Hawksley Elizabeth - Koligacje.pdf

(832 KB) Pobierz
163204148 UNPDF
Elizabeth Hawksley
KOLIGACJE
1
1
Zachodnia sypialnia w Selwood Priory zdradzała cechy świetności
splamionej niechlujstwem, co niewątpliwie charakteryzowało jej
właściciela. Olbrzymie łoże, na którym spoczywał umierający sir
Walter Selwood, zdobiły ciemnoczerwone adamaszkowe zasłony,
teraz jednak były one w kilku miejscach rozdarte, a do tego
wystrzępione. Rogi łoża zwieńczone były ozdobnymi gałkami, ale
tylko jedna noga trzymała się prosto, pozostałe zaś chyliły się pod
najdziwniejszymi kątami. Niegdyś pyszna kołdra straszyła
licznymi łatami i dziurami.
Sam sir Walter uzupełniał obraz zdegradowanej wielkości. Jego
ciemnopiwne oczy były zapadnięte, wydatny nos jawił się jeszcze
większy na tle wychudłej i pooranej bruzdami twarzy, brokatowy
szlafrok znaczyły plamy, a przekrzywiona na bakier peruka, mimo
że starannie ufryzowana, straszyła brudem.
Pokój miał sklepiony strop i dwa groteskowo rzeźbione wsporniki
po obu stronach gotyckiego okna. Na ścianach wisiały spłowiałe
tapiserie, przedstawiające zgwałcenie Europy. Raz po raz poruszały
nimi podmuchy, które ze świstem wpadały do pokoju przez szparę
w futrynie i podrywały kurz z podłogi, a boki byka sugestywnie się
wtedy marszczyły. Dookoła migotały płomienie kilkunastu świec,
odbijających się w niezliczonych lustrach.
Żadna z dwóch osób obecnych w sypialni zdawała się nie
zauważać jej żałosnego stanu. Walter dlatego, że nigdy go to nie
obchodziło, pieniądze zawsze przepijał i wydawał na hazard, a w
dobrych czasach również na łajdactwa; natomiast jego córka
Dorothea dlatego, że nie znała żadnego innego domu.
Miała już trzydzieści lat i w oczach większości ludzi uchodziła za
zdeklarowaną starą pannę. Jej praktyczne podejście do spraw
majątku i umiejętność gospodarowania w Selwood Priory sprawiły,
że z punktu widzenia ojca była wyjątkowo użyteczną osobą. Nic
więc dziwnego, że nigdy nawet nie spróbował znaleźć jej męża.
Zresztą, powtarzał sobie sir William, kto by taką zechciał? Dorothea
2
była chuda, niemal koścista, miała jasne włosy trudnego do
określenia koloru i - nie wiadomo dlaczego - bardzo ciemne oczy.
Część ludzi we wsi, którym nie podobał się ten kaprys natury,
zwała ją czarownicą.
Była ubrana w nietwarzową szarą suknię z wełny, a od
przeciągów chroniła się starym szalem, zarzuconym na ramiona.
Siedziała teraz, splatając na kolanach długie, delikatne palce, i
zadumanym wzrokiem wpatrywała się w ogień.
- „Maria” jest naturalnie twoja - powiedział z wysiłkiem sir Walter.
Dorothea odziedziczyła po matce siedem tysięcy funtów, które w
swoim czasie powinny były zostać bezpiecznie zainwestowane.
Niestety, ojciec, jedyny pełnomocnik rozporządzający tym
majątkiem, wykorzystał pieniądze, by zamówić w stoczni
Megavissey „Marię”, stutonowy okręt wyposażony w dwanaście
dział, który umożliwiał mu zwiększenie korzyści czerpanych z
przemytu. Tłumaczył sobie, że wszystko jedno, w co włożył te
pieniądze, skoro jego córka tak czy owak ma swoje trzysta
pięćdziesiąt funtów rocznie. Prawdę mówiąc, okręt kosztował
niewiele ponad tysiąc funtów, nie było jednak dokumentów, które
wykazywałyby, co stało się z resztą pieniędzy. Bez wątpienia trafiły
do kieszeni sir Waltera, by wesprzeć jego potrzeby hazardzisty oraz
hodowlę kogutów do walki.
Dorothea musiała się z tym pogodzić. Gdyby straż przybrzeżna
zatrzymała kiedyś „Marię”, okręt zostałby sprzedany albo
zatopiony, a to oznaczałoby całkowite przekreślenie jej spadku.
Mogła tylko się modlić, by los ją oszczędził.
- Poza tym wszystko dostaje dziedzic, niech go piorun strzeli -
dokończył sir Walter.
- A co z Fanny i dziećmi? - spytała zatroskana Dorothea.
- Fanny ma dwa tysiące, które na nią przepisałem. Fanny Potter
była guwernantką Dorothei, ale po śmierci pani Selwood uległa
żądaniom chlebodawcy i została jego kochanką. Z tego związku
urodziło się dwoje uroczych dzieci i od tej pory cała ta trójka
3
mieszkała - ku zgrozie miejscowego ziemiaństwa - w Selwood
Priory razem z Dorothea i jej ojcem. Ale jakie utrzymanie może
zapewnić sto funtów rocznie, a na tyle tylko mogła liczyć Fanny.
Siedemnastoletni Horace nadal musiał się uczyć, czekało go też
wejście w świat dorosłych. Sytuacja trzynastoletniej Sylwii
wyglądała jeszcze gorzej. Kto chciałby za żonę pannę z nieprawego
łoża, która nie ma posagu, żeby zatuszować tę przykrą wadę?
- A dzieci, ojcze? Co z Horace’em i Sylwią? Sir Walter nie
odpowiedział. Fanny już dawno przestała go interesować. Pozwalał
jej mieszkać w swoim domu tylko dlatego, żeby odpędzić
ewentualnych swatów, którzy chcieliby mu znaleźć nową żonę po
śmierci matki Dorothei. Obecność Fanny znaczyła bowiem tyle, że
żadna dobrze wychowana panna nie mogła złożyć wizyty w
Selwood Priory. Sir Waltera ani trochę przy tym nie interesowało,
że w ten sposób również córkę z prawego łoża odcina od wszelkich
kontaktów z miejscowym ziemiaństwem.
Rozmyślając o przyszłości, Dorothea zaczęła skubać chudymi
palcami frędzel szala. Dziedzicem był nie znany jej kuzyn,
wielebny Veryan Selwood, obecnie wykładający w New College w
Oksfordzie. Ojciec spotkał go tylko raz w życiu i wróciwszy potem
do domu, prychnął z pogardą:
- Świętoszkowaty księżulo, ot co! - Od tej pory nie pozwalał
wspominać jego imienia.
Dorothea siedziała w milczeniu. Ojciec mógł dawno ożenić się z
Fanny, żeby Horace zyskał wszelkie synowskie prawa, ale tego nie
chciał.
Milczenie córki irytowało umierającego człowieka nie mniej, niż
zirytowałaby go jakakolwiek jej uwaga.
- Miałbym się ożenić z nieczystą kobietą? Ja, Selwood?
- Była czysta, dopóki cię nie poznała - zwróciła mu uwagę
Dorothea.
- Była gotowa jak dojrzała śliwka.
Dorothea przygryzła wargę. Jaką szansę miała biedna Fanny,
4
guwernantka z pensją trzydziestu funtów rocznie, przy
chlebodawcy, którego roczny dochód wynosił dwa tysiące funtów?
Z moralnego punktu widzenia ich związek, rzecz jasna, był
naganny. Ale Fanny widziała w nim jedyną szansę ucieczki przed
ponurą przyszłością i nędzą na starość - któż mógłby mieć jej to za
złe?
Raz Dorothea ośmieliła się powiedzieć coś podobnego pani
Gunthorpe z Quilquin House i wprawiła ją tym w święte
oburzenie.
- Panna Potter powinna była wyjechać natychmiast, gdy tylko się
zorientowała, że jej cnota jest w niebezpieczeństwie - oświadczyła
dobitnie sąsiadka. - Bez wątpienia zrobiłabym wszystko co w mojej
mocy, żeby znaleźć jej posadę w prawdziwie chrześcijańskim
domu.
Dorothea wydawała się sceptyczna wobec tego twierdzenia.
- Jestem wstrząśnięta, Dorotheo - ciągnęła - że zapominasz się do
tego stopnia, by pobłażać ciężkiemu uchybieniu cnocie. Pomyśl
przynajmniej o własnej pozycji. Co do mnie, nie mogę nawet złożyć
wizyty w Selwood Priory, póki ta kobieta jest pod waszym dachem.
To straszne! Moja Isabel mogłaby wtedy nie mieć innego wyjścia,
jak ją poznać. - Isabel była córką pani Gunthorpe.
Dorothei nie interesowała Isabel, która wydawała jej się podobna
do matki, pruderyjna i wiecznie ze wszystkiego niezadowolona, nie
przejmowała się więc ani trochę brakiem kontaktów z
Gunthorpe’ami. Żałowała tylko, że do bojkotu jej domu nie
przyłączył się Bram Gunthorpe, brat Isabel. Był rówieśnikiem
Dorothei, rozwiązłym i dość bezwzględnym, i zawsze bardzo lubił
nocne hulanki z sir Walterem. Podczas jego wizyt Dorothea starała
się być poza domem. Ostatnio jednak jej niepokój w związku z
Bramem znacznie się nasilił, ten bowiem zainteresował się
trzynastoletnią Sylwią, którą w tym wieku reputacja Brama zaczęła
niebezpiecznie intrygować.
Jedyna korzyść z nieznajomego kuzyna po święceniach, pomyślała
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin