Burzyńska, Kariera narracji. O zwrocie narratywistycznym w humanistyce.doc

(200 KB) Pobierz
Kariera narracji O zwrocie narratywistycznym w humanistyce

Kariera narracji O zwrocie narratywistycznym w humanistyce


 


OPOWIADAĆ

„W nieskończonej niemal ilości form opowiadanie obecne jest we wszystkich czasach, wszystkich miejscach, wszystkich społeczeństwach - pisał Roland Barthes w 1966 roku. - Naro­dziło się wraz z samą historią ludzkości; nie ma ani nigdzie nie było społeczeństwa nie znającego opowiadania" [WA 327].

Słowa te wypowiadał Barthes w chwili nad wyraz stosow­nej. Wraz ze spektakularnym wejściem orientacji narratologicz-nej na francuską scenę humanistyczną opowiadanie zyskało bo­wiem nie tylko należne mu miejsce, lecz zaczęło robić równie spektakularną karierę. I takjaknarratologia szybko zdobyła he­gemonię na forum teorii, przypisując sobie prawo posiadania recepty na stwarzanie literatury (nazywane teraz mądrze gene­rowaniem), tak i opowieść wzięła odwet za wszystkie lata upo­korzeń. Powstała wszak w czasach nowożytnych - słusznie przy­pominał Jonathan Culler - i przez całe wieki uważana była za „parweniuszkę zbyt blisko spokrewnioną z biografią i kroniką, by zasłużyć na miano prawdziwej literatury; gatunkiem popu­larnym, który nie mógł aspirować do wyżyn, zarezerwowanych dla liryki i poezji epickiej". Teraz jednak - dodawał - nie tylko ona sama przyćmiła poezję, lecz również problemy narracji zdo­minowały nauczanie [TL 97].


120


Wirusy w dyskursie


Kariera narracji


121


 


Culler, być może, przesadzał, twierdząc, że poezją zajmujemy się obecnie rzadko, często z obowiązku, niemniej kariera narracji toczyła się lawinowo, co najmniej właśnie od połowy lat sześć­dziesiątych. Narratolodzy jednak, jak wiemy - a słusznie utrwalił tę uwagę po wsze czasy Janusz Sławiński1 - wbrew swojej ge­nialnej marketingowo nazwie narracją zajmowali się stosunkowo niewiele, pochłonięci głównie - jak to nieco później złośliwie skomentował sam Barthes - upychaniem krajobrazów w ziarnach bobu, na modłę ezoterycznej sekty buddyjskiej. Czyli -jak doda­wał zmitygowawszy się nieco - „oglądaniem wszystkich opowia­dań świata w jednej i tej samej strukturze" [SZ 37]. Dobrze pa­miętamy, że narratolodzy (wspierani życzliwym patronatem Prop-pa) zachwycili się żywiołem opowiadania po to, by je następnie udusić, i że układy fabuł badali głównie w celu wyklonowania z nich jednej wszechpojemnej struktury całej literatury. Przy okazji jednak zwrócili oni uwagę na znane, co najmniej od Arystotelesa, choć nie zawsze dobrze pamiętane, ogólne właściwości narracji -jej konstruktywną funkcję wobec opisywanych zdarzeń, jej dyna­mikę, jej czasowy przebieg, wreszcie -jej kreacyjną, a nierzadko wręcz sprawczą moc wobec opisywanych postaci. Chociaż więc (i na szczęście!) fantastyczny zamysł narratologów poddania całej sztuki słowa „totalnej kontroli" skończył się na pacyfikacji kilku kryminałów i paru jeszcze innych -jak mówiono - „mocno zako­dowanych" gatunków powieściowych - to j ednak im właśnie świat humanistyczny zwdzięczać będzie już na zawsze prawdę znaną właściwie już wcześniej, lecz nigdy dotąd z podobną mocą nie wy­powiedzianą. Prawdę, którą nota bene cytowany na początku Bar­thes umieścił również (i równie przewidująco) w swoim słynnym Wstępie: „opowiadanie (...) międzynarodowe, ponadczasowe, ogól-nokulturalne jest zawsze obecne jak życie" [WA 328].

Zarówno Barthes, jak i jego towarzysze ze słynnego ósmego numeru „Communications" zwrócili przy okazji naszą uwagę na


uniwersalność opowiadania, na istnienie czegoś w rodzaju kom­petencji narracyjnej (być może wyprzedzającej nawet lingwistycz­ną), podkreślili tym samym fakt obecności swoistej struktury ro­zumienia, nieświadomej wiedzy o poprawnym kształcie opowie­ści, która już nieomal w wieku niemowlęcym nakazuje nam gło­śno krzyczeć i tupać, gdy na przykład zły wilk najpierw zdechnie, a dopiero potem zje babcię. Zwrócili więc uwagę na zwyczajnie ludzką potrzebę porządku, która właśnie daje się dostrzec w rów­nie ludzkim pędzie do opowiadania. I właśnie to ich pozornie oczywiste rozpoznanie zdolne będzie przetrwać wszystkie zawi­rowania dwudziestowiecznej humanistyki. „Nic nie wydaje się bardziej naturalne i uniwersalne dla jednostki ludzkiej, jak two­rzenie opowieści" - oświadczy wiele lat później z przekonaniem dekonstrukcjonista Hillis Miller, rozpoczynając tymi słowy hasło „narracja" w jednym z ważniejszych poststrukturalistycznych już słowników teoretycznych2. Chociaż więc narratologiczne schema­ty, wzory i tabelki wzbudzać będą aż do dzisiaj ironiczne uśmiesz­ki u co bardziej liberalnych myślicieli, to prostoduszna pozornie obserwacja, że „wydarzenia stają się dla nas zrozumiałe poprzez możliwe opowieści" [TL 98], przyniesie zalążek potężnemu nurto­wi w humanistyce, zaś uogólniona i sprowadzona do poznawczej matrycy narracja połączy we wspólnym froncie literaturoznawców i językoznawców, historiozofów i historiografów, hermeneutów i teoretyków idei, socjologów, psychologów, psychoanalityków i psychiatrów, etyków i kulturoznawców - a to oczywiście tylko początek listy. Zjawisko bez wątpienia nie będzie miało preceden­su, słusznie więc powie w 2000 roku amerykański znawca proble­mu Martin Kreiswirth, że nie tylko mieliśmy przez ostatnie 25 lat do czynieniaz prawdziwą„erupcjązainteresowanianarracją"3, lecz i dzisiaj można również orzec, że tendencje te stale ulegają nasile­niu, przybierając postać prawdziwej „obsesji opowieści"4.


 


' „Jej nazwa - pisał Sławiński - wprowadzona w obieg przez semiologów francuskich jest o tyle myląca, że narratologia zasadniczo nie zajmuje się narra­cją, lecz formami tego, co opowiadane, szuka ona uniwersalnych kodów fabu­larnych". Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1988, s. 304.


2              J. Hillis Miller Narrative, w: Critical Terms for Literary Study, s. 66.

3              M. Kreiswirth, Merely telling stories? Narrative and Knowledge in the
Humań Sciences, „Poetics Today" 21.2 (2000), s. 2.

4              Tamże, s. 3.


122              Wirusy w dyskursie


Kariera narracji


123


 




Jeśli rok 1966, rok wejścia narratologii, uznawać się będzie z dalszej perspektywy już zawsze za istotny moment siłowania się i przesilenia strukturalizmu w poststrukturalizm, to narracja okaże się właśnie tym, co nieoczekiwanie połączy najbardziej swarliwe frakcje w łonie wyznawców humanistyki firmowanej metką De Saussure & Levi-Strauss. Połączy, lecz jednak - jak to się wów­czas dosyć często działo - w zupełnie przeciwnych przeznaczeniach. Ci, których historia określi jeszcze strukturalistami, będą chcieli bowiem przy pomocy eksperymentów wykonywanych na opowia­daniach stworzyć raz na zawsze mocne fundamenty wiedzy o lite­raturze. Poststrukturaliści natomiast odwrotnie - używając tego sa­mego medium, zamierzą podkopać jej podstawy, ale przy okazji poszerzyć jej granice. Narracja spełni więc ostatecznie (co zresztą jak się okaże, mieścić się będzie doskonale w jej pojemnym em­ploi) funkcję jednocześnie konstruktywną i destruktywną zaś zwa­śnione grupy badaczy literatury ciągnąć ją będą na wszystkie stro­ny niczym rozciągnięte ponad miarę rajtuzy. Dzięki temu jednak kategoria narracji okaże się nie tylko wpływowa i pojemna, lecz w szczególności wybitnie interdyscyplinarna.

Zanim to jednak nastąpi, nad opowiadaniem już w rok póź­niej (w 1967 roku) zgromadzą się złe wiatry i burzowe chmury. Z drugiej strony Atlantyku padnie bowiem znienacka hasło: nie opowiadać.


(dla odmiany pod życzliwym patronatem Borgesa) pewien zasób swoich historycznych możliwości3. „Powieść - dokładał do tego Leslie Fiedler - a nawet cała literatura narracyjna (...) dokonuje swego żywota we współczesnym nam świecie"6. Co więc nam pozostaje? Uczą tego - ciągnął bezlitośnie Barth - utwory Bec-ketta: możemy wszak jedynie pogrążyć się w „milczeniu, o któ­rym mówi Molloy, milczeniu, z którego zbudowany jest wszech­świat"7 .

Barth nie wiedział jeszcze wtedy, że za karę za te ponure wieszczby zostanie postmodernistą sam jednak istotnie zamilkł konsekwentnie na około lat dziesięć8. Próżno jednak odwoływał dwanaście lat później swoje pochopnie wypowiedziane słowa i próżno wyznawał, że po prostu czuł wtedy pod wpływem „syre­niej pieśni Mac Luhana", że pisarze, te -jak ich ciepło nazwał -„drukujące skurczybyki"9, sąjuż całkowitym przeżytkiem. Próż­no tłumaczył, że tak naprawdę wcale nie chciał powiedzieć, że cała „literatura fabularna wyzionęła ducha, że wszystko już było i pisarz współczesny może już tylko tworzyć parodię"10. Próżno wyznawał, że gadał tak, bo naprawdę to po prostu zazdrościł Ho­merowi. Nie mógł bowiem nie przyznać (i przyznał), że wiele osób, a w tym i sam Senor Borges, zrozumiało jego słowa dosłownie, więc uznali oni, że nie ma już ani o czym, ani po co opowiadać11. Jakkolwiek więc sam autor Literatury wyczerpania stwierdził następnie, że stan wysycenia opowieści (a zatem literatury wła­śnie) jest stanem nieosiągalnym, to jednak - wiemy o tym dobrze


 


NIE OPOWIADAĆ

Jedna z być może najbardziej złowieszczych diagnoz i pro­gnoz w dziejach dwudziestowiecznej literatury należała do ame­rykańskiego pisarza Johna Bartha (zbieżność nazwisk z Rolan­dem jest, jak wiemy, jedynie brzmieniowa). Ogłoszona przez Bar­tha w słynnym eseju pt. Literatura wyczerpania „śmierć powie­ści" znaczyć miała bowiem także (a może przede wszystkim) ko­niec opowieści. Opowiadamy w kółko to samo, powielamy tylko stare wzorce - wywodził autor {nomen omen) Końca drogi. „Li­teratura powstała dawno temu" i wyczerpała już - przekonywał


5              J. Barth, Literatura wyczerpania, przeł. J. Wiśniewski, w: Nowa proza
amerykańska. Szkice krytyczne, wybrał, opracował i wstępem opatrzył Z. Le­
wicki, Warszawa 1983, s. 38.

6              Tamże, s. 48.

7              Tamże, s. 43.

8              Barth istotnie przez kilkanaście lat nie wydał żadnej powieści, a dwa zbio­
ry opowiadań opublikowane w tym czasie były świadomymi parodiami znanych
motywów i mitów. Zob. Nowa proza amerykańska, s. 37.

9              J. Barth, Postmodernizm: literatura odnowy, przeł. J. Wiśniewski, „Litera­
tura na Świecie" 1982, nr 5-6, s. 274.

10              Literatura wyczerpania, s. 42.

" Postmodernizm: literatura odnowy, s. 274.


124


Wirusy w dyskursie


Kariera narracji


125


 


-jego słowa wartko poszły w świat, puszczając w ruch prozę post­modernizmu. Domeną tej ostatniej zaś stało się już nie opowiada­nie, lecz majsterkowanie - sklejanie nowej opowieści z tego, co ktoś inny zdołał opowiedzieć wcześniej. Na swój (wprawdzie de­kadencki) sposób powtórzył więc Barth w gruncie rzeczy rozpo­znanie narratologów: powtarzalność, która dla niego była jako­ścią niepożądaną, razjeszcze (choć paradoksalnie) podsyciła wiarę w odwieczność narracji. Rzecz znamienna: przejściowy kryzys powieści nie tylko nie przyniósł ze sobą zmierzchu opowieści, lecz nawet zbiegł się w czasie z początkami owej spektakularnej kariery, która dla narracji zaczęła się u szczytu francuskiego struk-turalizmu. Tak jakby niedostatek możliwości w sferze literatury spowodował przemieszczenie się opowiadania w zupełnie inne obszary aktywności humanistycznej: w sferę teorii, historii czy filozofii. Z perspektywy czasu wiemy też, że przełom lat sześć­dziesiątych i siedemdziesiątych nie tylko nie przyniósł ostatecz­nie zagłady powieści (co najwyżej jej przejściową perypetię, jak można by określić postmodernizm). A co więcej - zaowocował ekspansją tego, co specyficznie powieściowe, na inne, często bar­dzo odległe terytoria. I tak jak „śmierć powieści" (podobnie jak „śmierć podmiotu" czy „śmierć historii") od samego początku była raczej teoretyczną prowokacją (a nie rzeczywistym zagroże­niem), tak również - by powiedzieć za Bachtinem - „upowieścio-wianie" niemal wszystkich dziedzin życia duchowego człowieka stało się od tego momentu dobrze widocznym procesem.

Poststrukturaliści potraktują „narrację" najpierw jako kate­gorię krytyczną, uderzając nią przede wszystkim w sam skostnia­ły język teorii. Zburzą zatem jedno z jej epokowych, odziedzi­czonych po filozofii złudzeń: nie ma wszak - powiedzą-jakie­goś neutralnego języka, metajęzyka, który pielęgnując narcystycz&#...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin