy¿ryn”, „Gniazdo œwiatów”, piêcioksi¹g Sap-
kowskiego... A teraz mamy „Wrzesieñ”, „Acha-
jê”, „Opowieœci z Wil¿yñskiej Doliny”, „Tali-
zman z³otego smoka”... – nie jest to wybitna
produkcja, choæ mo¿e polska fantastyka no-
wej dekady potrzebuje takiego rozbiegu dla
wybitniejszych osi¹gniêæ. Jednak póki co lite-
ratura staje siê coraz bardziej b³aha, sensacyj-
na, biesiadna, sztampowa. Brak jej charakteru i
wyrazu. Podobnie jak tzw. muzyka œrodka s¹-
cz¹ca siê (na przemian z reklamami) z g³oœni-
ków radiowych. Tak te¿ jest traktowana przez
coraz szersze krêgi odbiorców. Rosn¹ce poko-
lenie nowych autorów ma sprzyjaj¹ce warunki
rozwoju, wiêc roœnie jak na dro¿d¿ach, lecz
jakoœæ wykonania spada. Równolegle kie³kuje
pokolenie wspieraj¹cych tê twórczoœæ biesiad-
nych (rozrywkowych) krytyków. To chyba
jednak za mocne s³owo – lepiej powiedzieæ:
osobników usi³uj¹cych pisaæ recenzje, wyg³a-
szaæ wartoœciuj¹ce s¹dy o literaturze za po-
œrednictwem ró¿nych mediów. Ta amatorsz-
czyzna zalewa ³amy internetowych periody-
ków, kiepskich fanzinów i list dyskusyjnych.
Internet sprawi³, ¿e zapanowa³a zasada: „pi-
saæ ka¿dy mo¿e”. Co nie znaczy, ¿e potrafi.
Jednak brak kwalifikacji zazwyczaj nie po-
wstrzyma dyletanta przed wyra¿aniem za-
chwytów nad kiepskim tekstem lub przed po-
gardliwym traktowaniem literatury wartoœcio-
wej (bo na przyk³ad autor pisze „niezrozumia-
le”, jest z innego uk³adu albo w ogóle jest poza
uk³adami, wiêc ¿eby przypodobaæ siê „fando-
mowym baronom” – nale¿y go skopaæ). Znik-
nê³a jedyna uprawniona cenzura – cenzura ja-
koœci. Czy raczej cenzus jakoœci, bo to ³ad-
niejsze s³owo. Krytyków wymagaj¹cych zaraz
siê pos¹dza o najgorsze intencje, obrzucaj¹c
ich argumentami
ad personam
i
ad hominem
.
Jednoczeœnie pewien wielce zas³u¿ony dla
polskiej fantastyki autor rozpowszechnia w
swych felietonach b³yskotliw¹ opiniê, jakoby
ksi¹¿ka by³a takim samym towarem jak cebula
lub wiertarka (sic!). Niektóre ksi¹¿ki rzeczy-
wiœcie dzia³aj¹ jak cebula (np. chce siê po nich
p³akaæ), s¹ nawet ksi¹¿ki podobne do wierta-
rek (dzia³anie udarowe – czytelnicy masowo
2
www.2era.website.pl
mdlej¹ z wra¿enia), jednak radzê przed publi-
kowaniem takich rewelacji nieco g³êbiej zasta-
nowiæ siê nad istot¹ problemu. To, ¿e cebula
jest na sprzeda¿, wiertarki s¹ na sprzeda¿ i ksi¹¿-
ki s¹ na sprzeda¿ – naprawdê o niczym nie
œwiadczy. Swoj¹ drog¹ – kolejne pytanie do
tego samego autora – jak pogardê dla demokra-
cji mo¿na ³¹czyæ z entuzjastycznym popar-
ciem dla wolnego rynku czytelniczego? Ten sam
cz³owiek jest g³upi jako wyborca, a jako na-
bywca ksi¹¿ki – ju¿ m¹dry? Ja mam w pogar-
dzie i masowego wyborcê i masowego odbiorcê
– to chyba bardziej konsekwentne stanowisko.
Poniewa¿ patronuje nam Planeta K³amców,
powy¿szy s³owotok potraktujcie jako stek
bzdur. Tak naprawdê jest œwietnie, pisaæ ka¿-
dy mo¿e, czytaæ ka¿dy mo¿e, wydawaæ ka¿dy
mo¿e, krytykowaæ ka¿dy mo¿e, a ksi¹¿ki ni-
czym nie ró¿ni¹ siê od kalafiorów. Pe³nia szczê-
œcia. Zw³aszcza nam, redaktorom przechodz¹-
cym resocjalizacjê w orbitalnym „pierdlu”, nie
wolno o tym zapominaæ. W drapie¿nym utwo-
rze „Facts of Life” na ostatniej p³ycie King
Crimson, wokalista œpiewa:
„It doesn’t mean
You should, just because You can…”
Ma³o kto
chyba dziœ o tym pamiêta. Bo ma³o kto s³ucha
ambitnej muzyki.
