Adam Zagajewski_Pragnienie.pdf

(174 KB) Pobierz
Adam Zagajewski_Pragnienie
ADAM ZAGAJEWSKI
PRAGNIENIE
Dla Ciebie
Z PAMIĘCI
Z pamięci wyłania się wąska ulica
- niech to będzie krtań tego wiersza
-i siwy, gęsty dym nad koksownią,
która jak wulkan rzucała iskry w niebo,
spłacając dług gwiazdom.
Moja ulica: dwie dumne stare panny
o wąskich wargach - przeżyły Syberię
i Stalina; młody aktor, łaknący sławy,
i profesor G., który stracił ramię
w Powstaniu i nosił rękaw pusty jak żagiel.
Jeszcze nic nie wiem, nic się nie stało,
nie licząc wojny i zagłady Żydów.
W zimie szary śnieg leży na dachach
czujnie jak Indianin i boi się wiosny.
Nadchodzą wakacje, obrana pomarańcza.
Łakomy ksiądz połyka Ewangelię
w neogotyckim, czerwonym kościele;
o serce serc, Chrystus ma ranę w piersi.
Na szczęście po mszy można zjeść kremówki
i zapomnieć o łacińskiej męce.
W koszarach ćwiczą nowi rekruci,
jeden z moich kolegów gra na trąbce jak
Miles Davis, tylko lepiej.
Dziewczęta wychodzą na korso
w nakrochmalonych, szerokich spódnicach.
Ta brzydka ziemia, pocięta płytkimi,
czarnymi rzekami, pokryta bliznami
jak policzek niemieckiego studenta,
w dzień milczała, za to po nocach nuciła
piosenki w obu językach.
I my także żyliśmy w dwu narzeczach,
w wąskim żargonie zwykłości, zawiści
i w języku wielkiego marzenia.
W południe otwierało się łagodnie
oko obłoków, oko łez i światła.
GOSPELS
A może ktoś śpiewał gospels w niedzielę
miękkimi wargami
o Boże Boże przeznaczenia
i podróży
o Ty który się skradasz
o naczynie
Boże powstańców
o Ty który zszyłeś to płótno
o elastyczny
o Ty co w moim śnie
o świeco słońce długiej nocy
o Ty co zapominasz
o niezawodny
o wspólny
o natchnienie
o gospels bez formy
Boże turkawek i tureckich tańców
Boże tonących okrętów
krzyków i czarnej choroby
o sprawco o radości
o który zszywasz o
MISTYKA DLA POCZĄTKUJĄCYCH
Dzień był łagodny, światło przyjazne.
Ten Niemiec na tarasie kawiarni
trzymał na kolanach niedużą książkę.
Udało mi się zobaczyć jej tytuł:
Mistyka dla początkujących.
Od razu zrozumiałem, że jaskółki,
które, przenikliwie gwiżdżąc,
patrolowały ulice Montepulciano,
i ściszone rozmowy onieśmielonych wędrowców
z Europy Wschodniej zwanej Środkową,
i białe czaple, stojące - wczoraj, przedwczoraj? -
w polach ryżowych jak zakonnice,
i zmierzch, powolny i systematyczny,
zacierający kontury średniowiecznych domów,
i drzewa oliwne na niewielkich wzgórzach,
poddane wiatrom i pożarom,
i głowa Nieznanej księżniczki,
którą widziałem i podziwiałem w Luwrze,
i witraże w kościołach jak skrzydła motyli
pomazane pyłkiem kwiatów,
mały słowik, który ćwiczył recytację
tuż przy autostradzie,
i podróże, wszystkie podróże,
to była tylko mistyka dla początkujących,
wstępny kurs, prolegomena
do egzaminu, który odłożony został
na później.
STARSZEMU BRATU
Z jakim spokojem idziemy
przez dni i miesiące,
jak cicho śpiewamy
czarną kołysankę,
jak łatwo wilki porywają
naszych braci,
jak lekko
oddycha śmierć,
jak szybko
płyną okręty
w tętnicach.
POKÓJ
Dla Dereka Walcotta
Pokój, w którym pracuję, jest sześcianem
jak kostka do gry.
Jest w nim drewniany stół
o upartej chłopskiej sylwetce,
leniwy fotel i czajniczek do herbaty
z wydętą habsburską wargą.
Z okna widzę kilka chudych drzew,
cienkie obłoki i dzieci z przedszkola,
zawsze zadowolone, głośne.
Czasem w oddali błyśnie szyba samochodu
albo, wyżej, srebrna łuska samolotu.
Najwyraźniej inni nie tracą czasu
gdy ja pracuję, szukają przygód
na ziemi i w przestworzach.
Pokój, w którym pracuję, to camera obscura.
Czym jednak jest moja praca -
dużo nieruchomego czekania,
przewracania kartek, cierpliwej medytacji,
bierności, które nie spodobałyby się
sędziemu o chciwym spojrzeniu.
Piszę tak powoli, jakbym miał żyć dwieście lat.
Szukam obrazów, których nie ma,
a jeśli są to zwinięte i schowane
jak letnie ubrania w zimie,
gdy mróz kaleczy usta.
Marzę o absolutnym skupieniu; gdybym je znalazł
zapewne przestałbym oddychać.
Może to dobrze, że tak niewiele mi się udaje.
Ale przecież słyszę jak gwiżdże pierwszy śnieg,
słyszę delikatną melodię światła dziennego
i groźny pomruk wielkiego miasta.
Piję z małego źródła,
moje pragnienie jest większe niż ocean.
1969
Umarł Gombrowicz; Amerykanie chodzili po Księżycu
skacząc ostrożnie, jakby się bali, że może się rozpaść.
Erbarme dich, mein Gott, śpiewała pewna Murzynka
w pewnym kościele.
Lato było upalne, woda w jeziorach ciepła i słodka.
Trwała zimna wojna, Rosjanie okupowali Pragę.
Spotkaliśmy się po raz pierwszy właśnie w tym roku.
Tylko trawa, żółta i zmęczona, była nieśmiertelna.
Umarł Gombrowicz. Amerykanie chodzili po Księżycu.
Zlituj się, czasie. Zlituj się, zniszczenie.
MAJESTAT SNU
Sen jak weranda w wiejskim domu
odsłania przed tobą las i cienie
i wnętrze wspomnień.
Sen jest umysłem wolnym od przymusu,
dumną stolicą poezji i dramatu.
Sen to myśl jeszcze nie wcielona,
którą skąpo odżywia zazdrosna jawa.
Sen jest Asyrią surową i waleczną.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin