Julio Cortazar - Opowiesc o kronopiach i famach.doc

(393 KB) Pobierz
Opowie¶ci o kronopiach i famach i inne historie

Opowie¶ci o kronopiach i famach i inne historie

 

Ze zbiorów - Biblioteki Sieciowej

 

 

Numer katalogowy - 00146

Autor - Julio Cortazar

Tytuł - Opowie¶ci o kronopiach i famach i inne historie

Tłumaczenie - Zofia Ch±dzyńska

Opracowanie - Piotr Parafiniuk

 

 

 

 

INSTRUKCJE

Codzienne zmiękczanie cegły, codzienne torowanie sobie drogi w kleistej masie,

która siebie nazywa ¶wiatem, codzienne zderzanie się z sze¶cianem o ohydnej

nazwie, w psim zadowoleniu, że wszystko jest na swoim miejscu, obok ta sama

kobieta, te same buty, ten sam zapach tej samej pasty do zębów, ten sam smutek

domów naprzeciwko, brudnej tablicy okien czasu z szyldem HOTEL DE BELGIQUE.

Jak niechętny byk r±bn±ć głow± w przezroczyst± masę, wewn±trz której pijemy

porann± kawę i otwieramy gazetę, żeby dowiedzieć się, co się dzieje we

wszystkich k±tach szklanej cegły. Nie zgadzać się, by delikatny akt naci¶nięcia

klamki u drzwi, ten akt, który mógłby wszystko odmienić, przeszedł w zwykły

codzienny odruch, do widzenia, kochana, buĽka, do zobaczenia.

¦cisn±ć łyżeczkę i czuć pod palcami pulsowanie metalu, jego podejrzane

ostrzeżenie. Jakże boli odmawianie łyżeczce, sprzeciwianie się drzwiom,

negowanie tego wszystkiego, co przyzwyczajenie wylizało do zadowalaj±cej

gładko¶ci. O ileż pro¶ciej spełnić łatw± pro¶bę łyżeczki: używać jej do

mieszania kawy.

Przecież nie ma w tym nic złego, że rzeczy spotykaj± nas codziennie od nowa i s±

takie same. I nie to jest ważne, że obok nas jest ta sama kobieta, ten sam

zegarek i że otwarta ksi±żka na stoliku znowu jedzie na rowerze naszych

okularów. Cóż mogłoby w tym być złego. A jednak niby smutny byk trzeba pochylić

łeb, ze ¶rodka kryształowej cegły przepchn±ć się na zewn±trz ku temu innemu tak

niedaleko nas, nieuchwytnemu jak pikador, choćby stał najbliżej byka. Dręczyć

oczy patrzeniem na to, co przesuwa się po niebie, chytrze podszywaj±c się pod

zarejestrowan± w naszym umy¶le nazwę chmury. Nie wyobrażaj sobie, że telefon

poda ci numery, które chciałby¶ nakręcić. Dlaczego miałby ci je podać? Jedyne,

co nast±pi, to to, co już przygotowałe¶ i zadecydowałe¶, ponure odbicie twych

nadziei, ta małpa, co na stole czochra się i drży z zimna. Rozbij tej małpie

łeb, wal od ¶rodka ku ¶cianom i przebij się na zewn±trz. Och, jak ¶piewaj± o

piętro wyżej! Jest nad nami piętro, a na nim inni ludzie. Jest nad nami piętro,

gdzie żyj± ludzie, co nawet nie podejrzewaj±, że istnieje niższe piętro, i że

wszyscy tkwimy wewn±trz szklanej cegły. Jeżeli nagle mól przysiadzie na brzeżku

ołówka pulsuj±c niby błędny ognik, popatrz na niego - ja patrzę, dotykam jego

maleńkiego serduszka i słyszę je, ten mól dĽwięczy w masie zamrożonego szkła,

nie wszystko jest stracone. Kiedy otworz± się drzwi, a ja wychylę się i spojrzę

w dół klatki schodowej, będę wiedział, że tam, na dole zaczyna się ulica; nie

jej zaakceptowany model, nie domy już wiedziane, nie hotel z przeciwka: ulica -

zdyszana dżungla, gdzie każda chwila może run±ć na mnie magnoli±, gdzie twarze

będ± stawały się, gdy na nie spojrzę, gdy posunę się o krok w przód, gdy

łokciami, rzęsami, paznokciami doszczętnie rozwalę się o szklan± masę cegły i

postawię życie na jedn± kartę, id±c krok za krokiem po gazetę na rogu.

 

 

JAK PŁAKAĆ

Instrukcja

Nie bacz±c na przyczyny, skupmy się na prawidłowym sposobie płakania, pod czym

należy rozumieć podchlipywanie ani nie wywołuj±ce większego poruszenia, ani nie

będ±ce afrontem dla u¶miechu przez sw± równoległo¶ć i tępe podobieństwo. Zwykłe,

przeciętne chlipanie polega na ogólnym skurczu twarzy i dĽwięku, któremu

towarzysz± łzy i smarki, te ostatnie dopiero pod koniec, bowiem płacz kończy

się, kiedy energicznie wysi±kać nos.

Aby płakać, skieruj wyobraĽnię na siebie samego, a jeżeli ci się to nie uda,

ponieważ nabrałe¶ zwyczaju wierzenia w ¶wiat zewnętrzny, pomy¶l o kaczce, któr±

oblazły mrówki, albo o tych zatokach w Cie¶ninie Magellana, do których nie

wpływa nigdy nikt.

Przechodz±c do płaczu jako takiego, należy efektownie zakryć twarz obiema

rękami, dłonie do wewn±trz. Dzieciom poleca się płakanie w rękaw kurteczki,

najlepiej w rogu pokoju. ¦redni czas trwania płaczu - trzy minuty.

 

JAK ¦PIEWAĆ

Instrukcja

Zacznij od stłuczenia wszystkich luster, opu¶ć ramiona, zagap się na ¶cianę,

zapomnij się. Zanuć jedn± nutę, wsłuchaj się w ni± od wewn±trz. Jeżeli usłyszysz

(ale to nast±pi o wiele póĽniej) co¶ w rodzaju krajobrazu pogr±żonego w strachu,

płon±ce stosy po¶ród kamieni, a między nimi półnagie sylwetki w kucki, mam

wrażenie, że jeste¶ na dobrej drodze - podobnie gdy usłyszysz rzekę, po której

spływaj± żółte i czarne barki, gdy usłyszysz zapach chleba, dotyk palców, cień

konia.

Potem zakup solfeż i frak, z łaski swojej nie ¶piewaj przez nos i zostaw w

spokoju Schumanna.

 

 

JAK SIĘ BAĆ

Instrukcja - przykład

W pewnym szkockim miasteczku sprzedaj± ksi±żki z biał± stronic± w ¶rodku tomu.

Kto otworzy ksi±żkę na tej stronicy o trzeciej po południu - umrze.

Na Piazza del Quirinale w Rzymie istnieje punkt (do dziewiętnastego wieku znany

wtajemniczonym), sk±d widać przy pełni księżyca pos±gi Dioskurów, jak z wolna

poruszaj± się walcz±c ze swymi staj±cymi dęba końmi.

W Amalfi, tam gdzie kończy się strefa przybrzeżna, jest molo wchodz±ce w morze i

w noc. Hen poza ostatni± latarni± słychać szczekanie psa.

Pewien pan wyciska pastę z tubki na szczotkę do zębów. Nagle widzi drobn±

figurkę kobiety leż±cej na wznak, z koralu lub miękiszu chleba, poci±gniętego

farb±.

Gdy otwierasz szafę, by wyj±ć koszulę, wypada na ziemię stary kalendarz, który

rozlatuje się, pokrywaj±c bieliznę tysi±cami brudnych motyli z papieru.

Słyszano o pewnym komiwojażerze, którego zacz±ł boleć lewy nadgarstek, dokładnie

pod zegarkiem. Kiedy zdj±ł zegarek, trysnęła krew: na ciele był ¶lad drobnych

spiczastych z±bków. Doktor kończy swe badanie, a diagnoza uspokaja nas:

jego niski, kordialny głos poprzedza leki, na które, siedz±c za biurkiem,

wła¶nie wypisuje receptę. Od czasu do czasu podnosi głowę i u¶miecha się, by

dodać nam otuchy: nie ma się czym przejmować, za tydzień będziemy zdrowi.

Uszczę¶liwieni mo¶cimy się w fotelu i z roztargnieniem rozgl±damy dokoła. W

półcieniu pod stołem widzimy nogi doktora: podkasał sobie spodnie ponad kolana i

widać, że na nogach ma damskie pończochy.

 

 

JAK ROZUMIEĆ TRZY SŁAWNE OBRAZY

Instrukcja

a) Miło¶ć niebiańska i miło¶ć ziemska TYCJANA

Ten niezno¶ny obraz przedstawia czuwanie przy zmarłym nad brzegiem Jordanu.

Nieczęsto tępocie malarza udało się z większ± pogard± potraktować nadzieję

rodzaju ludzkiego na Mesjasza, który ¶wieci nieobecno¶ci±; nieobecny na obrazie,

który jest ¶wiatem, straszliwie błyszczy w nieprzystojnym ziewnięciu marmurowego

grobowca, podczas gdy anioł, obarczony misj± ogłoszenia wiadomo¶ci o

zmartwychwstaniu jego udręczonego ciała, tępo czeka, aż dopełni± się znaki.

Zbędne jest tłumaczenie, że anioł jest postaci± nag±, prostytuuj±c± się w swojej

cudownej pulchno¶ci i przebran± za Marię Magdalenę w chwili, gdy jak na

po¶miewisko prawdziwa Maria Magdalena powoli idzie ku nam drog± (gdzie dla

kontrastu puchnie truj±ce bluĽnierstwo dwóch królików). Dziecko wkładaj±ce rękę

do grobowca - to Luter, a może Diabeł. A o postaci przyodzianej w suknie

powiadaj±, że jest Glona, która za chwilę ma ogłosić, że wszelkie ludzkie

ambicje dokładnie mieszcz± się w misce; ale jest Ľle namalowana i skłania do

my¶lenia o sztucznym ja¶minie albo błyskawicy z kaszki manny.

 

b) Dama z jednorożcem RAFAELA

Saint-Simon dopatrywał się w tym portrecie wyznania herezji. Jednorożec, narwal,

plugawa perła w medalionie udaj±ca gruszkę i spojrzenie Magdaleny Strozzi

utkwione z przerażeniem w miejscu, w którym ewentualnie mogłaby dojrzeć sceny

lubieżne lub okrutne: Rafael Sanzio wykłamał tu swoj± najstraszliwsz± prawdę.

Intensywnie zielony kolor twarzy tej postaci długi czas przypisywano gangrenie

lub też wiosennemu przesileniu dnia z noc±. Jednorożec, zwierzę falliczne,

musiał zarazić j±, w jej ciele drzemi± grzechy ¶wiata. PóĽniej odkryto, że

wystarczy zmyć pokłady farby położone przez trzech zaciekłych wrogów Rafaela:

Carlosa Hog, Wincentego Grosjean zwanego "Marmurem" i starszego Rubensa.

Pierwsza warstwa była zielona, druga zielona, trzecia biała. Nietrudno dopatrzyć

się w tym troistego symbolu ćmy, której skrzydła, przymocowane do trupiego

kadłuba, sprawiaj±, że trudno j± odróżnić od płatków róży. Ileż razy Magdalena

Strozzi ¶cinała biał± różę i słyszała, jak jęczy jej między palcami, wykręca się

i skomlę słabiutko, niby drobna mandragora lub jedna z tych jaszczurek, które

¶piewaj± jak ptaki-liry na widok lustra! Lecz było za póĽno i ćma-trupia główka

ukłuła j±. Rafael wiedział o tym, wyczuł, że jest bliska ¶mierci. By wymalować

j± wiernie, dodał jej jednorożca, symbol czysto¶ci, baranka i narwala

równocze¶nie, który pije z ręki dziewicy. Ale maluj±c j± widział ćmę, więc ten

jednorożec zabija sw± pani±, w jej majestatyczn± pier¶ wbija z poż±dliwo¶ci±

swój nieczysty róg, powtarza czynno¶ć leż±c± u Ľródeł. To, co kobieta trzyma w

dłoniach - to tajemny kielich, z którego wszyscy pili¶my nie wiedz±c,

pragnienie, które zaspokajali¶my przez inne usta, wino czerwone i pieniste, z

którego bior± się gwiazdy, robaki i dworce kolejowe.

 

c) Portret Henryka Ósmego HOLBEINA

Na tym obrazie chciano widzieć polowanie na słonie, mapę Rosji, konstelację

Liry, portret papieża przebranego za Henryka Ósmego, burzę na Morzu Sargassa lub

owego złocistego polipa, który żyje w okolicach Jawy, pod wpływem cytryn lekko

kicha, po czym umiera wydaj±c cichutki gwizd.

Każda z tych interpretacji jest słuszna, jeżeli chodzi o ogólny układ obrazu,

zarówno gdy patrzymy na niego tak, jak wisi, jak gdy zawiesimy go bokiem lub do

góry nogami. Różnice polegaj± na szczegółach: pozostaje ¶rodek, który jest

ZŁOTEM, cyfr± SIEDEM, OSTRYGˇ dostrzegaln± w rejonach kapelusz-sznureczek z

główk± - PERŁˇ (błyszcz±c± kępk± pereł na ubraniu lub też centralnie położonym

krajem) i ogólny KRZYK absolutnie zielony, bij±cy z cało¶ci.

Zdob±dĽ się na prosty eksperyment: pojedĽ do Rzymu i połóż rękę na sercu króla,

a zrozumiesz genesis morza. Jeszcze pro¶ciej jest przybliżyć zapalon± ¶wiecę do

jego oczu. Wtedy widać, że to nie jest twarz, że o¶lepiona głowa księżyca,

¶cięta niby głowy męczenników pańskich, toczy się po tle z przejrzystych

kółeczek i poduszeczek. Nie bł±dzi ten, kto widzi w tej burzliwej skamielinie

walkę leopardów. Ale s± i powolne sztylety z marmuru, paziowie zżerani nud± w

długich krużgankach, zawiły dialog pomiędzy halabardami a tr±dem. Królowanie

człowieka jest tylko stronic± historii, lecz on nie wie o tym i obojętnie igra z

rękawiczkami i jelonkami. Ten człowiek, który na ciebie patrzy, powraca z

piekła. Odsuń się od obrazu, a wtedy zobaczysz, jak powoli się u¶miecha, bo jest

wydr±żany, nadziany powietrzem, z tyłu podtrzymuj± go suche ręce niby figurę z

kart, kiedy ustawia się zamek i wszystko drży. A oto morał: "Nie ma trzeciego

wymiaru, ziemia jest płaska, człowiek pełza. Alleluja". Może mówi to diabeł, a

może chcesz w to wierzyć, bo mówi ci to król.

 

JAK NALEŻY TĘPIĆ MRÓWKI W RZYMIE

Instrukcja

Mrówki zjedz± Rzym - tak jest powiedziane. Łaż± w¶ród kocich łbów. Wilczyco,

jaki go¶ciniec drogich kamieni przerzyna ci gardło? Z której strony wypływaj±

Ľródlane wody, żywe tablice, drż±ce kamee, o północy mamrocz±ce historię

dynastii i rocznic? Trzeba by znaleĽć serce, które każe bić fontannom, ażeby

ustrzec je przed mrówkami, i zorganizować w tym mie¶cie wezbranej krwi i rogów

obfito¶ci, stercz±cych niby ręce ¶lepca, jaki¶ obrzęd wybawienia, aby przyszło¶ć

mogła piłować sobie zęby o wzgórza, wyrwać się łagodna i bezsilna, całkowicie

wolna od mrówek.

Najpierw należy zlokalizować Ľródła, co nie jest trudne, bowiem na kolorowych

mapach Ľródła, fontanny i wodotryski s± w kolorze niebieskim; trzeba tylko ich

dobrze poszukać, a potem obrysować niebieskim ołówkiem, niebieskim, nie

czerwonym, ponieważ dobra mapa Rzymu sama jest czerwona, tak jak Rzym. Na

czerwieni Rzymu niebieski ołówek zaznaczy fiołkowo każde Ľródło i w ten sposób

będziemy pewni, że mamy je wszystkie i znamy ulistnienie wód.

W większym skupieniu i ciszy należy wwiercać się w nieprzezroczysty kamień, pod

którym wij± się rtęciowe żyły, cierpliwie zgłębiać znak każdego Ľródła, w jasne

księżycowe noce trzymać miłosn± straż przy cesarskich wazach, aż z takiej ilo¶ci

zielonego szeptu, z takiego kwietnego gruchania narodz± się kierunki,

konfluencje, nowe ulice, ŻYWE. Nie ¶pi±c, należy nimi pój¶ć z leszczynowymi

prętami w formie widełek, trójk±ta (po dwie różdżki w każdej ręce, jedna

przytrzymywana luĽno palcami), wszystko niewidoczne dla karabinierów i ludno¶ci

uprzejmie nieufnej, pój¶ć z nimi do Kwirynału, podej¶ć na Campidoglio, z

krzykiem biegać po Pincio, nieruchomym pojawieniem się na podobieństwo kuli

ognistej zakłócić porz±dek Piazza delia Esedra, i w ten sposób z głuchych, w

głębi ziemi leż±cych metali wydobyć nazwy podziemnych rzek. I nie prosić o pomoc

nigdy, nikogo.

Wtedy ujrzymy, jak w tej marmurowej dłoni płyn± harmonijne żyły, przez igraszki

wód, przez podstępne sztuczki, i podchodz±c bliżej, coraz bliżej, będziemy

napływać, obejmować się, stwarzać arterie, wylewać się twardo na centralny plac,

gdzie pulsuje bęben z płynnego szkła, korzeń pobladłych kielichów, głęboki koń.

I już będziemy wiedzieli, gdzie, w jakiej nawie wapiennej, gdzie, po¶ród małych

szkieletów lemurów, bije jego czas, jego wodne serce.

Trudno będzie dowiedzieć się tego, ale się dowiemy. Wtedy wytępimy mrówki

poż±daj±ce Ľródeł, zalepimy galerie, które ci ohydni górnicy draż±, ażeby

dotrzeć do tajnego życia Rzymu. Wytępimy mrówki przez sam fakt doj¶cia wcze¶niej

od nich do głównego Ľródła. I odjedziemy nocnym poci±giem, uciekaj±c przed

m¶ciwymi lamiami, po¶ród zakonnic i żołnierzy, potajemnie szczę¶liwi.

 

 

WCHODZENIE PO SCHODACH

Instrukcja

Każdy zauważył, że nierzadko podłoga załamuje się w ten sposób, że czę¶ć jej

ustawiona jest pod k±tem prostym do jej powierzchni, następnie za¶ inna jej

czę¶ć równolegle do tejże podłogi, aby umożliwić ustawienie nowego kawałka

prostopadłego, a cała rzecz powtarza się spiralnie lub w linii łamanej do

najrozmaitszych wysoko¶ci. Schyliwszy się i umie¶ciwszy rękę lew± na czę¶ci

pionowej, praw± za¶ na czę¶ci poziomej, człowiek staje się krótkotrwałym

posiadaczem schodka, czyli stopnia. Każdy z tych stopni, składaj±cy się, jak

widać, z dwóch elementów, znajduje się odrobinę wyżej i odrobinę dalej niż

poprzedni, która to zasada nadaje schodom sens, jako że każda inna kombinacja

wytworzyłaby formy może piękniejsze i bardziej malownicze, lecz niezdolne do

przenoszenia nas z parteru na piętro.

Na schody wchodzi się przodem, bowiem tyłem i bokiem jest niebywale niewygodnie.

Naturalna pozycja jest stoj±ca, ręce zwieszone, głowa prosto, nie na tyle

jednak, aby oczy nie widziały wyższych stopni niż te, po których się st±pa, a

oddychać trzeba powoli i rytmicznie. Ażeby wej¶ć na schody, trzeba zacz±ć od

podniesienia prawej dolnej czę¶ci ciała, opakowanej prawie zawsze w skórę albo

zamsz, niemalże bez reszty mieszcz±cej się na schodku. Kiedy wyżej wymieniona

czę¶ć ciała, któr± dla uproszczenia nazwiemy nog±, zostanie już umieszczona na

pierwszym stopniu, należy unie¶ć odpowiadaj±c± jej lew± czę¶ć (również zwan±

nog±, nie mylić z uprzednio wymienion±), po czym uniósłszy j±, tak ażeby noga

spoczęła na drugim stopniu, przenie¶ć całe ciało aż do umieszczenia nogi na

następnym stopniu, na którym znowu spocznie noga, podczas gdy na pierwszym

jeszcze spoczywa noga. (Pierwsze stopnie s± zawsze najtrudniejsze, aż do chwili

zdobycia nieodzownej koordynacji ruchów. Koincydencja nazwy pomiędzy nog± a nog±

utrudnia nieco instrukcję. Uwaga: nie podnosić równocze¶nie nogi i nogi.)

Dotarłszy tym sposobem do drugiego stopnia, należy na zmianę powtarzać wyżej

wymienione ruchy i w ten sposób znajdziemy się na najwyższym stopniu schodów.

Schodzi się z nich bez trudno¶ci, przy pomocy lekkiego ruchu pięty, który wpiera

j± w należne miejsce, ażeby nie ruszyła się aż do chwili, kiedy skończymy

schodzenie.

 

 

WSTĘP DO PRZEPISÓW NA TEMAT NAKRĘCANIA ZEGARKA

Pomy¶l, że kiedy ci ofiarowuj± zegarek, ofiarowuj± ci małe, ukwiecone piekło,

łańcuch z róż, więzienie z powietrza. Nie tylko daj± ci zegarek, wszystkiego

najlepszego, mamy nadzieję, ze będzie ci długo służył, bo jest dobrej marki,

szwajcarski, z rubinow± kotwiczk±, nie tylko daj± ci tego małego łupacza

kamieni, którego przytwierdzisz sobie do przegubu ręki i będziesz prowadzał ze

sob±. Daj± ci - o czym nie wiedz±, najgorsze, że o tym nie wiedz± - daj± ci

now±, delikatn± i wrażliw± cz±stkę ciebie, co¶, co jest tob± nie będ±c twym

ciałem, co trzeba przywi±zywać do ciała rzemyczkiem, co¶ okropnego, co wczepia

się w twoj± dłoń. Daj± ci konieczno¶ć nakręcania go co dzień, obowi±zek

nakręcania go, ażeby nie przestał być zegarkiem, daj± ci obsesję sprawdzania

dokładnej godziny na wystawach zegarmistrzów, w radio, przez telefon. Daj± ci

strach przed zgubieniem go, przed upuszczeniem na podłogę i stłuczeniem. Daj± ci

jego markę i prze¶wiadczenie, że jest to marka lepsza od innych, daj± ci ochotę

porównywania tego zegarka z innymi. Nie daj± ci zegarka, ty jeste¶ prezentem,

ciebie ofiarowuj± zegarkowi na urodziny.

 

 

JAK NAKRĘCAĆ ZEGAREK

Instrukcja

Tam w głębi tkwi ¶mierć, lecz nie bój się. WeĽ zegarek w jedn± rękę, palcami

drugiej uchwyć prztyczek do nakręcania i powoli nim obracaj. I oto otwiera się

inny wymiar, drzewa rozwijaj± li¶cie, lodzie staj± do regat, czas niby wachlarz

samorzutnie się rozkłada, z niego kiełkuje powietrze, powiewy ziemi, cień

kobiety, zapach chleba.

Czego chcesz więcej, czego chcesz więcej? Prędko załóż go na rękę, pozwól mu

pulsować do woli, na¶laduj go zazdro¶nie. Strach przeżre kotwiczkę, każda rzecz,

która jest osi±galna a została zapomniana, będzie powodowała rdzewienie żył

zegarka, wywołuj±c gangrenę w chłodnej krwi jego maleńkich rubinów. Tam w głębi

tkwi ¶mierć, chyba że po¶pieszymy się, przybiegniemy przed ni± i zrozumiemy, że

to już nie ma znaczenia.

 

 

 

 

 

NIECODZIENNE ZAJĘCIA

 

 

POZORY

Jeste¶my dziwaczn± rodzin±. W tym kraju, gdzie wszystko robi się albo z musu,

albo żeby komu¶ zaimponować, lubimy zajęcia niezależne, prace ot tak sobie,

pozory, które do niczego nie służ±.

Posiadamy pewn± wadę: brak nam oryginalno¶ci. Niemalże wszystko, do czego się

zabieramy, jest inspirowane - szczerze mówi±c: kopiowane - ze sławnych modeli.

Tylko w razie konieczno¶ci wnosimy co¶ nowego: anachronizmy, niespodzianki,

skandale. Najstarszy z moich wujów twierdzi, że podobni jeste¶my do kopii

robionych przez kalkę, identycznych z oryginałem, tyle że w innym kolorze, na

innym papierze, w innym celu. Moja trzecia siostra przyrównuje się do

mechanicznego słowiczka Andersena. Romantyzm jej może przyprawić o mdło¶ci.

Jest nas dużo i mieszkamy przy ulicy Humboldta.

Robimy różne rzeczy, ale do¶ć trudno jest to zreferować, ponieważ w opowiadaniu

brak zasadniczych czynników: niepokoju i oczekiwania na niespodzianki, o tyle

przecież ważniejszego niż ich rezultaty, oraz upadków, kiedy to cała rodzina

wali się na ziemię niby domek z kart, a w ci±gu długich dni słychać tylko

westchnienia lub wybuchy ¶miechu. Mówienie o tym, co robimy, jest niejako

sposobem wypełnienia nieuniknionych próżni, nieraz bowiem bywamy biedni,

uwięziem lub chorzy, nierzadko (o czym smutno wspomnieć) które¶ z nas umiera,

które¶ zdradza, rezygnuje albo bierze posadę w urzędzie podatkowym. Z tego nie

należy jednak wnioskować, że powodzi się nam Ľle albo że jeste¶my smutni.

Mieszkamy w dzielnicy Pacifico i jak tylko możemy - robimy co¶. Jest nas dużo i

mamy pomysły oraz dobre chęci wprowadzania ich w życie. Na przykład szubienica;

do dzi¶ nie jeste¶my zgodni co do genezy tego pomysłu; moja pi±ta siostra

twierdzi, że wymy¶lił j± jeden z naszych ciotecznych braci, wielkich filozofów;

najstarszy z wujów utrzymu...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin