Resnick Mike - Lato Mego Niezadowolenia.txt

(8 KB) Pobierz
Autor: Mike Resnick
Tytul: Lato mego niezadowolenia

(The Summer of My Discontent)

Z "NF" 8/94

   Mel zrobił "Hamleta", film nie pada od razu, więc wszyscy 
jestemy pod presjš, by wyjć z czym podobnym i udowodnić, 
że też mamy klasę, Myron dzwoni do mnie i mówi, dziecinko, 
to co dla ciebie, bierz się do roboty, a ja na to, Myron, 
co ja mam wspólnego z Szekspirem, ostatnio robiłem 
"Wyciruchy z Saturna", a on, żebym do niego nie dzwonił, 
dopóki nie będę miał obsady, i żebym nie przekroczył 
piętnastu baniek, no, chyba że uda mi się zaangażować 
Stallone'a lub Schwarzeneggera, a on w tym czasie zrobi 
porzšdek z belgijskimi i czeskimi prawami, bo jako tylko w 
tych dwóch krajach "Wyciruchy" przyniosły zysk.
   Dobra, rozumiem, że gdy ma się zamiar robić Szekspira, 
trzeba się brać za najlepszych, prawda? A więc biorę Arniego 
na przesłuchanie, a tymczasem wysyłam Gracie biegiem do 
biblioteki, niech zobaczy, czy Szekspir napisał jakie 
sztuki, w których Conan mógłby wystšpić w przepasce na 
biodrach i może w hełmie z rogami, ponieważ te antycznoci 
sš bardzo w jego stylu, i gdy ona prowadzi poszukiwania, 
Damon, mój pedzio reżyser, robi próbę z Arniem, a kiedy 
kończš, zaczynam liczyć, dobra, jeli damy mu 20 % mniej niż 
szczytowa gaża, zrobimy na poczštek, powiedzmy 2 200 ujęć i 
jeli wypucimy kasetę na wiosnę, kiedy wszystkie dzieciaki 
uczš się o Szekspirze, bo majš egzaminy, to może bilans nie 
będzie taki zły, a wtedy Damon się odzywa, wystarczajšco 
głono, żeby wszyscy słyszeli, "Arnie, dziecinko, z tym 
akcentem możemy pracować, do szaleństwa podoba mi się jak 
skandujesz, ale naprawdę nie sšdzę, żeby Makbet mówił "odwal 
się, ty dupku" i widzę po minie Arniego, że spieprzylimy 
robotę, pięć minut póniej już go nie ma, i podczas gdy ja 
staram się wydzwonić jego agenta, Gracie wraca z biblioteki 
i owiadcza, że w grę wchodziłby "Trojlus i Kresyda", którš 
to sztukę Szekspir musiał napisać, kiedy nikt nie patrzył.
   Agent Arniego nie odpowiada, lecz wtedy Sly owiadcza, że 
interesowałoby go zrobienie filmu z klasš, więc wywalam 
Damona, mojego pedzia reżysera, bo każdy wie, że Sly sam 
poprawia scenariusze i reżyseruje, i siadamy, żeby to 
omówić, a on zauważa egzemplarz "Trojlusa i Kresydy" leżšcy 
na moim biurku i pyta, czy może go pożyczyć do następnego 
dnia i czy będę się gniewał, jeli zrobi kilka notatek na 
marginesie, więc mówię mu "Sly, słoneczko, rób, co chcesz", 
i tego wieczora dzwonię do Myrona, żeby mu powiedzieć, że 
stracilimy Conana, ale najprawdopodobniej mamy(Rocky'ego, 
na co Myron mówi, "Wspaniale, tylko nie pozwól mu powiedzieć 
"Yo" wczeniej niż w drugim akcie".
   A więc cały zespół zbiera się rano na spotkanie ze 
Sly'em, a ten przychodzi i stwierdza, że najogólniej rzecz 
bioršc, scenariusz jest przyzwoity, nawet jeli Szekspir 
zapomniał wpisać kšty ustawienia kamery, ale ma problemy z 
językiem, ponieważ ludzie w Brooklynie tak nie mówiš, a ja 
na to "Rzeczywicie, może i tak być, ale kręcimy w Grecji", 
a on, że nie, ponieważ to przerobił i Trojlus jest włoskim 
imigrantem, który zamiata salę gimnastycznš w południowym 
Brooklynie, więc ja mówię, dobra, jako sobie z tym 
poradzimy, na co on, że poprawił również zakończenie, bo 
skoro Rocky nie przegrał z Apollo Creedem ani z Wielkim 
Ruskie, nie ma zamiaru poddawać Trojlusa Achillesowi. Kto 
podpowiada, że Trojlus nie walczy z Achillesem, tylko 
Hektor, na co Sly krztusi się i owiadcza "Dajecie mi poważny, 
graj albo płać, kontrakt na osiem baniek plus trzynacie 
procent od całoci i mam nim walczyć?", co dla mnie nie 
jest całkiem bez sensu, bo ja z pewnociš nie płacę mu za 
to, żeby grał, ale tego samego dnia odkrywa, że miejsce w 
Brooklynie, o którym mylał, zostało wyburzone pod nowš 
knajpę, i nagle przestaje go interesować nasz film, za to 
zaczyna ganiać w poszukiwaniu ringów bokserskich do "Rocky 
IX".
   Dzwoni agent Cruise'a. Tom jest zajęty rozwijaniem swoich 
aktorskich umiejętnoci i tylko wtedy zgodzi się podpisać 
kontrakt z nami, jeżeli dostanie rolę Leara, więc mylę 
sobie, cholera, jeżeli to jedyna droga, żeby go dopać, 
niech się rozwija - ale zaraz odkrywam, że Paramount też 
robi Leara z Pee Wee Hermanem, i już zaczęli główne zdjęcia, 
i będš w kinach dwa miesišce przed nami, więc musimy 
wyrzucić umowę do mieci.
   Sprawdzam, czy Eddie Murphy zagrałby Otella, ale mówi, że 
nie, skoro Orson Welles mógł grać Otella, nie widzi żadnego 
powodu, dla którego on nie może grać Shylocka, a poza tym 
jest już precedens, ponieważ Sammy Davis był Żydem, Whoopie 
to Goldberg, a prawie nikt w rodzinie Orsona nie był czarny, 
no i wiem, że Myron jest trochę przewrażliwiony z powodu 
deficytu "Wycieruchów z Saturna" i "Nimfomanki z Neptuna", 
postanawiam więc, że nigdy więcej epiki science fiction 
nawet tak arystokratycznej jak "Kupiec Wenecki", obiecuję, 
że zadzwonię i zaczynam się rozglšdać, kogo jeszcze mógłbym 
wykombinować.  
   Agent Bruce'a Willisa nie pozwoli mu zagrać Hamleta, 
chyba że dopiszemy sekwencję z karabinem maszynowym, a 
Stephen Seagal po przejrzeniu scen batalistycznych w 
"Henryku V" stwierdza, że same tam słabizny i przydałoby się 
mniej gadania, a więcej siekaniny, i zaczynam dochodzić do 
wniosku, że zrobienie filmu z klasš wymaga nieco więcej 
pracy niż mogłoby się zdawać na pierwszy rzut oka, zwłaszcza 
że Gracie przeczytała już wszystkie 37 sztuk i twierdzi, że 
nie ma szansy na gołe cycki bez poważnych przeróbek, a ja 
łapię się na tym, że nie mogę zroz}mieć, co ludzie widzš w 
tym Szekspirze, skoro nawet "Ja, Klaudiusz" pokazywał trochę 
golizny, a przeznaczony był do telewizji, na miły Bóg.
   Cokolwiek by było, wpadam w prawdziwš depresję, siedzę w 
domu gapišc się w te kretyńskie teksty, w których nie ma ani 
ostrych cięć ani przenikania, za to mam głowę nabitš jakimi 
idio|ycznymi rymami, a co gorsze, nie mogę znaleć baru
sushi, który dostarczałby po północy, i w końcu olniewa 
mnie, do diabła z tym, muszę się oderwać od tego kretyństwa, 
więc dzwonię do Rona i Nancy, a oni zapraszajš mnie na 
bardzo pónš kolację, ale kiedy tam docieram, okazuje się, 
że to jest przyjęcie dla starych przyjaciół politycznych i w 
pierwszej chwili postanawiam posiedzieć tylko tyle, by mnie 
zauważono, a potem wymknšć się do jakiej speluny z półnagš 
obsługš, ale wtedy mój wzrok pada na faceta, który włanie 
wchodzi powłóczšc nogami, jest lekko zgarbiony, ma głęboko 
osadzone paciorkowate oczka, i mówię sobie: dajcie temu 
gociowi garb i mamy Ryszarda III.
   Okazuje się, że nawet nie liznšł gry aktorskiej, ale ma 
już dosyć życia na odludziu i chętnie spróbowałby, i nagle 
okazuje się, że to chyba przeznaczenie, bo facet na imię ma 
Ryszard, i co więcej, jest w stanie wczuć się w rolę, 
ponieważ kilka lat wczeniej też stracił królestwo, chociaż 
sprawa zawisła tam raczej od brakujšcych tam niż konia.
   Reszta to już historia, film rusza, robi 17 baniek w 
pierwszy weekend, spada tylko o zwykłe 14 procent przez 
następne 5 tygodni, co wskazuje na to, że ma ręce i nogi, o 
których nikomu się nie niło, a moje odkrycie robi takš 
furorę, że podpisujemy z nim umowę na dalszy cišg, który 
pisze Tom Stoppard. Jeli chodzi o mnie, nie mogę się 
doczekać, kiedy zaczniemy kręcić "Haldeman i Erlichman nie 
żyjš".
                               Przełożyła Ewa Łodzińska

                     MICHAEL D. RESNICK
   Amerykanin, rocznik 1942. Zanim zajšł się fantastykš, 
pisywał powieci popularne, sensacyjne, kryminały, a nawet 
pornografię. Niezwykle płodny, ma na swoim koncie kilkaset 
ksišżek wydawanych pod kilkoma nazwiskami. Pierwszym jego 
utworem zwišzanym z fantastykš był pastisz z Burroughsa "The 
Forgotten Sea of Mars" (1965). Jego twórczoć jest bardzo 
różnorodna, z łatwociš przechodzi od fantasy do SF. Naszym 
stałym czytelnikom nie trzeba go przedstawiać. Drukowalimy 
już następujšce opowiadania: "Łowy na jednorożca z 
karabinem i kamerš" ("F" 10/87), "Bacon z komputera" ("NF" 
6/91), "Ja i mój cień" ("NF" 10/92), "Ostatni pies" ("NF" 
3/93), "Zimowe przesilenie" ("NF" 12/93). W utworach 
Resnicka znajdziemy nutę liryzmu i wietne poczucie humoru. 
Opowiadanie, które przedstawiamy w tym numerze, wydaje się 
być puentš toczonej na naszych łamach dyskusji o stanie kina 
SF. Zamieszczamy je tym chętniej, że najwyraniej zdanie 
tego popularnego autora pokrywa się z naszym.
                                                    D.M.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin