NORA ROBERTS - Dlaczego wszyscy przystojni mężczyĹşni zwykle sÄ… juĹĽ ĹĽonaci? - To podchwytliwe pytanie? - Natasza posadziĹ‚a na ladzie duĹĽÄ… porcelanowÄ… lalkÄ™ i odwrĂłciĹ‚a siÄ™ do swojej współpracownicy. - No dobrze, Annie, jakiego to przystojnego mężczyznÄ™ masz na myĹ›li? - Tego urodziwego wysokiego blondyna, ktĂłry stoi przed wystawÄ… ze swojÄ… eleganckÄ… ĹĽonÄ… i Ĺ›licznÄ… cĂłreczkÄ…. - Annie westchnęła przeciÄ…gle. - WyglÄ…dajÄ… jak z reklamy w magazynie rodzinnym. - To moĹĽe wejdÄ… i kupiÄ… ktĂłrÄ…Ĺ› z reklamowanych zabawek. Natasza cofnęła siÄ™ o krok i z zadowoleniem przyjrzaĹ‚a grupce lalek w staroangielskich strojach. WyglÄ…daĹ‚y dokĹ‚adnie tak, jak chciaĹ‚a. ByĹ‚y wytworne, peĹ‚ne dystynkcji i gracji. Sklep z zabawkami byĹ‚ nie tylko jej miejscem pracy, ale i najwiÄ™kszÄ… przyjemnoĹ›ciÄ…. Sama wybieraĹ‚a kaĹĽdÄ… rzecz, od najmniejszej grzechotki po najwiÄ™kszego pluszowego misia, zwracajÄ…c uwagÄ™ na jakość i nie pomijajÄ…c ĹĽadnego szczegółu. W koĹ„cu to byĹ‚ jej sklep i to ona odpowiadaĹ‚a za sprzedawane w nim towary. ZaleĹĽaĹ‚o jej na najwyĹĽszej jakoĹ›ci i na zadowoleniu kaĹĽdego klienta. Jednakowo traktowaĹ‚a zarĂłwno tego, ktĂłry kupowaĹ‚ lalkÄ™ za pięćset dolarĂłw, jak i tego, ktĂłry kupowaĹ‚ miniaturowy samochodzik za dwa dolary. Od czasu gdy przed trzema laty po raz pierwszy otworzyĹ‚a drzwi sklepu, uczyniĹ‚a z niego jedno z najlepiej prosperujÄ…cych przedsiÄ™biorstw w maĹ‚ym uniwersyteckim mieĹ›cie na obrzeĹĽach Wirginii Zachodniej. KosztowaĹ‚o jÄ… to wiele pracy i samozaparcia, ale sukces zawdziÄ™czaĹ‚a gĹ‚Ăłwnie temu, ĹĽe doskonale rozumiaĹ‚a dzieci i miaĹ‚a z nimi Ĺ›wietny kontakt. Nie chciaĹ‚a, by jej klienci opuszczali sklep z jakÄ…Ĺ› zabawkÄ…. ChciaĹ‚a, by opuszczali go z zabawkÄ… wĹ‚aĹ›ciwÄ…. - Chyba zaraz wejdÄ… - rzuciĹ‚a Annie, poprawiajÄ…c krĂłtko przyciÄ™te kasztanowe wĹ‚osy. - Ta maĹ‚a juĹĽ nie moĹĽe ustać w miejscu, tak siÄ™ niecierpliwi. MogÄ™ otworzyć? Natasza, jak zawsze dokĹ‚adna, spojrzaĹ‚a na zegar wiszÄ…cy na Ĺ›cianie. - Mamy jeszcze pięć minut. - No to co? MĂłwiÄ™ ci, ten facet jest wprost niewiarygodny. - ChcÄ…c mu siÄ™ lepiej przyjrzeć, Annie przesunęła pudeĹ‚ka z grami planszowymi. - Ĺ»ebyĹ› wiedziaĹ‚a. Co najmniej metr osiemdziesiÄ…t, bajecznie zbudowany, najwspanialsze ramiona, jakie kiedykolwiek widziaĹ‚am. O rety, tweedowa marynarka. Nie myĹ›laĹ‚am, ĹĽe zgĹ‚upiejÄ™ na punkcie faceta w tweedowej marynarce. - ZgĹ‚upiaĹ‚abyĹ› nawet na punkcie mężczyzny w dĹĽinsach. - Prawie wszyscy faceci, jakich znam, chodzÄ… w dĹĽinsach - mruknęła. ZerkaĹ‚a zza regaĹ‚Ăłw, ĹĽeby sprawdzić, czy mężczyzna wciÄ…ĹĽ stoi przed sklepem. - Latem musiaĹ‚ siÄ™ nieĹşle wysiedzieć na plaĹĽy - zauwaĹĽyĹ‚a. - Jest cudownie opalony i ma wĹ‚osy rozjaĹ›nione sĹ‚oĹ„cem. O BoĹĽe, uĹ›miecha siÄ™ do tej maĹ‚ej. Chyba siÄ™ zakochaĹ‚am. - Nie pierwszy raz - skwitowaĹ‚a z uĹ›miechem Natasza. - WciÄ…ĹĽ ci siÄ™ wydaje, ĹĽe siÄ™ zakochaĹ‚aĹ›. - Wiem - westchnęła Annie. - Szkoda, ĹĽe nie widzÄ™, jaki ma kolor oczu. Ale ma takÄ… szczupĹ‚Ä…, koĹ›cistÄ… twarz. Jestem pewna, ĹĽe jest niesamowicie inteligentny i ĹĽe bardzo cierpiaĹ‚. Natasza rzuciĹ‚a jej przez ramiÄ™ krĂłtkie rozbawione spojrzenie. Annie, wysoka i chuda, miaĹ‚a serce miÄ™kkie jak wosk. - A ja jestem pewna, ĹĽe jego ĹĽona byĹ‚aby zafascynowana twojÄ… wyobraĹşniÄ… - stwierdziĹ‚a. - To przywilej, nie, raczej obowiÄ…zek kobiety snuć wyobraĹĽenia o takich mężczyznach jak ten. Natasza nie zamierzaĹ‚a spierać siÄ™ z przyjaciółkÄ…. - Masz racjÄ™. OtwĂłrz sklep. - Tylko jedna lalka - powiedziaĹ‚ Spence, lekko pociÄ…gajÄ…c cĂłreczkÄ™ za koniuszek ucha. - Dwa razy bym siÄ™ zastanowiĹ‚ nad wprowadzeniem do tego domu, gdybym wiedziaĹ‚, ĹĽe znajduje siÄ™ w odlegĹ‚oĹ›ci kilkuset metrĂłw od sklepu z zabawkami. - GdybyĹ› mĂłgĹ‚, kupiĹ‚byĹ› jej caĹ‚y cholerny sklep z zabawkami - odezwaĹ‚a siÄ™ kobieta stojÄ…ca obok niego. - Nie zaczynaj, Nino - rzuciĹ‚ półgĹ‚osem. Drobna blondynka w różowym ĹĽakiecie z lnu wzruszyĹ‚a ramionami, po czym przeniosĹ‚a wzrok na dziewczynkÄ™. - MiaĹ‚am na myĹ›li, ĹĽe twĂłj tatuĹ› rozpieszcza ciÄ™, bo bardzo ciÄ™ kocha. ZresztÄ… zasĹ‚ugujesz na prezent. W czasie przeprowadzki byĹ‚aĹ› bardzo grzeczna. Frederica Kimball wydęła dolnÄ… wargÄ™. - Podoba mi siÄ™ mĂłj nowy dom. - Wsunęła rÄ…czkÄ™ w dĹ‚oĹ„ ojca, dajÄ…c tym wyraz solidaryzowania siÄ™ z nim przeciwko caĹ‚emu Ĺ›wiatu. - Mam podwĂłrko i huĹ›tawkÄ™ tylko dla siebie. Nina obrzuciĹ‚a wzrokiem wysokiego smukĹ‚ego mężczyznÄ™ i maĹ‚Ä… zgrabnÄ… dziewczynkÄ™. Mieli takie same uparte podbrĂłdki. JeĹĽeli dobrze pamiÄ™taĹ‚a, jeszcze nigdy nie zdoĹ‚aĹ‚a ĹĽadnego z nich przekonać. - Wydaje mi siÄ™, ĹĽe tylko ja nie widzÄ™ dobrych stron przeprowadzki z Nowego Jorku. - Nina przybraĹ‚a nagle cieplejszy ton i pogĹ‚askaĹ‚a dziewczynkÄ™ po wĹ‚osach. - TrochÄ™ siÄ™ o was martwiÄ™. Nic na to nie poradzÄ™. ChcÄ™ tylko, ĹĽebyĹ› byĹ‚a szczęśliwa, kochanie. Ty i twĂłj tatuĹ›. - JesteĹ›my. - Ĺ»eby przerwać panujÄ…ce napiÄ™cie, Spence chwyciĹ‚ Freddie w ramiona. - Prawda, buziaczku? - Ona by chciaĹ‚a, ĹĽeby bardziej. - Nina Ĺ›cisnęła dĹ‚oĹ„ Spence'a. - OtwierajÄ…. - DzieĹ„ dobry. - SÄ… szare, zauwaĹĽyĹ‚a Annie, patrzÄ…c w oczy Spence'a. Cudownie szare, westchnęła w duchu. - Czym mogÄ™ sĹ‚uĹĽyć? - spytaĹ‚a. - Moja cĂłrka jest zainteresowana lalkÄ…. - Spence wypuĹ›ciĹ‚ Freddie z objęć. - A wiÄ™c jesteĹ› we wĹ‚aĹ›ciwym miejscu. - Annie w poczuciu obowiÄ…zku skierowaĹ‚a swojÄ… uwagÄ™ ku dziewczynce. RzeczywiĹ›cie byĹ‚a urocza. MiaĹ‚a szare oczy ojca i jasne rozwiane wĹ‚osy. - JakÄ… lalkÄ™ byĹ› chciaĹ‚a? - ĹadnÄ… - odparĹ‚a bez wahania Freddie. - ĹadnÄ…, z rudymi wĹ‚osami i niebieskimi oczami. - Jestem pewna, ĹĽe coĹ› znajdziemy. - WyciÄ…gnęła rÄ™kÄ™ do dziewczynki. - Chcesz siÄ™ rozejrzeć? Dziewczynka zerknęła w stronÄ™ ojca, a widzÄ…c w jego oczach przyzwolenie, podaĹ‚a rÄ™kÄ™ Annie i poszĹ‚a razem z niÄ… w gĹ‚Ä…b sklepu. - Do diabĹ‚a - skrzywiĹ‚ siÄ™ Spence. Nina po raz drugi Ĺ›cisnęła jego dĹ‚oĹ„. - Spence... - Sam siebie oszukujÄ™, wmawiajÄ…c sobie, ĹĽe to bez znaczenia, ĹĽe ona niczego nie pamiÄ™ta. - To jeszcze nic nie znaczy, ĹĽe chce mieć lalkÄ™ z rudymi wĹ‚osami i niebieskimi oczami. - Rude wĹ‚osy i niebieskie oczy - powtĂłrzyĹ‚ nerwowo. - Takie jak Angela. Ona pamiÄ™ta, Nino. I nie moĹĽna tego lekcewaĹĽyć. - WcisnÄ…Ĺ‚ rÄ™ce w kieszenie i odszedĹ‚ o parÄ™ krokĂłw. Trzy lata, pomyĹ›laĹ‚. To juĹĽ prawie trzy lata. Freddie jeszcze nosiĹ‚a pieluchy. Ale pamiÄ™ta AngelÄ™, piÄ™knÄ…, lekkomyĹ›lnÄ… AngelÄ™. Nawet ktoĹ› najbardziej liberalny nie uznaĹ‚by, ĹĽe Angela nadaje siÄ™ na matkÄ™. Nigdy jej nie przytuliĹ‚a ani nie zaĹ›piewaĹ‚a na dobranoc, nie ukoĹ‚ysaĹ‚a ani nie ukoiĹ‚a. WpatrywaĹ‚ siÄ™ w maĹ‚Ä… lalkÄ™ z porcelanowÄ… buziÄ…, ubranÄ… w jasnoniebieskÄ… sukienkÄ™. DĹ‚ugie cienkie palce, ogromne rozmarzone oczy. Oczy Angeli. Nieprawdopodobnie piÄ™kne. I zimne jak ze szkĹ‚a. KochaĹ‚ jÄ… tak, jak mężczyzna moĹĽe kochać dzieĹ‚o sztuki, podziwiajÄ…c na odlegĹ‚ość doskonaĹ‚ość formy i wciÄ…ĹĽ doszukujÄ…c siÄ™ ukrytego w niej znaczenia. Mimo to udaĹ‚o im siÄ™ stworzyć cudownÄ…, przemiĹ‚Ä… cĂłreczkÄ™, ktĂłra jakoĹ› chowaĹ‚a siÄ™ przez pierwsze lata swego ĹĽycia niemal bez udziaĹ‚u rodzicĂłw. BÄ™dzie musiaĹ‚ jej to wynagrodzić. Spence na moment przymknÄ…Ĺ‚ oczy. ZamierzaĹ‚ zrobić wszystko, co w jego mocy, ĹĽeby dać Freddie miĹ‚ość, oparcie i poczucie bezpieczeĹ„stwa, na jakie zasĹ‚uĹĽyĹ‚a. Poczucie rzeczywistoĹ›ci. To sĹ‚owo mogĹ‚o siÄ™ wydawać banalne, ale najlepiej oddawaĹ‚o sens tego, czego pragnÄ…Ĺ‚ dla cĂłreczki - prawdziwych, silnych wiÄ™zĂłw rodzinnych, po prostu prawdziwej rodziny. Dziewczynka kochaĹ‚a go. CzuĹ‚ dreszcz wzruszenia, gdy tylko pomyĹ›laĹ‚ o jej oczach bĹ‚yszczÄ…cych tak szczegĂłlnie, gdy jÄ… utulaĹ‚ do snu, o drobnych ramionkach oplatajÄ…cych jego szyjÄ™, gdy siÄ™ pochylaĹ‚ nad jej łóżeczkiem. Być moĹĽe nigdy sobie nie wybaczy, ĹĽe kiedy byĹ‚a malutka, byĹ‚ tak bardzo pochĹ‚oniÄ™ty wĹ‚asnymi problemami, wĹ‚asnym ĹĽyciem. Ale teraz wszystko siÄ™ zmieniĹ‚o. Nawet przeprowadzkÄ™ zorganizowaĹ‚ z myĹ›lÄ… o niej. UsĹ‚yszaĹ‚ Ĺ›miech dziewczynki i ponure myĹ›li ustÄ…piĹ‚y miejsca radoĹ›ci. Nie byĹ‚o nic sĹ‚odszego ponad Ĺ›miech dziecka. MoĹĽna by wokół niego zbudować caĹ‚Ä… symfoniÄ™. Nie bÄ™dzie jej przeszkadzaĹ‚. Niech siÄ™ nacieszy widokiem tych wszystkich lalek, zanim jej przypomni, ĹĽe tylko jedna bÄ™dzie do niej naleĹĽaĹ‚a. MiaĹ‚ teraz chwilÄ™ czasu, by rozejrzeć siÄ™ po sklepie. ByĹ‚ piÄ™kny i jasny. Choć niewielki, mieĹ›ciĹ‚ w sobie wszystko, o czym dziecko mogĹ‚o zamarzyć. Z sufitu zwieszaĹ‚a siÄ™ zĹ‚ota ĹĽyrafa i ogromny pies. Na jednej z lad ustawiono rzÄ™dy kolejek, samochodĂłw i samolocikĂłw, wszystkie w wesoĹ‚ych kolorach, a tuĹĽ obok miniaturowe mebelki dla lalek. Obok modelu stacji kosmicznej staĹ‚o staroĹ›wieckie pudeĹ‚ko z wyskakujÄ…cym ze Ĺ›rodka diabeĹ‚kiem. I oczywiĹ›cie byĹ‚y lalki. DuĹĽo piÄ™knych lalek w najrozmaitszych strojach, usadowionych przy maĹ‚ych stoliczkach z serwisami do herbaty. CaĹ‚ość, choć przemyĹ›lana w najdrobniejszych szczegółach, sprawiaĹ‚a wraĹĽenie improwizacji, a nawet pewnego chaosu. To miejsce musiaĹ‚o urzekać dzieci. ByĹ‚a to istna jaskinia Aladyna, w ktĂłrej kaĹĽdy mĂłgĹ‚ dla siebie coĹ› znaleźć. UsĹ‚yszaĹ‚ radosny Ĺ›miech cĂłreczki. JuĹĽ wiedziaĹ‚, ĹĽe nie uda mu siÄ™ jej powstrzymać od regularnych wizyt w tym bajkowym Ĺ›wiecie. To byĹ‚a jedna z przyczyn, dla ktĂłrych zdecydowaĹ‚ siÄ™ przeprowadzić do maĹ‚ego miasta. ChciaĹ‚, by jego cĂłrka poznaĹ‚a urok maĹ‚ych sklepĂłw, w ktĂłrych sprzedawcy bÄ™dÄ… znali jej imiÄ™. Ĺ»eby mogĹ‚a chodzić sama z jednego koĹ„ca miasta na drugi, bezpieczna i spokojna. Ĺ»eby nikt jej nie uprowadziĹ‚, ...
wiciu456