PYTANIA NIEOBOJĘTNE.doc

(363 KB) Pobierz

Jacek Salij OP

PYTANIA NIEOBOJĘTNE

 

 

Wydawnictwo W drodze

 

Słowo wstępne

Dlaczego Pan Bóg jest niewidzialny?
Czy urodzenie determinuje przynależność religijną?
Czy wiara dopuszcza wątpliwości?
Czy wiara zwiększa trud życia?
Oderwać się od rzeczywistości, aby się w niej zakorzenić
Koniec sporu o ewolucję
Ogrom cierpienia jako argument przeciw Panu Bogu
Gniew Boży
Spór o istnienie szatana
Skąd wiadomo, że Pismo Święte jest Pismem Świętym?
Imię Boże
Czy raj istniał naprawdę?
Biblijni giganci
Czy Bóg kazał wymordować narody Kanaanu?
"Oko za oko, ząb za ząb"
Córka Jeftego
Dwunastoletni w świątyni
Pan Jezus i Żydzi
Czy Pan Jezus umarł na krzyżu?
Niepokalane Poczęcie
Zmartwychwstanie ciał
Kościół jako instytucja
Dwie przynależności do Kościoła
Ewangeliczne ostrzeżenia przed heretykami
Jeszcze raz o reinkarnacji
Astrologia
Wywoływanie duchów
Wszystkie nasze czyny zostaną ujawnione
Wyznać Bogu swoje grzechy
Rozgrzeszenie Boże i rozgrzeszenie bezbożne
Czy spowiednikowi wolno dopytywać się o liczbę grzechów?
Koszmar skrupułów
Sens czystości przedmałżeńskiej
Czy Kościół ma prawo tego żądać?
Dlaczego nie wolno mi przystępować do sakramentów?
Poczucie wstydu
Moralna ocena przyjemności
Czy dobro mierzy się stopniem trudności?
Czy wolno łajdakowi nie podać ręki?
Tolerancja a miłość
Miłość przeklęta i fałszywa życzliwość
Udręka z powodu własnych dzieci
Jak kochać egoistów?
Środki poronne
Dawni chrześcijanie wobec zabijania płodu
Moralne implikacje przeludnienia
Uśmierzanie bólu a eutanazja
Po śmierci samobójczej kogoś bliskiego
Przysięga
Problem pacyfizmu
Męczeństwo, do którego wezwany jest każdy chrześcijanin
Czy Kościół zakazywał czytania Pisma Świętego?
Indeks ksiąg zakazanych
Na temat inkwizycji
Masoneria

 

 

 

(c) Copyright by Jacek Salij OP

Cum permissione auctoritatis ecclesiasticae


W drodze
Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów
60-920 Poznań, ul. Kościuszki 99

Jacek Salij OP

PYTANIA NIEOBOJĘTNE

 

 

Wydawnictwo W drodze

 

Słowo wstępne

Dlaczego Pan Bóg jest niewidzialny?
Czy urodzenie determinuje przynależność religijną?
Czy wiara dopuszcza wątpliwości?
Czy wiara zwiększa trud życia?
Oderwać się od rzeczywistości, aby się w niej zakorzenić
Koniec sporu o ewolucję
Ogrom cierpienia jako argument przeciw Panu Bogu
Gniew Boży
Spór o istnienie szatana
Skąd wiadomo, że Pismo Święte jest Pismem Świętym?
Imię Boże
Czy raj istniał naprawdę?
Biblijni giganci
Czy Bóg kazał wymordować narody Kanaanu?
"Oko za oko, ząb za ząb"
Córka Jeftego
Dwunastoletni w świątyni
Pan Jezus i Żydzi
Czy Pan Jezus umarł na krzyżu?
Niepokalane Poczęcie
Zmartwychwstanie ciał
Kościół jako instytucja
Dwie przynależności do Kościoła
Ewangeliczne ostrzeżenia przed heretykami
Jeszcze raz o reinkarnacji
Astrologia
Wywoływanie duchów
Wszystkie nasze czyny zostaną ujawnione
Wyznać Bogu swoje grzechy
Rozgrzeszenie Boże i rozgrzeszenie bezbożne
Czy spowiednikowi wolno dopytywać się o liczbę grzechów?
Koszmar skrupułów
Sens czystości przedmałżeńskiej
Czy Kościół ma prawo tego żądać?
Dlaczego nie wolno mi przystępować do sakramentów?
Poczucie wstydu
Moralna ocena przyjemności
Czy dobro mierzy się stopniem trudności?
Czy wolno łajdakowi nie podać ręki?
Tolerancja a miłość
Miłość przeklęta i fałszywa życzliwość
Udręka z powodu własnych dzieci
Jak kochać egoistów?
Środki poronne
Dawni chrześcijanie wobec zabijania płodu
Moralne implikacje przeludnienia
Uśmierzanie bólu a eutanazja
Po śmierci samobójczej kogoś bliskiego
Przysięga
Problem pacyfizmu
Męczeństwo, do którego wezwany jest każdy chrześcijanin
Czy Kościół zakazywał czytania Pisma Świętego?
Indeks ksiąg zakazanych
Na temat inkwizycji
Masoneria

 

 

 

(c) Copyright by Jacek Salij OP

Cum permissione auctoritatis ecclesiasticae


W drodze
Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów
60-920 Poznań, ul. Kościuszki 99

LACZEGO PAN BÓG JEST NIEWIDZIALNY?

 

 

Pan Bóg jakby ukrywa się przed nami. Do tego stopnia, że niektórzy ludzie wątpią nawet w Jego istnienie. A przecież łatwiej byłoby w Niego wierzyć, gdyby jakoś dał nam się widzieć. Dlaczego tyle ciemności w pytaniach dla człowieka najważniejszych: o sens życia, o nasz los ostateczny, o prawdziwość Ewangelii itp.?

 

Z drugiej jednak strony, ile wdzięku ma w sobie niewidzialność różnych zjawisk w naszym życiu! Na przykład: jadę samochodem. To jednak różnica jechać samochodem, którego motor wszystkimi możliwymi sposobami przypomina o swoim istnieniu -- huczy, parska, trzęsie, roznosi po całym wozie zapach benzyny, męczy się przy zwiększaniu szybkości; a jechać samochodem szybko i gładko, tak że niemal nie zauważa się pracy motoru, a nawet samego jego istnienia.

Zapewne świadczy to o moim braku spostrzegawczości: Zdarzyło mi się kiedyś, że dopiero za którymś z kolei pobytem w pewnej sali zacząłem się zastanawiać nad tym, gdzie umieszczono źródła światła. Przedtem nie zauważyłem nawet, że w sali nie widać ani jednej żarówki i lampy, i że właśnie ta dyskrecja źródeł światła dodaje wiele ciepła oświetleniu tego pomieszczenia.

Inny przykład: Pokreślony maszynopis jest dowodem, ile autor musi się napracować nad słowem, zanim je przekaże czytelnikowi. Ale do czytelnika dochodzi już tekst przepisany na czysto, praca autora właściwie przestaje być widoczna. Jeśli jest to dobry pisarz, ludzie będą podziwiać jego umiejętność posługiwania się słowem, rzadko kto zauważy jednak, ile pracy włożył on w swój tekst. Każdy, kto nieco interesuje się sztuką, wie o tym, jak istotnym elementem znawstwa w tej dziedzinie jest umiejętność rozpoznawania zastosowanych technik, nowatorskich pomysłów, włożonej pracy -- rzeczy, które w dużym stopniu uchodzą uwagi przeciętnego widza.

Niewidzialność niektórych wartości jest szczególnie cenna w stosunkach międzyosobowych. Miłość małżeńska przeważnie tylko na początku obwieszcza wszem wobec swoje istnienie, co naraża ją zresztą na odrobinę śmieszności w oczach postronnych widzów. W miarę jak się pogłębia i dojrzewa coraz mniej rzuca się w oczy, a zarazem coraz więcej przenika sobą wszystko. To samo można powiedzieć o wdzięczności czy miłosierdziu: uciążliwa to wdzięczność, która wyraża się nadskakiwaniem swojemu dobroczyńcy; niedobre to miłosierdzie, które nadaje o sobie głośne komunikaty.

Dobry promotor tak kieruje pracą magisterską, że student ma poczucie całkowitej samodzielności swojej pracy. Po tym poznać dobrego wychowawcę, że podopieczni w ogóle nie czują się wychowywani, a przecież to właśnie on wtajemnicza ich w umiejętność życia. Zbyt dużo jednak już tych przykładów, przejdźmy wreszcie do Pańskiego pytania.

Sądzę, że znaleźliśmy już dwie wstępne odpowiedzi na pytanie, dlaczego Pan Bóg jest niewidzialny, dlaczego ukrywa się jakby przed nami. On jest Stwórcą ludzi i rzeczy, On obdarzył nas i otaczający nas świat wielkim wewnętrznym bogactwem. Toteż Pan Bóg nie chce być obecny w świecie w taki sposób, żeby Jego nieskończona wspaniałość zasłaniała bogactwo Jego stworzeń. Jego wszechobecność jest dyskretna, bo -- po pierwsze -- On jest wierny sobie: stworzył nas osobami, a więc chce być promotorem naszej osobowej samodzielności i nigdy nie będzie jej ograniczał. Po drugie, Pan Bóg stworzył również byty nieosobowe, naiwne są więc nasze pretensje, że Jego obecność nie zagłusza krzykliwie tego wszystkiego, co przecież On sam powołał do istnienia.

Zarazem jednak niewidzialność Boga wcale nie oznacza, jakobyśmy nie mogli rozpoznać Jego obecności. Człowiek otrzymał od swojego Stwórcy wystarczająco dużo wrażliwości duchowej, żeby "z wielkości i piękna stworzeń poznać ich Stwórcę" (Mdr 13,5). Jeśli zaś komuś trudno rozpoznać Bożą obecność w sobie i w świecie, nie będzie rzeczą nierozsądną postawić sobie dwa pytania. Po pierwsze: Może wynika to z mojego gapiostwa? Mogę nie poznać się na dziele sztuki, jedząc dobry obiad, mogę nie zauważyć kulinarnego mistrzostwa gospodyni -- dlaczego więc z góry wykluczać możliwość analogicznego gapiostwa w stosunku do całego świata jako do dzieła Stwórcy?

Po wtóre: A może jestem duchowo niedojrzały i zbyt leniwy, może właśnie to jest przyczyną, że nie dostrzegam tej chwały, którą cały świat śpiewa swemu Stwórcy? Samo postawienie sobie tego pytania obraża moją miłość własną -- zwłaszcza jeśli jestem na przykład profesorem uniwersytetu albo uważam się za człowieka nieskazitelnie uczciwego -- ale przecież nie wolno mi z góry zakładać, jakoby liczni moi bliźni, którzy twierdzą, że świat całym sobą i nieustannie świadczy o swojej stworzoności, byli ofiarami łatwowierności lub mitomaństwa. Powinienem wziąć pod uwagę -- przynajmniej jako jedną z hipotez -- że może to raczej ja jestem nie dość duchowo wrażliwy: może tak bardzo skoncentrowałem się na sprawach stosunkowo powierzchownych, że nie dostrzegam już tego, co najgłębsze?

To, co powiedzieliśmy dotychczas, jest zaledwie wstępem do odpowiedzi na pytanie, dlaczego Bóg jest niewidzialny. Wskazaliśmy dopiero kierunek poszukiwań, jak spostrzec Boga, jak zauważyć samo Jego istnienie. A przecież Bóg ma swe osobowe wnętrze, jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Otóż spostrzegawczość jest prawie zupełnie nieprzydatna, jeśli chcę poznać wnętrze drugiej osoby. Nawet wnętrze bliźniego -- a więc podobnego mi człowieka -- jest przede mną ukryte, a cóż dopiero wnętrze Przedwiecznego i Nieskończonego Boga! Jedynym sposobem, aby druga osoba otworzyła się przed nami, jest zyskanie jej zaufania, szacunku, miłości.

Otóż Pan Bóg z całą pewnością chce się przed nami otworzyć. On pierwszy nas ukochał; dał i nieustannie daje wystarczające dowody, że Mu na nas zależy. Ale oczekuje od nas miłości, nie wystarczy Mu, że się łaskawie zgodzimy na to, żeby nas kochał. Dlatego chce, abyśmy się o Jego miłość ubiegali, żeby również nam na Nim zależało. I to jest chyba główna przyczyna, dlaczego się częściowo przed nami ukrywa: bo chce być przez nas szukany. Przecież podobnie jest w miłości między ludźmi. Choćby nie wiem jak mi na kimś zależało, nie wolno mi być wobec niego natrętnym, powinienem zachować pewien dystans, bo inaczej uniemożliwię mojemu ukochanemu prawdziwą miłość, zabraknie mu bowiem przestrzeni, aby wyjść aktywnie naprzeciw mojej miłości.

Panu Bogu zbyt na nas zależy, aby być wobec nas natrętnym. On szuka nas nieustannie, ale zawsze w taki sposób, żeby nas pobudzić do szukania Go. Po prostu jeśli Bóg wzywa do miłości, jest to wezwanie do miłości prawdziwej: ma to być również z naszej strony miłość aktywna. Przypomnijmy sobie, że właśnie w ten sposób postępował Pan Jezus. Zstąpił On na ziemię, aby szukać nas, swoich zagubionych owiec. A jednak czasem jakby ukrywał się przed ludźmi; Ten, który przyszedł szukać, sam chciał być szukanym: "A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa, a także Jego uczniów wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa" (J 6,24).

Te ciemności, w których kochający Bóg pozostawia tych, co Go szukają, wnikliwie opisuje św. Jan od Krzyża, zwłaszcza w swoim dziełku pt. Noc ciemna. Trudno mi się oprzeć pokusie zacytowania większego fragmentu z wiersza pod tym samym tytułem, napisanego przez tego wielkiego mistyka:

 
Pośród tej nocy błogiej
nikt mnie nie widział, kiedym szła swobodnie,
nie wskazało mi drogi
żadne światło przewodnie:
tylko w mym sercu płonęły pochodnie.
Ich blask drogę wskazywał
pewniej, aniżeli południa żar biały,
tam, gdzie mnie oczekiwał
ten który mój był cały,
w stronie, gdzie ludzkie stopy nie postały.
O, przewodniczko miła!
o, nocy droższa nad jutrznię różaną!
nocy, któraś złączyła
Miłego z Miłowaną,
w Ukochanego zmieniając Kochaną!
tłum. Stanisław Barańczak
 

Analogiczne ciemności ogarniają od czasu do czasu również miłość małżeńską, jeśli jest dojrzała i rozwija się prawidłowo. Jeśli nie rozpoznam ich natury, ciemności takie mogą wprawić w panikę i zamiast oczyszczać i pogłębiać miłość -- spowodować wiele zamieszania i szkody. Nieznajomość pewnych elementarnych praw, które rządzą miłością, może wiele zaszkodzić nie tylko życiu religijnemu, ale w ogóle wszelkiej ludzkiej miłości.

Dotychczas mówiliśmy o ciemnościach błogosławionych. Istnieją również ciemności przeklęte, płynące ze zła, jakie czynimy i jakie w nas jest. Niszczą one miłość, a w każdym razie utrudniają jej rozwój. "Światłem ciała jest oko twoje. Jeśli twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie pełne światła. Lecz jeśli jest chore, także twoje ciało będzie ciemne. Patrz więc, czy przypadkiem światło, które jest w tobie, nie jest ciemnością" (Łk 11,34n).

Żeby zobaczyć Boga, trzeba mieć czyste spojrzenie oczu. Bóg jest zbyt święty, żeby można Go było zobaczyć chorymi oczami, żeby mogli Go zobaczyć ci, którym nawet na myśl nie przyjdzie, że Boga należałoby jednak szukać całym sobą, bo jest On przecież Stwórcą człowieka i wszystkiego, co istnieje. "Grzechy wasze wykopały przepaść między wami a waszym Bogiem" (Iz 59,2). "Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają, wszystkich wzywających Go szczerze" (Ps 145,18).

 

 

CZY URODZENIE DETERMINUJE PRZYNALEŻNOŚĆ RELIGIJNĄ?

 

 

Skąd ja mogę mieć pewność, że chrześcijaństwo jest prawdziwe? Przecież to przypadek sprawił, że urodziłem się katolikiem. Gdybym się urodził buddystą, byłbym przekonany, że buddyzm jest prawdziwy.

 

Spróbujmy zastosować Pańskie "co by było, gdyby" do przypadku najbardziej skrajnego. Ufam, że Pan się nie obrazi; nie zdecydowałbym się użyć tego argumentu, gdyby nie osłaniał Pana wobec czytelników parawan anonimowości, zresztą moje "gdybanie" będzie przecież jakimś poszukiwaniem odpowiedzi na postawiony przez Pana problem. Otóż wyobraźmy sobie, że urodził się Pan w roku 1920 w Hamburgu czy Norymberdze. Nie wiadomo, jak by się wówczas potoczył Pański żywot. Ale nie jest wykluczone, że w swoim czasie wstąpiłby Pan do Hitlerjugend, raz może zdarzyłoby się Panu wydać w ręce gestapo ukrywających się Żydów, a jako inwalida wojenny być może ryczałby Pan z zachwytu, oglądając w kinie sceny ze straszliwej egzekucji uczestników zamachu na Hitlera. To wszystko mogłoby się zdarzyć, ale zarazem przyzna Pan, że zdarzyć by się nie musiało. Bo sytuacja, w jakiej człowiek rodzi się i żyje, chociaż głęboko nas określa, nie odbiera nam wolności wyboru; jest raczej przestrzenią, w której dzieje się wolność człowieka.

Sytuacja powyższa też była sytuacją religijną, tyle że głęboko zwyrodniałą. Miliony młodych Niemców znalazło się wówczas bez swojej winy w samym środku cyklonu bałwochwalczego, który pustoszył ich ojczyznę. Ostateczne uwarunkowania, w jakich żyje człowiek, są zawsze religijne albo bałwochwalcze.

Pan powiada: "gdybym urodził się buddystą..." Ani mnie, ani zapewne Panu nawet na myśl nie przyjdzie utożsamiać buddyzm z bałwochwalstwem. Owszem, w konkretnych postawach wyznawców tej religii sporo jest bałwochwalstwa, tak jak jest go sporo w nas, konkretnych chrześcijanach. Natomiast nie ma powodu, żebyśmy jako chrześcijanie mieli negować znaczenie tej religii w jej dziele budowania wnętrza ludzkiego, zwracania ludzi ku temu, co duchowe, ku prawdzie, ku wzajemnej życzliwości. Gdyby Pan urodził się buddystą, czerpałby Pan ze skarbów tej religii więcej lub mniej, czysto formalnie lub w sposób rzeczywiście budujący ducha. Zatem to jednak nie jest tak, że urodzenie się w jakiejś religii automatycznie czyni człowieka jej wyznawcą. Podobnie jak urodzenie się z rodziców Polaków nie czyni automatycznie człowieka polskim patriotą.

"Ależ księże, ksiądz chyba jesteś libertyn -- mógłby mi ktoś teraz zarzucić -- wyrażając się tak pozytywnie o buddyzmie, stawiasz go jakby w jednym rzędzie z chrześcijaństwem". Otóż właśnie że nie (ale o tym za chwilę), przyjmuję tylko stanowisko ostatniego Soboru, który w Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich każe uznać wszystkie prawdziwe wartości w innych religiach, bo wielkość chrześcijaństwa jest wystarczająco autentyczna, aby jej nie budować w sposób pozorny, przez poniżanie innych.

Nie przypadkiem porównałem urodzenie się w jakiejś religii z przyjściem na świat w określonej wspólnocie narodowej. Na wielość religii można spojrzeć analogicznie jak na wielość narodów: jedno i drugie składa się na duchowe bogactwo ludzkości. Ojczyzna, język i religia stanowią najistotniejsze wymiary wspólnoty kulturowej, do której wchodzi się przez urodzenie i wychowanie, a następnie przez aktywne uczestnictwo. Nie jesteśmy w stanie do końca uświadomić sobie, jak głęboko wspólnota ta ogarnia nas i kształtuje nasze postawy oraz nasz sposób patrzenia na świat. W dobrym i w złym: bo w każdej tradycji kulturowej są również wątki nieautentyczne, niszczące ducha, które należy przezwyciężać. Krótko mówiąc, przez przyjście na świat w określonej wspólnocie kulturowej nikt nie otrzymuje gwarancji, że jego uczestnictwo w tej wspólnocie będzie autentyczne: tutaj potrzebna jest praca ducha. Chrześcijanin nie jest pod tym względem w sytuacji lepszej niż buddysta.

Błagam, niech mnie Pan nic zrozumie w ten sposób, jakobym głosił dyrdymały pod tytułem "Każda wiara jest dobra, byleby człowiek żył według tego, w co wierzy". "Dobroć" wiary jest ściśle uzależniona od tego, w jakim stopniu pomaga ona ludziom poznawać samych siebie, odkrywać swoje ostateczne przeznaczenie i zwracać się całym swoi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin