Trish Wylie - Witaj w domu.pdf

(596 KB) Pobierz
Wylie Trish - Witaj w domu
Trish Wylie
Witaj w domu
120520055.051.png 120520055.062.png 120520055.073.png 120520055.084.png 120520055.001.png 120520055.002.png 120520055.003.png 120520055.004.png 120520055.005.png 120520055.006.png 120520055.007.png 120520055.008.png 120520055.009.png 120520055.010.png 120520055.011.png 120520055.012.png 120520055.013.png 120520055.014.png 120520055.015.png 120520055.016.png 120520055.017.png 120520055.018.png 120520055.019.png 120520055.020.png 120520055.021.png 120520055.022.png 120520055.023.png 120520055.024.png 120520055.025.png 120520055.026.png 120520055.027.png 120520055.028.png 120520055.029.png 120520055.030.png 120520055.031.png 120520055.032.png 120520055.033.png 120520055.034.png 120520055.035.png 120520055.036.png 120520055.037.png 120520055.038.png 120520055.039.png 120520055.040.png 120520055.041.png 120520055.042.png 120520055.043.png 120520055.044.png 120520055.045.png 120520055.046.png 120520055.047.png 120520055.048.png 120520055.049.png 120520055.050.png 120520055.052.png 120520055.053.png 120520055.054.png 120520055.055.png 120520055.056.png 120520055.057.png 120520055.058.png 120520055.059.png 120520055.060.png 120520055.061.png 120520055.063.png 120520055.064.png 120520055.065.png 120520055.066.png 120520055.067.png 120520055.068.png 120520055.069.png 120520055.070.png 120520055.071.png 120520055.072.png 120520055.074.png 120520055.075.png 120520055.076.png 120520055.077.png 120520055.078.png 120520055.079.png 120520055.080.png 120520055.081.png 120520055.082.png 120520055.083.png 120520055.085.png 120520055.086.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Witaj w domu, Eamonn.
Colleen McKenna uśmiechnęła się nieco wymuszonym
uśmiechem i obdaryła stojącego w drzwiach mężczyznę
przeciągłym spojrzeniem. Udało jej się sprawić, żeby jej głos
brzmiał spokojnie, choć po tak długiej nieobecności w do-
mu Eamonn nie zasłużył nawet na tak skromne powitanie.
Nic się przez te lata nie zmienił. Nadal był niewiarygod-
nie przystojny i nadal gdy tylko wchodził do jakiegoś po-
mieszczenia, od razu w nim dominował.
To niesprawiedliwe, że po piętnastu latach na jego widok
wciąż zasychało jej w ustach, a w żołądku pojawiał się ucisk
Trzydziestoletnia kobieta dawno powinna wyrosnąć ze
szczenięcej miłości, czyż nie?
Poczuła nagłą ochotę, aby poprawić niesforne pasmo
wło-
sów, które opadło jej na policzek, jakby ta prosta czynność
mogła sprawić, że poczułaby się mniej zakłopotana.
Eamonn wyglądał wspaniale. Ubrany w czekoladowy
sweter i dżinsy sprawiał wrażenie rozluźnionego, a jedno-
cześnie pewnego siebie.
Ona sama wyglądała dokładnie tak, jak się czuła - jak
wymięta ścierka.
120520055.087.png
Ciemne oczy przyglądały się jej badawczo, po czym poja-
wił się w nich błysk zrozumienia.
- Colleen McKenna. - Uśmiech rozjaśnił jego twarz. -
Cóż, trochę przez te lata wyrosłaś, prawda?
- Tak czasem bywa. Mogłabym powiedzieć to samo o to-
bie.
- Odchyliła się w szerokim fotelu, który stał za masywnym
dębowym biurkiem i popatrzyła na niego z uwagą. No, no!
To nie było w porządku, że mimo upływu lat wyglądał tak
dobrze. Niektórzy ludzie starzeli się jak wino. Takie, które
przed wypiciem należy zakręcić w kieliszku, powąchać i roz-
prowadzić językiem po podniebieniu. Choć teraz nie mogła
pić żadnego alkoholu. Nawet w celach leczniczych.
I dobrze. Gdyby zaczęła topić smutki w alkoholu, mogła-
by nie przestać.
Eamonn oderwał od niej wzrok i rozejrzał się po biurze,
w którym, jak zwykle, panował chaos. Colleen jęknęła w
duchu.
Przecież wiedziała, że miał się pojawić. Mogła upchnąć
gdzieś zalegające wszędzie stosy papierów, przynieść kwia-
ty.
W niczym jednak nie zmieniłoby to okropnej prawdy,
którą będzie musiała mu zaraz wyznać.
Przynajmniej może zaprosić go, żeby usiadł. Nie ma co
panikować z powodu tego, co i tak jest nieuniknione.
Niech to diabli wezmą.
Chrząknęła z zakłopotaniem i spojrzała na niego.
- Przykro mi, że nie mogliśmy poczekać z pogrzebem do
twojego przyjazdu, Eamonn. Wiem, że chciałeś tu być...
W odpowiedzi wzruszył ramionami.
120520055.088.png
- To niczyja wina, Colleen. I tak nie mogłabyś się ze mną
skontaktować. Tam gdzie byłem, nie mają telefonów.
Mimo to nie umiała uwolnić się od poczucia winy. Pa-
miętała, jak było, kiedy zmarli jej rodzice. Ludzie próbowa-
li ją pocieszyć, ale naprawdę wolałaby, żeby najzwyczajniej
w świecie nie mówili nic, poprzestając na zwykłym uścisku
czy poklepaniu po ramieniu.
- Kolejna wielka przygoda? - nawiązała do jego ostatniej
wypowiedzi.
- Coś w tym stylu.
Skinęła głową. Przynajmniej pod tym względem się nie
zmienił. Nadał małomówny do bólu.
Jako nastolatek zazwyczaj chodził zamyślony i milczący,
a Colleen snuła na jego temat rozmaite fantazje.
Wyobrażała
sobie, że to właśnie ona zdoła go rozśmieszyć. Rzeczywiście,
często się w jej obecności śmiał, żartował z niej i mierzwił
jej włosy. Gdyby choć raz dostrzegł, co naprawdę do niego
czuje, z pewnością...
Ale wówczas była dzieckiem, podczas gdy on miał osiem-
naście lat. Był gotowy na podbój świata i nie tracił czasu.
Wyjechał.
Od tamtej pory minęło wiele lat i Colleen nie była już
tą samą beztroską dziewczynką. Wystarczyło kilka kopnia-
ków od losu, żeby z rozmarzonej nastolatki przeistoczyła się
w pozbawioną złudzeń kobietę.
Eamonn oparł się o jeden z blatów stojących pod ścianą
i skrzyżował ręce na piersiach.
- Muszę powiedzieć, że jestem trochę zdziwiony. To miej-
sce nie wygląda najlepiej. Domyślam się, że w ostatnim
okresie tata niewiele tu robił?
120520055.089.png
Mówił z wyraźnym amerykańskim akcentem, który zacie-
kawił Colleen. Nie na tyle jednak, żeby nie stanęła w obro-
nie jego ojca.
- To nie fair. Po drugim zawale naprawdę niewiele już
mógł robić. Nie wiesz tego, bo go nie widziałeś.
Eamonn patrzył na nią przez chwilę w milczeniu.
- To miejsce było jego dumą i radością. Tylko coś napraw-
dę ważnego mogło go od niego odciągnąć.
- Zawał serca to jest chyba coś ważnego, nie sądzisz?
Cisza.
Colleen nagle poczuła się niezręcznie. Czy miała jakie-
kolwiek prawo, żeby go krytykować? On tylko stwierdził pe-
wien fakt. W głębi ducha wiedziała jednak, że bardziej bro-
ni siebie samej niż Declana. W końcu ona też miała udział
w prowadzeniu tego biura.
- Długo zamierzasz zostać?
- To zależy.
- Ale na noc zostaniesz?
- Tak.
Przyjrzała mu się uważnie, po czym się uśmiechnęła, tym
razem szczerze.
- Zapomniałam już, jaki jesteś rozmowny.
- Ty za to masz cięty język.
- Mogłabym bawić się w szermierkę słowną, ale po co?
I tak bym nie wygrała. Życie jest za krótkie, żeby je tracić na
takie gierki. Wolę wierzyć, że ludzie myślą to, co mówią.
- Niepoprawna optymistka?
- Staram się. Mam tylko jedno życie, nie warto marnować
czasu na ponure myśli.
Eamonn roześmiał się głośno.
120520055.090.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin