terytorium i problemy K.Warszawskiego.doc

(155 KB) Pobierz

 


Kliknij aby powiększyć

Terytorium Księstwa Warszawskiego wykrojono z ziem drugiego i trzeciego zaboru pruskiego. W jego skład weszły tzw. Prusy Południowe (Mazowsze i Wielkopolska) bez Gdańska, który uzyskał status Wolnego Miasta i bez Prus Nowowschodnich (Białystok), które oddano Rosji. Ogółem terytorium Księstwa objęło w 1807 roku 104 tys. km kw. i liczyło 2,5 mln mieszkańców. W wyniku wojny z Austrią w 1809 roku Księstwo rozrosło się do 157 tys. km kw. (niektóre źródła podają 142, inne 154 tys. km kw.) zyskując ziemie trzeciego zaboru austriackiego z Lublinem, Zamościem i Krakowem. Liczba ludności sięgnęła 4,3 mln mieszkańców.

Podział administracyjny:

W latach 1807-1809 Księstwo dzieliło się na 6 departamentów: warszawski, poznański, kaliski, bydgoski, płocki i łomżyński. W roku 1809 liczba departamentów wzrosła do 10 (przybyły: krakowski, radomski, lubelski, siedlecki).

 

Kwestia ochrony granic w czasach Księstwa Warszawskiego nie była dotąd przedmiotem odrębnych studiów. Z pewnością zasługuje ona na wyczerpujące opracowanie, choć należy zaznaczyć, że przygotowanie tego typu studium może przysparzać pewnych trudności ze względu na niedostatki bazy źródłowej wynikające m.in. ze strat, jakie w wyniku działań wojennych poniosły zespoły archiwalne władz Księstwa Warszawskiego. Niniejsze uwagi nie stanowią zatem całościowego ujęcia dość złożonej problematyki pozostając w istocie jedynie krótkim wprowadzeniem do zagadnienia.
Podczas prowadzonych w Tylży negocjacji zakres terytorialny powołanego do życia Księstwa Warszawskiego określono na tyle ogólnie, że przebieg jego granic stał się w ciągu następnych kilkunastu miesięcy przedmiotem znacznych kontrowersji i sporów między prowadzącymi negocjacje komisarzami Księstwa Warszawskiego i Prus1. Warto zauważyć, że przez cały okres istnienia Księstwa Warszawskiego kształt granicy z Prusami budził liczne spory i podlegał korektom2.
W tym przypadku Polacy mieli jednak pewien wpływ na zapadające rozstrzygnięcia, czego nie można powiedzieć o granicy między Księstwem i Rosją na terenie dawnego departamentu białostockiego, którą wytyczyli wspólnie (na linii Biebrzy i Nurca) generał francuski i rosyjski nie informując strony polskiej o poczynionych ustaleniach3.
Ostatecznie granice Księstwa były "rozciągnięte, powyginane, trudne do obrony". 70% ich długości stanowiła granica z Prusami. Uwagę przyciągać musiał zwłaszcza "trójkąt równoboczny z wyciągniętym u podstawy północnej wąskim, sięgającym kilkanaście kilometrów pasem (w rejonie Suwałk) ciągnącym się (...) od Mławy i Warszawy do Niemna w okolicach Kowna". Bezpieczeństwo owej części Księstwa, wciśniętej w terytorium Rosji i Prus, w razie konfliktu z jednym z tych państw musiało budzić obawy władz w Warszawie. Pewną poprawę sytuacji przyniosła zwycięska wojna 1809 roku i pokój w Schonbrunn, dzięki któremu terytorium Księstwa powiększyło się i przybrało kształt nieco bardziej sprzyjający działaniom obronnym4.
Badający kwestię bezpieczeństwa granic w dziejach Polski Henryk Dominiczak stwierdził, że bezpośrednia ich ochrona należała w Księstwie Warszawskim do kompetencji Ministra Przychodów i Skarbu. W każdym departamencie istniały Izby Administracyjno-Skarbowe, którym podlegały ulokowane przy przejściach granicznych komory celne. Obok urzędników celnych znajdowały się przy nich placówki nielicznej straży granicznej, której zadaniem była kontrola dokumentów w ruchu osobowym i towarowym. Wystawiane przez nią konne i piesze patrole strzegły również granicy w miejscach, w których warunki terenowe ułatwiały jej przekraczanie5.
W rzeczywistości kwestia organizacji ochrony granic była jednak dość złożona, bowiem za ich zabezpieczenie odpowiadali również stojący na czele departamentów oraz powiatów prefekci i podprefekci. Dodatkowy problem stanowił fakt, że wykonujący polecenia podprefektów komisarze policji podlegali również ministrowi policji6. Tego typu krzyżowanie się kompetencji różnych urzędów w praktyce administracyjnej Księstwa Warszawskiego nie należało do rzadkości.
Trudno określić liczbę strzegących granic strażników. Na podstawie zachowanych, fragmentarycznych danych można przypuszczać, że zależała ona od wielkości oraz położenia komory celnej i wahała się od kilku do kilkunastu strażników7. Aktywność oddziałów straży granicznej koncentrowała się zapewne przede wszystkim w okolicach komór celnych, przy których znajdowały się ich placówki. Badająca problem handlu zagranicznego Księstwa Barbara Grochulska stwierdziła, że nie sposób ustalić również całkowitej liczby komór. Na podstawie dostępnych źródeł sporządziła jedynie listę 71 głównych komór celnych istniejących w 1812 roku. Ich rozmieszczenie odpowiadało głównym kierunkom handlu zagranicznego i intensywności wymiany w poszczególnych regionach. Najwięcej z nich znajdowało się na granicy z Prusami. Tylko po części tłumaczy to jej długość -- równomierne rozmieszczenie komór wskazuje również na ważną rolę odgrywaną przez ten kierunek w handlu zagranicznym Księstwa Warszawskiego. Na granicy z Rosją i Austrią gęstość ich rozmieszczenia była już znacznie mniejsza8.
Nie wydaje się, by patrole wystawiane przez straż graniczną odgrywały zasadniczą rolę w systemie ochrony granic. Trudno przypuszczać, by zasięg ich działania był szczególnie duży. Ponadto głównym zadaniem straży granicznej była przede wszystkim walka z przemytem, co nakładało na nią również obowiązek prowadzenia kontroli towarów na szlakach handlowych w miejscach odległych od właściwej strefy przygranicznej. Można założyć, że inne działania związane z bezpieczeństwem granic prowadziły zapewne niejako przy okazji pełnienia zadań, do których zostały powołane.
W rzeczywistości ochroną granic zajmowała się przede wszystkim armia Księstwa Warszawskiego. Ze względu na specyfikę służby granicznej podstawową rolę odgrywały w niej znacznie bardziej mobilne od piechoty pułki kawalerii. Odtworzenie organizacji systemu ochrony granic byłoby możliwe przy pomocy dokładnej analizy ich dyslokacji w kolejnych latach istnienia Księstwa. Zadanie to przekracza ramy niniejszego referatu, którego celem będzie jedynie przedstawienie kilku ogólnych ustaleń i hipotez.
Wydaje się, że w początkowym okresie służbę patrolową i wywiadowczą na znacznej części granicy pełniły przede wszystkim pozostające w Księstwie Warszawskim oddziały francuskie. Potwierdza to list Louisa Davouta do ks. Józefa Poniatowskiego z września 1808 roku. Przekazując dowództwo nad oddziałami polskimi i francuskimi w Księstwie, marszałek informował w nim, że 2 pułk francuskich strzelców konnych, z dowództwem w Augustowie, rozlokowany w różnych miejscowościach w północno-wschodniej części kraju, patroluje granicę z Rosją od wysokości Grodna aż do Nuru oraz prowadzi obserwację granicy pruskiej aż do Kolna.
Wzdłuż Pilicy rozmieszczony był z kolei francuski 1 pułk strzelców konnych, którego zadaniem była obserwacja granicy galicyjskiej z Austrią. Komendant Torunia gen. Stanisław Wojczyński odpowiadał natomiast za organizację służby patrolowej na granicy pruskiej od Chorzeli (komora graniczna w dep. płockim) do Grudziądza9. Prowadziły je oddane pod jego rozkazy siły 6 p. ułanów z Torunia, a zapewne również 2 pułku ułanów od października 1808 roku stacjonującego w okolicach Przasnysza - a zatem o kilkanaście kilometrów na południe od wzmiankowanej w liście Davouta Chorzeli10. Jak dowodzi późniejszy list ks. Józefa Poniatowskiego do marszałka, do zadań tego pułku należało również patrolowanie odcinka granicy z Austrią od Nuru do Serocka11.
Można przypuszczać, że Wojczyński odpowiadał również za część zachodniego odcinka granicy z Prusami. Ochronę pozostałej jej części, aż do granicy z Austrią organizowali zapewne dowódcy oddziałów stacjonujących w departamencie poznańskim i kaliskim. Część zachodniej granicy z Prusami stanowić mogła obszar działania 3 pułku ułanów stacjonującego w 1808 roku w okolicach Konina, Sieradza i Wielunia, a być może również 7 pułku ułanów w 1807 roku konsystującego w okolicach Kalisza12.
Na podstawie znanej dyslokacji pułków polskiej kawalerii można przypuszczać, że granicy z Austrią w 1808 roku strzegły prawdopodobnie : kwaterujący w okolicach nadgranicznego Piaseczna 1 pułk strzelców konnych, rozlokowany aż do sierpnia 1808 roku wzdłuż linii Pilicy polski 5 pułk strzelców konnych ze sztabem w Rawie (wysłany potem na pogranicze z Prusami i Litwą) oraz być może 4 pułk strzelców konnych. Z raportu Poniatowskiego z marca 1809 roku wynika, że do patrolowania odcinka granicy z Austrią na wysokości Piotrkowa odkomenderowana była również część sił 3 pułku ułanów13.
Z informacji przekazanych przez marszałka Poniatowskiemu wynikałoby zatem, że jeszcze przez większą część 1808 roku niemal połowę długości granicy północnej, granicę z Rosją oraz całą granicę z Austrią patrolowały dwa pułki kawalerii francuskiej! Nie były to siły ogromne, skoro pułk strzelców konnych etatowo liczył około 660-690 ludzi. Dlaczego były to właśnie oddziały francuskie? Za pewne dowodzący w Księstwie marszałek Davout wyżej oceniał wartość własnych, doświadczonych pułków, niż organizowanych od jesieni 1806 roku oddziałów kawalerii polskiej. Jak wynika z korespondencji ks. Józefa, dopiero w listopadzie 1808 roku rozpoczęła się wymiana oddziałów strzegących tej części granicy - liczący 161 ludzi szwadron francuskiego 2 pułku strzelców konnych został wówczas wycofany z linii Bugu i zastąpiony przez szwadron z polskiego 5 pułku strzelców konnych. W tym samym niemal czasie inne szwadrony obu wspomnianych pułków przekazały sobie zadanie patrolowania linii Niemna14. 5 pułk strzelców konnych otrzymał również zadanie patrolowania północno-wschodniej części granicy z Prusami15.
Wiosną 1809 roku, w obliczu zbliżającej się wojny z Austrią pułk ów przesunął się w okolice Jabłonny i Nieporętu pozostawiając jedynie słaby szwadron dla obserwacji granicy na odcinku od Rajgrodu do Nuru. Ruch ów związany był z koncentracją kawalerii przed przewidywanym rozpoczęciem działań wojennych. W okolicach Warszawy pojawił się również 2 pułk ułanów, który pozostawił posterunki na granicy z Austrią od Serocka do Nuru. Niepełny szwadron do obserwacji granicy z Prusami w okolicach Kolna pozostawił również 6 pułk ułanów. Podobne rozkazy otrzymał 3 pułk ułanów, którego niewielka część sił pozostała na granicy z Austrią w okolicach Sulejowa. Posterunki na północ od Sulejowa pozostawił także 1 pułk strzelców konnych16.
Po zakończeniu wojny 1809 roku kawaleria nadal odgrywała główną rolę w ochronie granic. Wspomina o tym raport Poniatowskiego z maja 1811 roku, w którym książę informuje, że dla zapewnienia ochrony granic generał Aleksander Rożniecki objął komendę nad pułkami jazdy na prawym brzegu Wisły17. Wydaje się, że w nowych warunkach, mimo powiększenia terytorium Księstwa Warszawskiego, było to zadanie nieco łatwiejsze dzięki zwiększeniu liczby pułków kawalerii (z siedmiu do szesnastu). Nowe jednostki z pewnością wzięły na siebie część obowiązków związanych z pełnieniem służby granicznej - wiadomo na przykład, że wiosną 1810 roku granice z Rosją i Prusami w departamencie łomżyńskim patrolowały oddziały utworzonego w Galicji 8 pułku ułanów18.
W sytuacjach zagrożenia wojennego lub wymagających zwiększenia sił na obszarach przygranicznych oddziały strzegące granicy wzmacniano przesuwając na określone odcinki dodatkowe siły. I tak na przykład w lutym 1811 roku, na wieść o rozruchach chłopskich na pruskim Śląsku, komendant departamentu krakowskiego generał Łukasz Biegański skierował nad granicę dodatkowy szwadron 3 pułku ułanów19.
2 X tegoż roku, na wniosek ks. Józefa, król Fryderyk August II wydał dekret kierujący do służby pogranicznej przy komorach i przy komórkach celnych w departamencie łomżyńskim dwie kompanie gwardii narodowej. W następnym roku, w czasie wojny z Rosją, ze względu na ogołocenie kraju z wojska, oddziałów gwardii narodowej użyto do zabezpieczenia granicy z Rosją w departamentach lubelskim i siedleckim20.
Warto zauważyć, że obok bezpośredniej ochrony terytorium państwa do obowiązków pułków pełniących służbę na granicy należało również prowadzenie rozpoznania sytuacji na obszarach położonych po drugiej stronie granicy, a nawet propaganda np. komendant linii Pilicy w styczniu 1809 roku przemycał na obszar zaboru austriackiego biuletyny Wielkiej Armii z informacjami o zwycięstwach Francuzów w Hiszpanii21.
Podstawowe zadania w służbie granicznej stanowiły jednak przede wszystkim' patrolowanie wyznaczonych odcinków granicy, zatrzymywanie podejrzanych oraz wymiana osób aresztowanych przez służby sąsiedniego państwa. Przykładu tego typu działań dostarcza sprawa odebrania z pruskiego Grudziądza 55 aresztantów pochodzących z Księstwa Warszawskiego w lipcu 1808 roku Uzgodniono, że zostaną oni doprowadzeni przez stronę pruską do pierwszej na granicy straży wojskowej Księstwa Warszawskiego22.
Oddziały pełniące służbę graniczną były również zobowiązane do chwytania osób nielegalnie przekraczających granicę. Wśród nich znaczącą liczbę stanowili dezerterzy z armii sąsiednich państw. W stosunkach z Rosją działania tego rodzaju regulowały konwencje w sprawie wydawania zbiegłych kryminalistów i dezerterów zawarte między Saksonią i Rosją a następnie Rosją i Księstwem Warszawskim. W przypadku Austrii, wobec braku podobnej konwencji, podobne przypadki stawały się z czasem przyczyną interwencji na wysokim szczeblu urzędowym. Zadrażnień nie brakowało jednak również w stosunkach z Rosją a ich liczba rosła w miarę narastania konfliktu między Napoleonem i Aleksandrem I. Ks. Józef kilkakrotnie przedstawiał Fryderykowi Augustowi szczegółowe wyjaśnienia na temat śledztw prowadzonych w związku z oskarżeniami strony rosyjskiej wobec polskich oficerów z oddziałów przygranicznych o sabotowanie konwencji, nie wydawanie dezerterów lub utrudnianie stronie rosyjskiej poszukiwań na terytorium Księstwa.
Trudno jednoznacznie ocenić, czy były to zarzuty uzasadnione. Wydaje się, że w pewnych sytuacjach wina leżała jednak po stronie rosyjskich oficerów, którzy - celowo lub przez niedbalstwo - lekceważyli formalności wymagane przy tego typu sprawach. Oto na przykład poseł rosyjski w Dreźnie złożył protest w sprawie porucznika Musina-Puszkina, któremu w czerwcu 1810 roku komendant placu w Terespolu kapitan Aleksander Janicki miał odmówić zgody na przejazd do Białej w celu poszukiwania zbiegów. Z wyjaśnień ks. Józefa wynikało jednak, że rosyjski oficer nie miał na sobie munduru, ani nie przedstawił przepisowej reklamacji o wydanie zbiegów23.
Podobnie ostrą reakcję dyplomacji rosyjskiej wywołała sprawa porucznika Albrechta, który w styczniu 1810 roku pojawił się w pogranicznej Olicie z żądaniem umożliwienia mu poszukiwań czterech dezerterów. Zdaniem strony rosyjskiej, został on bezprawnie zatrzymany.
Z wyjaśnień ks. Józefa, opartych na raporcie warszawskiego majora placu podpułkownika Józefa Aksamitowskiego, wynikało jednak, że sprawa miała zupełnie odmienny przebieg. Dezerterzy zostali wcześniej zatrzymani przez dzierżawcę jednego z okolicznych majątków i przekazani komendantowi placu w Kalwarii - porucznikowi Kozłowskiemu. Ten jednak, nie mając odpowiedniej liczby żołnierzy do dyspozycji, odesłał ich do przełożonego (zapewne w Augustowie?) pod eskortą ułana Tyszkiewicza. Zbieg okoliczności, a może miękkie serce ułana, sprawił, że dezerterzy nie dotarli do miejsca przeznaczenia -- w trakcie podroży Tyszkiewicz zachorował, a prowadzona przezeń czwórka zbiegła w nieznanym kierunku. Przybyły wkrótce potem do Olity porucznik Albrecht otrzymał od kontrolującego właśnie posterunki kapitana Otwinowskiego zgodę na przeprowadzenie poszukiwań. Ponieważ nie znalazł ich w mieście, tego samego dnia przekroczył granicę i powrócił na teren zaboru rosyjskiego. Pojawił się ponownie nazajutrz z życzeniem kontynuowania poszukiwań w powiecie kalwaryjskim.
W Kalwarii uzyskał wszelką pomoc (łącznie z czterodniową gościną) ze strony porucznika Strzembosza z 8 pułku ułanów. Opuścił miasto wyposażony w polecenie podprefekta do wszystkich magistratów i dzierżawców dóbr narodowych, by udzielili rosyjskiemu oficerowi wszelkiej pomocy w poszukiwaniach. Albrecht odnalazł dezerterów w dobrach Rudawka, zamiast jednak oddać ich w ręce podprefekta, skierował się ku granicy i bez zawiadomienia komendanta okolicznego posterunku przekroczył Niemen po lodzie24. Być może wtedy właśnie doszło do zatrzymania, które stało się powodem oficjalnej interwencji rosyjskiej?
Opisany w raporcie ks. Józefa przypadek niezgodnego z procedurą, a może nawet prowokacyjnie lekceważącego zachowania rosyjskiego oficera, rzuca również sporo światła na skuteczność ochrony granic w owym czasie. Wydaje się, że stosunkowo łatwo przenikała przez nie kontrabanda - i to nie tylko cenione wówczas a łatwe do przewozu- tytoń, skóry, wódka, czy wino, ale nawet bydło i konie25.
Przekroczenie granicy nie przysparzało, jak się wydaje, większych problemów również ludziom, choć zapewne wymagało łutu szczęścia i dobrej znajomości terenu. Przybywającym do Księstwa zbiegom z armii rosyjskiej i austriackiej sprzyjać mógł niekiedy pobłażliwy stosunek strzegących granicy żołnierzy do uciekinierów zza kordonu. W protokołach obrad Rady Stanu i korespondencji Poniatowskiego dość często pojawiają się jednak wzmianki nie tylko o dezerterach lub kryminalistach, którym udało się przedrzeć przez łańcuch patroli i wedet, ale również innych, niekiedy bardziej drastycznych przykładach naruszenia granic państwa.
Oto na przykład jesienią 1808 roku ks. Józef kilkakrotnie interweniował u marszałka Davouta i dowodzącego siłami austriac kimi na granicy z Księstwem pułkownika Neipperga w sprawie samowolnego przekraczania granicy przez austriackich żołnierzy oraz celników pod pozorem ścigania kontrabandy26.
Z kolei wiosną 1810 roku na terytorium Księstwa wkroczył oddział kawalerii pruskiej ścigając zbiegłego złodzieja. Gwoli ścisłości, należy jednak zauważyć, że pod obrady Rady Stanu trafiały również skargi władz pruskich na bezprawia popełniane na pograniczu przez polskich wojskowych lub mieszkańców pogranicznych miejscowości27.
Uderzający przykład łatwości naruszania granicy i niewielkiego stopnia kontroli nad sytuacją na niej stanowi epizod, który stał się przyczyną interwencji marszałka Davouta u Rady Stanu. Oto niejaki Muchowicz, ekonom z okolic Grochowa "związał dezertera austriackiego, który tu już służył dwa lata i odwiózłszy do granicy wydał Austriakom! sam uciekł, ale przytrzymano jego 16-letniego syna i czterech ludzi, którzy mu do spełnienia tego gwałtu dopomagali'. Oburzony marszałek domagał się potraktowania owego przypadku -- biorąc pod uwagę karę, jaka mogła grozić wydanemu - jako rozmyślnego zabójstwa28.
Wydaje się, że przy ówczesnych środkach komunikacji, możliwościach technicznych i logistycznych w pełni skuteczna kontrola granic nie była możliwa. W przypadku Księstwa Warszawskiego dodatkowo utrudniały ją ich długość i kształt oraz - jak się wydaje - szczupłość sił, które można było skierować do ich ochrony. Ze wstępnych ustaleń wynikałoby, że strzeżono ich przede wszystkim siłami kilku pułków kawalerii. Ich liczebność wahała się od 700 do 800 żołnierzy, przy czym z pewnością do bezpośredniej służby granicznej wydzielano jedynie część sił.
Można przypuszczać, że służbę na granicy pełniły na zmianę kompanie i plutony z pułków odpowiedzialnych za bezpieczeństwo poszczególnych jej odcinków. Zapewne ich aktywność koncentrowała się w tych okolicach, w których warunki terenowe ułatwiały przekroczenie granicy. Trudno rozstrzygnąć, czy służba oparta była przede wszystkim na działaniach regularnych patroli, czy też wyznaczano również stałe wedety? Wydaje się, że szczegółowa analiza dyslokacji poszczególnych oddziałów i pododdziałów uzupełniona kwerendą w rozproszonych i zdekompletowanych zbiorach korespondencji służbowej pozwoliłaby uzupełnić stan wiedzy na temat organizacji ochrony granic w Księstwie Warszawskim.

ROK 1809

 


Poniatowski na Grobli Falenckiej - obraz W. Kossaka
Rozpoczynając wojnę z Francją, Austria jednocześnie podjęła działania zbrojne przeciwko Księstwu Warszawskiemu. 14 kwietnia arcyksiążę Ferdynand powiadomił księcia Józefa Poniatowskiego, że za dwanaście godzin armia austriacka przekroczy granice Księstwa. Poniatowski wezwał do Warszawy Dąbrowskiego i Zajączka, a sam rozpoczął koncentrację armii pod Raszynem. Ze strony rezydenta francuskiego pojawiły się sugestie, by skoncentrować całe wojsko w Warszawie i przygotować się do jej obrony. Poniatowski odrzucił te propozycje. Uznał, że takie posunięcie mogłoby wpłynąć demoralizująco zarówno na żołnierzy jak i na całe polskie społeczeństwo. Nie chciał już na samym początku wojny oddawać pełnej inicjatywy Austriakom. Zamiast od razu przechodzić do głębokiej defensywy, wolał poczekać na wojska arcyksięcia Ferdynanda pod Raszynem.
Bitwa rozpoczęła się 19 kwietnia. Po ataku przedniej straży generała Jana Fryderyka Mohra sytuacja oddziałów Michała Sokolnickiego stawała się krytyczna. Poniatowski postanowił osobiście poprowadzić do kontrataku załamujący się batalion. Książę, popisując się niesłychaną brawurą, z fajką w zębach, przeprowadził uderzenie, po którym Austriacy musieli się cofnąć. Przedłużyło to wstępną fazę bitwy i umożliwiło Polakom lepsze przygotowanie obrony. Wyczyn księcia podniósł ducha bojowego i morale wojska, co miało niebagatelne znaczenie, zważywszy na dwukrotną przewagę liczebną Austriaków. Po zebraniu sił wojska arcyksięcia Ferdynanda rozpoczęły zmasowany atak na Raszyn Kilkugodzinne natarcie nie przyniosło rezultatu. Polacy utrzymali główne pozycje, Wieczorem walka wygasła. Bitwa była nierozstrzygnięta. Przed północą wojska Księstwa zaczęły wycofywać się do Warszawy. O trzeciej nad ranem Poniatowski zwołał radę wojenną. Uczestnicy rady zdawali sobie sprawę z przewagi przeciwnika. Ustalono, że należy podjąć negocjacje. 20 kwietnia o godzinie 16 doszło do spotkania księcia Józefa i arcyksięcia Ferdynanda. Już następnego dnia podpisano konwencję w sprawie stolicy. Poniatowskiemu udało się wynegocjować bardzo korzystne warunki. Konwencja przewidywała ewakuację polskiego wojska z Warszawy w ciągu 48 godzin, a cywilów w ciągu 5 dni. Ranni żołnierze mogli spokojnie kurować się w warszawskich szpitalach, a po wyzdrowieniu dołączyć do swoich jednostek. W zamian za to Poniatowski zobowiązał się oddać stolicę bez dalszej walki. Austriacy po wejściu do Warszawy mieli "respektować bezpieczeństwo osób i własności a także nie nakładać na miasto kontrybucji wojennej". Poniatowskiemu udało się wynegocjować jeszcze jeden, niezwykle ważny punkt: Praga pozostawała w rękach wojsk polskich. Było to o tyle istotne, że praskie fortyfikacje blokowały i znacznie utrudniały działania armii arcyksięcia Ferdynanda.
Decyzję o poddaniu Warszawy przyjęto w społeczeństwie polskim z goryczą. Niektórzy oskarżali nawet Poniatowskiego o zdradę. "Stryj sprzedał Polskę Moskalom, ten ją teraz Austriakom sprzedaje!" Jak się później okazało rację miał jednak Jan Pelletier, który podtrzymywał księcia Józefa na duchu przekonując go, że "zajęcie Warszawy stanie się źródłem niepowodzeń Austriaków".
Po ewakuacji Warszawy wojska Poniatowskiego podjęły ostrożne działania na północy Mazowsza. Ostrożność księcia była uzasadniona obawą przed rosyjską interwencją po stronie Austrii. Polacy czekali na rozwój wydarzeń i obserwowali poczynania nieprzyjacielskich wojsk. Tymczasem arcyksiążę Ferdynand wyznaczył na załogę Warszawy aż 10 tysięcy żołnierzy (niewiele więcej liczyły wojska Księstwa!), a do operacji na prawym brzegu Wisły -jedynie 6 tysięcy. 26 i 27 kwietnia oddziały polskie rozbiły znacznie silniejszego przeciwnika pod Radzyminem i Grochowem. Zwycięstwa te zahamowały aktywność Austriaków na wschodzie, a zwycięski atak generała Sokolnickiego pod Górą Kalwarią (z 2 na 3 maja) zupełnie zepchnął wojska austriackie na lewy brzeg Wisły. W ten sposób została oczyszczona droga na południe. Poniatowski postanowił zebrać wszystkie siły i ruszyć na Galicję. Do podjęcia tej decyzji skłoniła księcia wiadomość, że pod wpływem nacisków ze strony Francji Rosja zamierza wypowiedzieć wojnę Austrii (nastąpiło to 8 maja).
7 maja wojska polskie pod dowództwem księcia Józefa Poniatowskiego rozpoczęły marsz na południe. Akcja wyzwalania Galicji przez wojska Księstwa Warszawskiego spotkała się w zaborze austriackim z olbrzymim entuzjazmem. Polacy pod panowaniem Habsburga mieli już dosyć makabrycznego obciążenia podatkowego, ciągłego poboru rekruta i panoszenia się austriackiej administracji. Polscy patrioci z Galicji służyli Poniatowskiemu radą, pomocą, często porzucali wszystko i zaciągali się do wojska. Nieśmiały początkowo marsz zamienił się w niezwykle skuteczną ofensywę. Polacy zajmowali coraz większe obszary Galicji. 14 maja książę Józef wkroczył do Lublina, 19 maja został zdobyty Sandomierz, 20 maja - Zamość, 27 maja awangarda wojsk Księstwa dotarła do Lwowa. Przed wybuchem wojny Austriacy nie dopuszczali myśli, że teatr wojny z Księstwem może przenieść się na ich terytorium. Dlatego też pozostawili w Galicji jedynie 10 tysięcy żołnierzy, głównie młodych rekrutów, którzy nie stanowili większego problemu dla armii Poniatowskiego.
Po opanowaniu znacznych obszarów Galicji, książę zabrał się do organizowania administracji na wyzwolonych ziemiach. Zaczął powoływać Komisje Obywatelskie mające za zadanie zabezpieczenie potrzeb logistycznych wojska. Obok powstających polskich organów władzy - z intendentem generalnym na czele - pozostawił książę administrację austriacką nadzorowaną przez Polaków. Chciał w ten sposób uchronić Galicję od chaosu i zamieszania. Jako podstawę galicyjskich sił zbrojnych zaczął organizować oddziały gwardii narodowej. 20 maja, po zdobyciu Zamościa, Poniatowski wydał rozkaz utworzenia regularnych sił zbrojnych w Galicji.
Przez cały ten okres książę Józef musiał powstrzymywać zapał miejscowych patriotów, którzy chcieli od razu organizować pospolite ruszenie i ogólnogalicyjskie powstanie. Książę podchodził z dużym dystansem do tego typu żywiołowych akcji: "Buduje się z zapału, lecz mamy skuteczniejszą broń niż kosy i piki, bo mamy Napoleona i jego potęgę za sobą, a on nie lubi tego rodzaju powstania... Zbrójmy się regularnie, skwapliwie, ale bez gwałtownych wzruszeń".
Na przełomie maja i czerwca polskie wojska wyzwoliły znaczne obszary Galicji Wschodniej. Wtedy właśnie przyszedł rozkaz Napoleona, aby w jego imieniu zajmować Galicję. Dotychczasowe działania Poniatowskiego w zakresie tworzenia administracji na opanowanych terenach nie wynikały z żadnej instrukcji i były niejako samowolne. Rozkaz Napoleona uprawomocnił je i skłonił księcia do bardziej intensywnej pracy organizacyjnej na wyzwalanych ziemiach.
Pod koniec maja arcyksiążę Ferdynand zdał sobie sprawę, że nie uda mu się ani opanować Księstwa Warszawskiego, ani utrzymać dłużej stolicy. Postanowił wycofać się z Księstwa, połączyć z wojskami arcyksięcia Karola, a po drodze rozbić w Galicji armię Poniatowskiego. Książę Józef miał do wyboru dwie możliwości: albo zrezygnować z wyzwalania Galicji Wschodniej, zebrać całe wojsko jakim dysponował i uderzyć na Austriaków; albo unikać walki z armią arcyksięcia Ferdynanda i skoncentrować się na opanowaniu jak największych terenów Galicji Wschodniej. Książę wybrał drugą możliwość. Przewidywał szybkie zwycięstwo Napoleona i zakończenie wojny. W takiej sytuacji korzystniejsze - z punktu widzenia interesów Księstwa Warszawskiego - byłoby wyzwolenie jak największych obszarów Galicji niż rozbicie armii austriackiej.
Decyzja Poniatowskiego okazała się słuszna z innego powodu (z którego książę początkowo prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy). 18 maja car wysłał do Galicji korpus wojsk rosyjskich pod dowództwem Aleksandra Golicyna. Cele Rosjan były zupełnie inne niż mogłoby to wynikać z francusko-rosyjskiego sojuszu. Korpus Golicyna miał za zadanie raczej obronę Austrii niż walkę z nią. Rosjanie zajmowali tereny, które mogły być opanowane przez wojska Poniatowskiego. Chcieli w ten sposób oszczędzić państwo Habsburgów i zapobiec poszerzeniu terytorium Księstwa Warszawskiego. Planowano nawet powołanie w imieniu cara rządu tymczasowego w Galicji. W odpowiedzi, 2 czerwca, Poniatowski powołał siedmioosobowy Rząd Wojskowy Tymczasowy Centralny pod protekcją Najjaśniejszego Cesarza i Króla Napoleona Wielkiego, ze Stanisławom Zamoyskim na czele.
Sukcesy wycofującego się do Galicji arcyksięcia Ferdynanda skłoniły w końcu Poniatowskiego do wydania mu bitwy. Licząc na obiecaną przez Golicyna pomoc, skoncentrował swoje wojska nad Sanem. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że wcześniej Rosjanie uzgodnili z dowództwem austriackim szczegóły całej akcji, i nie zamierzali pomagać Polakom. W konsekwencji, 12 czerwca, wojska księcia Józefa doznały porażki i musiały się wycofać. 19 czerwca Austriacy zdobyli Sandomierz. Pomimo tego sukcesu sytuacja arcyksięcia Ferdynanda nie była dobra. Ponaglany przez arcyksięcia Karola zdecydował się w końcu na pełny odwrót i połączenie z głównymi siłami Habsburgów. Wykorzystał to Poniatowski. Skoncentrował wszystkie siły na lewym brzegu Wisły - już 19 czerwca połączył się z Zajączkiem, a 3-4 lipca z korpusami Sokolnickiego i Dąbrowskiego - i utrudniał odwrót wojskom austriackim. Jednocześnie, zgodnie z rozkazem Napoleona, zbliżał się w kierunku Czech i Moraw.
Ostatnim sukcesem Polaków w tej wojnie było zdobycie Krakowa. 14 lipca uzgodniono z Austriakami krótkie zawieszenie broni. W tym czasie miała nastąpić bezpieczna ewakuacja habsburskich wojsk i magazynów z miasta. W zamian za to Austriacy obiecali oddać Kraków bez walki. Nie zamierzali jednak wywiązać się z umowy. Postanowili oddać dawną siedzibę królów polskich Rosjanom. Jedynie energiczna akcja Poniatowskiego zapobiegła utracie miasta. Książę sforsował rosyjskie oddziały wchodzące do Krakowa, obsadził strategiczne punkty w mieście swoimi wojskami, mianował polskiego gubernatora i odebrał od rady miejskiej przysięgę na wierność Napoleonowi. Tego samego dnia (14 lipca) do Krakowa dotarła wiadomość o zawarciu rozejmu między Francją a Austrią (11 lipca) oraz rozkaz Napoleona wzywający do przerwania działań zbrojnych. W tej sytuacji Austriacy zażądali przekazania im Krakowa, który został zajęty przez Poniatowskiego już po podpisaniu zawieszenia broni. Książę nie ugiął się pod presją i czekał na instrukcje Napoleona. Bonaparte stanął na stanowisku, że wiążący jest moment dotarcia rozkazów o zawieszeniu broni. Kraków pozostał w rękach Polaków.
Kilkumiesięczne rokowania zakończyły się 14 października 1809 r. podpisaniem pokoju w Schönbrun.Wojna z Francją kosztowała Habsburgów utratę trzeciej części ziem (100 tysięcy kilometrów kwadratowych) oraz 3,5 miliona poddanych, utratę dostępu do morza, ograniczenie armii do 150 tysięcy żołnierzy oraz 85 milionów franków reparacji. Na rzecz Francji Austria straciła Krainę z Triestem, część Karyntii, resztę Istrii i tzw. Chorwację morską. Napoleon połączył te nabytki ze zdobyczami z Preszburga i utworzył Prowincje Iliryjskie. Bawarii przypadły w udziale Inn i Salzburg. Rosja za swoją dwuznaczną postawę otrzymała w nagrodę obwód tarnopolski. Obszar Księstwa Warszawskiego został powiększony o 50 procent (ponad 50 tysięcy kilometrów kwadratowych). Nabytki Księstwa objęły prawie wszystkie ziemie, które znajdowały się w rękach wojsk polskich w chwili zawieszenia broni: trzeci zabór austriacki wraz z Krakowem a także powiat zamojski i skrawki krakowskiego (pierwszy zabór). Była to trzecia część całego obszaru Galicji z niemal trzecią częścią jej ludności.

 

RASZYN

Tymczasem armia arcyksięcia zbliżała się do Warszawy. Przednia straż polska opuścić musiała Tarczyn i cofnąć się do Raszyna. Pozycji tej broniła rzeczka Rawka, która uchodzi do Bzury i przecina dwie drogi: z Nadarzyna do Jaworowa i z Tarczyna do Raszyna. Rawka jest błotnista w okolicach Raszyna. W danej chwili armia austriacka przedostać się mogła na przeciwny brzeg w trzech tylko miejscach, odległych o pół mili jedno od drugiego: w Jaworowie, Raszynie i Michałowicach, gdzie były łatwe do obrony groble i mosty. Na przedzie, w samym środku pozycji wojska polskiego, była wieś Falenty, a nieco dalej na prawo lasek olszowy. Za groblą raszyńską ciągnął się las większy, przecięty drogami z Falent i Piaseczna. Było to dość mocne stanowisko. Na przedzie leżała równina, wielkimi otoczona lasami.

Raszyn - obraz W. Kossaka

   Książę Poniatowski postawił w Falentach przednią straż, złożoną z pierwszych batalionów l i 8 pułku piechoty i z czterech armat. Dowództwo powierzył generałowi Sokolnickiemu, któremu w razie potrzeby przyjść miał z po mocą batalion 6 pułku piechoty i dwa działa uszykowane przed groblą raszyńską. Po prawej stronie wieś Michałowice zajmował I i II batalion 3 pułku z czterema armatami; oddział ten cofnął się tu z Tarczyna pod dowództwem generała Biegańskiego. W środku, nieco za Raszynem, po obu stronach rzeki prowadzącej do Warszawy, stały na piaszczystych wzgórzach dwa bataliony 2 pułku piechoty polskiej, trzy bataliony piechoty saskiej, szwadron huzarów i dwanaście armat saskich. Oddziałem tym dowodził generał Polentz. Na lewo zajmowały Jaworowe drugie bataliony l i 8 pułku z 6 armatami pod dowództwem generała Kamińskiego. Poniatowski rozmieścił również szereg oddziałów na obu swoich skrzydłach. Kompania 5 pułku kawalerii zajmowała Błonie, szwadron huzarów saskich strzegł przestrzeni między Błoniem a Raszynem, batalion 6 pułku piechoty stał z dwiema armatami na Woli. Kawaleria pod dowództwem generała Rożnieckiego, złożona z 2, 3. 5 i 6 pułku z czterema działami konnej artylerii, stała na czele wojsk polskich wprost armii Ferdynanda, której nawet cofając się, nie przestawała mieć na oku; l pułk kawalerii cofnął się do Góry wieczorem 18 kwietnia i zajął stanowisko położone o 1000 sążni poza centrum wojska polskiego, gdzie stała również rezerwa artylerii, złożona z pięciu lekkich dział.
Z rana 19 kawaleria Rożnieckiego stoczyła pod Nadarzynem zaciętą utarczkę z przednią strażą arcyksięcia, utarczkę, w której odnaczył się 2 pułk polskiej jazdy, następnie cofnęła się do głównej armii dla obrony obu skrzydeł.
Armia austriacka ciągnęła od Tarczyna lasami. Przednią straż - złożoną z trzech batalionów piechoty (pułku Vukasovicia), dwóch batalionów strzelców (Siebengeburger-Wallachen), całej lekkiej kawalerii arcyksięcia i 12 armat - prowadził generał Mohr. Główny korpus austriacki szedł trzema jednocześnie drogami: od Nadarzyna, Tarczyna i Piaseczna. Mohr ukazał się po południu. Jazda polska maskowała jeszcze stanowiska Poniatowskiego. Dopiero około pierwszej godziny, idąc za obrotem flankowym austriackich szwadronów - odsłoniła księcia, który przez Michałowice wysłał natychmiast generała Rożnieckiego na tyły swojej armii.
Mógł wówczas arcyksiążę obejść łatwo lewe skrzydło polskie, którego Rawka nie broniła już dostatecznie powyżej Jaworowa, lecz tego nie uczynił. Według prawideł sztuki wojennej, początkowo wódz austriacki powinien był ukazać Poniatowskiemu tylko swoją przednią straż, zatrzymując główny swój korpus na skraju lasu. Powinien był nadto odłożyć walkę do następnego dnia, starać się obejść lewe skrzydło polskie, zaatakować jednocześnie centrum. Poniatowski byłby wówczas zmuszony do szybkiego odwrotu ku Warszawie, co przedstawiało niemałe niebezpieczeństwo na równinie gliniastej, rozmokłej wskutek odwilży. Byłby dalej prawdopodobnie zmuszony zostawić swoją artylerię w grząskich trzęsawiskach. Manewr ten wpędzał wprawdzie oskrzydlające oddziały austriackie pomiędzy wojsko polskie a Wisłę, lecz liczebna przewaga arcyksięcia i w tym razie usuwała wszelkie niebezpieczeństwo.
Ferdynand niecierpliwie wyglądał walki. Nie czekając na główny swój korpus, polecił generałowi Mohr zdobycie Falent, a zamierzał go sam wspierać oddziałami nadchodzącymi na pole bitwy.
Z drugiej strony książę Józef, świadom zwykłej opieszałości Austriaków, nie spodziewał się natychmiastowego ataku. Sądząc widocznie, że bitwa odłożona została do następnego dnia, nie cofnął swojej przedniej straży i pozostawił ją na niebezpiecznym stanowisku, z którego jeden tylko most jako tako ułatwiał odwrót. Lecz Mohr tak nagle uderzył, że Poniatowski przyjąć musiał bitwę, nie zmieniwszy w niczym swoich rozkazów.
Sokolnicki miał tylko trzy bataliony i sześć armat przeciw pięciu batalionom i dwunastu działom Mohra, którego wsparto wkrótce sześciu batalionami i dwunastu armatami brygady generała Civalarta. Bitwa rozpoczęła się o drugiej po południu. Książę Józef, przebywający wówczas w głównej kwaterze w Raszynie, dosiadł zaraz konia i pośpieszył do Falent. Na jego rozkaz trzy działa lekkiej artylerii rezerwowej zajęły stanowisko obronne przed tą wioską. Sokolnicki, mając wówczas do dyspozycji baterię złożoną z dziewięciu armat, mógł razić silniejszym ogniem zbliżające się wojska nieprzyjacielskie. Mohr odpowiedział mocną kanonadą, podczas kiedy jego piechota ciągnęła batalionami w ścieśnionej kolumnie.
O godzinie trzeciej Austriacy zdobyli lasek olszowy, a wkrótce później i wieś Falenty. Batalion 8 pułku, broniący tych dwóch stanowisk, cofnął się w nieładzie. Książę uszykował go, sam stanął na czele I batalionu l pułku, z bagnetem w ręku uderzył na Austriaków i odebrał im pozycję. Artyleria polska dzielnie pomogła księciu celnymi strzałami.
Nadciągnęła tymczasem brygada generała Civalarta i Mohr ponowił atak zwiększonymi siłami przy udziale baterii złożonej z 24 dział. Mimo niezwykłej waleczności artyleria polska nie mogła długo wytrzymać ich ognia. Zagwożdżono kartaczownicę, kilka jaszczyków wyleciało w powietrze, a wśród kanonierów wielu było zabitych i ranionych. Pociski austriackie zapaliły wieś Falenty. Piechota, formowana w kolumny, zdobyła powtórnie lasek olszowy, a wkrótce potem i wioskę. Poległ wówczas pułkownik Godebski, dowódca 8 pułku piechoty, człowiek wielkich zdolności i nieposzlakowanego charakteru. Jednocześnie batalion 6 pułku, zewsząd atakowany, z trudnością opierał się przeważającej sile nieprzyjaciela. Zagrożona ze wszystkich stron, musiała przednia straż polska cofnąć się do Raszyna. Nie obyło się przy tym bez zamieszania: zagwożdżoną kartaczownicę i drugą jeszcze armatę zostawiono na polu bitwy. Rannym był generał Fiszer, szef sztabu głównego. Generał Sokolnicki zdołał jednakże dostać się ze swym oddziałem do Raszyna, częścią po grobli, częścią brodząc przez bagnisty strumień. Była wówczas piąta po południu.
Austriacy, ośmieleni tym pierwszym powodzeniem, postanowili uderzyć na Raszyn. Mimo gęstych strzałów piechoty polskiej postępowali groblą i opanowali część wioski. Polacy jednak nie dali się wyprzeć z tej części, która bliższą była ich linii bojowej. Wojska austriackie zaatakowały również wsie Jaworowe i Michałowice, lecz słabo i bezskutecznie. Około siódmej wieczorem podwoiły wysiłki przeciw środkowi armii polskiej. Jedna kolumna ruszyła przez Raszyn, druga usiłowała przebyć bagno leżące z lewej strony wioski. Książę Poniatowski kazał wówczas ustawić po prawej stronie traktu warszawskiego baterię złożoną z 16 armat, z których 12 było saskich, a 4 p...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin