Persson Leif GW - Czarna seria 69 - W innym czasie, w innym życiu.pdf

(1564 KB) Pobierz
1186984736.001.png
LEIF GW PERSSON
W INNYM CZASIE W INNYM ŻYCIU
Przełożył Wojciech Łygaś
Czarna Owca Warszawa 2011
Björnowi i Mikaelowi
Co za sztuka ostrzec kogoś, kto nie może się bronić?
Profesor
Część I
Inne czasy
I
Ś mierć przyszła w czwartek 24 kwietnia 1975 roku w godzinach
urzędowania biura. Co dziwne – pod postacią kobiet i mężczyzn.
Także i tym razem mężczyźni stanowili zdecydowaną większość.
Śmierć była przystojna, elegancko ubrana i na początku zachowywała
się grzecznie. Nieprzypadkowo też na terenie ambasady przebywał
wtedy ambasador, co wcześniej zdarzało się niezbyt często. Wszystko
to było efektem dokładnego planowania i zadecydowało o tym, jak
cała historia się zakończyła.
Ambasada Republiki Federalnej Niemiec już od lat
sześćdziesiątych znajduje się w dzielnicy Sztokholmu Djurgården. W
jej północno-wschodniej części siedzibę mają także radio, telewizja i
ambasada Norwegii. Lepszej lokalizacji na terenie całego miasta
chyba nie ma.
Sam budynek ambasady nie wyróżnia się niczym szczególnym.
Zwykła betonowa bryła w funkcjonalnym stylu lat sześćdziesiątych.
Dwie kondygnacje, ponad dwa tysiące metrów kwadratowych
powierzchni biurowej, główne wejście od strony północnego skrzydła.
Budynek niczym nie przypomina typowych eleganckich i ze smakiem
urządzonych niemieckich ambasad w innych państwach.
Tego dnia, gdy w progi ambasady zawitała śmierć, pogoda była
niezbyt ładna. Typowa szwedzka wiosna: ostry wiatr, niebo zasnute
ołowianymi chmurami i prawie żadnej nadziei na to, że nastąpi jakaś
poprawa. Ale dla śmierci były to warunki idealne, zwłaszcza że w
ambasadzie nie było żadnych zabezpieczeń. Budynek łatwo było zająć
i potem się w nim bronić.
Szturmującej policji trudno byłoby go sforsować. Napastnikom
sprzyjały też niekorzystne warunki pogodowe. Ale najlepsze ze
wszystkiego było to, że w recepcji ambasady siedział tylko jeden, do
tego niezbyt sprawny strażnik. A szklane drzwi recepcji można było
sforsować jednym uderzeniem pięści.
Między jedenastą piętnaście a wpół do dwunastej przed
południem na terenie ambasady nagle coś się zaczęło dziać. To, że
później nikt nie potrafił określić, kiedy się wszystko zaczęło,
wynikało między innymi z niewłaściwych procedur obowiązujących
na terenie placówki. W ciągu kilku minut zjawiło się sześciu petentów
– trzy grupki po dwie osoby. Sami młodzi ludzie w wieku od
dwudziestu do trzydziestu lat, obywatele Niemiec. Każdy z nich
potrzebował pomocy, w różnych sprawach.
W swojej ojczyźnie byli znani, na terenie całego kraju. Ich
podobizny widniały na tysiącach listów gończych rozesłanych po
całych Niemczech. Wisiały w terminalach lotniczych, na dworcach
kolejowych i autobusowych, w bankach, na poczcie, we wszystkich
lokalach państwowych i publicznych, wszędzie, gdzie na wolnym
Zgłoś jeśli naruszono regulamin