Orwig Sara - Jak serce dyktuje.pdf

(526 KB) Pobierz
Orwig Sara - Rodzina milionerów 03 - Jak serce dyktuje
SARA ORWIG
JA SERCE DYKTUJE
„Rodzina milionerów” - 03
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Po krótkim werblu orkiestry konferansjer Lance Wocek wysunął się naprzód.
- A otóŜ i nasza piękna Katherine Ransome - zapowiedział, biorąc ją za rękę. -
Utalentowana artystka, odnosząca sukcesy w biznesie, olśniewająca panna na wydaniu.
Katherine, uśmiechając się do tłumu stojącego przed sceną Klubu Country Oak Hill w
Fort Worth i nie zwracając się przy tym do nikogo w szczególności, pomachała przyjaźnie.
Patroni organizacji, w swoich odświętnych smokingach i szytych na zamówienie sukniach,
którzy przyglądali jej się teraz tak Ŝyczliwie, urządzili tę uroczystą galę, by zebrać fundusze
na rzecz bezdomnych dzieci. Katherine całym sercem wspierała ten cel, ale w tym momencie
odrobinę Ŝałowała, Ŝe po prostu nie wypisała czeku, zamiast brać w aukcji tak bezpośredni
udział.
- Panowie, od jakiej stawki mam zacząć za wieczór spędzony z tak czarującą i piękną
kobietą jak panna Ransome? - zapytał Lance. - Kto chciałby rozpocząć licytację?
- Tysiąc dolarów - rozległ się męski głos z głębi sali.
Goście zaklaskali. Starając się coś dostrzec ponad oślepiającymi światłami, Katherine
wpatrywała się w twarze męŜczyzn spoglądających na scenę. Większość z nich znała całe
Ŝycie.
- Tysiąc dolarów! Dobry początek! Kto da więcej? - zapytał Lance, uśmiechając się do
widowni.
- Dwa tysiące - zawołał ktoś inny i Katherine rozpoznała głos lokalnego adwokata,
Wesa Trentwooda.
Cieszyła się, Ŝe licytują, bo bracia jej dokuczali, twierdząc, Ŝe jest taka oziębła dla
okolicznych męŜczyzn, Ŝe Ŝaden z nich nie odwaŜy się zalicytować. Jak na razie, mając
dwóch kandydatów, wolała spędzić wieczór z Wesem.
- Trzy tysiące - powiedział ktoś z sali i ta suma została natychmiast przebita przez
kolejną: cztery tysiące dolarów.
- Stawiam pięćset tysięcy dolarów - zabrzmiał jakiś głęboki męski głos. Cała sala
zamarła i wszystkie głowy skierowały się w stronę, z której głos się rozległ. Oszołomiona, Ŝe
ktokolwiek mógłby wydać taką sumę za jeden wieczór z nią spędzony, Katherine spojrzała
tam, gdzie teraz spoglądali wszyscy inni.
Patrzyła, jak męŜczyzna wstaje z miejsca i pośród gromkich oklasków toruje sobie
drogę między stolikami. Nie mogąc rozpoznać rysów jego twarzy w oślepiającym świetle,
Katherine przyglądała się jego ciemnym włosom, szerokim ramionom i wysokiej sylwetce.
Nie był stąd, mimo to skądś go znała. Patrzyła zmieszana, jak męŜczyzna zbliŜa się do
sceny, i pełna złych przeczuć powtarzała sobie gorączkowo, Ŝe pieniądze idą na szczytny cel i
Ŝe przeznaczenie takiej sumy jest ze strony nieznajomego aktem niezwykłej
wspaniałomyślności.
Gdy wszedł na scenę, nadal nie widziała jego twarzy, spostrzegła jednak, Ŝe jest
wysoki, smukły i Ŝe porusza się jak kot.
Katherine ścisnęło się serce. Krew uderzyła jej do głowy, lecz nadal nie mogła
uwierzyć własnym oczom. Czas zatoczył koło i czuła się jak wtedy, dziewięć lat temu. Przez
ułamek sekundy miała ochotę zarzucić mu ręce na szyję i mocno go uściskać. A jednak stała
naprzeciw niego - tak samo spokojnie jak on. Ciekawe, czy to, co działo się w tej chwili
między nimi, było widoczne dla wszystkich, którzy na nich patrzyli z nieskrywaną
ciekawością.
Przypomniała sobie, Ŝe nie są tu sami, co sprawiło, Ŝe jej mózg znowu zaczął
funkcjonować i magiczna chwila minęła. Tęsknota zniknęła, ustępując miejsca zaskoczeniu.
MęŜczyzna był ubrany w czarny smoking i śnieŜnobiałą koszulę. Zatrzymał się tuŜ
przed Katherine i spojrzał na nią powaŜnie.
- Wyglądasz piękniej niŜ kiedykolwiek.
Jak dobrze pamiętała tembr jego głosu, gdy prawił jej komplementy, i ciepłe
spojrzenie jego brązowych oczu. Nawet jeśli jego wygląd i sposób zachowania zmieniły się
przez te wszystkie lata, głos pozostał ten sam i działał na nią tak samo. Poczuła mrowienie na
plecach.
Nie mogła oderwać od niego wzroku. Była wstrząśnięta. Czuła, jak jej głowa staje się
cięŜka, a serce wali tak, Ŝe zagłusza wszystkie inne odgłosy. Przez moment miała wraŜenie,
Ŝe zemdleje.
- Cade - wyszeptała.
Cade Logan, męŜczyzna, za którego miała wyjść za mąŜ, stał przed nią tak blisko, Ŝe
mogła go dotknąć. Ostatni raz widziała go dziewięć długich lat temu, na tydzień przed
planowanym przez nich ślubem.
Lance mówił coś do nich. Nie miała pojęcia, do kogo się zwracał. Ktoś w końcu
odwołał konferansjera, który zniknął za kurtyną, nie doczekawszy się Ŝadnej odpowiedzi.
Cade patrzył na nią wzrokiem, który sprawiał, Ŝe reszta świata przestała istnieć. Nie
widziała go dziewięć lat i nagle wyrósł przed nią jak spod ziemi. Tak często wyobraŜała sobie
ich spotkanie, a teraz, gdy w końcu Cade zjawił się ponownie, była kompletnie zaskoczona. I
w niczym nie przypominało to sceny ich powtórnego spotkania z jej wyobraŜeń.
Wszystko w niej krzyczało w proteście. Nie przyznałaby się do swojej pierwszej,
najbardziej natarczywej myśli - Cade był tak przystojny, Ŝe niepodobna było tego opisać
słowami. Reagowała na niego wciąŜ tak samo. Pogardzała sobą za ten brak samokontroli. Nie
spodziewała się, Ŝe po tylu latach jej reakcja się nie zmieni. Prawdę mówiąc, sądziła, Ŝe
pozbyła się tego męŜczyzny ze swojego serca, i nie przypuszczała, Ŝe kiedykolwiek go
jeszcze spotka. Tymczasem kaŜdy nerw jej ciała był napięty, a serce waliło jak szalone.
Wyciągnął do niej rękę na przywitanie i Katherine automatycznie równieŜ podała mu
dłoń. Gdy ich palce się zetknęły, przebiegł ją dreszcz.
Cofnęła rękę i poczuła, Ŝe ogarniają wściekłość. Miała ochotę walnąć go pięścią w
olbrzymią klatkę piersiową, nakrzyczeć na niego, zrobić cokolwiek, co dałoby wyraz jej
prawdziwym emocjom. Zamiast tego uniosła głowę w zimnej pogardzie i zrobiła minę, jakby
się nigdy nie znali, a Cade był jej kompletnie obojętny.
- Dzisiaj piątkowy wieczór. O ile dobrze zrozumiałem, uzyskałem ten przywilej, Ŝe
jutro zabieram cię na kolację - powiedział Cade.
Miała ochotę zaprzeczyć. Ale przecieŜ podjęła zobowiązanie i osierocone dzieci
liczyły na nią.
- Jak śmiesz! Jak moŜesz się tak zjawiać jakby nigdy nic! - wykrztusiła. Jej pięści
mimowolnie zaciskały się ze złości. Przy tym wszystkim była świadoma, Ŝe nadal znajdują
się na scenie, w świetle jupiterów. - Jesteś ostatnim człowiekiem, który mógłby oczekiwać, Ŝe
zgodzę się z nim pójść na randkę.
- To jasne, Ŝe tego oczekuję. Właśnie zapłaciłem duŜą sumę, Ŝeby spędzić z tobą ten
wieczór - odpowiedział cicho, przypatrując jej się uwaŜnie, co tylko jeszcze bardziej ją
rozzłościło.
- Jest tu kilka innych kobiet, które będą zdecydowanie bardziej otwarte w tej kwestii.
Myślę, Ŝe będzie lepiej, jeśli pójdziesz z kim innym.
- Nie, Katherine. Wiedziałem, co robię, biorąc udział w tej licytacji - odrzekł. Jego
głos zabrzmiał stanowczo. Czuła, Ŝe Cade jest o wiele pewniejszy siebie niŜ dziewięć lat
temu. Musiał zdobyć fortunę, skoro za kilka godzin spędzonych z nią był gotów zapłacić
pięćset tysięcy dolarów. Od czasu do czasu czytywała o nim w gazetach. Wiedziała, Ŝe odnosi
olbrzymie sukcesy, ale nie miała pojęcia, Ŝe stał się krezusem. Jak mu się udało zbić taki
majątek w tak krótkim czasie? Dlaczego wrócił? W jej głowie kłębiły się pytania.
Wrócił Lance i nareszcie usłyszała, co mówi. Lance wyciągnął dłoń do Cade'a.
- Dziękuję panu za olbrzymią dotację na ten szczytny cel. Pańska hojność będzie
pamiętana przez wiele lat. Zmieni pan Ŝycie wielu dzieci. A w zamian za to spędzi pan
wieczór z jedną z najpiękniejszych kobiet Fort Worth, Katherine Ransome. - Lance patrzył na
Cade'a z zaciekawieniem i uśmiechał się uprzejmie. - Tymczasem proszę pozwolić, Ŝe się
przedstawię. Nazywam się Lance Wocek. Jesteśmy pod wraŜeniem pańskiej dotacji, która
przekracza wszystkie sumy uzyskane w lokalnych aukcjach charytatywnych. Lance spojrzał
na Cade'a wyczekująco.
- Lance, wy się znacie - przerwała Katherine ściśniętym z napięcia głosem. Obydwaj
dorastali w Cedar County i chodzili do liceum w Rincon. Katherine była od nich o cztery lata
młodsza. - Pamiętasz Cade'a Logana? - zapytała. - Cade, jestem pewna, Ŝe przypominasz
sobie Lance'a.
Lance'owi dosłownie opadła szczęka, a jego oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
Zmieszany gapił się na Cade'a.
- Cade Logan? Z Rincon? AleŜ się zmieniłeś - wyjąkał. - Nie poznałem cię - mruknął,
jakby mówił bardziej do siebie niŜ do nich.
Katherine równieŜ pomyślała o nieokrzesanym, smukłym chłopcu, który rozpalił w
niej ogień miłości.
Miała przed oczyma jego długie włosy, które zawsze były w nieładzie, zszargane
podkoszulki i wytarte dŜinsy i musiała przyznać, Ŝe bardzo się zmienił. Nawet ona nie od razu
go rozpoznała. Badała zmiany, jakie w nim zaszły, na pierwszy rzut oka zauwaŜając, Ŝe nie
miał juŜ charakterystycznej tyczkowatej figury, lecz nabrał masy mięśniowej. Jego ciemne
włosy były perfekcyjnie obcięte i gładko uczesane. W jego zachowaniu, w całej postawie
widać było znaczącą róŜnicę - jakby wiedział, Ŝe to on tu dowodzi. Nigdy wcześniej nie miał
takiej pewności siebie.
Lecz spojrzenie jego ciemnych oczu spod długich ciemnych rzęs było tak samo
seksowne i namiętne jak dawniej. Nadal przyglądał jej się tym swoim badawczym,
przenikliwym spojrzeniem. MoŜna by odnieść wraŜenie, Ŝe zna wszystkie jej myśli. Jego
pełne zmysłowe wargi nie zmieniły się i patrząc na nie, Katherine nadal nie mogła się oprzeć
pokusie pomyślenia o tym, jak Cade całuje.
- Jestem tym samym człowiekiem - powiedział swobodnie Cade. - Tylko minęło sporo
czasu.
- Nikt z nas... - Lance urwał nagle, patrząc to na Katherine, to na Cade'a. - Wy oboje...
- Głos uwiązł mu w gardle i zmieszał się do reszty.
- Właśnie umawiam się z Katherine na wieczór - powiedział spokojnie Cade. - Mam
tutaj czek na pięćset tysięcy. Mam go wypisać na Fundację na rzecz Dzieci Slade House? -
Zgłoś jeśli naruszono regulamin