T¹ smutn¹ konstatacj¹ koñczê wstêpniak
i wracam do celi. Trzeba poczytaæ klasyków
fandomu. A wycieczkê zapraszam (w imieniu
w³asnym oraz pozosta³ych osadzonych) do
zwiedzania naszego wiêzienia – kolejnoœæ
obiektów dowolna.
Wojciech Szyda
spis rzeczy
felietony
kłamiliwe
Jacek Sobota
Prawdziwe ³garstwa
15
krytyka
nieprawdziwa
Maciej Witkowiak
Religi¹ i piêœci¹
11
Prawda z kosmosu
12
W Œródziemiu bez zmian
13
proza
zmyślona
Wojciech J. Grygorowicz
Romani sumus
4
Iwona Micha³owska
Z³odzieje czasu
19
Maciej Guzek
Zap³ata
37
Krzysztof G³uch
Ranking konfabulantów
21
Piotr Derkacz
Apokalipsa na trasie...
17
Tomasz R. Barczyk
Planeta absurdu
26
Wojciech Szyda
Z³oto kwakronautów
18
Leczenie protem
24
Wzornictwo postindustrialne
35
Wojciech Szyda
Krótki felieton o
preparowaniu zwierz¹t
30
Pawe³ Ostrowski
Niebezpieczeñstwo...
29
publicystyka
oszczercza
Micha³ Protasiuk
Poszukuj¹c wiecznoœci
32
www.2era.website.pl
3
Wojciech Jerzy Grygorowicz
Romani sumus
Gdy przekroczyli kolejne wzgórze, na po³udniu wy³oni³y siê przed nimi wysokie szczyty
w³aœciwych gór. Pokryte œniegiem i spowite niskimi chmurami. Widok ten ka¿dy cz³onek od-
dzia³u powita³ z nadziej¹, choæ wszyscy od prostego legionisty do trybuna, wiedzieli, ¿e do
osi¹gniêcia zbawczej linii jest jeszcze daleko. Czeka³a ich trudna wspinaczka ku oblodzonym
prze³êczom, a póŸniej równie niebezpieczne zejœcie. Wprawdzie ku terenom opanowanym przez
Imperium, prowadzi³o wiele szlaków, dowódca oddzia³u z rozmys³em wybra³ jednak najtrud-
niejsz¹ trasê ufaj¹c, ¿e ta bêdzie najs³abiej strze¿ona. Lada moment na ziemiê barbarzyñców
mia³a ruszyæ potê¿na wyprawa wojenna i na granicy stale dochodzi³o do utarczek zwiadow-
czych patroli. Tymczasem zadanie, które mu powierzono by³o najwy¿szej wagi i za wszelk¹
cenê nale¿a³o je wykonaæ.
Trybun uœmiechn¹³ siê sam do siebie. Myœl o tym, ¿e kilkanaœcie kawa³ków brzozowej kory
pokrytych nieznanym pismem i kilka amuletów, stanowi dla Cesarstwa tak¹ wartoœæ, nagle
wyda³a mu siê œmieszna. Szybko jednak spowa¿nia³. Wiedzia³, ¿e jego misja by³a teraz zagro-
¿ona. W myœlach obliczy³ dystans jaki powinien dzieliæ ich od poœcigu. Wysz³o doœæ du¿o,
jednak dowódca rozumia³ dobrze, ¿e doskonali jeŸdŸcy wroga prêdzej padn¹ ze zmêczenia, lub
zaje¿d¿¹ swoje wierzchowce niŸli zrezygnuj¹ z pogoni. Podczas swej d³ugiej s³u¿by w armii,
walczy³ z wieloma ludami. Widzia³ wspania³e szar¿e Hungarów, a w czasie niedawnej s³u¿by w
Syrii, nie raz jego ludzie musieli ustêpowaæ przed atakami szybkich jak wiatr Arabów. Jednak
przy dokonaniach jazdy tego pó³nocnego ludu, tamci zdawali siê byæ niemal dzieæmi. Gdyby ci
pó³nocni barbarzyñcy, jak kiedyœ Germanie zechcieliby przyj¹æ wspania³¹ rzymsk¹ kulturê.
Wtedy ich konnica by³aby zapewne podpor¹ Imperium.
Z dalszych rozmyœlañ wyrwa³ go m³ody oficer, który zrównawszy siê ze swym dowódc¹
pozdrowi³ go wojskowym salutem.
- Có¿ tam centurionie Klaudiuszu - zwróci³ siê do podw³adnego trybun. By³ s³u¿bist¹ i do
swych podkomendnych nigdy nie zwraca³ siê bez pominiêcia stopnia. To ¿e ów m³ody cz³owiek
sw¹ postaw¹ udowodni³, i¿ mo¿na na nim polegaæ, nie mia³o tu nic do rzeczy. Centurion, choæ
nie pochodz¹cy z wysokiego rodu by³ odwa¿ny, wyj¹tkowo inteligentny, a co najwa¿niejsze
umiej¹cy ze swego rozumu zrobiæ w³aœciwy u¿ytek.
- Proponowa³bym trybunie - odpowiedzia³ m³odzieniec. – Byœmy jednak zawadzili o skryt-
kê i przebrali siê w rzymskie zbroje. Inaczej na granicy wymorduj¹ nas nasi ¿o³nierze.
- Wiesz, ¿e nas goni¹?
- Tak jest... ale jeœli nie damy koniom odpoczynku zaczn¹ padaæ. Do prze³êczy jeszcze
daleko.
- Dobrze - rzek³ trybun po krótkiej chwili zadumy. –Skrêcimy na punkt.
Odczeka³, a¿ m³odszy stopniem oficer zajmie swe miejsce na koñcu kolumny i dopiero
wtedy wyda³ rozkaz. Oddzia³ zakrêci³ i jakiœ czas jechali równolegle do rozpostartego przed
nimi górskiego masywu. Trybun jednak, obróciwszy g³owê, patrzy³ dalej w stronê oœnie¿onych
grani. Ich widok przypomnia³ mu bowiem ojczyste strony. Szczyty te by³y bardzo podobne do
tych wœród których siê urodzi³, choæ na pewno nie tak rozleg³e i nieco ni¿sze. W pewnej chwili
przysz³o mu na myœl, ¿e dominuj¹ca w œrodku ³añcucha góra bardzo przypomina le¿¹cego,
jakby pogr¹¿onego we œnie olbrzyma. Uœmiechn¹³ siê sam do siebie, dziwi¹c siê sk¹d do g³owy
mog³o mu przyjœæ coœ takiego.
Bez przeszkód dojechali do niewielkiego zagajnika, gdzie dwa tygodnie wczeœniej ukryli
swe wyposa¿enie. Sprawnie odkopali ekwipunek i po chwili odzia³ znów wygl¹da³ jak szwa-
dron jazdy XXXV legionu. Niepe³ny. Trybun z ¿alem przyjrza³ siê le¿¹cym w kryjówce dziesiê-
ciu kompletom rzymskiego oporz¹dzenia. Patrzy³ jak obok nich jego jeŸdŸcy sk³adaj¹ barba-
rzyñski ekwipunek. Có¿, w tak niebezpiecznej misji musia³y byæ straty.
4
www.2era.website.pl
- Zasypcie to ziemi¹ - rozkaza³.
Symboliczny pogrzeb dziesiêciu dzielnych ¿o³nierzy. Jeszcze raz przyjrza³ siê pozosta³ym.
Czy ich uda mu siê doprowadziæ bezpiecznie? Zaraz....
- Poka¿ no mi swój miecz legionisto - zwróci³ siê nagle do jednego ze swych ludzi, a tamten
jakby z wahaniem wykona³ rozkaz. Oficer uwa¿nie przyjrza³ siê podanemu brzeszczotowi. Tak.
Nie pomyli³ siê.
- To miecz wroga - stwierdzi³. - Dlaczego nie wymieni³eœ uzbrojenia?
- Panie... musia³em zapomnieæ...- wyj¹ka³ ¿o³nierz i spuœci³ g³owê. Naprawdê nie trzeba
by³o byæ specjalist¹ od ludzkiej duszy by stwierdziæ, ¿e kawalerzysta k³amie.
- Masz mnie za durnia – wrzasn¹³ trybun. - Ukrad³eœ w³asnoœæ Imperium.
W zasadzie nie musia³ siê wœciekaæ. Skrytka ponad wszelk¹ w¹tpliwoœæ zostanie znalezio-
na przez wroga i z uzbrojenia nie bêdzie mia³a ju¿ po¿ytku ¿adna nastêpna misja. Jednak jego
podw³adny z³ama³ rozkaz i powinien ponieœæ karê.
- Piêtnaœcie batów, gdy wrócimy do obozu – wyda³ wyrok. Najchêtniej kaza³ by wykopaæ
¿o³nierzowi jego rzymski miecz. Na to ju¿ jednak nie by³o ju¿ czasu.
Jak przysta³o na prawdziwego Rzymianina trybun by³ gor¹cym przeciwnikiem mody na
uzbrojenie wroga. Niestety coraz wiêcej oficerów patrzy³o na upodobania swych podw³adnych
przez palce. Ba nawet oni sami czêsto siêgali po miecze barbarzyñców. Jemu na coœ takiego nie
pozwoli³a by nigdy duma. Có¿ trudno. Skoro ma wiêksze zaufanie do broni tych dzikusów...
- Sklawinowie! - okrzyk jednego z ¿o³nierzy podzia³a³ na wszystkich jak smagniêcie bi-
czem. Po chwili widzieli ju¿ ich dobrze. Odzia³ wroga by³ liczny. Barbarzyñcy co najmniej
dwukrotnie przewy¿szali liczebnoœci¹ rzymski szwadron. Pojêcie barbarzyñcy, zreszt¹ nie za
bardzo pasowa³o do goni¹cych ich jeŸdŸców. Jednolicie ubrani i wyposa¿eni, we wspania³ych
ozdobionych pióropuszami i obitych z³ocist¹ blach¹ he³mach. Poruszali siê we wzorowym po-
rz¹dku, a choæ musieli dostrzec ju¿ Rzymian, nikt z nich nie wy³ama³ siê z szyku, nikt nie
przyspieszy³. Oficer w lot zrozumia³ sytuacjê.
- Klaudiusz! - zawo³a³, nieœwiadom chyba, ¿e zwraca siê do ¿o³nierza samym tylko imie-
niem. - Bierz torbê i mojego konia, mo¿e zdo³asz uciec.
- Nie zostawiê was - zaprotestowa³ m³ody centurion.
- JeŸdzisz najlepiej konno. Tylko ty masz szansê!
- Nie zostawiê was - powtórzy³ m³odzieniec.
- To rozkaz! Nie dyskutuj! - uci¹³ oficer.
Surowy i spokojny ton dowódcy otrzeŸwi³ m³odego oficera. Nieco dr¿¹cymi rêkami chwyci³
worek z amuletami i uzdê konia dowódcy. Pozdrowi³ trybuna milcz¹cym salutem i nie ogl¹da-
j¹c siê wiêcej pocwa³owa³ ku widocznym na horyzoncie szczytom. Dowódca spojrza³ pozosta-
³ych ¿o³nierzy. Byli bladzi i milcz¹cy. Wiêkszoœæ zapewne ju¿ zrozumia³a, ¿e nadchodzi koniec.
Nikt jednak nie zawróci³, nikt nie próbowa³ ucieczki. Nawet ukarany przez niego kawalerzysta
sta³ teraz z podniesion¹ g³ow¹ gotowy zmyæ krwi¹ sw¹ winê. Naraz ogarnê³a go duma. To byli
jego ludzie, szkoleni przez niego od samego pocz¹tku, od rekruta. Dla takiej chwili naprawdê
op³aca³o siê zgin¹æ.
- Na koñ! - zakomenderowa³. – Formowaæ liniê.
Zwrócony przodem do nieprzyjaciela nie móg³ zobaczyæ jak za nim tworzy siê szyk. S³ysza³
jedynie odg³os kopyt i szczêk rynsztunku. Gdy po chwili g³osy za plecami ucich³y móg³ byæ
pewien, ¿e ma za sob¹ zwarty szereg jeŸdŸców. Nie obejrza³ siê, choæ widok gotowych na
œmieræ ¿o³nierzy, uradowa³by go jeszcze bardziej. Doby³ tylko swój rzymski miecz i wskaza³
kierunek.
- Naprzód! - wykrzykn¹³.
-
Mori turi, te salutant!
– odpowiedzieli kawalerzyœci.
Ruszyli stêpa. W tym momencie trybun, który przed walk¹ nie wypowiada³ nigdy ¿adnych
nieregulaminowych zwrotów, ani tym bardziej patetycznych mów, z³ama³ i t¹ zasadê.
- Pamiêtajcie! - wrzasn¹³ staraj¹c siê przekrzyczeæ têtent koñskich kopyt. – Jesteœcie Rzy-
mianami!
JeŸdŸcy przeszli w cwa³.
www.2era.website.pl
5
Plik z chomika:
kindel24.3
Inne pliki z tego folderu:
Gardner Laurence - Ukryte dzieje Jezusa i Świętego Grala.rtf
(417 KB)
Fromm Erich - Dogmat Chrystusa.doc
(682 KB)
zbrodnie w imieniu chrystusa.pdf
(638 KB)
z dziejów koscioła katolickiego.pdf
(351 KB)
ateizm.pdf
(586 KB)
Inne foldery tego chomika:
akwarium
anioly
aplikacje wzory
bombki
bramy
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin