12 - Rozesłanie apostołów i uczniów.doc

(39 KB) Pobierz
JEZUS W DRODZE DO HEBRON

ROZESŁANIE APOSTOŁÓW I UCZNIÓW

Przy końcu szabatu przemawiał Jezus jeszcze raz w synagodze ostro przeciw oszczerstwu Faryzeuszów, zarzucających Mu, że wypędza czarty mocą diabelską. Zażądał, by Mu wykazali, czy czynności Jego nie zgadzają się z Jego nauką, czy nie dochowuje tego, czego naucza. Jakoż nie mogli Mu Faryzeusze nic zarzucić. Potem nauczał Jezus przed bramą domu Piotra o błogosławieństwach: - Błogosławieni ubodzy w duchu - mówił, wykazując wbrew przeciwne postępowanie Faryzeuszów. Poczym przygotowywał uczniów do oczekującego ich rozesłania.

W Kafarnaum nie chciał Jezus dłużej bawić; tłumy zebrały się za licznie i zanadto były podrażnione. Przybyło tu także wiele Gergezeńczyków; byli to ubodzy ludzie, przywykli do włóczenia się, chcieli więc chodzić za Jezusem i mieć od Niego utrzymanie; sądzili bowiem, że podobnie jak Saul i Dawid każe się Jezus namazać na króla i założy Swą stolicę w Jeruzalem, Jezus jednak od-prawił ich z niczym do domu, napomniał ich tylko do pokuty, do spełniania przykazań i wypełniania tych rad, które słyszeli od Niego. Tłumaczył im, że królestwo Jego jest inne, niż oni sądzą, i że wstępu doń nie mają grzesznicy.

Następnie opuścił Jezus Kafarnaum z 12 Apostołami i 30 uczniami i poszedł w kierunku północnym. Tą samą drogą szły gromady ludzi. Jezus zatrzymywał się często i nauczał to tą, to ową gromadkę, poczym słuchacze odłączali się i szli do swych miejsc rodzinnych. Około trzeciej godziny po południu stanął Jezus na górze, oddalonej o trzy godziny drogi od Kafarnaum, a niedaleko tylko od Jordanu. Na górę prowadziło pięć dróg z pięciu miejscowości, rozłożonych w koło. Ludzi, towarzyszących Mu aż dotąd, rozpuścił Jezus, poczym posilił się z uczniami u stóp góry i razem weszli na szczyt.

Była tu mównica i z niej miał Jezus jeszcze raz naukę do Apostołów i uczniów o ich posłannictwie. Rzekł im, że teraz mają pokazać, co się nauczyli, mają głosić, że zbliżyło się królestwo Boże, że nadszedł ostateczny czas pokuty, a śmierć Jana już się zbliża. Mają chrzcić, wkładać ręce, czarty wypędzać. Nauczał ich, jak mają się zachowywać w sporach, jak rozpoznawać i odprawiać zysku szukających stronników i fałszywych przyjaciół. Żaden z nich teraz nie znaczy więcej, jak inny. Przyszedłszy gdziekolwiek, mieli gościć tylko u pobożnych ludzi, żyć ubogo i skromnie i nikomu nie być ciężarem. Nauczał ich, jak mają się w drodze rozdzielać i łączyć potem. Dwóch Apostołów i kilku uczniów miało iść zwykle naprzód, zbierać ludzi i oznajmiać im zbliżanie się nauczycieli. - Apostołowie nosili przy sobie małe flaszeczki z oliwą; tę kazał im Jezus poświęcać i używać jej przy uzdrawianiach.*) Marek 6, 7-13. Porównaj Mateusz 10. l i nast. Łukasz 9, 1-16.

Słowem, wszystko to ich nauczał, co napisane jest w ewangelii przy rozesłaniu; o niebezpieczeństwach nie uprzedzał ich jeszcze, rzekł tylko: "Dzisiaj przyjmie was jeszcze każdy chętnie; nadejdzie jednak czas, że będą was prześladować." Po nauce uklękli wszyscy wokoło. Jezus pomodlił się i wkładał im ręce na głowę; uczniów pobłogosławił tylko. Następnie uściskali się wszyscy wzajemnie i rozeszli.

Potem wyznaczył im kierunek ich dróg i czas, w którym znów bliżej Niego przybyć mają, dla zdania sprawy z pracy apostolskiej i dla zmiany uczniów przy Nim i przy nich. Z Jezusem szło sześciu Apostołów: Piotr, Jakub Młodszy, Jan, Filip, Tomasz i Judasz, prócz nich 12 uczniów, między nimi trzech braci Jakóba, Sadoch i Heliachim (synowie Marii Helego), Manahem, Natanael, tzw. mały Kleofas, i kilku innych z najmłodszych. Pozostali Apostołowie mieli 18 uczniów z sobą; między nimi był Jozes Barsabas, Judas Barsabas, Saturnin, Natanael Chased. Oblubieniec z Kany, Natanael, nie poszedł z nimi, miał inne sprawy dla gminy i zajęty był w swym bliższym kółku, podobnie jak Łazarz. Przy rozstaniu się płakali wszyscy. Odchodzący Apostołowie poszli drogą na wschód ku Jordanowi w dół wiodącą, gdzie była miejscowość, zwana Lekkum, może ćwierć godziny od Jordanu oddalona. U stóp góry otoczyła Jezusa znów gromada ludzi, wracająca z Kafarnaum.

Od podnóża tej góry udał się Jezus z uczniami na południe od Safet, leżącego na wysokiej górze, do miejscowości, zwanej Hukok, z której wiele ludzi wyszło już naprzeciw Niemu, i z radością przyjęli Go wraz z uczniami. Obok u studni oczekiwał Jezusa jeden ślepy i kilku kulawych, i prosili Go o pomoc. Jezus kazał mu umyć twarz wodą studzienną. Gdy to uczynił, pomazał mu Jezus oczy oliwą, ułamał gałązkę z krzewu, dał mu ją przed oczy i zapytał, czy co widzi. Człowiek ów rzekł: "Tak, widzę bardzo wielkie drzewa." Jezus pomazał mu jeszcze raz oczy i znów zapytał. Wtedy rzucił się ów mąż przed Nim z radością na ziemię i zawołał: "Panie, widzę góry, drzewa, ludzi! widzę wszystko!".

Pośród ludu powstała wielka radość, i zaprowadzili uzdrowionego do miasta. Jezus uzdrowił jeszcze kulawych i chromych, którzy na kulach stali wokoło. Kule były z cienkiego, bardzo mocnego drzewa, każda miała 3 nóżki, tak, że same przez się stać mogły i tak je można było złączyć, że chory wspierał się na nich piersią.

Uzdrowiony ślepy wnet rozszerzył po mieście radosną wieść, więc nowe tłumy ludu wyszły za miasto do Jezusa, a za nimi poszli przełożeni synagogi i nauczyciele z dziećmi szkolnymi. W otoczeniu tłumów wszedł Jezus do miasta, a poszedłszy do szkoły, nauczał w przypowieściach o ośmiu błogosławieństwach. Wzywał wszystkich do pokuty, gdyż bliskie jest królestwo Boże. Każdą przypowieść tłumaczył Jezus obszernie; byli przy tym i uczniowie. Jezus kazał im pilnie słuchać nauki, by mogli tego samego nauczać, gdy rozproszą się po okolicznych domach i osadach. Tak więc to, co usłyszeli w publicznych naukach, mieli rzucać potem jako zasiew w serca innych ludzi. Zawsze bowiem rozchodzili się rano Apostołowie z uczniami po okolicy, nauczali i uzdrawiali, a wieczorem schodzili się przed najbliższą miejscowością, do której poszedł był Jezus. Po nauce udał się Jezus z uczniami do przełożonego synagogi i tu zasiedli wszyscy do uczty, składającej się z ryb, miodu, placków i owoców.

Hukok leży o pięć godzin drogi na północny zachód od Kafarnaum, pięć godzin drogi na południowy zachód od góry rozesłania i o trzy godziny drogi na południe od Safet. Mieszkają tu wyłącznie żydzi, ludzie nieźli; prawie wszyscy przyjęli już chrzest Jana. Trudnią się wyrobem wybornych materii, wełnianych, wąskich chust, ozdób i frędzli z jedwabiu. Robią także sandały o dwóch obcasach; sandały te są w środku giętkie, bardzo wygodne, proch wypada przez umyślne otwory.

Miasto jest czysto utrzymane i przyjemne robi wrażenie. Niegdyś musiało być silną twierdzą; dotychczas jeszcze otaczają je w koło głębokie rowy, obecnie suche. Drzewa gęsto zasadzone, tworzą piękne aleje, z poza których zaledwie widać domy. W bramę wchodzi się przez most. Od bramy wiedzie długa ulica, rozszerzająca się przy końcu w obszerny plac, na którym wznosi się wspaniała synagoga. W koło otaczają ją kolumny; w razie natłoku otwiera się synagogę, zatem i z zewnątrz stojący mogą uczestniczyć w obrzędach; z tyłu łączą się mury w półkole. Apostołowie i większa część uczniów rozeszli się parami po mieście i po okolicy; Jezus zaś udał się do synagogi, gdzie już zgromadzili się słuchacze. Przedtem jednak poszedł do dwóch oddzielnych hal i uzdrowił zebranych tam chorych wszelkiego rodzaju obojga płci. Posprowadzano także wiele chorych dzieci, niektóre przyniesiono na rękach, a Jezus uzdrowił je, zdrowe zaś dzieci pobłogosławił.

W synagodze nauczał Jezus o modlitwie i o Mesjaszu, mówiąc, że już przy-był, że żyje wśród nich i że On głosi Jego naukę. Co do modlitwy polecał czcić Boga w duchu i prawdzie. Przeczucie mi mówiło, że znaczy to czcić Boga w Duchu św. i w Jezusie Chrystusie; przecież to Jezus był Prawdą, prawdziwy, żywy, wcielony Bóg, Syn poczęty z Ducha. Na powyższe słowa zapytali nauczyciele uprzejmie Jezusa, by raczył im powiedzieć, kim jest właściwie, skąd ma początek, czy może Jego rodzice nie są właściwie rodzicami, a krewni krewnymi. Powinien przecież wyraźnie powiedzieć, czy jest Mesjaszem, Synem Bożym.

Lepiej byłoby przecież, żeby uczeni w Piśmie wiedzieli, czego się trzymać a jako przełożeni ludu powinni Go poznać. Jezus odrzekł na to wymijająco: "Jeśli powiem: "Jam jest - nie uwierzycie mi i powiecie, żem jest synem tych ludzi. Nie py-tajcie o Moje pochodzenie, lecz zważajcie na Mą naukę i czyny; kto spełnia wolę Ojca, ten jest Synem Ojca, gdyż Syn jest w Ojcu, a Ojciec w Synu, a kto spełnia wolę Syna, spełnia i wolę Ojca." Słowa te tak były piękne, tak pięknie mówił też o modlitwie, że wielu z obecnych zawołało: "Panie, Tyś jest Chrystus! Tyś jest prawdą!" Rzucili się też przed Nim na ziemię, chcąc Go uczcić. Jezus jednak rzekł im powtórnie: "Czcijcie Ojca w duchu i prawdzie!" Poczym udał się z przełożonym na przedmieście i tu przenocował z uczniami. Na przedmieściu niema synagogi; jest tylko szkoła, ale w niej uczą bardzo wiele. Święto świateł jeszcze się nie skończyło.

Na drugi dzień nauczał Jezus znowu w Hukok; mówił przypowieść o siewcy i nierównym kiełkowaniu nasienia, dalej o dobrym pasterzu, który przybył szukać zbłąkanych owiec, i będzie się cieszył, jeśli choć jedną odnajdzie i do stada odprowadzi. Tak, mówił, działać będzie dobry pasterz, aż zabiją go nieprzyjaciele; słudzy jego i słudzy sług jego tak samo czynić powinni, aż do końca dni. Jeśli zaś w końcu choć jedna owca będzie uratowaną, wystarczy i to dla zadowolenia miłości. Słowa Jego brzmiały nadzwyczaj mile w uszach słuchaczów.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin