Tom 3 - Diabelska wygrana - Martin Kat.pdf

(1424 KB) Pobierz
Kat Martin - Garrick - 03 -Diabelska wygrana.rtf
Rozdział 1
Londyn, Anglia, 1809
Kocica i myszka, pomyślał drwiąco Damien.
A moŜe bardziej doświadczona pantera i ostroŜna młoda łania. Obserwował ją przez werandowe drzwi
wiodące do głównego salonu miejskiej rezy¬dencji lorda Dorringa. Była ubrana w jedwabną szmaragdową
suknię tej samej barwy co jej oczy i śmiejąc się cicho, poprowadziła na parkiet jedne¬go ze swoich
adoratorów.
Było tam dość tłoczno. Wysoka, urządzona z prze¬pychem sala balowa naleŜała do najznakomitszych w
całym Londynie. MęŜczyźni we frakach i brokato¬wych kamizelkach, panie w jedwabnych i satynowych
sukniach, nierzadko znacznie bardziej eleganckich, lecz Ŝadna z nich nie wyglądała równie ślicznie jak ona.
Przeszła po wyłoŜonej mozaiką marmurowej podłodze elegancka i pełna gracji, opierając smukłą dłoń w
białej rękawiczce na ramieniu adoratora. Przez moment jej wzrok powędrował w kierunku ta¬rasu.
Wiedziała, Ŝe on jest właśnie tam.
Obserwowała go tak samo, jak on obserwował ją. Damien, szósty hrabia Falon, opierał się szerokim
barkiem o szorstkie cegły domu. Odkrył, Ŝe bale, wieczorki, przyjęcia przy muzyce przyciągają młode
kobiety. 'Sezon towarzyski juŜ się zaczął, eli¬ta zjechała do Londynu, między innymi Aleksa Garrick.
Spoglądał na nią, gdy tańczyła rondo, zarumie¬niona od wysiłku, a ogniście kasztanowe włosy po¬łyskiwały
tuŜ przy jej policzkach. Po chwili opuści¬ła parkiet razem ze swoim partnerem - księciem Roxbury. Był to
młody, szczupły męŜczyzna, lecz o rzucającej się w oczy osobowości, w tej chwili najwyraźniej oczarowany
damą, której,. towarzy¬szył. Nalegał na kolejny taniec, lecz Aleksa pokrę¬ciła głową. KsiąŜę skłonił się.
nieco sztywno i zosta¬wił ją przy drzwiach.
Damien uniósł kieliszek, który trzymał w dłu¬gich, śniadych palcach, i pociągnął łyk brandy. Szła w kierunku
tarasu, wysoka, niemal królewska, nie rozglądała się na boki, tylko przeszła przez weran¬dowe drzwi na
zewnątrz. Unikając ocienionego miejsca, gdzie stał, przeszła przez taras i zatrzyma¬ła się po przeciwnej
stronie, spoglądając na ogród. Słabe światło pochodni oświetlało starannie utrzy¬mane ścieŜki wyłoŜone
muszlami ostryg, a księŜy¬cowa poświata odbijała się w bulgoczącej wodzie fontann.
Z lekkim uśmiechem Damien postawił,kieliszek na bogato zdobionym piedestale i podszedł do sto¬jącej po
drugiej stronie kobiety.
Odwróciła się, słysząc jego kroki, i wtedy coś za¬błysło w jej oczach. Nie wiedział, czy to zaintereso¬wanie,
czy moŜe złość. Zresztą nie miało to juŜ znaczenia. I tak osiągnął swój pierwszy cel.
- Dobry wieczór ... Alekso.
W jej oczach barwy czystej zieleni dostrzegł za¬skoczenie. Omiotła wzrokiem jego czarny frak, biały fular,
dostrzegając i doceniając modny krój i idealne dopasowanie ubrania. Jednak uŜycie jej imienia wytrąciło ją
nieco z równowagi.
- Przepraszam - powiedziała. - Ale wydaje mi się, Ŝe do tej pory nie zostaliśmy sobie przedstawieni.
- To prawda. Ale ja wiem, kim pani jest. .. i są¬dzę, Ŝe pani takŜe mnie zna.
Nieznacznie uniosła głowę. Nie przywykła do męŜczyzn, którzy rzucali jej wyzwania. Ale on odkrył juŜ, Ŝe
jest to metoda, by zaintrygować damę, przykuć jej uwagę, a następnie zwabić w swoją sieć.
- Pan jesteś Falon. - Ton jej głosu świadczył o tym, Ŝe słyszała coś niecoś na jego temat, więk¬szość tych
opowieści była prawdziwa. Jednak było jasne, Ŝe w rzeczywistości nie ma pojęcia, kim on naprawdę jest.
- Damien - poprawił, podchodząc bliŜej. In¬na kobieta pewnie cofnęłaby się przynajmniej o krok, ale on
mógłby się załoŜyć, Ŝe Aleksa tego nie zrobi.
- Pan mnie obserwował. ZauwaŜyłam pana w ze¬szłym tygodniu i jeszcze tydzień wcześniej. Czego pan
sobie Ŝyczy?
- Niczego, czego nie Ŝyczyłby sobie kaŜdy z obecnych tu męŜczyzn. Jest pani piękną kobietą, Alekso. - Stał
na tyle blisko, by czuć zapach jej perfum, delikatny aromat bzu, by dostrzec nutę niepewności w głębi jej
ślicznych, zielonych oczu. - Prawda jest taka, Ŝe bardzo mnie pani intryguje. A to mi się nie zdarzyło juŜ od
bardzo dawna.
Przez chwilę milczała.
- Proszę o wybaczenie, lordzie Falon, nie wiem, czego pan ode mnie oczekuje, ale zaręczam, Ŝe nie jest to
warte pańskich wysiłków.
Uśmiechnął się kącikiem ust.
- Nie? A moŜe jednak. .. jeśli pani na to pozwoli.
Spojrzała na niego nieufnie, jednak zdołał obu¬dzić jej zainteresowanie. Zerknęła w bok, w głębo¬ki cień,
nerwowo oblizała wargi.
- JuŜ... późno - powiedziała z pewnym waha¬niem. - Zaraz zaczną mnie szukać. Lepiej juŜ wrócę.
Udało mu się: była wyraźnie poruszona. To do¬brze. Z tego, co wcześniej zaobserwował, wcale nie było to
takie łatwe.
- Po co miałaby pani wracać do środka, skoro tu, na zewnątrz, jest o wiele przyjemniej?
Zesztywniała, chowając twarŜ w cień.
- I znacznie bardziej niebezpiecznie, jak mi się zdaje. Wiem, kim pan jest, lordzie Falon. Wiem, Ŝe jest pan
łajdakiem o bardzo nieciekawej reputa¬cji. I najgorszego sortu rozpustnikiem.
Uśmiechnął się•
- Więc zasięgała pani opinii na mój temat. To juŜ jakiś początek. - W jej podbródku, który teraz wysunęła
nieznacznie do przodu, zauwaŜył mały dołeczek.
- Pochlebia pan sobie, milordzie.
- A co jeszcze pani o mnie słyszała?
- Niewiele. Nie jest pan ulubionym tematem towarzyskich konwersacji przy obiedzie.
- Jednak mam opinię osoby, do której niewinne dziewczęta nie powinny mieć dostępu.
- Doskonale pan wie, Ŝe tak jest.
- Nie sądzi pani, Ŝe człowiek taki jak ja mógłby się zmienić?
Spojrzała na niego badawczo, odwaŜnie, bez cie¬nia nieśmiałości czy skromności. Czego zresztą wcale nie
oczekiwał.
- Tego nie powiedziałam. JakŜebym mogła? Mój brat był jeszcze gorszym łajdakiem niŜ pan, o ile to w ogóle
moŜliwe. A teraz jest szczęśliwym małŜon¬kiem.
- Więc widzi pani, Ŝe jest jeszcze dla mnie na¬dzieja.
Nie skomentowała tego, mierząc go wzrokiem, spoglądając badawczo spod gęstych, ciemnych rzęs.
- Naprawdę muszę juŜ iść. - Odwróciła się i ru¬szyła przed siebie.
- Czy będzie pani na przyjęciu u lady Bingham w sobotę?
Zatrzymała się, lecz nie odwróciła. W blasku po¬chodni jej błyszczące włosy świedły jaśniej niŜ
po¬łyskujące płomienie.
- Będę - powiedziała i odeszła.
Damien uśmiechnął się w ciemność, lecz jedno¬cześnie zacisnął pięści. Z jakąŜ łatwością potrafiła rozpalić
męŜczyznę, sprawić, by poczuł w lędź¬wiach narastające podniecenie. Połowa młodych byczków w
Londynie błagała o jej rękę, lecz ona im odmawiała. Po prostu bawiła się ich zalotami, zachęcała, flirtując
bez opamiętania, przebierając w zadurzonych w niej głupcach jak w ulęgałkach.
Tuzin z nich proponowało jej małŜeństwo. Powinna była przyjąć oświadczyny, gdy miała po temu
sposobność.
* * *
- Aleksa! Wszędzie cię szukaliśmy. Gdzie się podziewałaś? - Lady Jane Tornhill, niska, pyzata
dwudziestodwuletnia panna podeszła do Aleksy. Była ubrana w błękitną jedwabną suknię - tunikę bogato
zdobioną złotem. J ane, córka księcia Dan¬dridge, była najlepszą przyjaciółką Aleksy.
- Byłam tylko na tarasie. - Skubała guzik swojej długiej białej rękawiczki. - Tu w środku jest bar¬dzo gorąco.
- Na tarasie? Ale chyba nie zapomniałaś o lor¬dzie Perrym? To z pewnością jedna z najlepszych partii w
Londynie. I taki przystojny ...
- Lord Perry, tak ... Wybacz, lane. lak juŜ mó¬wiłam, było mi bardzo gorąco.
lane przyjrzała się jej uwaŜnie, łagodne brązowe oczy spostrzegły lekki rumieniec na policzkach Aleksy.
Zerknęła w kierunku drzwi prowadzących na taras dokładnie w momencie, gdy wszedł przez nie lord Falon.
- Na Boga, Alekso, chyba nie byłaś tam razem z nim!
Aleksa wzruszyła ramionami.
- Odbyliśmy krótką rozmowę. To wszystko.
- AleŜ on jest ... on jest. .. PrzecieŜ nawet nie zostaliście sobie przedstawieni.
- Nie. I pewnie nigdy nie będziemy.
- Masz do tego prawo. Twój brat byłby wściekły, gdyby się dowiedział, Ŝe ten męŜczyzna zbliŜył się do
ciebie.
- Nie rozumiem, co jest w nim takiego straszne¬go. Mnóstwo męŜczyzn ma romanse z męŜatkami. - Ale
niewielu zabiło trzech męŜów:•w pojedyn¬kach.
-Mój brat sam brał udział w pojedynkach. Nie jest tajemnicą, Ŝe Rayne spotykał się z lady Campden. On
nawet ...
- Rayne zupełnie się zmienił. A lord Falon wca¬le i pewnie nigdy się nie zmieni.
Aleksa bawiła się kosmykiem swoich ciemnych, kasztanowych włosów.
- Nie pamiętam, Ŝebym widziała go kiedykol¬wiek przed obecnym sezonem towarzyskim.
- Przez kilka ostatnich lat przebywał za granicą. Chyba w Italii... A moŜe to była Hiszpania ... - Zerknęła z
powrotem na hrabiego. - W kaŜdym razie, on nie jest dobrze widziany w wyŜszych sfe¬rach. I one niewiele
dla niego znaczą.
- Więc, według ciebie, co on tutaj robi?
- Nie mam pojęcia. - Patrzyły na niego, jak z gracją, odprowadzany wzrokiem przez jeszcze co najmniej
kilka par oczu, przechodzi przez salon ku zdobionym drzwiom prowadzącym n~ ulicę. Był wyŜszy niŜ
większość obecnych na balu męŜczyzn, szczupły, lecz szeroki w ramionach. Miał falujące czarne włosy i
śniadą cerę, wydatne kości policzko¬we i niezwykle jasne, błękitne oczy. Mówiąc krót¬ko, był jednym z
najprzystojniejszych męŜczyzn, ja¬kich kiedykolwiek widziała Aleksa.
- Myślisz, Ŝe to łowca posagów? - spytała, nie¬mal z niechęcią oczekując odpowiedzi. Była mło¬dą, piękną
kobietą i jedną znajzamoŜniejszych młodych dziedziczek w Londynie.
- Szczerze mówiąc, nie sądzę. Z tego, co słysza¬łam, jego majątek bardzo się skurczył, ale tak na¬prawdę
wcale nie jest biedny. No i nie szuka Ŝony. Gdyby szukał, jest co najmniej tuzin bogatych mło¬dych dam,
które poślubiłyby go mimo jego reputa¬cji. Nie mówiąc o wielu wdowach, z którymi zwykle romansuJe.
- Co jeszcze o nim wiesz?
- Niewiele. Mieszka w jakimś ponurym starym zamku na wybrzeŜu. Swego czasu krąŜyły plotki, Ŝe
zaangaŜował się w przemyt. Innym razem rozeszły się pogłoski, Ŝe sympatyzuje z Francuzami.
- Z Francuzami! - Jej brat, Chris, został zabity z ręki Francuzów. Nienawidziła Napoleona i jego
niekończącej się krwawej wojny.
- Płynie w nim trochę francuskiej krwi ze strony matki - przypomniała sobie Jane. - Dlatego jest taki
przystojny i ma śniadą cerę.
Aleksa westchnęła.
- Łajdak, przemytnik, a moŜe nawet jeszcze go¬rzej. Nie ma zbyt dobrej reputacji. - Zmarszczyła brwi. Sama
nie wiedziała, dlaczego młody hrabia tak ją zaintrygował. Po chwil~ uśmiechnęła się tak pogodnie, jak nie
uśmiechała się od bardzo dawna. - Mimo wszystk~ naprawdę jest niesamowicie przy¬stojny. I te oczy ...
niebieskie jak morze po burzy.
- Tak. I równie niezgłębione. MoŜesz być pew¬na, Ŝe ten męŜczyzna oznacza same kłopoty.
Aleksa jedynie wzruszyła ramionami. Zaczynała juŜ liczyć dni do następnej soboty.
* * *
Aleksie przez cały tydzień czas bardzo się dłuŜył, natomiast lady Thornhill dni mijały jak z bicza strzelił.
Stojąc przy pokrytym białym obrusem sto¬le w domu lady Bingham, tuŜ obok bogato zdobio¬nej czary z
ponczem mieniącej się srebrzyście w blasku świec, spoglądała na zbliŜającą się przyja¬ciółkę, która
opierała dłoń na ramieniu przystoj¬nego lorda Perry'ego. AlekSa uśmiechała się, jak zwykle uprzejmie
słuchając i jak zwykle znudzo¬na od samego początku towarzyskiego sezonu.
Niedawno wróciła do Londynu z Marden, posia¬dłości znajdującej się niedaleko majątku ojca Jane w
Dandridge, gdzie kiedyś się poznały. W czasie sezonu Aleksa mieszkała u swojego brata i jego Ŝony w
Stoneleigh, posiadłości wicehrabiego na tere¬nie Hampstead Heath. Oboje nalegali, Ŝeby w tym roku
wróciła do Londynu, nakłaniali ją do uczest¬niczenia w Ŝyciu towarzyskim. Mieli nadzieję, Ŝe wreszcie
znajdzie odpowiedniego męŜa. Jane była pewna, Ŝe gdyby nie Peter i tragedia, która się wy¬darzyła, lord
Stoneleigh nakłoniłby siostrę do mał¬Ŝeństwa znacznie wcześniej.
Tymczasem folgował jej, wiedząc, Ŝe śmierć przyjaciela była dla niej wielkim przeŜyciem, Ŝe czuła się za nią
odpowiedzialna, więc przez ostat¬nie dwa lata pozwolił jej pozostać w izolacji
od świata w Marden.
Lecz w końcu Aleksa wróciła i w ciągu kilku ty¬godni sezonu była równie chętnie zapraszana jak w czasie
swojej inauguracji. WciąŜ była pięk¬na - teraz nawet jeszcze piękniejsza, poniewaŜ jej rysy nabrały
dojrzałości - czarująca i ciepła. Jed¬nak wewnętrznie bardzo się zmieniła. Nie była juŜ beztroską, niewinną
panną, która z satysfakcją pła¬wiła się w uwielbieniu adorujących ją zalotników. Nie była juŜ niefrasobliwą,
zachowującą się jak rozpuszczone dziecko dziewczyną.
Aleksa stała się kobietą w kaŜdym calu. Strata przyjaciela kosztowała ją jej młodość, a takŜe pew¬ną
cząstkę jej samej. Wyglądało to tak, jakby skry¬wała swoje emocje, jakby jakaś mała iskierka Ŝycia w jej
wnętrzu zgasła tego samego dnia, w którym zgasł Peter.
Jane chciała, Ŝeby Aleksa była podobna do in¬nych dziewcząt w jej wieku - otoczona wianusz¬kiem
licznych adoratorów musiała podjąć trudną decyzję, którego wybrać z długiej listy zalotników rywalizujących
o jej rękę.
Jednak Aleksa nie chciała Ŝadnego z nich.
- To są wszystko mali chłopcy - powiedziała kie¬dyś,. - Ja chcę kogoś, kto po budzi moj e serce, by biło
Ŝywiej. Kogoś, kogo mogłabym szanować, z kim mogłabym rozmawiać. Chcę prawdziwego męŜczy¬zny i
nie zamierzam związać się z nikim innym.
Jane roześmiała się na te słowa, podziwiając jej szczerość. Wiedziała, Ŝe między innymi właśnie dlatego są
tak bliskimi przyjaciółkami.
Zresztą Jane zawsze ją rozumiała. Matka Alek¬sy zmarła, gdy ona była jeszcze małą dziewczynką,
podobnie jak Jane, więc dz.iewczynka dorastała pod opieką ojca i dwóch bra.ci niemal dwukrotnie od niej
starszych; Nie było więc niespodzianką, Ŝe Aleksę pociągali bardziej dojrzali męŜczyźni. Nie¬stety,
większość jej wielbicieli była dla niej mało atrakcyjna.
Z wyjątkiem lorda Falona.
Ze wszystkich męŜczyzn, jakich przyjaciółka Ja¬ne mogła wybrać, ten był naj gorszy. Owszem, był
tajemniczy i intrygujący, lecz zarazem nieprzewi¬dywalny i niebezpieczny, moŜe nawet dopuszczał się
czynów przestępczych. Zainteresowanie, jakie okazywał Aleksie, z pewnością było podyktowane
nieczystymi intencjami, chociaŜ Jane musiała przy¬znać, Ŝe nigdy nie słyszała, by rozmyślnie uwiódł młodą
niewinną dziewczynę~ . Był znacznie mniej zamoŜny od Aleksy, a gdyby nawet szaleńczo się w sobie
zakochali, wicehrabia nigdy nie zaakcepto-
wałby tego małŜeństwa.
Jednak w oczach Aleksy pojawił się ten niewi¬dziany od dawien dawna błysk.
Stojąc w migotliwym świetle Ŝyrandola, Jane pa¬trzyła, jak jej przyjaciółka z gracją porusza się po¬śród
modnie odzianych męŜczyzn i kobiet z towa¬rzystwa, oszukując ich wszystkich swoim przyklejonym do ust
uśmieszkiem. Wszystkich, ale nie Jane. Być moŜe lord Falon byłby dla niej odpowiedni? MoŜe rozpaliłby w
niej chęć do Ŝycia, która niemal zupełnie zgasła?
Być moŜe warto podjąć ryzyko?
Lady J ane Thornhill uśmiechnęła się. Jeśli Aleksa będzie ostroŜna, nic nie moŜe jej się stać.
Spojrzała w kierunku drzwi prowadzących do ogrodu. Przystojny lord Falon jeszcze nie przybył, ale Jane nie
miała wątpliwości, Ŝe niebawem się zjawi.
CóŜ to moŜe zaszkodzić, jeśli Aleksa poflirtuje sobie z nim, tak troszeczkę? Albo nawet jeśli posu¬nie się do
pocałunku?
Do tej pory nie było męŜczyzny, z którym Alek¬sa nie umiałaby sobie poradzić. MoŜe nadszedł czas, by
poznała takiego, który stawi jej czoło, roz¬nieci przygasły ogień.
MoŜe - tak pomyślała, lecz prawdę mówiąc, wcale nie była pewna.
* * *
Był tam. Wyraźnie to czuła. I obserwował ją. Aby ukryć napięte nerwy, Aleksa roześmiała się rado¬śnie w
odpowiedzi na coś, co powiedział towarzy¬szący jej męŜczyzna, jasnowłosy, nieco pulchny ad¬mirał lord
Cawley. Admirał mówił o wojnie, po raz dziesiąty delektując się zwycięstwem pod Trafalga¬rem sprzed kilku
lat.
Aleksa puszczała mimo uszu słowa wypowiada¬ne monotonnym, nosowym głosem, wreszcie kątem oka
zauwaŜyła, jak do sali balowej wchodzi hrabia. Wysoki, szczupły, a jednak mocno zbudo¬wany. Poczuła
motylki w Ŝołądku na sam widok oszczędnych, płynnych ruchów pewnego siebie męŜczyzny, których nigdy
nie widziała u innych.
Zatrzymując się tylko na moment, by wymienić tu i tam kilka zdawkowych zdań, skierował się ku drzwiom
prowadzącym do ogrodu. lak długo bę¬dzie czekał? - zastanawiała się. Nie miała zamiaru dołączyć do
niego zbyt wcześnie.
W miarę upływu czasu doszła do wniosku, Ŝe bę¬dzie czekał godzinami. Wydawało się, Ŝe hrabia jest
bardzo cierpliwym człowiekiem.
Poszła do niego zaraz po kolacji, bez trudu opuszczając towarzystwo, wdzięczna za to, Ŝe Ray¬ne i 10celyn
poczuli się zmęczeni i wyruszyli z po¬wrotem do Stoneleigh, posiadłości połoŜonej go¬dzinę jazdy karetą.
Dziękowała bratu, Ŝe pozwolił jej spędzić cały ten tydzień z J ane.
- Rozmawiałem z księciem - powiedział wtedy jej przystojny brat, uśmiechając się serdecznie. Jo¬celyn
stała obok niego, jedno z nich szczupłe i ele¬ganckie, drugie masywne i silne. - Jego ksiąŜęca mość nie jest
jeszcze gotów do wyjazdu. Ty i Jane moŜecie zostać razem z nim. Bądź grzeczna i baw się dobrze, a w
poniedziałek przyślę po ciebie po¬wóz. - Miał gęste włosy koloru ciemnej kawy, mę¬skie rysy twarzy,
pewną szorstkość w sposobie by¬cia, dzięki czemu zawsze świetnie radził sobie z kobietami. .
- Dziękuję ci, Rayne. - Nachyliła się i pocałowa¬ła go w policzek. Jednocześnie tknęła ją nieoczeki¬wana
myśl: mimo Ŝe brat był mocniej zbudowany, był jedynym znanym jej męŜczyzną, który dorów¬nywał
wzrostem Damienowi Falonowi.
- Baw się dobrze - Jocelyn uśmiechnęła się i uściskała Aleksę. Dwa lata starsza od Aleksy Jo miała
podobną do niej sylwetkę, była szczupła i wysoka, ciemnowłosa; ładna i inteligentna zara¬zem. Po kilku
latach od poślubienia Rayne'a zo¬stały z Aleksą bliskimi przyjaciółkami.
- Obiecuję, Ŝe nie przepuszczę Ŝadnego tańca.
- To nie była prawda, ale Jo była zadowolona, Ŝe
Aleksa miło spędza czas. ChociaŜ, prawdę mó¬wiąc, do momentu pojawienia się lorda Falo¬na na
towarzyskich salonach w tym sezonie Aleksa wolałaby chyba przebywać w Marden.
Zaczekała, aŜ brat z Ŝoną odjadą, a potem zebra¬ła całą odwagę i przeszła na tył domu, gdzie znaj¬dowała
się jednopiętrowa ceglana przybudówka zdobiona francuskimi motywami. Pokonując ostat¬nie kilka kroków
w stronę drzwi, sprawdziła jeszcze swój strój, który dzięki Jocelyn jej brat w końcu nie¬chętnie
zaakceptował: wygładziła przód złocistej jedwabnej sukni, przesunęła tiul na właściwe miej¬sce,
wyprostowała brzeg głębokiego dekoltu, który odkrywał znaczną część jej biustu.
Ogród Birminghamów był mniejszy niŜ u lorda Dorringa, gdzie ostatnio widziała hrabiego. Była w nim tylko
jedna ozdobna fontanna.
Aleksa rozejrzała się, omiatając wzrokiem Ŝywo¬płoty i słodko pachnące kwiaty. Kwitły krokusy i tu¬lipany,
w cięŜkich donicach pięło się geranium, sły¬chać było brzęczenie owadów, wokół unosiła się woń
wilgotnych liści, lecz lorda Falona nigdzie nie było.
MoŜe jednak wcale nie okazał się tak cierpliwy. Mimo to zeszła po stopniach i ruszyła w kierun¬ku
wysokiego kamiennego muru na tyłach posesji. Zanim jeszcze Falon znalazł się w zasięgu jej wzro¬ku,
usłyszała cichy chrzęst jego kroków na pogrą¬Ŝonej w ciemności ścieŜce.
- Miałem nadzieję, Ŝe przyjdziesz - powiedział głębokim, męskim głosem, wywołującym wspomnienie o
brandy z odrobiną śmietanki. Niezwykłe połączenie szorstkiego brzmienia i gładkiego za¬pachu wywołało w
niej lekki dreszcz.
Dotknął dłonią jej szyi ozdobionej naszyjnikiem z topazów połyskujących w blasku księŜyca. Kilka
bursztynowych kamieni miała takŜe we włosach upiętych na czubku głowy w kasztanowy wianuszek.
- Nie powinnam była tu przychodzić.
- Owszem ... nie powinnaś. Więc dlaczego przyszłaś? - Wtopił się w cień, ale widziała jego śniadą twarz,
białe zęby, niebieskie oczy ..
- MoŜe dlatego, Ŝe ... zaintrygowałeś mnie. Uśmiechnął się, pewnie wspominając podobne słowa, które sam
do niej wypowiedział. Wyglądał teraz młodziej, rysy jego twarzy złagodniały.
- A moŜe największą atrakcję stanowi niebezpie¬czeństwo, to, Ŝe robisz coś, czego zabroniłby ci brat?
- Mój brat juŜ jakiś czas temu przestał się wtrą¬cać w moje Ŝycie. To prawda, Ŝe jest trochę nad¬opiekuńczy,
ale to dlatego, Ŝe mnie kocha.
- To musi być miłe - powiedział - mieć kogoś, komu tak zaleŜy.
- A czy jest ktoś, komu zaleŜy na tobie? Uśmiechnął się kącikiem ust, ust stanowczych, jak zauwaŜyła, ale
teŜ bardzo męskich i niezwykle pięknych.
- Nie ma. Kiedyś była osoba, na której bardzo mi • zaleŜało, osoba, której szczęścia pragnąłem bardziej niŜ
własnego.
- Kobieta?
-Nie.
O dziwo, poczuła ulgę. Chciała dowiedzieć się, kogo tak bardzo kochał, ale widŜiała w jego oczach, Ŝe nie
doczekałaby się odpowiedzi.
- Po co przyjechałeś do Londynu? Chyba nie po to, by brylować w towarzystwie?
- Miałem tu do załatwienia pewną sprawę. Chciałem zostać tylko przez tydzień. I wtedy w ope¬rze
zobaczyłem ciebie i postanowiłem przedłuŜyć swój pobyt.
Poczuła lekkie łaskotanie w Ŝołądku. Było to dziwne wraŜenie, od którego szybciej zabiło jej serce, a dłonie
zwilgotniały.
- Dlaczego jesteś ...
- Dość tych pytań, Alekso. Nie mamy zbyt duŜo czasu. - W jednej chwili przywarł do niej ciałem, obejmując
ją w talii, dotykając swoimi długimi no¬gami jej ud. Spojrzał jej prosto w oczy i przywarł ustami do jej ust w
ognistym pocałunku. Zabrakło jej tchu, pocałunek był gorący, niesamowicie męski, zarazem stanowczy i
delikatny. Aleksa poczuła dreszcze. Damien wykorzystał ten moment, wsunął język do jej ust, posyłając
płomienną falę, która ogarnęła całe jej ciało. Smakował ją, spijał wzbu¬dzone w niej poŜądanie, odbierając
jej powietrze. A potem ujął w dłonie jej twarz i wdarł się w jej usta jeszcze głębiej, aŜ cały świat zawirował jej
w oczach. Pieścił ją językiem, zawłaszczając nią tak, jak nigdy dotąd Ŝaden męŜczyzna nią nie zawładnął.
Aleksa wyrzuciła z siebie gardłowy protest - a mo¬Ŝe dźwięk ten znamionował niespełnioną tęsknotę?
Na kilka sekund przylgnęła do niego niepewna, co się dzieje, lękając się tego wysokiego, śniadego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin