Szalona - Thornton Elizabeth.pdf

(1547 KB) Pobierz
Microsoft Word - Szalona - Thornton Elizabeth
Elizabeth Thornton
Szalona
Prolog
Było to jedno z tych nielicznych angielskich letnich popołudni, kiedy niebo jest
bezchmurne, a powietrza nie m Ģ ci najl Ň ejszy nawet podmuch. Przy balustradzie małej altany
stała ciemnowłosa, ciemnooka młoda kobieta w zwiewnych mu Ļ linach. Podziwiała wspaniał Ģ
panoram ħ ; wdzi ħ czne kr Ģ gło Ļ ci niewielkich wzgórz i dolin, przetykane k ħ pami dorodnych
platanów i buków, sztuczne jeziorko z nieodł Ģ cznym stadem łab ħ dzi. Wiele pokole ı
pracowało nad tym, by park osi Ģ gn Ģ ł obecny, doskonały niemal kształt, by stal si ħ prawdziw Ģ
ozdob Ģ maj Ģ tku jej m ħŇ a. Wszystko wygl Ģ dało tak spokojnie, tak swojsko, Ň e przez chwil ħ
czuła si ħ tak, jakby cofn ħ ła si ħ w czasie.
Przykre wspomnienie o mało nie zepsuło tego miłego nastroju. Młoda kobieta
wzdrygn ħ ła si ħ ; zepchn ħ ła nieprzyjemne my Ļ li gdzie Ļ w najodleglejsze kra ı ce umysłu.
Opu Ļ ciła altan ħ i rozpocz ħ ła spacer jedn Ģ z wielu Ļ cie Ň ek przecinaj Ģ cych ogród jej m ħŇ a.
Poproszono j Ģ , by przez godzin ħ lub dwie pobyła sama, nie chciała wi ħ c wraca ę do domu
niczym mała dziewczynka, która nie potrafi znale Ņę sobie zaj ħ cia.
Nie dostrzegła w pobli Ň u ogrodnika ani lokaja, wiedziała jednak, dlaczego ich tu nie
ma. Tego dnia obchodziła urodziny, a m ĢŇ szykował dla niej jak ĢĻ niespodziank ħ . Cho ę
niespodzianka owa miała by ę dla niej kompletnym zaskoczeniem, widziała, Ň e na trawniku
przed domem ustawiano parasole i stoły, a cała słu Ň ba zaj ħ ta jest przygotowaniami.
Zachichotała pod nosem. Musiałaby by ę Ļ lepa i głucha, by nie domy Ļ li ę si ħ , Ň e m ĢŇ urz Ģ dza
dla niej wielkie przyj ħ cie urodzinowe.
U Ļ miechaj Ģ c si ħ do siebie, przyło Ň yła dło ı do brzucha w delikatnej pieszczocie. Nie
tylko jej m ĢŇ przygotowywał niespodziank ħ . Postanowiła, Ň e zrobi to tego wieczoru, kiedy
b ħ dzie trzymał j Ģ w swych mocnych ramionach i mówił, jak bardzo j Ģ kocha. ņ adne z nich
nie s Ģ dziło, Ň e poł Ģ czy ich tak silna wi ħŅ . Nie pobrali si ħ z miło Ļ ci. Ona przyjechała latem do
Londynu w poszukiwaniu odpowiedniego kandydata na m ħŇ a. Nikt nie przypuszczał, Ň e uda
jej si ħ zdoby ę najlepsz Ģ parti ħ w całej Anglii, człowieka, który mógł przebiera ę do woli w
młodych i bogatych dziewcz ħ tach.
Powiedział jej wtedy, Ň e znajduje si ħ w takiej samej sytuacji jak ona, gdy Ň rodzina
domaga si ħ od niego rychłego o Ň enku. Wybrał j Ģ , bo nie znalazł w niej cienia afektacji.
Powiedział jej, Ň e jeszcze nigdy w Ň yciu nie spotkał równie pi ħ knej i czaruj Ģ cej kobiety.
Miesi Ģ c po Ļ lubie zrozumieli, ku obopólnej rado Ļ ci, Ň e s Ģ w sobie zakochani.
Po chwili wyszła spo Ļ ród drzew i stan ħ ła nad brzegiem jeziorka. Ciemna tafla
przypominała gigantyczne zwierciadło, w którym przegl Ģ da si ħ niebo i chmury. Sztuczny
zbiornik był do Ļę płytki, w najgł ħ bszym miejscu woda si ħ gała zaledwie pi ħ ciu czy sze Ļ ciu
stóp. Ta Ļ wiadomo Ļę nie powstrzymała jednak mimowolnego dreszczu, który pokrył jej nagie
ramiona g ħ si Ģ skórk Ģ .
Powolnym, lecz zdecydowanym krokiem weszła na drewniany mostek, który
oddzielał jeziorko od wodospadu i stawu. Cz ħ sto przygl Ģ dała si ħ dzieciom z maj Ģ tku, które
wrzucały drewniane łódeczki do jeziora, a potem przebiegały na drug Ģ stron ħ mostu, by
zobaczy ę , jak ich zabawki spadaj Ģ z wodospadu i wypływaj Ģ ponownie gdzie Ļ przy brzegu.
Wła Ļ ciwie nie miała si ħ czego obawia ę . Jeziorko było l Ļ ni Ģ cym dziełem sztuki,
kunsztown Ģ zabawk Ģ , triumfem ludzkiej my Ļ li. Stała tam przez długi czas, z r ħ kami
zło Ň onymi na drewnianej barierce, z brod Ģ wspart Ģ na dłoniach. Starała si ħ patrze ę na
wszystko, tylko nie na wod ħ .
Jej m ĢŇ znał przyczyny tej fobii. Wiele lat temu, kiedy uczyła si ħ jeszcze w szkole,
była Ļ wiadkiem tragicznego wypadku. Pewna dziewczynka utopiła si ħ w takim wła Ļ nie
jeziorku. Od tego czasu panicznie bała si ħ wody, zwłaszcza Ň e zmarła była jej blisk Ģ
kole Ň ank Ģ . M ĢŇ próbował wyleczy ę j Ģ z tej niemiłej przypadło Ļ ci, jednak bez wi ħ kszych
sukcesów. Bardzo rzadko przeciwstawiała si ħ jego woli, jednak nawet on nie był w stanie
namówi ę jej do nauki pływania. Pomy Ļ lała, Ň e na pewno si ħ ucieszy, kiedy powie mu, Ň e
sama spacerowała nad jeziorem.
Zastanawiała si ħ , czy która Ļ z dziewcz Ģ t obecnych przy Ļ mierci Becky bała si ħ wody
tak mocno jak ona. Nie chciała o nich my Ļ le ę , jednak pami ħę natychmiast podsun ħ ła jej jedno
imi ħ . Tessa.
Mała chmurka przesłoniła na moment sło ı ce. Młoda kobieta znów si ħ wzdrygn ħ ła.
Jeziorko przybrało dziwny, złowieszczy wygl Ģ d. Teraz nie nazwałaby go ju Ň dziełem sztuki.
Wydawało jej si ħ brzydkie. Zimne i o Ļ lizłe, zdawało si ħ wchłania ę wszelkie Ň ycie.
Usłyszała czyje Ļ kroki na mostku i podskoczyła, przestraszona. Kiedy jednak
zobaczyła twarz nadchodz Ģ cego człowieka, natychmiast si ħ uspokoiła.
- Ach, to ty - odetchn ħ ła z ulg Ģ . - Czas ju Ň wraca ę ?
Si ħ gn ħ ła po zegarek zawieszony na piersiach. Gdy patrzyła na jego tarcz ħ , pierwszy
cios dosi ħ gn Ģ ł jej głowy. Drugi spadł na szyj ħ , kiedy osun ħ ła si ħ na kolana.
Godzin ħ Ņ niej m ĢŇ znalazł jej martwe ciało unosz Ģ ce si ħ na powierzchni stawu pod
wodospadem.
1
- Tessa! To Tessa Lorimer, prawda?
Słowa wypowiedziane wytworn Ģ angielszczyzn Ģ wywołały pewne poruszenie w Ļ ród
go Ļ ci zgromadzonych w grande salle paryskiego domu Aleksandra Beaupre. Jesieni Ģ 1803
roku Anglia i Francja znajdowały si ħ w stanie wojny, nic wi ħ c dziwnego, Ň e głos obywatela
wrogiego pa ı stwa wprawił Francuzów w zdumienie. Potem jednak przypomnieli sobie, Ň e
wnuczka Aleksandra Beaupre urodziła si ħ w Anglii, a młoda kobieta, która wymieniła jej
imi ħ , mo Ň e by ę inn Ģ krewn Ģ gospodarza z Anglii lub z Ameryki. Tak czy inaczej, nikt nie
zamierzał si ħ tym przejmowa ę . Je Ļ li nieznajoma była Amerykank Ģ , nale Ň ało uzna ę j Ģ za
przyjaciółk ħ Francji, je Ļ li za Ļ pochodziła z Anglii, to wzi Ģ wszy pod uwag ħ rozliczne
powi Ģ zania Beauprego, i tak nie miało to wi ħ kszego znaczenia. Beaupre był bankierem,
finansowym cudotwórc Ģ , a Pierwszy Konsul nale Ň ał do grona jego najbli Ň szych przyjaciół.
Słysz Ģ c swe imi ħ , i to wypowiedziane najczystsz Ģ angielszczyzn Ģ , Tessa uniosła w
zdumieniu brwi i odwróciła si ħ na pi ħ cie, by zobaczy ę , kto j Ģ woła. Tu Ň przy drzwiach
wej Ļ ciowych stało dwoje młodych ludzi, m ħŇ czyzna i kobieta. Trzymali si ħ nieco na uboczu,
jakby niepewni, czy s Ģ tu mile widziani. Dziewczyna wygl Ģ dała na rówie Ļ nic ħ Tessy, miała
około dwudziestu lat. Jej twarz, okolona jasnymi włosami, wzbudzała sympati ħ i zaufanie.
Obok dziewczyny stał młody d Ň entelmen, Anglik, s Ģ dz Ģ c po kroju ubrania, starszy od niej o
rok lub dwa.
Tessa pochyliła si ħ i wyszeptała co Ļ do ucha siwowłosego d Ň entelmena siedz Ģ cego na
wózku inwalidzkim. Był to jej dziadek, Aleksander Beaupre. Starszy pan, pomimo swoich
ułomno Ļ ci, wci ĢŇ wspaniale si ħ prezentował. Pi ħ kne, ciemne oczy o Ň ywiały jego blad Ģ ,
arystokratyczn Ģ twarz, która mimo gł ħ bokich zmarszczek wci ĢŇ mogła uchodzi ę za całkiem
przystojn Ģ .
Beaupre- machn Ģ ł przyzwalaj Ģ co r ħ k Ģ .
- Baw si ħ , jak mo Ň esz najlepiej - powiedział. - To twoje urodziny. Marcel si ħ mn Ģ
zajmie. - Potem zwrócił si ħ do lokaja, który stał obok wózka. - Marcel, przynie Ļ mi kieliszek
szampana. Tak, tak, wiem, Ň e lekarz mi tego zabronił. I có Ň z tego?
Tessa podeszła do dziewczyny, która wymieniła jej nazwisko. Cho ę przywitała j Ģ
ciepłym u Ļ miechem, na jej twarzy malował si ħ wyraz niepewno Ļ ci.
- Jestem Sally - przedstawiła si ħ dziewczyna. - Sally Turner. Nie pami ħ tasz mnie?
Chodziły Ļ my razem do szkoły.
- Oczywi Ļ cie - odparła Tessa z u Ļ miechem, czyni Ģ c w my Ļ lach przegl Ģ d wszystkich
szkół, do których ucz ħ szczała, a było ich niemało, i bezskutecznie staraj Ģ c si ħ
przyporz Ģ dkowa ę do której Ļ z nich twarz Sally Turner.
Sally zrozumiała jej zakłopotanie i próbowała pomóc:
- Fleetwood Hall. Pewnie mnie nie pami ħ tasz, bo była Ļ tam tylko przez rok, a potem
musiała Ļ wyjecha ę do krewnych w Bath.
Tess ħ wyrzucano niemal ze wszystkich szkół, do których miała okazj ħ ucz ħ szcza ę ,
jednak Sally taktownie pomin ħ ła ten nieprzyjemny szczegół.
- To było tak dawno - powiedziała Tessa niepewnie.
- Osiem lat temu - sprecyzowała Sally. - Miały Ļ my wtedy dwana Ļ cie lat.
Pomimo tej informacji Tessa nadal nie mogła przypomnie ę sobie znajomo Ļ ci z Sally
Turner, starała si ħ jednak nie okazywa ę zakłopotania. Podobała jej si ħ ta sympatyczna, młoda
kobieta.
- Ale jak ty mnie rozpoznała Ļ ? - spytała. - I co robisz we Francji?
Sally odpowiedziała najpierw na drugie pytanie Tessy.
- Byli Ļ my w Reims, kiedy nagle wybuchła wojna. Zostali Ļ my całkowicie zaskoczeni.
Siedzimy wi ħ c tutaj, odci ħ ci od własnego kraju, i czekamy, a Ň Bonaparte zdecyduje, co z
nami b ħ dzie.
Tessa skin ħ ła głow Ģ . Wiedziała, Ň e wielu angielskich go Ļ ci znalazło si ħ w podobnej
sytuacji. Niektórzy wzi ħ li sprawy we własne r ħ ce i próbowali przedosta ę si ħ do ojczyzny
przez kanał La Manche. Ci, którzy mieli mniej szcz ħĻ cia i zostali pojmani, przebywali teraz w
areszcie domowym albo we francuskich wi ħ zieniach.
- A je Ļ li chodzi o twoje pierwsze pytanie - mówiła dalej Sally - to rozpoznałam ci ħ
głównie po włosach. Nigdy nie widziałam kogo Ļ o tak pi ħ knych i niezwykłych włosach. -
Sally poczuła lekkie szturchni ħ cie w bok i przypomniała sobie o dobrych manierach. - Tesso,
chciałabym przedstawi ę ci mojego brata, Desmonda. Des, to jest… - Sally przerwała nagle i
roze Ļ miała si ħ z zakłopotaniem. - No tak, przecie Ň mo Ň esz by ę ju Ň m ħŇ atk Ģ .
- Nie. Nie jestem m ħŇ atk Ģ . Nadal nazywam si ħ Tessa Lorimer.
Desmond Turner bardzo si ħ ucieszył, słysz Ģ c to o Ļ wiadczenie. Młoda kobieta, odziana
w mu Ļ linow Ģ sukni ħ balow Ģ o podniesionej talii i kwadratowym dekolcie, była tak pi ħ kna, Ň e
nie mógł oderwa ę od niej spojrzenia od chwili, gdy wszedł do grande salle, a co Ļ takiego nie
przydarzyło mu si ħ nigdy dot Ģ d. Sally miała racj ħ , opisuj Ģ c jej włosy. Nie były przyci ħ te
według obowi Ģ zuj Ģ cej obecnie mody, lecz opadały na ramiona dziewczyny kaskad Ģ czystego
złota, zabarwionego blaskiem ognia. Miała te Ň pi ħ kn Ģ twarz, o regularnych, klasycznych
rysach, i du Ň e oczy, których kolor trudno było okre Ļ li ę jednym słowem. Nie był to ani bł ħ kit,
ani fiolet, tylko jaki Ļ odcie ı po Ļ redni, niemal taki sam jak bukiecik fiołków przypi ħ ty do
sukni młodej damy.
Łokie ę siostry Desmonda w do Ļę bolesny sposób zetkn Ģ ł si ħ z jego Ň ebrami,
wyrywaj Ģ c go z osłupienia. Młody d Ň entelmen spytał Tess ħ , dlaczego i ona znalazła si ħ w
kraju wroga.
Popatrzyła na niego ze zdumieniem.
- Ja tu mieszkam - powiedziała. - To dom mojego dziadka.
- Pani jest wnuczk Ģ pana Beauprego? - zdumiał si ħ dla odmiany Desmond. - Przecie Ň
pani jest taka… taka angielska.
- Moja matka była Francuzk Ģ , ale umarła, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. - Nie chc Ģ c
wdawa ę si ħ w szczegółowy opis ostatnich kilku lat swego Ň ycia, ani te Ň opowiada ę o tym, jak
to wymkn ħ ła si ħ wreszcie angielskim stra Ň nikom i wygłodzona i brudna zapukała do drzwi
domu swego dziadka, wypowiedziała na głos dr ħ cz Ģ c Ģ j Ģ od kilku minut my Ļ l.
- Musz ħ przyzna ę , Ň e jestem mile zaskoczona wasz Ģ wizyt Ģ .
Dziadek nie mówił mi, Ň e was zaprosił.
- Wła Ļ ciwie to nie monsieur Beaupre zaprosił nas na to przyj ħ cie - odparł ostro Ň nie
Desmond - tylko pan Trevenan.
Na d Ņ wi ħ k tego nazwiska w oczach Tessy pojawił si ħ dziwny błysk, jednak szybko
nad tym zapanowała.
- Ach, pan Trevenan - odparła tym samym ciepłym tonem.
- No có Ň , praktycznie to jeszcze jeden członek naszej rodziny. Mo Ň e swobodnie
korzysta ę z naszego domu. Pewnie jest gdzie Ļ w pobli Ň u. - Omiotła spojrzeniem wielki salon.
- Ch ħ tnie odszukam go dla was. - U Ļ miechn ħ ła si ħ do nich promiennie i odeszła.
- Sal, ona nie ma poj ħ cia, kim jeste Ļ - powiedział Desmond.
Oboje obserwowali Tess ħ , która przeciskała si ħ powoli przez tłum go Ļ ci. Nim dotarła
do oszklonych drzwi prowadz Ģ cych na taras przed domem, zgromadziła wokół siebie
wianuszek młodych m ħŇ czyzn, którzy ci Ģ gn ħ li do niej niczym pszczoły do miodu.
Sally odparła w zamy Ļ leniu:
- No có Ň , to chyba nic dziwnego, prawda? Tessa nigdy nie przebywała w jednym
miejscu na tyle długo, by nawi Ģ za ę trwałe przyja Ņ nie. Zauwa Ň yłe Ļ , Ň e kiedy wspomniałam o
szkole, nie mrugn ħ ła nawet okiem?
- Zauwa Ň yłem tylko ogie ı w jej oczach, kiedy wspomniałem nazwisko Rossa. Zdaje
si ħ , Ň e nie przepada za nim zbytnio.
Desmond wypowiedział to zdanie z tak Ģ satysfakcj Ģ , Ň e jego siostra nie mogła
powstrzyma ę si ħ od Ļ miechu.
- Des, nie daj si ħ ogłupi ę przez jej urod ħ . Jest bogata, pró Ň na i całkowicie zepsuta.
- Teraz zaczynasz mówi ę jak Ross. Wol ħ sam wyrobi ę sobie zdanie na temat panny
Lorimer.
- Tylko nie mów potem, Ň e ci ħ nie ostrzegałam.
Tessa zatrzymała si ħ przed drzwiami tarasu, by odpowiedzie ę na pro Ļ by tłocz Ģ cych si ħ
wokół niej młodych m ħŇ czyzn. Wszyscy chcieli zobaczy ę jej karnet. Zostały na nim jeszcze
dwa ta ı ce, jednak Tessa chciała je zachowa ę dla Paula Marmonta, który nie pojawił si ħ
jeszcze na balu. Wcze Ļ niej dostała od niego li Ļ cik, w którym zawiadamiał j Ģ , Ň e został
wezwany do Rouen. Wci ĢŇ jednak miała nadziej ħ , Ň e wróci przed ko ı cem przyj ħ cia, albo
spróbuje przynajmniej zobaczy ę si ħ z ni Ģ w ich sekretnym miejscu schadzek. Nieobecno Ļę
Paula na balu urodzinowym była dla niej wielkim rozczarowaniem, chocia Ň starał si ħ
wynagrodzi ę jej troch ħ t ħ przykr Ģ niespodziank ħ , przysyłaj Ģ c pi ħ kny bukiecik fiołków, które
przypi ħ ła do sukni. Cho ę podobali jej si ħ wszyscy młodzi m ħŇ czy Ņ ni, których zaprosiła na
przyj ħ cie, Ň aden z nich nie dorównywał Paulowi. Był od niej starszy, miał dwadzie Ļ cia cztery
lub dwadzie Ļ cia pi ħę lat i szalały za nim wszystkie młode dziewcz ħ ta. Był niesamowicie
wr ħ cz przystojny, poruszał si ħ z gracj Ģ tancerza, a jedno spojrzenie jego Ļ miałych czarnych
oczu sprawiało, Ň e Tessa rumieniła si ħ jak głupiutka pensjonarka. Niezrozumiały wydawał jej
si ħ fakt, Ň e cho ę Paul mógł przebiera ę w tłumie wielbicielek, zawsze wyró Ň niał wła Ļ nie j Ģ .
Była niemal pewna, Ň e w ko ı cu poprosi j Ģ o r ħ k ħ .
Roze Ļ miała si ħ , kiedy kto Ļ zabrał jej karnet, by sprawdzi ę , czy rzeczywi Ļ cie wszystkie
ta ı ce s Ģ zaj ħ te.
- Obiecałam ka Ň demu z was po jednym ta ı cu - powiedziała spokojnie. - To chyba
sprawiedliwe, prawda? Mój karnet jest pełny.
Nie było to kłamstwo, bo cho ę Paul nie poprosił jej o zachowanie cho ę by jednego
ta ı ca, wiedziała, a raczej miała nadziej ħ , Ň e byłby wielce rozczarowany, gdyby po przybyciu
na bal nie mógł z ni Ģ zata ı czy ę . Dlatego te Ň wpisała jego nazwisko.
Przypomniawszy sobie poniewczasie, w jakim celu zmierzała na taras, spojrzała na
Turnerów, wzruszaj Ģ c bezradnie ramionami. Zamarła jednak w bezruchu, gdy zobaczyła, Ň e
nie musi ju Ň nikogo szuka ę . On tam był. Ross Trevenan z kpi Ģ cym u Ļ mieszkiem przygl Ģ dał
si ħ jej adoratorom. Potem jego zimne szare oczy zmierzyły j Ģ Ļ miałym spojrzeniem. Przez
chwil ħ taksował j Ģ impertynencko, a potem zbył jednym mrugni ħ ciem powiek, jakby uwa Ň
j Ģ za obiekt niegodny uwagi.
Spojrzenie Tessy, wiedzione własn Ģ wol Ģ , pozostało znacznie dłu Ň ej na człowieku,
który w przeci Ģ gu kilku miesi ħ cy stał si ħ dla niej prawdziw Ģ zmor Ģ . Musiała przyzna ę , cho ę
czyniła to bardzo niech ħ tnie, Ň e Ross Trevenan był przystojnym m ħŇ czyzn Ģ , wysokim, dobrze
zbudowanym blondynem, wyró Ň niaj Ģ cym si ħ spo Ļ ród tłumu ciemnowłosych Francuzów.
Oczywi Ļ cie nigdy nie patrzyła na niego, je Ļ li nie musiała. By ę mo Ň e dlatego, Ň e sama nale Ň ała
do ludzi o jasnej karnacji, nie przepadała za m ħŇ czyznami o blond włosach. Wła Ļ ciwie był ju Ň
do Ļę stary, miał jakie Ļ trzydzie Ļ ci lat, a mo Ň e i wi ħ cej. Zawsze, gdy ich spojrzenia si ħ
spotykały, Tessa czuła jego dezaprobat ħ , jakby z nagan Ģ dawał jej po łapach.
Miała wra Ň enie, Ň e Trevenan nie lubił jej ju Ň od momentu, kiedy si ħ poznali.
Pami ħ tała to bardzo dobrze. Dziadek zaprosił j Ģ do swego gabinetu, by poznała nowego
sekretarza. Pocz Ģ tkowo Trevenan wywarł na Tessie bardzo dobre wra Ň enie, a serce zabiło jej
nawet nieco mocniej. Potem jednak popatrzyła w jego oczy i zobaczyła tam wyra Ņ n Ģ niech ħę ,
która dopiero po chwili znikn ħ ła za beznami ħ tnym spojrzeniem, skrywaj Ģ cym prawdziwe
uczucia. Od tego dnia nigdy ju Ň nie czuła si ħ dobrze w jego towarzystwie.
Patrzył na ni Ģ jak na pró Ň n Ģ , głupiutk Ģ pensjonark ħ , której zale Ň y tylko na tym, by
zawsze znajdowa ę si ħ w centrum uwagi. Powiedziałaby mu otwarcie, co s Ģ dzi o nim i o jego
opiniach, gdyby Trevenan nie cieszył si ħ tak ogromnym powa Ň aniem dziadka. Odk Ģ d został
zatrudniony przez dziadka jako jego… nie wiedziała wła Ļ ciwie, jak go nazwa ę . Sekretarz?
Doradca? Prawnik? Wiedziała tylko, Ň e Ross Trevenan stał si ħ nieodzownym towarzyszem jej
dziadka, podobnie jak Marcel, słu ŇĢ cy, który woził Aleksandra Beaupre w wózku
inwalidzkim.
Cho ę Tessa nadal cieszyła si ħ specjalnymi wzgl ħ dami dziadka, Trevenan wkradł si ħ w
łaski swego chlebodawcy na tyle, Ň e jego opinie były teraz dla Aleksandra Beaupre
wa Ň niejsze ni Ň zdanie jego wnuczki. Kiedy Trevenan czynił jakie Ļ sugestie, dziadek słuchał
ich uwa Ň nie, a potem kierował si ħ nimi w swych działaniach. Maniery i sposób bycia Tessy
znalazły si ħ nagle pod Ļ cisł Ģ kontrol Ģ . ĺ miała si ħ za gło Ļ no. Zachowywała si ħ jak kokietka.
Jej dekolty były zbyt Ļ miałe. Dostawała za du Ň e kieszonkowe jak na tak Ģ młod Ģ dziewczyn ħ .
Lista ta nie miała ko ı ca, Tessa wiedziała jednak, Ň e to nie dziadek jest jej twórc Ģ .
Wykorzystałaby ka Ň d Ģ nadarzaj Ģ c Ģ si ħ okazj ħ , prócz morderstwa oczywi Ļ cie, by pozby ę si ħ
Rossa Trevenana i odetchn Ģę wreszcie z ulg Ģ .
Próbowała ostrzec dziadka, napomnie ę go, by był ostro Ň niejszy. Nie robiła tego ze
zło Ļ liwo Ļ ci czy ch ħ ci wyrównania rachunków. W Trevenanie było co Ļ , co wzbudzało jej
podejrzliwo Ļę . Powiedział, Ň e jest Amerykaninem, ale sk Ģ d mogli mie ę pewno Ļę , Ň e nie
skłamał? Zawsze odpowiadał wymijaj Ģ co na pytania o swoje pochodzenie i dzieci ı stwo.
Równie dobrze mógł by ę angielskim szpiegiem, przemytnikiem lub kim Ļ jeszcze gorszym.
Nie mogła uwierzy ę , by człowiek tak arogancki i pró Ň ny mógł by ę zwyczajnym sekretarzem.
Zachowywał si ħ tak, jakby zawsze był panem, a nie sług Ģ . Nie mogła te Ň przesta ę my Ļ le ę o
Zgłoś jeśli naruszono regulamin