siódmy krąg_2.pdf

(258 KB) Pobierz
306170245 UNPDF
ROZDZIAŁ 2
Lilithniemogłauwierzyć, żetosiędziałonaprawdę. Najejwłasnymterenie
znajdowałsięwampirWampir!
Jedynąrzeczągorsząodtegobyłfakt,żebyłjejklientem
Cóżto za chory i spaczonyżart? Byłatoostatniarzeczjakiejpotrzebowałapo
śmierciJacksonaTomiejsce,jejdom,miałbyć ponoć jej sanktuarium z dala od
demonówTutaj,powinnaumiećodnaleźćspokójTerazwydawałosięono zbytmałe,
zbytwypełnioneludźmiPojawiłsięrównieżfakt,żepodążałozaniątocoś.
Jejrękaunosiła sięnadkieszenią,nadkołkiem
Spojrzałagniewnienawampira
Odwzajemniłspojrzenieintensywniebrązowymioczami,spokojny,zrelaksowany
icałkowicienieporuszonyJegopoza, gdyopierałsięościanęwgabinecieDaniela,jego
wyraz twarzy, wszystko to mówiłożesięjejniebałNiebyładlaniegozagrożeniem
ŁowcywyszlizzazakrętuSamimężczyźniSiedmiuZatrzymalisię,otaksowaligo
wzrokiem, stanęli wgrupiebyprzypatrzećmusiępodejrzliwieByłotylkokwestiączasu
nimodkryją, żeniejestczłowiekiemObserwowaławymianęspojrzeńpomiędzynimia
wampirem,ciekawacosięstanie
Zaczęłosięodserii cichych, wyszeptanych komentarzy iurosłodoniespokojnej
przepychanki,gdyjedenpotrącałdrugiego,prowokującsięnawzajem,próbującpostąpić
krok naprzód
JejspojrzeniezłączyłosięzdemonemWydawałsięcałkowicienieprzejmować,
przynajmniej tak wyglądał nazewnątrzJejczułezmysłymówiłyjejjednakcoinnego
Byławstaniewyczućsłabeśladyukrytegonapięciaizłości, oraz niewiarygodnego
opanowaniaktórejekontrolowały
Jedenzmężczyznwyszedłnaprzód izarozumialeobróciłswoimkołkiem. Lilith
oczekiwała, że wampir się ruszy On jednak stał w miejscu Patrzył wprost na
mężczyznę,stojącdoniegotwarząwtwarz,niewycofującsię,aniatakującNiedrgnął na
krokZastanawiałasiędlaczegoGdybypostanowiłzaatakować,cichłopcy padliby
trupem wprzeciągusekundByłabytorzeźniainiktby go powstrzymał, nawet ona.
Dlaczegowięctegoniezrobił?
Kpili z niego, przesadnie go prowokowali, szczególniebiorącpoduwagę,żejest
klientemZdałasobiesprawę, żebył to właśniepowóddlaktóregonieatakował
Wypędzilibygozkampusu, gdybytozrobiłUnieważnilibyswojeusługiSpryciarz
Na czymkolwiekpolegałatasprawazktórąprzyszedł,musimiećdlaniegowielką
wagę,natyledużąby tylko jejpowierzyć szczegółyiznosić groźbymłodychłowców
- Panie Lincoln. – powiedziała,występującdoprzoduJejoczynapotkaływzrok
każdegozmężczyzn,upewniającsię, żezobaczylijejzłośćnaichzachowanie.
Cofnęli się, ten z przodu schował kołek i posłał jej spojrzenie, które było
mieszankąobrzydzeniaskierowanymwjejstronę oraz wstydem własnegodziałania.
Obserwowała jak odchodzą, dobrze świadoma spoczywających na niej oczu
wampira. Sprawiały, żeskórapokrywałasiępłomieniami, gdy pozostawiałynaniej
swojeśladyNawoływałydojejduszyibłagałybynaniegospojrzałaZacisnęłastruny
powściągliwości,więżącsłowapokusy, któreszeptałojejserceByłwampiremBył
demonemZabijałajegogatunekOnmordowałjej
- Chodźzemną– jejtonbyłzabójczy,pokrytycałąwściekłościąwywołanąprzez
śmierćsiostry i Jacksona, oraz wszystkich innych,którychstraciławswoimżyciu
KorytarzestawałysięcorazcichszeWiększośćłowcówwróciłojużdo rezydencji
iposzłospać,zajmowałosiępracamibadawczymi,lub byłowkafeteriinaśniadaniu
Lilith poprowadziławampiradopokojuspotkańiotworzyładrzwiNieprzytrzymałaich
dlaniegoByłazbytzmęczonabybawićsięwszarmanckiegogospodarza,ajużw
szczególnościzdemonem
- Więcjakitoproblem?– powiedziałaporazkolejny,mającnadzieję, żetym
razem jej odpowie.
Odsunął się od niej na większą odległość, jego oczy wciąż przesuwały się
ogniowymi śladami po jej ciele Wolałaby by stał się brzydki w momencie, gdy
dowiedziałasiękimjest naprawdę Onjednakwciążbyłprzystojny,wyglądałnaledwie
trzydzieścilat,wysokiipotężnynatyle,żebałasięgodopewnegostopnia
Nieżebypozwoliłamusięotymdowiedzieć
Zajęłamiejsceprzydługim mahoniowymstoleOnnieprzestawałsięnanią gapić
Cierpliwośćniebyłajej mocnąstronąJeżeliniezaczniewkrótcegadać,zareaguje
przemocą A nie byłtoodpowiednimomentChciałagorącegoprysznicuidługiego,
wolnegoodkoszmarów,snuDzisiejszynocnypatrolbyłczymś, czegoniechciała
odtwarzaćponowniewjaskrawymtechnikolorzewłasnychsnów
WampirobszedłstółiwyciągnąłkrzesłonaprzeciwniejWsunąłsięnanieJego
przedramionależaływzdłużoparć,adłonie luźnoznichzwisały.
- Bo masz jakiśproblem,prawda?Dlategonaszatrudniłeś?Choćniemogę
zrozumiećdlaczegowampirwynajmujęgrupęłowcówwampirówchyba, żejest tak
zdesperowany,albomatozwiązekzludźmi
- Nic z tych rzeczy. Wybacz,żecięrozczaruję. Tedzikiehistorie,które zapewne
biegnąciprzeztątwojąślicznągłówkę,sąnieprawdziwe.
SkuliłasięwewnętrznienatoodniesieniedojejwygląduZpewnościąniezdawał
sobie sprawy, żejedyniepogarszałsytuacjęipodwyższałprawdopodobieństwopróby
uśmiercenia goprzeznią JejpalceprzesunęłysiępokształciebroniwkieszeniTobyła
miłafantazjaChoćcośjejmówiło, żeniemiałabyznimszans,aprzynajmniejniew
obecnym stanie.
- To delikatna sprawa.
- AchDziewczynacięrzuciłaichceszbyśmyjązakołkowali? – wyciągnęłabrońo
którejbyłamowa,spodziewającsięuzyskaćodniegojakąś reakcjęUniósłbrwiNawet
niedrgnął
- Iznów,niejesttonictakprostego– uśmiechnąłsię,tymrazemprawdziwiebez
choćbykropliokrucieństwa
Oparłsiębardziej nakrześleizałożyłnogęnanogęJejspojrzenieprzeszłopo
jegotwarzy,wchłaniającskrzywienie warg, prosty nos i zatrzymującsięnajegooczach.
Nie mogłaodwrócićwzroku,bezwzględunatojakbardzopróbowałaByła
więźniemwewłasnymciele,niezdolnaprzerwaćtegoodrętwienia wktóresięosuwała
Czytobyłamocwampirów?Jeżelitak,nigdyoniejniesłyszałaWpadławciemnośćjego
oczuNiewywołałowniejtopaniki, jaksądziłażepowinno sięstaćCiemnośćwokółniej
byłamiękka,otaczającjąciasnowchłodnymjakpióraobjęciu,którysprawiało, że
pragnęłazamknąćoczyiwestchnąćzulgi Odkryła, żesięgadoniej,pragnącdotknąćjej
wrewanżu,poczymcofnęłasięPokójpowróciłPatrzyłananiegoJejoczyzwęziłysię
dowściekłegospojrzeniaJaktorobił, żeczułatakieprzyciąganie,jakgdybyjąwzywał?
Oczyszczającgardłowpróbie odzyskania kontroli,powiedziałasobie, żebyłto
jedyniepozostałyefektkorzystaniazdaruinicwięcej
- Wiec, co to jest? – powiedziała
Lincolnrozstawiłnogiipopchnął dotyłukrzesło tak,żebalansowało nadwóch
jegotylnichnogachComiałjejpowiedzieć?Prawdę? Głębokowjegownętrzutengłos,
który go chronił przez te ostatnie kilka miesięcy, jego instynkt, szeptał mu by
powstrzymałsięiniewyjawiłwszystkiegoNiemusiałaznaćkażdegoszczegółubymu
pomócJeżeliwyjawi jejjedynieułamekproblemu,będziewtedymógłprzetestować, jak
zaradnisąciłowcywampirów
Lincolnpozwoliłbykrzesłoopadłozłupnięciemdoprzoduiodrazuwstał
Kobietapodskoczyła,alezarazszybkowróciła dosiebieAnalizowałjąprzezmoment,
słuchającmiarowegobiciajejserca,poczympodszedłwstronęokienZasłonybyły
zaciągnięteZamknąłoczyisięgnąłzmysłamipozamuryNazewnątrzpanowałoświatło
dnia.
Odwracającsięzpowrotemdokobiety,otaksowałją ponownie spojrzeniem.
Wydawałasięzbytmłodabybyćadekwatnymwojownikiemizpewnościąbyłazbyt
młodadlarolijakąjejprzeznaczyłZaczynałmiećokropne,mroczneprzeczucie, żecoś
byłonietakJegożycieleżałowrękachtej dziewczyny?Doczegotenświatzmierzał?
Złączającdłoniezaplecami,powróciłdoswojegokrzesłaPołożyłdłonienabelce
przecinającejjego oparcieizmarszczyłbrwi
- Mamproblemzeswegorodzajuprzepowiednią– powiedziałLincoln,wciąż
decydując, jakwieletaknaprawdęwyjawićImmniej powie, tym będziebezpieczniejszy,
choćtymtrudniejszestaniesięprzekonanie jej bymupomogła
Przypomniałsobie, żewcaleniemusijejprzekonywaćMusiznimpracować
Sowiciezapłaciłbygochroniła
- Pewnego rodzaju przepowiednia? – powiedziała,rozbawienierozbrzmiewałow
jejsłowach
NiebyłwnastrojubysięzniegonaśmiewanoJeżelibędzienaciskaćtozacznie
siębronić, a wtedy zobaczy gdzie jest jej miejsce.
- Potencjalna apokalipsa. – obserwowałjądokładnie,ciekawyjakabędziejej
reakcja.
Pochyliłasiędoprzoduiuśmiechnęła, owijającmiodowepasmo włosów wokół
palca, jakgdybybyładzieckiem
- A ty w niej figurujesz? – powiedziała, a jejuśmiech zabłysłironią– I oczekujesz,
żecipomogę
- Tak.
Wyczuwałnadchodzącesłowaiwiedziałczegobędądotyczyć
- Comniepowstrzymaprzedzabiciemcięiwydostaniemsięztegogównianego
zadania?
Byłytoodważnesłowa,aszczególniedla kogośwjejpozycji,wyraźniewidział
podnimiukrytystrachJejprzełożonymiałracjęDużoodniejoczekiwano, jeżelikazano
jejznimpracowaćNiemógłnicnatoporadzićTaksamoniemiałwyboruwtejsprawie
jakionaMusimupomócAlternatywaniewchodziławgrę.
Udałomusięzaśmiać
Zgłoś jeśli naruszono regulamin