WHITLEY STRIEBER - Wspólnota.rtf

(1518 KB) Pobierz

WHITLEY STRIEBER

WSPÓLNOTA

PRAWDZIWA OPOWIEŚĆ

DOM WYDAWNICZY REBIS
POZNAŃ 1993

Tytuł oryginału

COMMUNION

A TRUE STORY

 

 

 

Dla tych, którzy przeszli przez lustro,

I dla tych, którym ten blask w oczach lśni,

Dla tych, którzy ukryć to pragną,

I dla tych, co tajemnicę utracili,

Dla tych, co nie potrafią milczeć,

I dla tych, którzy kłamstwa się nauczyli.

PODZIĘKOWANIA

Podczas pracy nad niniejszą książką swą pomocą zaszczyciło mnie wielu wybitnych przedstawicieli świata naukowego. Chciałbym podziękować dokto-
rowi medycyny Donaldowi F. Kleinowi, dyrektorowi Oddziału Badań Nauko-
wych New York State Psychiatrie Institute i wykładowcy psychiatrii na
Uniwersytecie Columbia w College of Physicians and Surgeons, za fachowo
przeprowadzone seanse hipnotyczne. Dzięki uprzejmości doktora Roberta
Naimana podobne wsparcie otrzymała podczas hipnozy moja żona. Dr John
Gliedman dokonał biegłej analizy naukowej moich poglądów, jak również
wniósł swój istotny wkład w książkę. Dr David Webb, do niedawna członek
Narodowej Komisji ds. Przestrzeni Kosmicznej, a obecnie wykładowca
i przewodniczący studiów kosmicznych w Center for Aerospace Sciences
Uniwersytetu North Dakota oraz dr Brian O'Leary, astronauta i planetolog,
służyli mi radą opartą na kombinacji fachowości, zdrowego sceptycyzmu
i niezłomnego trzymania się faktów, bez czego nie byłbym w stanie ukończyć
mojej pracy. Dr Bruce Maccabee, fizyk i badacz w służbie Marynarki Wojennej
Stanów Zjednoczonych przeczytał rękopis niniejszej książki pod kątem zawar-
tych w niej zagadnień fizycznych - wszelkie błędy w zakresie tej dziedziny
powstały wyłącznie z mojej winy. Doktor David M. Jacobs, profesor przy
katedrze historii Tempie Uniyersity był uprzejmy udzielić mi wskazówek,
głównie w zakresie tła historycznego.

Moje szczególne podziękowania należą się Buddowi Hopkinsowi, który nie
szczędził czasu ani wysiłku - często graniczącego z heroicznym - by pomóc
zarówno mnie, jak i tym, którzy stanęli na krawędzi rzeczywistości.

Obecność lekarzy i naukowców jako moich doradców nie oznacza wcale, iż
przychylają się oni do moich wniosków na temat tego, co mnie spotkało. Ich
zainteresowanie wyrasta z pragnienia zbadania czegoś, co wydaje się zjawis-
kiem niewyjaśnionym lub niezrozumiałym. Dla środowiska naukowego natura
tego zjawiska pozostaje niezgłębiona.

PRELUDIUM

Zasłona skrywająca prawdę

Rzeczywisty świat prześliznął się przez oczka sieci
zarzuconej przez naukę.

ALFRED NORTH WHITHEAD
Modcs of Thought

Jest to historia zmagań człowieka z druzgocącym spokój atakiem
Nieznanego, historia na tyle prawdziwa, na ile potrafię ją zawrzeć
w słowach.

Wszystko wskazuje na to, że osobiście doświadczyłem bliskiego
spotkania z przedstawicielami pozaziemskiej inteligencji. Zagadką
pozostaje jednak, kim właściwie byli i skąd przybywali. Czy nie
zidentyfikowane obiekty latające istnieją naprawdę? Czy opisywane
tylekroć potworki i demony to przybysze z kosmosu?

Z początku sądziłem, że popadłem w obłęd, jednakże badania
dokonywane przez trzech psychologów i tyluż psychiatrów, oparte na
całej masie testów psychologicznych i neurologicznych, zakwalifiko-
wały mnie do osobników normalnych pod każdym względem. Zo-
stałem też poddany testom na prawdomówność przez fachowca
z trzydziestoletnim stażem. Ich wyniki nie przyniosły żadnych rewela-
cji. Dotychczas obojętnie odnosiłem się do zagadnienia nie ziden-
tyfikowanych obiektów latających i pozaziemskich cywilizacji; uważa-
łem je nawet za sztucznie rozdmuchany problem, dający się łatwo
wytłumaczyć jako halucynacje i zaburzenia postrzegania. Cóż miałem
zatem pomyśleć, gdy przybysze bez wahania wkroczyli w życie tak
obojętnie nastawionego sceptyka jak ja?

W późniejszym czasie zetknąłem się z wieloma ludźmi, których
przeżycia pod wieloma względami przypominały moje. Większość
z nich była zrównoważona umysłowo. Nie wywodzili się z żadnej
określonej grupy, lecz tworzyli raczej przekrój amerykańskiego społe-
czeństwa. Spotkałem pośród nich, między innymi, pracownika nauko-
wego, policjanta i urzędnika federalnego.

W moim przypadku trudno byłoby zignorować zeznania świad-
ków czy też fizyczne następstwa spotkania, zbliżone do objawów
pochorobowych. Istnieją, moim zdaniem, dwa możliwe wyjaśnienia:
albo przybysze z kosmosu istotnie ingerują w nasze życie, albo też

10___________________________________WSPÓLNOTA

ludzki umysł posiada niewiarygodną wręcz zdolność wytwarzania
stanów zbliżonych do fizycznej rzeczywistości. Żadna z tych możli-
wości nie jest jednak w chwili obecnej wytłumaczalna za pomocą
metod naukowych.

Znane jest mi uczucie obcowania z istotami pozaziemskimi,
wiem, jakie dźwięki wydają, gdy mówią, jak wyglądają wnętrza,
w których przebywają i jakie unoszą się tam zapachy. Wiem także
jak się zachowują i w jaki sposób się pojawiają. Niewykluczone,
że znam również powód ich wizyt oraz ich oczekiwania względem
nas, ludzi.

Rzekome spotkania z istotami z kosmosu nie są żadną nowością;
ich historia sięga tysięcy lat wstecz. Jednakże w drugiej połowie
dwudziestego wieku spotkania te nabrały częstotliwości nigdy dotąd
nie notowanej przez rodzaj ludzki.

To, co zdarzyło się w moim przypadku, było wprost paraliżujące
w swej realności. Przebłyski z tych wydarzeń pojawiły się w mej
pamięci jeszcze przed zastosowaniem hipnozy, na którą zdecydowa-
łem się, by dokonać pełnej rekonstrukcji.

Dotychczas relacje ludzi nawiedzanych przez przybyszów z kos-
mosu spotykały się z drwinami i niedowierzaniem. Twierdzono
niesłusznie, że ich wspomnienia są ubocznym efektem hipnozy.
To akurat nieprawda - większość z tych ludzi zdecydowała się
na hipnozę pod wpływem własnych, niewymuszonych przebłysków
pamięci.

Wyśmiewanie się z nich jest równie niestosowne jak żartowanie
z ofiar gwałtu. Nie wiemy dokładnie, co dzieje się w ich umysłach,
ale - cokolwiek to jest - wywołuje u nich reakcję podobną do szoku
pourazowego. A społeczeństwo odwraca się do nich plecami, sterowa-
ne przez zawodowych demaskatorów i krzykaczy, którym utajone
kompleksy zawężają horyzonty i zaciemniają umysł. Inni zaś, nieco
bardziej odpowiedzialni naukowcy, żywią obawy, iż oficjalne dążenie
do rozwikłania enigmatycznego zagadnienia nie zidentyfikowanych
obiektów latających może sprowadzić naukę na manowce.

Z punktu widzenia studium ludzkiego zachowania, takie niebez-
pieczeństwo nauce nie grozi. Ludzie rozwinięci intelektualnie nie
powinni przymykać oczu na fakt, że w czyimś życiu zachodzą
niewytłumaczalne procesy. Przeciwnie, powinni stawić czoło Nie-
znanemu z czystą i jawną ciekawością. Wtedy bowiem, jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki, następuje gruntowna przemia-
na. Z zagadkowego istnienia w zakamarkach umysłu wyłaniają się
zręby poznania, dążącego do rzetelnego i dogłębnego zrozumienia
zjawiska.

PRELUDIUM____________________________________11

Osobiście doświadczyłem tego uczucia, innym też się to przytrafiło
i przytrafia się nadal. Istotne jest więc, aby wszystkim tym ludziom
zapewnić konkretną i efektywną pomoc, a nie szydzić z nich. Ze
wstydem przyznaję, że w przeszłości zdarzyło się to w demaskatorskim
zapale również mnie. Jeżeli chodzi o UFO, i tu trzymałem stronę
sceptyków.

Kiedy w nocy wznoszę wzrok ku niebu, widocznemu poprzez
wysokie haki sklepienia nad oknem mojego biura, widzę chmury
rozświetlone poświatą bijącą z Manhattanu. Ciemność na wysokości
zwieńczenia łuku przykuwa mój wzrok. Odczuwam wtedy nie tylko
niepokój i strach, szczerze mówiąc, ogarnia mnie także ciekawość.
Chciałbym wiedzieć co dzieje się tam wysoko. Kiedy tak patrzę, czerń
nieba jeszcze się potęguje.

Ludzie, którzy zetknęli się z przybyszami, opisują ich jako
niewysokie, energiczne postaci o wzroku przenikającym do najgłęb-
szych pokładów istnienia. W tym wzroku ukryta jest prośba, może
nawet żądanie. Czego? Na razie nie wiadomo.

Cokolwiek by to było, z pewnością nie chodzi tylko o zwykłą
informację. Nie wydaje mi się też, by celem była prosta i otwarta
wymiana, jakiej moglibyśmy się spodziewać. Cel ten wykracza poza
postrzegalne działania, z jakimi się stykamy. Sądzę, że przybysze
pragną dotrzeć do najgłębszych pokładów duszy, że pragną duchowe-
go zjednoczenia.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

NIEWIDZIALNY LAS

Pierwsze wspomnienia

W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak nieomylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.

Jak ciężko słowem opisać ten srogi
r, owe stromych puszcz pustynne dzicze,
Co mię dziś jeszcze nabawiają trwogi.

Gorzko - śmierć chyba większe zna gorycze;
Lecz dla korzyści, dobytych z przeprawy,
Opowiem lasu rzeczy tajemnicze.

DANTE

Boska komedia, Pieklą, Pieśń I
przekład Edwarda Porębowicza

26 grudnia 1985

W odludnym zakątku północnej części stanu Nowy Jork mamy
z żoną drewniany domek. Właśnie tam zaczęły się nasze niesamowite
przeżycia. Zajmę się najpierw wydarzeniami z 26 grudnia 1985, by
następnie przejść do późniejszych wspomnień dotyczących chrono-
logicznie wcześniejszego dnia 4 października. Zanim zwróciłem się
o pomoc do lekarzy, pamiętałem tylko, że 4 października mój spokój
został w niewytłumaczalny sposób zakłócony. Po przeżyciach grud-
niowych, zapytany przez przeprowadzającego wywiad lekarza specja-
listę o inne nadzwyczajne wydarzenia z mojej przeszłości, wymieniłem
właśnie ową noc 4 października, jednakże dopiero rozmowy z ludźmi,
którzy przebywali wówczas w naszym domku przyczyniły się do
odtworzenia przebiegu wypadków.

Poniższa relacja z 26 grudnia pochodzi z mojego dziennika, który
prowadziłem, zanim jeszcze poddałem się hipnozie, czy nawet zwierzy-
łem się komukolwiek z moich przeżyć.

Oto, co zdołałem samodzielnie odtworzyć.

Domek nasz, głęboko ukryty i zaciszny, jest jedną z kilku
podobnych chatek rozproszonych na zalesionym obszarze. Dojeżdża
się tam prywatną błotnistą drogą, odchodzącą od rzadko używanej
wiejskiej szosy, która prowadzi do pobliskiego miasteczka. Na wielu
mapach nie jest ono nawet zaznaczone. W tej głuszy spędzamy ponad
połowę roku, ponieważ właśnie tam wykonuję większość mojej pracy.
Poza tym mamy jeszcze mieszkanie w Nowym Jorku.

Prowadzimy bardzo stateczny tryb życia. Nieczęsto gdzieś wy-
chodzimy, rzadko pijemy coś mocniejszego od wina, żadne z nas
nie używało też nigdy narkotyków. W latach 1977-1983 napisałem
kilka horrorów, lecz ostatnio skupiłem się na pracy nad poważ-
niejszymi powieściami na temat środowiska i pokoju na świecie,
w dużej mierze opartymi na faktach. Podsumowując, w omawia-
nym okresie nie zajmowałem się pisaniem horrorów, a ponadto

WSPÓLNOTA

16

 

 

nigdy w życiu nie groziły mi halucynacje wywołane tworzeniem
niesamowitych historii.

Święta Bożego Narodzenia w 1985 były wspaniałe. W Wigilię
zaczął padać śnieg, który ustał dopiero dwa dni później. Mój synek
z zachwytem odkrył, że jeśli postoi chwilę z wyciągniętą ręką, śnieg
osiądzie mu na rękawicy w formie doskonale krystalicznych płatków.

26 grudnia przez cały ranek rozbijaliśmy się jego nowymi sankami,
a po południu, założyliśmy narty, by pobuszować trochę po okolicy.
Na kolację dokończyliśmy gęś, pozostałą z Wigilii, z sosem żurawino-
wym i zimnymi ziemniakami na słodko. Popijaliśmy je wodą sodową
ze świeżą cytryną. Kiedy nasz synek poszedł spać, siedzieliśmy z Anną,
wertując książki przy muzyce.

Około dwudziestej trzydzieści włączyłem system alarmowy, któ-
rym objęte są wszystkie drzwi oraz każde okno dostępne z zewnątrz.
Ostatniej jesieni, nie wiem dlaczego, wpadłem w dziwny nawyk
sprawdzania wszystkich zakamarków. Po kryjomu obszedłem cały
dom, w poszukiwaniu ukrytych intruzów zaglądając do szaf, a nawet
pod łóżko w pokoju gościnnym. Uczyniłem to natychmiast po
włączeniu alarmu. O dziesiątej leżeliśmy już w łóżku, a o jedenastej
oboje byliśmy głęboko pogrążeni we śnie.

Noc dwudziestego szóstego grudnia była chłodna i pochmurna.
Pokrywa śniegu mogła wynosić około dwudziestu centymetrów
i ciągle grubiała w miarę, jak płatki delikatnie okrywały ziemię.

Nie pamiętam, by coś zakłóciło mój sen ani też by śniło mi się coś
szczególnego. Podobno mniej więcej w tym samym czasie w pobliżu
zaobserwowano nieznany obiekt dużych rozmiarów, lecz wzmianka
o tym miała się ukazać dopiero po tygodniu. Jednakże nawet po
przeczytaniu artykułu na ten temat nie powiązałem go w żaden sposób
z moimi przeżyciami. Nie miałem do tego podstaw, artykuł bowiem
sprowadzał całą sensację do rangi dowcipu. Znacznie później, badając
tę sprawę osobiście, odkryłem, jak niepoważne było to podejście.

Nigdy przedtem nie widziałem UFO. Wydawało mi się, że cały ten
problem został już naukowo wyjaśniony. Powiązanie moich doświad-
czeń z możliwością odwiedzin z kosmosu zajęło mi dobre kilka
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin