2 - Porucznik Leary dowodzi.rtf

(1494 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

 

 

David Drake

 

 

Porucznik Leary dowodzi

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(Lt. Leary Commanding)

 

 

 

 

Tłumaczył Jerzy Marcinkowski

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Niebiosa czarne nad nimi,

A w dole płonący pokład,

Marynarze ściągają żagle

Z nożami w zębach.

 

– Rudyard Kipling

 

 

 

 

 

 

 

 

NOTKA OD AUTORA

 

 

W Porucznik Leary dowodzi stosuję angielskie i metryczne miary i wagi, tak samo jak w Jak błyskawice. Nie wspominałbym o tym, gdyby nie fakt, iż decyzja ta zdaje się niepokoić pewnych ludzi. Czynię tak z tych samych względów, z których piszę po angielsku, a nie w wymyślonym języku z przyszłych tysiącleci.

Dla zainteresowanych: pragnę nadmienić, iż rozkazy w rozdziale dziewiątym są bliską parafrazą tych, które posłały fregatę USS Congress na Hawaje w 1845 roku. Podobnie jak gdzie indziej wolę zapożyczenia z rzeczywistości niż wymyślanie.

 

David Drake

 


Rozdział 1

 

Porucznik Daniel Leary podtoczył wujowski wózek do samego końca kładki i zatrzymał się, patrząc wstecz na korwetę Księżniczka Cecile, spoczywającą w samym środku doku. Obrócił się.

– Teraz, kiedy już ją dokładnie obejrzałeś, wujku Stacey'u powiedział – czyż nie przyznasz, że w całej FRC nie ma świetniejszego okrętu?

Górował nad nimi, znajdujący się w sąsiednim doku, okręt liniowy Arystoteles – 70 000 ton bez ładunku, z dwoma tysiącami osób załogi oraz magazynami pocisków wystarczająco pełnymi, by stoczyć całodzienną bitwę. Ośmiocalowe działo plazmowe baterii obronnej Arystotelesa mogło nie tylko odeprzeć nadlatujące pociski, lecz także zalać tęczową kaskadą gołych nukleonów okręty rozmiarów korwety.

Porucznik nie zwracał na pancernik uwagi – tak samo jak na kłaczki cirrusów, wysoko na nieboskłonie. Dla niego jedyną jednostką w Przystani Trzeciej była tysiącdwustutonowa Księżniczka Cecile. Było nie było, dowodził nią. Dowodził nią, walczył na niej i – dzięki Łasce Boskiej tudzież najlepszej załodze na świecie – zniszczył krążownik Sojuszu wielokrotnie przewyższający korwetę siłą ognia.

– Prawda, Adele? – dodał, zapominając, że nie wypowiadał swoich myśli na głos. Uśmiechnął się przez ramię do surowej, trzydziestojednoletniej kobiety, która towarzyszyła jemu oraz wujkowi Stacey'owi podczas wycieczki.

Adele Mundy uśmiechnęła się w odpowiedzi – trudno było tego nie robić, kiedy Daniela przepełniał równie radosny entuzjazm, co zresztą miało miejsce przez większość czasu – lecz jej mina nie sugerowała bynajmniej, że wie, o co mu chodzi. Miała na sobie mundur Drugiej Klasy, szary z czarną lamówką, tak jak Leary. Na jej kołnierzu krzyżowały się błyskawice oficera łączności – było to stanowisko mianowane, o uposażeniu i dodatkach na poziomie bosmana.

W dopasowanej kieszeni na prawym udzie kobiety spoczywał jej podręczny terminal danych. Ta przeróbka munduru była absolutnie nieregulaminowa i należała do tego typu rzeczy, które wysłałyby oficera dokonującego inspekcji na orbitę, gdyby tylko coś zauważył.

Daniel nawet się nie krzywił. Adele bez palmtopa byłaby jak Adele bez rąk, żałosna i nieprzydatna FRC. Natomiast uzbrojona w terminal danych – oraz niewielki, również nieregulaminowy pistolecik, umieszczony w wewnętrznej kieszeni – stanowiła najlepszy bastion, jaki Daniel i Cinnabar mogli sobie tylko wymarzyć.

Adele Mundy została oficerem FRC dzięki patentowi Republiki. Z wykształcenia i zamiłowania była bibliotekarką-archiwistką i wywiązywała się ze swych zadań z biegłością graniczącą z geniuszem, zanim okoliczności nie zmusiły jej do podjęcia innych obowiązków. Z urodzenia była Mundy z Chatsworth, przedstawicielką jednego z najbogatszych i najpotężniejszych rodów Republiki. Konspiracja Trzech Kręgów kosztowała go konfiskatę majątku i głowy wszystkich dorosłych, z jednym wyjątkiem.

Gdy rozpętał się ten krwawy cykl zdrady i banicji, Adele przebywała w szkole, z dala od Cinnabaru. Odległość uratowała jej życie, choć nie fortunę; niemniej nie należała ona do osób przywiązujących nadmierną wagę do pieniędzy.

Jeśli już o tym mowa, to Daniel Leary czasami podejrzewał, że życie także nie znaczyło dla niej zbyt wiele, ale obowiązki i owszem, jak również dobre rzemiosło. On zaś nigdy nie starał się zmieniać swych przyjaciół.

– Zgrabny okręcik – przyznał wujek Stacey, oceniając korwetę bystrym umysłem, w żaden sposób nie ograniczonym przez przykute do wózka inwalidzkiego ciało. Komandor Stacey-Bergen, najlepszy astrogator swojej epoki, wytyczył lub ponownie odkrył połowę tras ze Wskazówek żeglarskich dla statków Republiki. – W życiu nie widziałem równie pięknego, zbudowanego na Kostromie okrętu tej klasy, choć w części z nich zastosowano lżejsze poszycie, niżbym sam wybrał dla jednostki opuszczającej moją stocznię.

Staruszek przechylił głowę na ramię i spojrzał siostrzeńcowi pytająco w oczy.

– Wręgi i kadłub mieszczą się w normach FRC, wujku Stacey'u – pospieszył z zapewnieniem Daniel. – Jedyny problem, na jaki natknęliśmy się podczas przejścia, polegał na tym, że urządzenia astrogacyjne zostały skalibrowane w kostromańskich jednostkach astronomicznych zamiast zgodnie ze standardem Sol, jak ma to miejsce u nas czy w Sojuszu. Zakładając, rzecz jasna, że Sissie jest korwetą bojową, a nie specjalnym okrętem badawczym, zbudowanym tak, by znosił naprężenia, które wywróciłyby pancernik na nice.

Kadłub Księżniczki Cecile stanowił obustronnie tępo zakończony cylinder o długości 230 stóp i średnicy 55 stóp. Dziób i rufę spoczywającego w doku statku obejmowały pierścienie przypominające uchwyty gigantycznej tokarki. Mogły ustawić go w dowolnym położeniu, tak aby dało się wyciągnąć i zmienić nachylenie każdej z anten – umieszczonych w czterech rzędach na kadłubie.

Obronę zapewniały korwecie bliźniacze, czterocalowe działa plazmowe, tkwiące w wieżyczkach osadzonych na sterburcie w pobliżu dziobu i bakburcie niedaleko rufy. Bijące z nich pioruny naładowanych cząstek potrafiły zmieniać kierunek nadlatujących pocisków, odparowując część ich kadłuba i zamieniając masę w ciąg odchylający. Jeśli chodziło o atak, dobrze wyszkolona załoga była w stanie odpalić z Księżniczki Cecile dwadzieścia pocisków parami w minutowych odstępach. Załoga zabrana przez Leary'ego z Kostromy była świetnie wytrenowana zarówno w tym, jak i w każdym innym aspekcie działań bojowych.

Będąc chłopcem, Daniel nasłuchał się opowieści wujka Stacey'a i jego przyjaciół z floty, odwiedzających go w stoczni, którą zarządzał po przejściu na emeryturę. Rozprawiali o przesunięciach Matrycy, rozdartych antenach, wirujących kadłubach; o dniach spędzonych w strugach radiacji Casimira i obieraniu kursów, których nie sprawdził nikt przed nimi.

Właśnie te opowieści, wymieniane między sobą przez mistrzów astrogacji, skłoniły go do zaciągnięcia się do FRC w wieku 16 lat, po ognistej sprzeczce, jaką odbył ze swym ojcem, Corderem. Ród Learych nie miał marynarskich tradycji. Byli politykami i wpływowymi postaciami Republiki, a żaden z nich nie zaszedł wyżej od Cordera Leary'ego, mówcy Senatu.

Daniel zaśmiał się, zaskakując Adele i wujka. Uśmiechnął się przepraszająco i wyjaśnił:

– Przypominając sobie ostatnie sześć lat, doszedłem właśnie do wniosku, iż bardzo się cieszę z przystania do FRC, choć powody, które skłoniły mnie do podjęcia tej decyzji, miały więcej wspólnego z chęcią odegrania się na ojcu niźli samodzielnego wyrobienia sobie nazwiska.

– Nigdy nie zauważyłam, by przyczyny, dla których ludzie podejmują swoje działania, miały większy związek z tym, jak dobrze lub jak źle układają się sprawy – orzekła Mundy. – Na przykład: jestem przekonana, iż moi rodzice wzięli udział w Konspiracji Trzech Kręgów z nadzieją na uratowanie Republiki przed ludźmi, którzy nie powinni dzierżyć władzy.

Uśmiechnęła się. Adele Mundy sprawiała wrażenie obojętnej na wszystko z wyjątkiem wiedzy, i to jedynie zapisanej w postaci znaków na papierze lub elektrycznych potencjałów. Nie było to prawdą, niemniej jej analizy zawsze były zimne i czyste jak ostrze skalpela – porucznik doskonale wiedział, że kryła się za tym pasja równie autentyczna, jak w jego własnych wybuchach entuzjazmu.

Działo się tak nawet w chwilach takich jak teraz, gdy Adele analizowała czynniki, które pozbawiły głów członków całej jej rodziny, w tym dziesięcioletnią siostrę, których imiona wyczytano ze Skały Mówcy.

– Ten twój porucznik Mon to dobry człowiek – oznajmił Stacey. – Kto nadzorował inspekcję w stoczni? Przypuszczam, że Archbolt? A może dali ci Berola?

– Owszem, Archbolt – odparł Daniel, obserwując członków załogi Księżniczki Cecile, czyli Sissich, wspinających się na anteny i obciążonych pasami z narzędziami.

Przystań Trzecia dysponowała własnym personelem, lecz konieczność dokonania przeglądu całej floty, w oczekiwaniu na eskalację działań wojennych przeciwko Sojuszowi, przekroczyła możliwości stoczni. Pracy wystarczyłoby dla trzy razy liczniejszej obsady, a brakowało fachowców, by uzupełnić niedobory.

Jedną z metod rozwiązania problemu było korzystanie z załóg okrętów do realizacji wszystkich, z wyjątkiem najbardziej specjalistycznych, zadań. Zazwyczaj astronauci otrzymywali płatne urlopy na czas pobytu ich jednostek w porcie; teraz jedna trzecia marynarzy z Księżniczki Cecile trudziła się przy remoncie okrętu pod komendą oficera pokładowego, również pracującego za pełne wynagrodzenie.

Zgodnie ze zwyczajem oficerem tym powinien być Leary, jako kapitan okrętu. On jednak scedował to zadanie na pierwszego oficera Mona, który w przeciwnym razie musiałby utrzymywać rodzinę za połowę pensji. Podczas zdobywania Księżniczki Cecile Mon był więźniem, w związku z czym nie otrzyma części pryzowego, które Biuro Floty wypłaci za okręt.

Daniel dysponował dwiema ósmymi pryzowego. Otrzymanie go pozostawało kwestią miesięcy, o ile nie lat, ale jego bank z największą ochotą wypłacił mu pieniądze na poczet przyszłych wpływów. Obecny kapitan Księżniczki Cecile nie ponosił wydatków na żonę, za to osobiście był wielce zainteresowany spotkaniami z młodymi kobietami, na których szykowny oficer marynarki powinien wywrzeć odpowiednie wrażenie. Obarczenie Mona pełnym etatem stało się w danej sytuacji najlepszym rozwiązaniem dla obu mężczyzn, stwarzającym Danielowi wręcz idylliczne warunki.

– Zgrabny okręcik – powtórzył wujek Stacey – i bardzo dobrze utrzymany.

W swym obecnym stanie zdrowia komandor Bergen nie mógł chodzić po teleskopowych antenach ani kładkach, wobec tego musiał korzystać z elektroniki wojskowych gogli, by je dokładnie obejrzeć. Określały one pozycję, ustawienie i powierzchnię żagli z dielektrycznego materiału, wytrącających z równowagi promieniowanie Casimira i pchających statek przez Matrycę.

Starzec zdjął gogle i spojrzał w górę na siostrzeńca.

– Zamierzasz znowu zrzec się dowództwa po wcieleniu jej do floty, chłopcze? – zapytał.

Daniel wzruszył ramionami. Cywile zakładali oczywistą odpowiedź: Bohater Kostromy z powrotem zostanie kapitanem. Jednak oficer FRC wiedział, że w pytaniu kryło się znacznie więcej.

– Sam nie wiem – wyznał. – Z zadania wywiązałem się dobrze, ale jest wielu doświadczonych oficerów starszych ode mnie stopniem. – Uśmiechnął się na myśl, która właśnie przyszła mu do głowy. – Na przykład porucznik Mon.

Był to, oczywiście, ponury żart, ponieważ porucznik Mon nigdy nie obejmie samodzielnego dowództwa. Nie interesował go status kapitana ani nie posiadał rodzinnego majątku, pozwalającego mu zaistnieć w towarzystwie i zwrócić uwagę na jego niewątpliwe umiejętności.

Najgorsze zaś, że Mon miał pecha – zawsze znajdował się w nieodpowiednim miejscu, gdy w pobliżu zdobywano cenny łup. Co odróżniało go od Daniela Leary'ego, który poleciał na Kostromę bez koneksji i pieniędzy, ale jego szczęście pozwoliło wyrównać te braki.

– Poniżej admirała Anstona – oznajmiła sucho Adele – w całej FRC nie ma teraz bardziej znanego oficera. Oczywiście, nie zawsze będziesz cudem Cinnabaru, ale wydaje mi się, że zostało ci jeszcze kilka z twych dziewięciu dni.

Daniel uśmiechnął się.

– Wiesz, Adele, nic jest to znowu takim błogosławieństwem – odparł. – Zawsze znajdą się tacy, którzy uznają, że po powrocie za wysoko zadzieram nosa, jak na tak młodego oficera. I mogą mieć rację.

Wujek Stacey przytaknął mu, wydymając wargi.

– Jesteś młody, Danielu, bardzo młody i oni to zrozumieją. Niemniej jednak...

– Zachowujesz się z taką samą, w pełni usprawiedliwioną pewnością siebie, jaką okazywałeś na Kostromie – orzekła Mundy, lekko unosząc głos. Jej słowa były precyzyjne, jak zęby piły tnącej deskę na odmierzone odcinki. – Nie tkwimy w więzieniu Sojuszu albo sześć stóp pod ziemią tylko dlatego, że nigdy nie pozwoliłeś nam zwątpić w to, iż poprowadzisz nas ku wolności. Żywię zbyt wielki szacunek dla organizacji, której oficerem obecnie jestem – z lekkim uśmiechem dotknęła czubkiem palca symbolu szarży na kołnierzyku – by wątpić, czy zarządzający nią ludzie dostrzegą zalety ekstrawertycznej osobowości, kiedy trzeba poprowadzić innych do walki.

Nad keją po drugiej stronie portu uniósł się pióropusz pary. Grunt dygotał przez kilka sekund, nim do grupy porucznika Leary'ego dotarł ryk startującego okrętu. Zsunął dla ochrony gogle na oczy – elementy optyczne całkowicie blokowały promieniowanie ultrafioletowe, a rozbłysk redukowały do bezpiecznego natężenia blasku – i przyjrzał się wydarzeniu.

W rzeczywistości cieszył się, że znalazł wymówkę, by nie odpowiadać. Był zadowolony z oceny przełożonych i rozbawiony komplementami cywilów, nie mających najmniejszego pojęcia, o czym w ogóle mówili. Lecz słowa dawnej bibliotekarki wprawiły go w zakłopotanie. Nie umiał pogodzić jej chłodnej analizy z zamieszaniem, przez które przeszli; owszem, osiągnęli sukces, lecz mniej dzięki jego wysiłkom, a bardziej dzięki szczęściu i umiejętnościom Adele oraz reszty załogi.

Okręt wzbił się na tyle wysoko, by silniki plazmowe przestały zamieniać wody zatoki w parę. Pióropusz wyrzucanych z dysz jonów jawił się jako tęczowe piękno, unoszące długie, stalowe cygaro. Jednostka była ciężkim krążownikiem klasy Archeolog – starym egzemplarzem, o znacznie większym współczynniku długości do odrzutu niż w nowocześniejszych okrętach tego typu. Gdyby Daniel chciał, gogle umożliwiłyby mu odczytanie numeru identyfikacyjnego.

Silniki plazmowe rozbijały atomy i wyrzucały je pod postacią jonów, zapewniających ciąg. Nadawała się do tego dowolna masa, lecz woda była idealna i w dodatku dostępna na wszystkich zamieszkanych przez ludzi światach. Porty zakładano zazwyczaj nad morzami lub jeziorami, które absorbowały plazmę o temperaturze gwiazdy, zaś tankowanie sprowadzały do wysunięcia rury.

Gdy okręt znajdzie się odpowiednio wysoko nad powierzchnią planety, uruchomi Szybki Napęd, wykorzystujący konwersję materii w antymaterię do zapewnienia wystarczającego przyspieszenia, by przejść do Matrycy. Szybki Napęd był wydajny, lecz niedoskonały. Uruchomienie go w atmosferze doprowadziłoby do anihilacji antymaterii, co z kolei zniszczyłoby statek.

Cała trójka pozwoliła opaść pulsującemu rykowi do odpowiedniego poziomu, zanim którekolwiek spróbowało podjąć rozmowę. Przystań Trzecia stanowiła gigantyczną instalację i panował tam spory ruch, jednak odgłos startującego lub lądującego okrętu uniemożliwiał rozmowę w całej okolicy.

Stacey Bergen wyciągnął stuflorenową monetę, należącą do edycji wybitej 22 lata temu dla uczczenia narodzin syna mówcy Leary'ego, Daniela. Obrócił ją tak, by na wewnętrzną strukturę padło światło.

– Ludzie rozprawiają o urodzie cinnabarskich monet – powiedział, gdy obserwowali wznoszący się krążownik. – Nie ma nic piękniejszego od dobrze wyregulowanego silnika plazmowego, nic. No, chyba że sposób, w jaki wszechświat opromienia cię, gdy wkraczasz do Matrycy.

– Co mi przypomina – rzekła z bladym uśmiechem Adele że muszę znowu porozmawiać z moim bankierem. Pora zaciągnąć kolejne zobowiązanie na poczet pryzowego.

Wujek Stacey prychnął.

– Bankierzy! – zawołał. – Największe ryzyko, jakiemu stawiają czoła, to możliwość podania im nieodpowiednio schłodzonego wina do obiadu.

Obrócił się, by spojrzeć na kobietę; ta uprzejmie dała krok w bok i skinęła mu głową.

– Mój szwagier bardzo interesuje się bankowością dodał Stacey. – Wiesz, to ojciec Daniela. Jednak, moim zdaniem, chłopak postanowił okazać szacunek krwi Bergenów.

Ten ostry ton był do niego niepodobny. Zaskoczyłoby to Daniela, gdyby nie wiedział, że wujek Stacey reprezentował w Xenos firmę Bergen i Wspólnicy Wyposażanie Okrętów – i co kwartał zasilał konto głównego inwestora, którym był... Corder Leary.

Mówca Leary prowadził rozległe interesy. Jego udział w Bergen i Wspólnicy prezentował się o tyle niezwykle, że był bezpośredni zamiast przez łańcuszek spółek holdingu. Młodzieniec wiedział, że gdy chodziło o układy i władzę, ojciec nie okazywał okrucieństwa, tylko nadzwyczajną skrupulatność, zwłaszcza w stosunku do krewnych. Zawsze dokładnie wiedziałeś, na czym stoisz z Corderem Learym, a dokładniej: kiedy powinieneś przed nim uklęknąć.

Odkryty czterokołowiec opuścił Arystotelesa, prawdopodobnie jadąc po Daniela i jego towarzyszy. Ze względów bezpieczeństwa nad Portem Trzy nie dopuszczano do ruchu aerowozów – manewrujące w ciasnocie gwiazdoloty stwarzały wystarczające ryzyko, żeby jeszcze do całego zamieszania dodawać drobne pojazdy powietrzne. Ciężkie urządzenia i robotnicy korzystali z powolnej kolei nadziemnej, kursującej wokół całego kompleksu; między sektorami, od szóstego do dziesiątego, wiły się odnogi, korzystając z bocznic w miejscach, gdzie wagony mogły czekać, aż będą potrzebne.

Pojazdy kołowe przewoziły lekkie ładunki i pasażerów drogami prowadzącymi pod wiaduktami. Jeden z nich wyrzucił porucznika z towarzystwem przy Doku 37, po czym odjechał, by przed powrotem dostarczyć dostawę na Arystotelesa w Doku 36. Kierowca zaklinał się, że przewozi w koszach bardzo ważne medykamenty, lecz Daniel podejrzewał, iż był to alkohol, który miał zostać wymieniony na jakieś sprzęty z okrętu.

Tak toczył się ten świat i porucznik Daniel Leary bynajmniej na to nie narzekał. System przeciwpożarowy Księżniczki Cecile dostosowano do standardów FRC dzięki podobnym, nigdzie nie rejestrowanym, transakcjom.

Przed Dokiem 37 zatrzymały się dwie limuzyny i furgonetka ze znakiem Administracji Portowej. Bez wątpienia jakaś wyższa szarża, ale sądząc po samochodach – cywile. Może przedstawicielstwo Skarbu sprawdzające, jak Biuro Floty wydaje przyznane mu fundusze? Chociaż raczej nie rozbijaliby się limuzynami.

– Lepiej zabierzmy cię bezpiecznie do domu, wujku Stacey'u – zaproponował Daniel. – Przy takich brakach rąk do pracy i ilości okrętów powoływanych do służby istnieje ryzyko, że jakiś bosman weźmie cię za takielarza i zanim się obejrzysz, wywiezie poza planetę.

Stacey Bergen nie byłby w stanie samodzielnie przejść trzydziestu stóp i wyglądał na bardziej pogodzonego z własną słabością od Daniela. Jedne z najwcześniejszych wspomnień porucznika dotyczyły obnoszenia go przez wujka na rękach po stoczni, gdzie remontowano okręty, i przeskakiwania z kładki na kładkę nad istnymi przepaściami... Które pewnie nie miały więcej niż sześć stóp głębokości. Dobre przygotowanie dla chłopca, który miał wstąpić do FRC, choć wtedy nikomu nawet nie przyszłoby to do głowy.

Oficer pchał wózek po betonowej płycie, ciesząc się, że nie znajdowali się na trapie wiodącym do głównego włazu korwety. Zbudowano go ze stalowej kratki niewiele szerszej od wózka, czym jednak nie przejąłby się ani Daniel, ani jego wujek.

Bardziej martwiła go Adele. Jego oficer łączności – i przyjaciółka – miała liczne zalety, wybiegające daleko poza te, jakich zwykło się oczekiwać od bibliotekarki, lecz zmysł równowagi do nich nie należał.

– Leary! – zawołał jeden z nowoprzybyłych. – Na Boga, toż to Daniel Leary!

Porucznik odwrócił się, jedną ręką odstawiając wózek na bok. Dało to wujkowi Stacey'owi lepszy widok, dzięki czemu nie musiał desperacko próbować patrzeć mu ponad ramieniem.

Z limuzyn wysiadała gromada cywilów i starszych oficerów w mundurach Pierwszej Klasy, lecz wołającym okazał się porucznik dowodzący grupą marynarzy wysypujących się z furgonetki. Był mężczyzną średniego wzrostu, o rumianej twarzy i kilku zbędnych funtach – czym przypominał Daniela. Leary'emu wydał się znajomy, choć nie potrafił przypomnieć sobie, skąd.

– Tom Ireland, Leary! – zawołał tamten, idąc ku niemu z wyciągniętą na powitanie ręką. – Dwa lata nad tobą w Szkole Marynarki, z tym że ja należałem do Południowego Batalionu, a ty do Północnego.

Dobry Boże, Ireland przypominający mu o ich znajomości! Dla młodszych kadetów studenci wyższych roczników oznaczali trzymających się na dystans obcych albo mordercze monstra. Tom Ireland należał do tej pierwszej kategorii; wtedy Daniel był dla niego czymś mniej ważnym od krawężnika. Nagle zostali przyjaciółmi z uczelni...

– Słyszałem o twoich wyczynach na Kostromie – dodał Ireland, łapiąc go za rękę i energicznie nią potrząsając. Za jego plecami pasażerowie limuzyn przemieszczali się w ich kierunku, co przypominało swą bezcelowością stadko kóz włażące w szkodę. – Świetna robota, powiadam! Choć wydaje mi się, że miałeś też troszkę szczęścia, co?

– Zdecydowanie tak – odparł Daniel, czując, jak jego wargi układają się w uśmiech wystarczająco twardy, by ciąć nim szkło. – Pozwól, że przedstawię ci większą część tego szczęścia, moją oficer łączności, mistrzynię Mundy.

Porucznik Ireland zamrugał z lekkim zmieszaniem; poruszył wąsikiem. Jeżeli w ogóle ją zauważył, to przecież była tylko łącznościowcem; specjalistą, technikiem, kategorią niezbędną do prawidłowego funkcjonowania FRC, działającą jednak na innej płaszczyźnie niż patentowi oficerowie, jak on sam czy Daniel.

– To jest Mundy z Chatsworth, rzecz jasna – dodał Leary. Portrety w głównym holu posiadłości ciągną się do przodków jeszcze sprzed Przerwy, co nie, Adele?

Był zaskoczony gniewem, który – miał nadzieję – zamaskował kpiarskim tonem. Tom Ireland nigdy nie wyrządził mu w Szkole Marynarki żadnej krzywdy, a jeśli chciał teraz zabłysnąć znajomością z Bohaterem Kostromy, to, cóż, nie była to jakaś straszna zbrodnia. Choć ciągle powtarzane pochlebstwa zdążyły już sprzykrzyć się Danielowi. To ta wzmianka o szczęściu opuściła jakąś zapadkę w głowie Laery'ego. Mieli mnóstwo szczęścia i Daniel Leary pierwszy to przyznawał, ale kiedy mówił o tym obcy, który nie widział ludzi umierających, by to szczęście mogło się urzeczywistnić...

– Z tych Mundych? – upewnił się Ireland. To znane nazwisko, choć jeśli nie interesował się polityką w większym stopniu, niźli od swych młodszych oficerów wymagała FRC, raczej nie będzie pamiętał nazwisk i szczegółów Konspiracji Trzech Kręgów. – Ach, rozumiem!

Oczywiście, nic nie rozumiał; pojął jedynie, iż źle ocenił status towarzyszki porucznika Leary'ego.

Zaczął wy...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin