Tomasz Różycki.docx

(18 KB) Pobierz

Tomasz Różycki (ur. 1970) Jego najbardziej znany utwór, "Dwanaście stacji" to poemat, który odwołuje się m.in. do "Pana Tadeusza" Mickiewicza i "Kartoteki" Różewicza.

·         Vaterland (1997)

·         Anima (1999)

·         Chata Umaita (2001)

·         Świat i antyświat (2003)

·         Wiersze (2004; zawiera utwory z jego czterech poprzednich książek)

·         Dwanaście stacji (2004)

·         Kolonie (2006)

„Kolonie” - O tomie poezji Tomasza Różyckiego powiadano, że to podróż w dzieciństwo, wyprawa
w naiwną dziecięcą wyobraźnię, we własną pamięć o minionym, szczęśliwym czasie: "Nic więcej nie mamy/ ponad własne dzieciństwo" - pisze Różycki w wierszu "Kakao i papugi". Egzotyczne, jakby z zabaw chłopięcych, są tytuły niektórych wierszy: "Kreole, metysi", "Przylądek Horn", "Żaglowce Jej Królewskiej Mości", "Koralowa zatoka", "Stara twierdza". Sam poeta mówił o "Koloniach" tak: "Te wiersze to taka podróż z dziecięcych lektur i wyobraźni - trochę podróż dzieci kapitana Granta. Za tymi wierszami kryje się (...) chłopiec, który wyjechał na kolonie.Dzieciństwo, czy raczej pamięć obrazów z dzieciństwa nie jest tu jednak błahą i niedojrzałą dziecinnością. Przeciwnie, może to właśnie w tym minionym chłopięcym świecie skrywa się prawdziwa miara rzeczy: W wierszach Tomasza Różyckiego pojawia się również pytanie o sens uprawianiapoezji, o powołanie poetyckie, o samego siebie, a może nie tylko o własne dojrzałe pisanie, ale w ogóle o dojrzałość człowieczą. Niczym refren wraca w kolejnych wierszach pierwsza strofa: "Kiedy zacząłem pisać, nie wiedziałem jeszcze...". W otwierającym tom wierszu "Kawa i tytoń" czytamy: "Kiedy zacząłem pisać, nie wiedziałem jeszcze,/ co ze mną zrobią wiersze, że się przez nie stanę/ jakimś dziwnym upiorem, wiecznie niewyspanym". W kolejnych: "Kiedy zacząłem pisać, nie wiedziałem jeszcze,/ jakie to proste", lub też: "Kiedy zacząłem pisać, jeszcze nie wiedziałem,/ kto na to będzie czekać".

Uprawianie literatury nie jest tu jakimś naddatkiem, wymarzoną i wyuczoną rolą, ale błogosławionym przekleństwem, to jakby uprawianie samego życia: "Kiedy zacząłem pisać, nikt mi nie powiedział,/ że to taka choroba, że mnie będą leczyć/ znajomi i rodzina" ("Woda ognista"), "Kiedy zacząłem pisać, nie wiedziałem jeszcze,/ że każde moje słowo będzie zabierało/ po kawałku ze świata (...) Że powoli wiersze/ zastąpią mi ojczyznę, matkę, ojca,/ pierwszą miłość, drugą młodość" ("Przeciwne wiatry"), "Kiedy zacząłem pisać, wcale nie wiedziałem,/ co naprawdę wybieram, ile za to płacą/ i że w tak krótkim czasie stanę się bogaty,/ i jeśli czegoś zechcę, zaraz to dostanę" ("Dom gubernatora"). Wreszcie: "Nie wiedziałem wtedy, że tak łatwo pisać bez pamięci,/ pisać do szaleństwa, gorąco, pisać całą duszą,/ nad życie pisać, bez pisania uschnąć, i że byłbym niczym,/ gdybym umiał mówić językami, a tego bym nie znał." ("Opium").

Ale Różycki nie patrzy tylko w siebie samego. Oto, jak widzi rzeczywistość dorosłą, nie tę dziecięcą, ale prawdziwą: "Wszystko mam poniemieckie - poniemieckie miasto/ i poniemieckie lasy, poniemieckie groby,/ poniemieckie mieszkanie,/ poniemieckie schody/ i zegar". Na mał ej paryskiej uliczce, jakby przeciw światu, który jest jego, kreśli świat inny, bez obciążeń i bez trudnej przeszłości - to świat fantastyczny i niemożliwy: "Na chwilę wyobraźmy sobie, że tu żyję,/ tutaj się urodziłem, i moi rodzice/ zawsze mieli tu sklepik, i że na ulicy/ du Temple jest bistro (...). Że nigdy nie było żadnej Wschodniej Europy, nie było piwnicy/ do ukrywania sąsiadów, nie było tych wszystkich/ transportów i łapanek, nigdy się nie śniło,/ że chodzą po mieszkaniach".

„Kolonie”
Pokaźna liczba 77 utworów przenosi czytelnika w świat nieustannej gry i podmiotu lawirującego jak opętany, w świat dwuznaczny i migotliwy. Trudno się w nim poruszać, bo powstaje
z zestawienia odległych krain: doświadczenia tego, co na wyciągnięcie ręki, oraz światów odległych, jak tytułowe "Kolonie". Zestaw pięknych i magicznych tytułów zdaje się sugerować przewagę poetyckiej materii urojonej, tej, która żyje dzięki wspomnieniom dawnych lektur
o podróżach, piratach i ciepłych morzach, która żywi się obrazem dziecka z otwartymi ustami oglądającego atlas świata.

"Kawa i tytoń", "Tawerna w porcie", "Dom gubernatora", "Ziemia Ognista", "Boksyty
i kardamon" - to tytuły tak proste i piękne, że właściwie tworzą osobny wiersz. Co absolutnie nie oznacza, że Różycki wyłącznie buja w nigdzie-krajach. W jakiś znany tylko sobie sposób potrafi połączyć na przestrzeni jednej frazy symboliczne "kolonie" z doświadczeniem teraźniejszości, które w znakomity sposób spożytkował w "12 stacjach". Stąd dziwne połączenia, skomplikowana gra, jaka toczy się w każdym właściwie wierszu, absolutne pomieszanie światów, widoczne chociażby w dającym się interpretować na różne sposoby tytule. Czy mowa o wyspach Oceanii i Madagaskarze, czy też o wspomnieniu z kolonijnego wyjazdu nad zalew w Turawie?

Z drugiej jednak strony znajdziemy w "Koloniach" zapiski z pociągowych podróży, ściśle określone tu i teraz, terrorystów, telewizję i Warszawę. Pomieszanie tropów jest tak wielkie, że trudno powiedzieć cokolwiek pewnego:

6. Cynamon i goździki": A teraz leżę z dziurą w głowie, przez nią wiosna
                                        lekko zagląda mi do środka, kwitną ściany,
                                        kwitną tapety, fotel, zakwita plusz kanap
                                        i egzotyczne ptaki mogą się wydostać wreszcie na zewnątrz, tato.(...)



 

 

1

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin