Kurt Vonnegut - Pies Tomasza Edisona.pdf

(46 KB) Pobierz
(12369 \227 Notatnik)
12369
Kurt Vonnegut
Pies Tomasza Edisona
Pewnego słonecznego ranka w Tampa na Florydzie na ławce w parku siedziało dwóch
starszych panów. Jeden z nich usiłował czytać ksiąŜkę, której lektura sprawiała
mu wyraźną
przyjemność, podczas gdy drugi, Harold K. Bullard, opowiadał mu historię swego
Ŝycia
pełnymi, krągłymi zdaniami człowieka nawykłego do publicznych wystąpień. U ich
stóp leŜał
wodołaz Bullarda, który zwiększał jeszcze udrękę przymusowego słuchacza,
trącając swoim
wielkim wilgotnym nosem o jego nogi.
Bullard, który przed przejściem na emeryturę miał sukcesy w wielu dziedzinach, z
przyjemnością dokonywał przeglądu swego Ŝyciorysu. Musiał jednak liczyć się z
faktem,
który tak komplikuje Ŝycie ludoŜercom mianowicie, Ŝe nie moŜna wielokrotnie
wykorzystywać tej samej ofiary. KaŜdy, kto raz zetknął się z Bullardem i jego
psem, później
omijał juŜ ich z daleka.
Tak więc Bullard codziennie wyruszał do parku na poszukiwanie nowych twarzy.
Tego dnia szczęście mu dopisało od razu zoczył człowieka wyraźnie świeŜo
przybyłego na
Florydę, gdyŜ nie zdąŜył się jeszcze rozstać z grubą marynarką, sztywnym
kołnierzykiem i
krawatem, i nie znalazł sobie nic lepszego do roboty niŜ czytanie ksiąŜki.
Tak mówił Bullard, kończąc pierwszą godzinę swego monologu pięciokrotnie
dorobiłem się majątku i pięciokrotnie go straciłem.
JuŜ to słyszałem powiedział nieznajomy, którego Bullard nie spytał nawet o
nazwisko. LeŜeć, leŜeć zawołał do psa, zdradzającego coraz bardziej agresywne
zamiary co
do jego nóg.
Tak? JuŜ to panu mówiłem? zdziwił się Bullard.
Dwa razy.
Dwa razy na nieruchomościach, raz na złomie, raz na nafcie i raz na
transporcie.
JuŜ to słyszałem.
Tak? A, rzeczywiście. Dwa razy na nieruchomościach, raz na złomie, raz na
nafcie i
raz na transporcie. Nie wy rzekłbym się ani jednego dnia ze swego Ŝycia.
Bardzo słusznie powiedział nieznajomy. Przepraszam, ale czy nie mógłby pan
odsunąć psa trochę dalej?
Jego? spytał Bullard zdumiony. Najmilszy pies na świecie. Nie ma powodów
do
obaw.
Ja się nie boję. Po prostu denerwuje mnie, jak bez przerwy obwąchuje moje
kostki.
Plastyk powiedział Bullard chichocząc.
Proszę?
Plastyk. Musi pan mieć coś plastykowego. Słowo daję, to muszą być te guziczki
przy
podwiązkach. ZałoŜę się, Ŝe są plastykowe. Ten pies jest zwariowany na punkcie
plastyku.
Strona 1
12369
Nie wiem, skąd mu się to bierze, ale wywącha i znajdzie najmniejszą drobinę
plastyku.
Widocznie jego organizm odczuwa potrzebę tego, chociaŜ niech skonam, on lepiej
się
odŜywia niŜ ja. Kiedyś zŜarł cały plastykowy worek, uwierzy pan w coś takiego?
To jest teraz
interes, którym warto by się zająć, ale niestety pigularze zalecili mi spokój.
MoŜe pan przywiązać psa pod tamtym drzewem powiedział nieznajomy.
Diabli mnie biorą, jak patrzę na tę dzisiejszą młodzieŜ! mówił Bullard.
Ciągle
tylko narzekają, Ŝe nie mogą się wyŜyć. Nigdy jeszcze nie było tyle moŜliwości
działania co
dzisiaj. Wie pan, co by powiedział Horacy Greeley, gdyby Ŝył?
On ma mokry nos powiedział nieznajomy i schował nogi pod ławkę, ale pies
podczołgał się bliŜej, niezmoŜony w swoich poszukiwaniach. LeŜeć! Poszedł!
Mokry nos jest u psa oznaką zdrowia powiedział Bullard. Zamiast “Na
Zachód,
młody człowieku!”, dzisiaj Greeley zawołałby: “Na plastyk, młody człowieku! Na
atom,
młody człowieku!”
Pies zlokalizował ostatecznie plastykowe guziczki na podwiązkach nieznajomego i
teraz przekrzywiał głowę raz w jedną stronę, raz w drugą, zastanawiając się, jak
tu najlepiej
dobrać się do tych smakołyków.
Fuj! zawołał nieznajomy.
“Na elektronikę, młody człowieku!” perorował Bullard. Nie mówcie mi o
braku
moŜliwości. Na kaŜdym kroku otwierają się nowe horyzonty. Kiedy ja byłem młody,
człowiek musiał sam sobie szukać szansy i wczepić się w nią pazurami. Dzisiaj...
Przepraszam powiedział nieznajomy stanowczo, po czym zatrzasnął ksiąŜkę,
wstał
i uwolnił nogi z psich uścisków. Muszę juŜ iść. Do widzenia panu!
Nieznajomy odszedł oglądając się za siebie, znalazł wolną ławkę, usiadł i z
westchnieniem ulgi pogrąŜył się w lekturze. Jego oddech właśnie wrócił do normy,
kiedy
znowu poczuł na nodze dotknięcie mokrego nosa.
O, to pan! zawołał Bullard siadając. To on pana wywęszył. Szedł jakimś
tropem i
pozwoliłem mu się prowadzić. Na czym to stanęliśmy? Rozejrzał się z aprobatą.
Nie
dziwię się, Ŝe pan zmienił miejsce. Tam było za duszno na przyjemną pogawędkę,
ani śladu
przewiewu.
Czy ten pies dałby mi spokój, gdybym mu kupił plastykowy worek? spytał
nieznajomy.
Świetny kawał, świetny kawał powiedział Bullard przyjaźnie. Nagle klepnął
nieznajomego po kolanie. Hej, pan chyba nie pracuje w plastyku, co? Ja się tu
wymądrzam o
plastyku, a to moŜe jest pańska specjalność.
Moja specjalność? powiedział nieznajomy z błyskiem w .oku, odkładając
ksiąŜkę.
Ja nigdy nie miałem specjalności. Nigdy nigdzie nie zagrzałem miejsca od dnia,
kiedy
skończyłem dziewięć lat, od czasu kiedy Edison załoŜył laboratorium w sąsiednim
Strona 2
12369
domu i
pokazał mi swój przyrząd do pomiaru inteligencji.
Edison? spytał Bullard. Tomasz Edison, ten wynalazca?
Jeśli panu zaleŜy, moŜe go pan tak nazywać.
Jeśli mi zaleŜy? roześmiał się Bullard. Myślę, Ŝe tak. Ojciec Ŝarówki
elektrycznej
i Bóg wie jeszcze czego. Jeśli chce pan wierzyć, Ŝe to on wynalazł Ŝarówkę, to
proszę
bardzo. Nie ma w tym nic złego powiedział nieznajomy i otworzył ksiąŜkę.
Co to ma znaczyć? spytał Bullard podejrzliwie. Czy to jakiś Ŝart? Co to za
przyrząd
do pomiaru inteligencji? Nigdy o tym nie słyszałem.
Nie mógł pan słyszeć. Edison i ja obiecaliśmy zachować to w tajemnicy. Ja nie
powiedziałem nikomu. Edison złamał słowo i powiedział Fordowi, ale Ford wymusił
na nim
obietnicę, Ŝe dla dobra ludzkości nigdy juŜ o tym nie wspomni.
Bullard był zafascynowany.
Ten... ten przyrząd do pomiaru inteligencji mierzył inteligencję, prawda?
To była elektryczna maselnica.
Nie, powaŜnie naglił Bullard.
MoŜe nawet dobrze byłoby z kimś o tym porozmawiać powiedział nieznajomy.
Bardzo cięŜko jest dusić coś takiego latami. Ale skąd mogę mieć pewność, Ŝe to
nie pójdzie
dalej?
Daję panu słowo dŜentelmena zapewnił nieznajomego Bullard.
Myślę, Ŝe trudno uzyskać lepszą gwarancję powiedział nieznajomy z powagą.
MoŜe pan być spokojny powiedział z dumą Bullard. U mnie jak w grobie.
A więc dobrze. Nieznajomy odchylił się na oparcie i przymknął oczy,
przygotowując się do podróŜy w przeszłość. Milczał tak chyba z minutę, podczas
gdy Bullard
wpatrywał się w niego z szacunkiem.
Było to jesienią tysiąc osiemset siedemdziesiątego piątego roku zaczął
wreszcie
nieznajomy cichym głosem. We wsi Menlo Park, w stanie New Jersey. Miałem wtedy
dziewięć lat. W sąsiednim domu załoŜył sobie laboratorium młody człowiek,
którego wszyscy
uwaŜaliśmy za czarownika, bo stale tam coś błyskało, wybuchało i działy się
róŜne
przeraŜające rzeczy. Wszystkie dzieci w okolicy anioły przykazane trzymać się z
daleka od
czarownika i nie denerwować go hałasami.
Edisona poznałem nie od razu, ale za to od pierwszego dnia zaprzyjaźniłem się z
jego
psem imieniem Sparky. Był bardzo podobny do pańskiego psa i uganialiśmy się z
nim po
całej akolity. Tak, proszę pana, pański pies to wykapany Sparky.
Naprawdę? spytał Bullard pochlebiony.
Słowo daję. Więc pewnego dnia Sparky a ja, tarzając się jak zwykle,
podtoczyliśmy
się pod same drzwi laboratorium Edisona. W pewnej chwili Sparky wepchnął mnie do
środka,
i bach! Siedziałem na podłodze laboratorium twarzą w twarz z samym Edisonem.
Na pewno się rozzłościł powiedział Bullard z zadowoleniem.
W kaŜdym razie ja byłem przeraŜony. Myślałem, Ŝe znajduję się przed samym
Strona 3
12369
:Szatanem. Edison miał przyczepione do uszu druty, które prowadziły do małego
czarnego
pudełka, jakie trzymał na kolanach. Chciałem się wymknąć, ale złapał mnie za
kołnierz i siłą
posadził.
Chłopcze powiedział Edison pamiętaj, Ŝe najciemniej jest zawsze przed
świtem.
Tak jest, proszę pana odpowiedziałem.
Od przeszło roku mówił Edison poszukuję najtrwalszego włókna do lampy
próŜniowej. Włosy, struny, nici wszystko na nic. Zastanawiając się nad tym,
czego by tu
jeszcze spróbować, zacząłem ot tak, dla rozrywki, dłubać przy innym pomyśle i
zmajstrowałem ten przyrząd powiedział, pokazując mi czarne pudełko.
Pomyślałem sobie,
Ŝe moŜe inteligencja jest tylko pewnym rodzajem elektryczności i zrobiłem ten
oto przyrząd
do pomiaru inteligencji. Przyrząd działa! Jesteś pierwszym człowiekiem, który
się o tym
dowiaduje! Właściwie dlaczegóŜ by nie? To twoje pokolenie będzie dorastać we
wspaniałych
czasach, kiedy ludzi będzie się segregować równie łatwo jak pomarańcze.
Nie wierzę! zawołał Bullard.
Niech mnie grom spali! I przyrząd rzeczywiście działał. Edison wypróbował go
na
ludziach, nie mówiąc im, o co chodzi. I słowo daję, im mądrzejszy facet, tym
dalej w prawo
wychylała się strzałka na skali małego czarnego pudełka. Pozwoliłem Edisonowi
wypróbować przyrząd na mnie, ale strzałka drŜała tylko w miejscu. Mimo jednak
swojej
głupoty, właśnie wówczas dokonałem swego pierwszego i ostatniego odkrycia. Jak
juŜ
mówiłem, od tamtego czasu nie ruszyłem palcem.
CóŜ pan takiego zrobił? spytał Bullard z ciekawością.
Powiedziałem: “Panie Edison, wypróbujmy to na psie”. Trzeba było zobaczyć, co
ten
pies zaczął wyrabiać, kiedy to usłyszał! Poczciwy Sparky szczekał, wył i drapał
do drzwi,
Ŝeby go wypuścić. Kiedy przekonał się, Ŝe nie mamy zamiaru zrezygnować, skoczył
w stronę
przyrządu i wytrącił go z rąk Edisona. W końcu zapędziliśmy go w kąt i Edison go
przytrzymał, a ja przyłoŜyłem końce przewodów do jego uszu. I moŜe pan wierzyć
albo nie,
ale strzałka przeleciała przez całą skalę, daleko za czerwoną kreskę.
Pies popsuł przyrząd wtrącił Bullard.
Proszę pana spytałem Edisona co oznacza ta czerwona kreska?
To znaczy, Ŝe przyrząd jest popsuty, bo ta czerwona kreska to ja.
Musiał być popsuty powiedział Bullard.
Ale przyrząd nie był wcale popsuty kontynuował nieznajomy powaŜnie. Nie,
proszę pana. Edison sprawdził cały przyrząd i wszystko było w najlepszym
porządku. Kiedy o
tym powiedział, Sparky chciał się wydostać za wszelką cenę i wtedy się
zdemaskował.
W jaki sposób? spytał Bullard podejrzliwie.
Drzwi były zamknięte na haczyk, zasuwę i zatrzask. Pies zerwał się, podniósł
Strona 4
12369
haczyk, odsunął zasuwę i juŜ sięgał zębami do zatrzasku, kiedy Edison go złapał.
NiemoŜliwe! zawołał Bullard.
Tak było! potwierdził nieznajomy z błyskiem w oku. I wtedy właśnie Edison
udowodnił, Ŝe jest prawdziwym uczonym. Chciał poznać prawdę, choćby była nie
wiem jak
przykra.
Więc to tak! powiedział Edison do psa. Najlepszy przyjaciel człowieka,
tak?
Głupie zwierzę, tak?
Sparky grał swoją rolę do końca. Udawał, Ŝe nie słyszy, drapał się, łapał
pchły i
obszczekiwał mysie nory robił wszystko, Ŝeby tylko nie spojrzeć Edisonowi w
oczy.
Niezła synekura, co? mówił Edison. Niech kto inny troszczy się o
poŜywienie i
dach nad głową, a wy wylegujecie się przed kominkiem, uganiacie się za suczkami
albo
wałkonicie się z kolegami. śadnych rat, polityki, wojen, Ŝadnej pracy i
zmartwień. Wystarczy
pomachać ogonem albo polizać rękę i wszystkie wasze potrzeby są zaspokojone.
Panie Edison spytałem czy to znaczy, Ŝe psy są mądrzejsze od ludzi?
Mądrzejsze? zawołał Edison. Powiem o tym całemu światu! I nad czym ja
pracowałem przez ostatni rak? Tyrałem jak wół nad wynalezieniem Ŝarówki po to,
Ŝeby psy
mogły bawić się po nocach!
Panie Edison odezwał się Sparky czy nie...
Chwileczkę! ryknął Bullard.
Cisza! zawołał nieznajomy tryumfalnie. Panie Edison odezwał się Sparky
czy
nie lepiej utrzymać to w tajemnicy? Od tysięcy lat rzecz działa ku obopólnej
satysfakcji.
Tylko wy dwaj wiecie, gdzie jest pies pogrzebany. Pan zapomni o wszystkim i
zniszczy
przyrząd do pomiaru inteligencji, a ja powiem panu, co się będzie najlepiej
Ŝarzyć w Ŝarówce.
Bzdury! warknął Bullard robiąc się purpurowy na twarzy.
Nieznajomy wstał.
Ma pan moje słowo dŜentelmena. Sparky w nagrodę za moje milczenie powiedział
mi, jak grać na giełdzie, dzięki czemu stałem się człowiekiem niezaleŜnym
finansowo do
końca Ŝycia. Ostatnie słowa Sparky'ego zwrócone były do Edisona. “Niech pan
spróbuje
zwęglonego włókna bawełnianego”, powiedział i zaraz po tym został rozszarpany
przez stado
psów, które podsłuchiwały za drzwiami.
Nieznajomy odpiął podwiązki i podał je psu Bullarda.
Proszę przyjąć ten skromny podarek jako wyraz szacunku dla pańskiego przodka,
który swoją rozmowność przypłacił Ŝyciem. Moje uszanowanie.
I odszedł z ksiąŜką pod pachą.
przekład : Lech Jęczmyk
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin