W.E.B.
GRIFFIN
Do broni!
Biorące udział w II wojnie światowej oddziały raidersów KorpusuPiechoty Morskiej były elitarną formacją, grupującą kilka tysięcyoficerów i żołnierzy. Oddziały te zostały powołane do życia wkrót-ce po ataku Japonii na Pearl Harbor. Ich głównym zadaniem, po-dobnie jak brytyjskich komandosów, były działania dywersyjne,kierowane w najsłabszy punkt obrony wroga. Raidersi wywiązywalisię z tego obowiązku z powodzeniem, najbardziej widocznymw walkach o Guadalcanal. Sukcesy te jednak nie zagwarantowałyim na stałe miejsca w strukturach organizacyjnych amerykańskichsił zbrojnych. W roku 1944 oddziały raidersów zostały rozwiązane.Przez ten krótki okres istnienia, walczący w ich szeregach odważniżołnierze zapisali jeszcze jeden imponujący rozdział w chlubnejhistorii Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych.
Kanwę powieści stanowią narodziny 2. batalionu Raidersówi początki jego działalności, a zwłaszcza pierwsza operacja dywer-syjna, jaka miała miejsce na niewielkim skrawku lądu, atolu Makin,leżącym na zachodnim Pacyfiku.
Opowiedziane w niej zdarzenia są, rzecz jasna, fikcją literacką,opartą jednak na historycznych faktach, których zestawienie i we-ryfikacja są dziełem wymienionych niżej osób.
E. L. Simmons, generał brygady Korpusu Rechoty Morskiej w staniespoczynku, znakomity historyk, dyrektor instytutu i muzeum historiiUSMC, służył mi swoją nieocenioną pomocą, dostarczając wielu inte-resujących materiałów historycznych o raidersach, a szczególnieo desancie na Makin.
Czasami rzeczywistość bywa bardziej zaskakująca niż wykreo-wana przez pisarza fabuła. Przekonałem się o tym pewnego dniawe własnej kuchni, popijając piwo z serdecznym przyjacielem, Ru-dolphem G. Rosenąuistem. Znamy się od dwudziestu lat, a dopierowtedy dowiedziałem się, że był raidersem, w dodatku członkiemzarządu ich stowarzyszenia weteranów. Rudolph powiedział mi,ze także mój inny, równie bliski przyjaciel, Glenn Lewis, był ofi-cerem walczącym w tych oddziałach amerykańskich komandosów.
Wiedziałem naturalnie, że obaj służyli w piechocie morskiej, ależaden z nich nie opowiadał o swojej służbie w szeregach raider-sów. Większość uczestników wielkich operacji wojskowych na ogółmało mówi o swoich bohaterskich czynach, niechętnie też dzieli
się swoimi przeżyciami z pisarzami. Raidersi nie stanowią podtym względem wyjątku.
W tym przypadku pomocna okazała się moja dwudziestoletniaprzyjaźń z Rudolphem i Glennem. Ona to sprawiła, że udało mi sięprzełamać ich powściągliwość. Zaiste, fortuna była dla mnie niewia-rygodnie łaskawa, pozwalając w krótkim czasie znaleźć w moim ma-łym, zaledwie siedmiotysięcznym, miasteczku aż dwóch byłych rai-dersów, którzy przekazali mi wiadomości, jakich w żaden sposób niemógłbym gdzie indziej uzyskać.
Wkrótce jeszcze inny mój przyjaciel, emerytowany wyższy ofi-cer piechoty morskiej, zwrócił mi z kolei uwagę na zakulisowe„rozgrywki polityczne", jakie poprzedzały powstanie formacji rai-dersów. Radził dokopać się do źródeł dokumentujących ten fascy-nujący aspekt wojny na Pacyfiku. Zapewniał, że nie będę żałowałwłożonych w to wysiłków.
Wkrótce po rozmowie z nim otrzymałem od nie znanych miosób (lub osoby) gruby plik fotokopii listów, dokumentów, memo-randów - oznakowanych jako „Tajne" lub „Ścisłe tajne". Powstałyone na najwyższych szczeblach rządowych oraz wojskowych(w marynarce i piechocie morskiej) w drugiej połowie grudnia1941 roku. Obecnie nie obejmuje ich już klauzula tajności.
Wszystko w tych materiałach było fascynujące: ich autorzy i ad-resaci, zawarta w nich treść i to, co kryło się między wierszami. Kor-pus Piechoty Morskiej jest jednostką elitarną, a raidersi mieli stanowićelitę elity amerykańskich sił zbrojnych. Wiele wpływowych osób byłogłęboko przekonanych, że istnienie takiej wewnętrznej elity jest lo-giczną antynomią; jedna elita wystarczy aż nadto. Ludzie ci zrobiliwszystko, co leżało w ich mocy, by przeforsować swoje stanowisko.
Jako że otrzymane pocztą dokumenty stały się podstawą mojejpowieści, pozwolę sobie kilka z nich częściowo przytoczyć.
Chronologicznie rzecz ujmując, pierwszym dokumentem z przy-słanego mi stosu materiałów źródłowych było memorandum nr 94z 22 grudnia 1941 roku, godz. 18.00, adresowane do FranklinaD. Roosevelta, prezydenta USA. Podpisał je pułkownik WilliamJ. Donovan, używający wówczas tytułu „koordynator informacji".Dokument ten zaklasyfikowano jako „Ściśle tajny"
William Donovan był bardzo interesującą postacią. W czasieI wojny światowej dowodził we Francji 169. pułkiem piechoty zna-nym pod nazwą „Fighting Irish"; za męstwo został odznaczonyKongresowym Medalem Honoru. W okresie międzywojennym od-nosił znaczące sukcesy jako wzięty prawnik na Wall Street. Stał sięwtedy bardzo wpływową osobistością polityczną. Jego pozycjęwzmacniała przyjaźń z Franklinem Delano Rooseveltem, z którymstudiowali prawo w Columbia Law School. W grudniu 1941 roku
Donovan pracował w Waszyngtonie za symbolicznego dolara ro-cznie jako „koordynator informacji", zatrudniony formalnie w Na-rodowym Instytucie Higieny. Jego zajęcia nie miały nic wspólnegoani z informacją prasową, ani wewnętrznym systemem informacjiinstytutu zdrowia, jakby sugerował przyznany mu tytuł - była tojedynie przykrywka dla pracy wywiadowczej.
Donovan został polecony na to stanowisko przez prezydentaRoosevelta i tylko jemu podlegał. Roosevelt, korzystając z fundu-szu reprezentacyjnego, założył Biuro Koordynatora Informacji(Coordinator of Information - COI), by segregować i systematyzo-wać informacje zbierane przez wszystkie agendy wojskowe i rzą-dowe. Z czasem COI zostało przekształcone w Biuro Służb Strate-gicznych (Office of Strategie Senices - OSS), i wreszcie w CentralnąAgencję Wywiadowczą (Central Intelligence Agency - CIA)*.
Donovan cieszył się pełnym zaufaniem prezydenta, miał do nie-go niczym nie ograniczony dostęp, również prywatnie. Z jego upo-ważnienia współpracował z wywiadem brytyjskim i w jego imieniuprowadził z nim rozmowy. Toteż gdy 22 grudnia 1941 roku Do-novan napisał swoje memorandum, miał pewność, że prezydentzwróci nań baczną uwagę. Dokument ten był gruntowną analiząkorzyści płynących z prowadzenia partyzanckich działań wojen-nych. Ta forma operacji wojskowych była bardzo bliska sercu Do-novana - fascynowało go wszystko co tajne.
„Cała sztuka działań partyzanckich - pisał - sprowadza się dotego, że należy uderzyć wroga w jego najsłabszy punkt, tam, gdziesię on tego najmniej spodziewa".
Proponował wykorzystanie tej metody w dwóch rejonach działań:na Azorach i w Afryce Północnej. Dzięki poparciu partyzantki w tychrejonach można by było: „uzyskać pomoc lokalnych przywódców;zjednać sobie lojalność miejscowej ludności; powołać do działaniaPiątą Kolumnę, gromadzić zapasy materiałów wybuchowych; tworzyćoddziały partyzanckie złożone ze śmiałych i walecznych ludzi".
Jeśli chodzi o amerykańskie siły zbrojne, Donovan postulowałw drugim punkcie swojego pisma, żeby:
„(...) zorganizować w USA samodzielny korpus partyzancki, nie-zależny od sił Lądowych i marynarki, złożony z żołnierzy przepo-jonych duchem walki i obdarzonych wyobraźnią. Organizacja ta-kiego oddziału powinna, oczywiście, mieć charakter wojskowy,
* Przed wybuchem II wojny światowej Stany Zjednoczone nie dysponowały scentralizo-waną organizacją wywiadu. Dopiero w 1941 roku prezydent Roosevelt powołał do życia COI.W 1942 roku w jego miejsce utworzono OSS, zastąpione w 1945 roku Zjednoczoną Organi-zacją Służb Strategicznych (Strategic Services Unit - SSU), przekształconą wkrótce w CentralIntelligence Group (CIG), którą w związku z wydaniem w 1947 roku Ustawy o Bezpieczeń-stwie Narodowym przemianowano na CIA [przyp. red.].
analogicznie do zasad funkcjonowania brytyjskich komandosów,zgodnie z raportem, który ci ostatnio przesłałem".
Przeszło dwa tygodnie później, 8 stycznia 1942 roku, admirałErnest J. King, dowódca marynarki, której podporządkowany jestKorpus Piechoty Morskiej, wysłał do generała majora dowódcy*Thomasa Holcomba tajne memorandum.
Tematem tego dokumentu było „Wykorzystanie «komandosów»w rejonie działania Floty Pacyfiku". Oto jego tekst:
1. Sekretarz [sekretarz marynarki, Frank Knox, bliskiprzyjaciel pułkownika Donovana] powiedział mi, żeprezydent jest coraz bardziej zainteresowany rozwojemi wykorzystaniem oddziałów będących odpowiednikiembrytyjskich „komandosów".
2. Sekretarz powiedział prezydentowi, że takie grupy są juższkolone.
3. Prezydent zaproponował wykorzystanie „komandosów"jako istotnej siły w działaniach ofensywnych, których celemjest zniszczenie newralgicznych baz wroga
(wodnosamolotów) w rejonie działania Ploty Pacyfiku.
4. Byłbym wdzięczny, gdyby zaopiniował pan te propozycje.
Po pięciu dniach od daty powyższego memorandum, 13 stycz-nia 1942 roku, pewien kapitan rezerwy piechoty morskiej, stacjo-nujący w Camp Elliott, niedaleko San Diego w Kalifornii, przesłałlist do dowódcy Korpusu Rechoty Morskiej, generała Holcomba.
Nie leżało wówczas w zwyczaju, i tak jest do dziś, by młodsioficerowie, w dodatku rezerwy, słali listy do dowódcy Korpusu,robiąc mu szczegółowe wykłady, w jaki sposób powinien prowa-dzić działania wojenne.
Wszelako ów kapitan był osobą dość niezwykłą. Zajmował sięw życiu wieloma sprawami, zanim został doradcą wojskowym puł-kownika Williama J. Donovana, „koordynatora informacji".
Poza tym był bliskim przyjacielem i sojusznikiem innej niezwykłejpostaci w Korpusie, podpułkownika Evansa F. Carlsona, o czym zre-sztą wiedziano dość powszechnie.
Kariera wojskowa Carlsona zaczęła się w roku 1912, kiedy tojako liczący zaledwie szesnaście lat ochotnik, zaciągnął się do ar-mii. W cztery lata później odszedł do cywila w stopniu sierżanta
* Tradycyjny tytuł dowódcy Korpusu Piechoty Morskiej: generał major dowódca, wkrótceprzestał być używany, gdyż Thomas Holcomb został mianowany generałem pułkownikiemi przyjął skrócony tytuł dowódcy [przyp. aut.].
Amerykański stopień generała majora odpowiada w wojsku polskim randze generaładywizji, a stopień generała pułkownika randze generała broni - patrz załącznik na końcuksiążki [przyp. red.].
sztabowego. Ale prawie natychmiast ponownie włożył mundur,przyłączając się do oddziałów Mexican Punitive Expeditory Force*dowodzonych przez generała brygady (następnie generała armii)Johna J. Pershinga, zwanego „Black Jackiem".
Z Meksyku Carlson pojechał do Francji, gdzie służył w oddzia-łach Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego**.
Został ranny. W maju 1917 roku promowano go do stopnia pod-porucznika, a w grudniu tego samego roku awansowano do rangikapitana. I choć w roku 1919 zrezygnował z kariery wojskowej,w trzy lata później zapragnął do niej powrócić. Zaproponowanomu jednak służbę w randze podporucznika.
Nie chcąc podlegać dotychczasowym podwładnym, Carlson od-rzucił propozycję biura kadr sił lądowych i zaciągnął się do Kor-pusu jako cywilny ochotnik. Po roku otrzymał stopień podporucz-nika piechoty morskiej.
W roku 1925 Carlson zaczął, nigdy nie ukończony, kurs pilotażuw bazie lotniczej w Pensacola, na Florydzie. W latach 1927-1929stacjonował w Szanghaju z oddziałami 4. pułku piechoty morskiej.W roku 1930 jako porucznik uczestniczył w walkach w Nikaragui.Za męstwo, które wykazał w bitwie stoczonej przez dwunastu żoł-nierzy piechoty morskiej ze stuosobową grupą nikaraguańskichrebeliantów, został odznaczony Krzyżem Marynarki, drugim co doznaczenia amerykańskim odznaczeniem wojskowym.
Carlson wrócił do Chin w 1933 roku. W czasie tego pobytu na-uczył się mówić po chińsku. Dwa lata później został awansowanydo stopnia kapitana i przeniesiony do stanu Georgia, by objąć do-wództwo Prezydenckiego Oddziału Przybocznego Korpusu Piecho-ty Morskiej w Warm Springs.
Sparaliżowany, przykuty do wózka prezydent Roosevelt bardzoczęsto odwiedzał sanatorium w Warm Springs, korzystając z jegomożliwości rehabilitacyjnych. W roku 1945 zmarł na terenie tegowłaśnie ośrodka.
Zachowało się wiele prywatnych listów Carlsona do prezydentaz lat 1937-1941. Prezentują one jego poglądy na sytuację w Chinach,jego ocenę możliwości wybuchu wojny między Stanami Zjednoczo-nymi a Japonią, oraz przewidywania wynikających z tego implikacji.
W roku 1936 Carlson przebywał na wykładach w Szkole RechotyMorskiej w Quantico, w Wirginii, pobierał również nauki z zakresupolityki i prawa międzynarodowego na Uniwersytecie Jerzego Wa-szyngtona. W 1937 roku po raz trzeci znalazł się w Chinach, rzekomocelem doskonalenia języka chińskiego. Poza tym wyznaczono mu
* Amerykańskie oddziały interwencyjne w Meksyku w roku 1917 [przyp. red.].
** Skierowany do Europy Amerykański Korpus Ekspedycyjny, biorący udział w działaniach I wojny światowej [przyp. red.].
dodatkowe zadanie - został obserwatorem w partyzanckich oddzia-łach chińskich komunistów, walczących z Japończykami.
Przez trzy miesiące Carlson praktycznie służył w komunistycznej8. Armii. W tym czasie poznał osobiście Czu En-laja i Mao Tse-tunga,stając się ich zagorzałym zwolennikiem. Przesłany do dowództwaKorpusu raport Carlsona odzwierciedlał jego pełen fascynacji stosu-nek do chińskich komunistów. Autor relacji w sposób wysoce profe-sjonalny wykazywał, że taktyka, dyscyplina i morale w oddziałachkomunistycznych stały na znacznie wyższym poziomie, niż w od-działach sił nacjonalistycznych Czang Kai-szeka. Jego zdaniem, siłykomunistyczne w przyszłości pokonają nacjonalistów, a zatem ame-rykańska polityka zagraniczna powinna ulec poważnej zmianie.
Rozdrażniony i poirytowany faktem, że jest, jak mniemał, ignoro-wany przez rząd i władze Korpusu, major Carlson w kwietniu 1939roku raz jeszcze zrezygnował ze służby wojskowej. Wyjechał do Chin,gdzie jako osoba całkowicie prywatna spędził blisko dwa lata. Popowrocie do USA napisał dwie książki: „The Chinese Anny" o chiń-skich komunistach i ich siłach zbrojnych oraz „Twin Stars of China"ukazującą Mao Tse-tunga i Czu En-laja w bardzo korzystnym świetle.
Przez ten czas prowadził ożywioną korespondencję z wpływo-wymi amerykańskimi politykami i oficerami wysokiej rangi, m.in.Douglasem MacArthurem, wówczas szefem sztabu armii, a nastę-pnie dowódcą połączonych sił zbrojnych na Filipinach. Większośćjego listów i memoriałów nigdy nie doczekała się odpowiedzi.
Na początku 1941 roku ponownie wystąpił o przyjęcie do KorpusuRechoty Morskiej. Zaproponowano mu, co zaakceptował w kwietniutego roku, stopień majora rezerwy. Wkrótce jednak powołano go dosłużby czynnej i awansowano do stopnia podpułkownika.
Wspomniany wyżej kapitan rezerwy, który w styczniu 1942 ro-ku ośmielił się napisać do generała Holcomba, sporządził dwustro-nicowy raport uzupełniony licznymi aneksami. Jednym z załącz-ników był egzemplarz gazety z San Diego - „Union Leader" z szó-stego stycznia 1942 roku, zawierający pochlebny artykuł o akcjachbrytyjskich komandosów w Norwegii i na Malajach.
Generał Holcomb, dowódca Korpusu, w końcu osoba bardzo za-jęta, być może nie słyszał o brytyjskich komandosach.
Aneks A do listu kapitana liczył cztery strony. Autor opisywałw nim proponowaną przez siebie organizację „ruchomych kolumn"(komandosów). Proponował: „Można je nazwać «Rangersami*» lubnadać im inną, bardziej odpowiednią nazwę".
* Nazwa „Rangers" ma w amerykańskiej historii długą tradycję, nadawano ją głównienieregularnym oddziałom paramilitarnym wspomagającym siły zbrojne tam, gdzie tymostatnim nie wolno było oficjalnie występować. Najsłynniejszym przykładem takiej jednostkibyli Texas Rangers, Strażnicy Teksasu, powołani do życia, zanim Teksas stał się częścią USAi do dziś pełniący rolę policji stanowej i Gwardii Narodowej [przyp. red.].
We wstępie do aneksu kapitan apelował o „ściślejsze więzi mię-dzy dowódcami a żołnierzami, niż ma to na ogół miejsce w tra-dycyjnych strukturach wojskowych".
Następnie wyjaśniał, w jaki sposób można by takie oddziałyzorganizować. Przede wszystkim należało zacząć od tego, że „ru-chome kolumny" nie byłyby obciążone obowiązującym w Korpusiepodziałem według starszeństwa, ale według stopni funkcyjnych.Każda kolumna, wielkości batalionu, pozostawałaby pod rozkazami„dowódcy", a nie majora ...
jj63