Field Sandra - Piekielny Jared.pdf

(426 KB) Pobierz
Sandra Field - Piekielny Jared
Sandra Field
Piekielny Jared
Tłumaczył Krzysztof Bednarek
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Było jej gorąco i chciało się spać. Spóźniała się, i to bardzo. Devon Praser jechała wiejską drogą,
która ciągnęła się W nieskonczoność. Na domiar złego trzeba było posuwać się powolutku, pomiędzy
limuzynami prowadzonymi przez szoferów w uniformach. Samochody zajmowali weselni goście - aŜ
tylu przyjechało przed czasem! Byli wystrojeni w eleganckie garnitury i sukienki od znanych
projektantów 'mody.
Devon siedziała za kierownicą czerwonej mazdy kabrioleta. Miała na sobie kostium włoŜony
dwadzieścia cztery godziny temu, przed wylotem z Jemenu. Skromny, zielony i - w tej chwili - wymięty.
Nie nałoŜyła makijaŜu, prawie nie spała. I wcale nie cieszyła się na kilka najbliŜszych godzin.
Spóźniała się właśnie na ślub własnej matki. Piąty. Tym razem matka wychodziła za niejakiego
Bensona Holta, bogatego człowieka. Jego syn, Jared, miał być świadkiem, a Devon druhną. Matka
powiedziała, Ŝe jest przeraŜona tym Jaredem.
Minione cztery dni Devon spędziła na negocjacjach z kilkoma magnatami naftowymi. Nie wystraszy
się jakiegoś playboya z Toronto, czy nazywał się Jared Holt, czy inaczej.
Ślub zaczynał się o osiemnastej, a była juŜ siedemnasta pięć. Devon nie dotarła jeszcze do
posiadłości Holta, a przecieŜ musiała się umyć, przebrać i umalować. Druhna musi wyglądać pięknie!
A moŜe wystarczy, Ŝe wspaniale wygląda panna młoda?
Devon nigdy nie była panną młodą i nic nie wskazywało na to, Ŝeby miała nią wkrótce zostać.
Długi podjazd do posiadłości -"Pod Dębami" istotnie ocieniały piękne, rosnące długim szpalerem
dęby. Wokół zieleniła się trawa; w oddali ciągnęły się całe kilometry białych płotów. Pan młody musiał
być rzeczywiście bardzo bogaty. Coś takiego ... ! - myślała z ironią. Jej matka ani razu nie wyszła za
mąŜ za skromnego, ubogiego człowieka.
Za płotami widać było ogromne pola i stadka koni ze źrebakami. MoŜe jutro będę mogła pojeździć
konno, pomyślała Devon. Przynajmniej spotka mnie tu jedna miła rzecz. Po wylądowaniu w Toronto
zdąŜyła wpaść na dziesięć minut do swojego mieszkania i spakować strój do jazdy konnej.
Obawiała się przebiegu dzisiejszego wieczora. ' Zobaczyła w końcu, Ŝe podjazd rozszerza się w pla-
cyk otoczony starannie przystrzyŜonymi krzewami i rzeźbami ogrodowymi. Dom był ogromny -
zbudowano go z czerwonej cegły, miał mnóstwo okiennic i ko mmow. Dwaj męŜczyźni w uniformach
pokazywali drogę na parking pod drzewami. Devon zatrzymała jednak samochód przed wejściem do
domu, złapała walizkę, torbę z ubraniem i pognała ku drzwiom. Były ciemnozielone, po obu ich
stronach znajdowały się wypolerowane latarnie, w jakie niegdyś wyposaŜano karety. Drzwi otworzyły
się, zanim zadzwoniła, ze środka odezwał się kpiący męski głos:
- Proszę, proszę: spóźniona druhna!
- Rzeczywiście, jestem druhną - odparła Devon, poprawiając zmierzwione włosy.
- Czy mógłby pan pokazać mi mój pokój? Zostało mi bardzo mało czasu.
Stojący w cieniu drzwi męŜczyzna bezczelnie obejrzał ją od góry do dołu. W swoim wymiętym
ubraniu wyglądała raczej nieciekawie.
- Bardzo się pani spóźniła! - dodał.
- To nie moŜe być lokaj! - pomyślała. Ten człowiek jest raczej przyzwyczajony do wydawania
rozkazów niŜ słuchania.
MęŜczyzna wyszedł na popołudniowe słońce i Devon rozszerzyły się oczy, a serce zakołatało w
piersi. Zobaczyła przed sobą naj wspanialszego przedstawiciela męskiego rodu, jakiego kiedykolwiek
widziała.
Był wysoki. Devon miała metr siedemdziesiąt siedem; on przewyŜszał ją o jakieś pół głowy. Miał
kruczoczarne włosy, ciemne oczy ... Przemknęło jej przez myśl, Ŝe ulegnie urokowi tego człowieka i
będzie przez niego cierpiała.
Uspokój się, kobieto! - zbeształa się. To tylko wyjątkowo męski typ. Na świecie jest wielu takich i to nic nie
znaczy.
Właściwie nie był przystojny. Miał twarz agresywnego samca. MoŜna było się go wystraszyć. Miał na sobie
idealnie skrojony smoking, białą koszulę i muchę. Wyglądał w nich jednak raczej na przebranego agenta SłuŜby
Ochrony Rządu. Robił wraŜenie niebezpiecznego. PotęŜna klatka piersiowa, szerokie ramiona, ani odrobiny
nadwagi ...
Miał naprawdę wspaniałe ciało.
Jest wielu męŜczyzn o pięknych ciałach. Ten miał jednak w sobie coś, co sprawiało, Ŝe wyjątkowo pociągał
Devon.
Nigdy nie pozwalała sobie na jakiekolwiek erotyczne zbliŜenia z męŜczyznami tylko z tego powodu, Ŝe byli
wspaniale zbudowani czy mieli piękne twarze. Dzięki temu nie popełniła w Ŝyciu tego rodzaju powaŜnych
błędów, jakie wciąŜ zdarzały się jej matce.
MęŜczyzna wciąŜ stał naprzeciw Devon i utrudniał jej skupienie się na szybkim przygotowaniu do ślubu.
Człowieka o tak zdecydowanym wyrazie twarzy i tego rodzaju aurze, jaką wokół siebie roztaczał, nie moŜna
było określić mianem playboya. Nawet jeśli nim był, na jego silną osobowość składało siębez wątpienia o wiele
więcej. NiewaŜne. ·W kaŜdym razie Devon wiedziała juŜ, Ŝe to właśnie jest Jared Holt, którego obawiała się jej
matka. Rzeczywiście, miała kogo.
- Kim pan jest? - odezwała się chłodno.
- Miałem nadzieję, Ŝe wcale pani nie przyjedzie! - odparł głębokim, męskim głosem Jared, ignorując
pytanie. - Wtedy ten Ŝałosny ślub zostałby przynajmniej odroczony.
- Niestety, jestem - skwitowała. Ona takŜe uwaŜała piąty ślub swojej matki za Ŝałosny, ale zachowała to dla
siebie. - Pan Jared Holt, jak sądzę?
Skinął głową, nie zbliŜając się, aby mogli sobie podać ręce.
- Myślałem, Ŝe wygląda pani zupełnie inaczej. Pani matka ciągle trajkocze o tym, jaka pani jest piękna ...
- .BoŜe, chyba naprawdę jest pan wściekły z tego powodu, Ŝe wiąŜemy się z waszą rodziną. Myśli pan, Ŝe ja
cieszę się z tego, Ŝe moja matka wychodzi za pańskiego ojca i Ŝe będę mieć do czynienia z wami obydwoma?!
Jared zacisnął zęby.
- To dlaczego nie spóźniła się pani na samolot? warknął. - Myślę, Ŝe bez pani matka nie zgodziłaby się na . tę
ceremonię. Mogła pani wszystko powstrzymać! Przynajmniej chwilowo.
- Nie uwaŜam, Ŝeby naleŜało do mnie podejmowanie decyzji za moją matkę - odparła stanowczo Devon. -
MoŜe i wychodzi po raz kolejny za mąŜ zupełnie bez sensu, jednak to ona ma w tej kwestii prawo wyboru. Jak
i pański ojciec.
- Proszę, nie da pani sobie w kaszę dmuchać. Nie moŜ na się tego domyślić z pani wyglądu. - Jared po raz
kolejny spojrzał pogardliwie na wygnieciony lniany kostium rozmówczyni. Całkowicie aseksualny
ubiór.
- Wie pan, ostatnie cztery dni spędziłam na trudnych negocjacjach na temat praw wydobycia ropy
naftowej. MęŜczyźni, z którymi rozmawiałam, pochodzą z kręgu kultury, w której pewien sposób
ubierania się kobiet oznacza co innego niŜ u nas. Mój samolot wystartował z Jemenu z opóźnieniem,
przez co spóźniłam się na samolot w Hamburgu. Na londyńskim Heathrow straciłam mnóstwo czasu
w kolejkach i na kontrole słuŜb antyterrorystycznych. Jakby tego było mało, w Toronto był akurat strajk
bagaŜowych. Potem stałam jeszcze w korkach. Jestem zmęczona i podenerwowana. MoŜe więc
pokaŜe mi pan łaskawie, gdzie jest mój pokój, Ŝebym mogła się przebrać!
- "Podenerwowana" - zadrwił Holt. - To złe określenie. Targają panią emocje, ot co. Typowa
kobieta!
- Generalizacje to wygodne narzędzie dla leniwego umysłu --odparła słodkim tonem Devon. - Nie
uŜyję najcelniejszych słów na określenie tego, jak się w tej chwili czuję, poniewaŜ nie stosuję ich w
rozmowie z. nieznanymi ludźmi. Gdzie jest mój pokój?
- Zatem nie mylę się - pani potulny wygląd skrywa osobowość. Nie rozumiem jednak, dlaczego nie
chce pani, Ŝeby pani matka wyszła za bogacza. Niejedno pani z tego skapnie.
Nie daj się! ,-l pomyślała Devon.
Moja matka była juŜ Ŝoną męŜczyzn znacznie. zamoŜniejszych niŜ pański ojciec - rzuciła chłodno.
Zupełnie nie pojmuję, dlaczego zgodziła się wyjść za człowieka nie dysponującego takimi zasobami,
jak jej poprzedni męŜowie. - Devon uniosła brew. - Być moŜe jest zdecydowanie bardziej czarujący
niŜ jego
syn ... ?
_ Potrafię być czarujący, kiedy chcę· I nienawidzę rozmawiać z osobą, która ma na nosie ciemne
okulary! - Nieoczekiwanie, błyskawicznym ruchem, Jared ściągnął Devon okulary. Nie zdąŜyła
zrobić uniku. Wyraz pogardy na jego twarzy ustąpił na chwilę Iniejsca innemu uczuciu. Tylko na
moment. Mogło jej się zdawać - a jednak jej serce zaczęło bić o wiele szybciej ...
- PokaŜę pani ten pokój. Sąsiaduje z pokojem pani matki. Oczywiście po ślubie przeprowadzi się
do części domu zajmowanej przez ojca.
, Devon uśmiechnęła się niewinnie i spytała:
_ CzyŜby zazdrościł pan ojcu? Chyba potrzebuje pan dobrego psychiatry. .
_ Nie obchodzi mnie, z kim sypia mój ojciec ani z kim się oŜeni.
- Pana wpływy spadną. - Devon parsknęła śmiechem. - Nie powinnam się dziwić pańskiemu
zachowaniu.
_ Ustalmy pewne fakty ... - warknął Jared - .. .i moŜe to pani powtórzyć matce. Nie pozwolę jej puścić
ojca z torbami, kiedy będą się rozwodzić - bo biorąc pod uwagę jej przeszłość, nie mam wątpliwości,
Ŝe tak się skończy. Zrozumiała pani? - Widać było, Ŝe Holt tłumi wściekłość ..
Cholera, pomyślała, nie po to przeleciałam pół świata, Ŝeby wysłuchiwać takich gadek!
- Wie pan co?! - wykrzyknęła. - W ciągu ostatnich ośmiu lat byłam chyba w czterdziestu czy
pięćdziesięciu krajach i w Ŝadnym z nich, nigdy i nigdzie, nie spotkałam człowieka-tak potw0r:nie
niegrzecznego jak pan! Widać, Ŝe nikt nie uczył pana zasad dobrego wychowania. Zdobył pan
pierwszą nagrodę, panie Holt. Gratuluję!
Nawet nie mrugnął. Słowa Devon chyba w ogóle do niego nie dotarły. Wydął usta.
- Nie jestem niegrzeczny, tylko uczciwy. Najwyraźniej nie ceni pani uczciwości.
Devon miała juŜ zdecydowanie dosyć tej rozmowy.
- Czy liczy pan na to, Ŝe będziemy wymieniać docinki aŜ do godziny ślubu, Ŝeby moja matka
pomyślała, Ŝe mnie nie ma, i wszystko odwołała? Rozczaruję pana, ale muszę poinformować, Ŝe
sama potrafię ją znaleźć. - Obeszła Jareda i ruszyła naprzód.
. .
Gwałtownie przytrzymał ją za rękaw. W takich sytuacjach Devon potrafiła popatrzeć męŜczyźnie
wyzywająco w oczy, wykorzystując swój wzrost; Jared Holt był jednak na to za wysoki. Czuła się w
jego obecności nieswojo. Gniewało ją to niezmiernie. Ten człowiek był wprost nie do wytrzymania!
- Proszę mnie natychmiast puścić! - zawołała.
- Spokojnie. Chciałem tylko pokazać pani pokój - od parł kpiąco. Nachylił się nad nią tak, Ŝe poczuła
intensywny zapach wody kolońskiej i zobaczyła z bliska jego kruczoczarne włosy, po czym wyjął jej z
ręki walizkę. - ChociaŜ - ciągnął - zostało mało czasu, a nie spotkałem jeszcze kobiety, która byłaby
w stanie przygotować się do czegokolwiek szybciej niŜ w godzinę.
BoŜe, wbrew temu, co mówił, miała ochotę przesunąć palcami po jego włosach; poczuć, czy
naprawdę są tak jedwabiste, jak wyglądają. Co się ze mną dzieje? - pomyślała.
Poczuła· w dole brzucha coś, co musiała zwalczyć. Miała nadzieję, Ŝe nie dało się to wyczytać z
jej twarzy. Wykrzywiła ją, przesunęła ostentacyjnie wzrokiem po cielę Holta od góry do dołu,. po
czym powiedziała kpiącym tonem:
- Z pewnością zna pan mnóstwo kobiet.
- Nie przeczę.
- Moim zdaniem męŜczyzna, który musi chwalić się swoimi podbojami, nie jest wart
zainteresowania.
- Kobiety, które nie mają wielkich doświadczeń z męŜczyznami, muszą zadowalać się
wypowiadaniem opinii.
Najwyraźniej ten facet uwaŜał ją za zbyt mało atrakcyjną, Ŝeby mógł zainteresować się nią
męŜczyzna! Zacisnęła zęby i powiedziała:
- Niektóre z nas wolą nie zadawać się, z kim popadnie, tylko wybierać naprawdę interesujących
ludzi. Moim zdaniem, męŜczyzna powinien mieć w sobie znacznie więcej wartości niŜ tylko ciało.
- Ma pani bogaty zbiór opinii na temat męŜczyzn, jak na kobietę, 'której opakowanie nie przyciągnie
niczyjego spojrzenia po raz drugi.
śebyś wiedział, Ŝe przyciągnę twoje spojrzenie wiele razy, ty głupi, zadufany w sobie playboyu! -
syknęła w myśli Devon. Miała ze sobą dwie sukienki. Jedną tradycyjną, elegancką, odpowiednią,na
ślub pary z wyŜszych sfer. Drugą - nawet bardziej interesującą, choć znacznie mniej "odpowiednią".
Postanowiła włoŜyć tę drugą.
Gdyby pomyślała mądrzej, nałoŜyłaby jednak tę, która nie uwidaczniała jej kobiecych wdzięków.
GdyŜ najpowaŜniejszą i najgorszą rzeczą w całym spotkaniu z Jaredem Holtem było to, Ŝe pociągał ją
jak nikt. Roztaczał aurę męŜczyzny pewnego siebie, takŜe w dziedzinie seksu. DraŜniło to Devon
niezmiernie.
Jego brak skrępowania, opalona cera, fizyczna siła, całe jego ciało przyciągało ją niemal magiczną
siłą, mimo Ŝe kaŜde słowo, jakie wypowiedział, nakazywało jej uciekać od niego jak najdalej. Jared
Holt pociągał ją, a zarazem denerwował tak bardzo, Ŝe była tym zaniepokojona.
- Umilkła pani. CzyŜby pani zbiór opinii wyczerpał się?
- Szkoda ich dla pańskich uszu.
- Mnie szkoda całego dzisiejszego dnia. Jest dla mnie
c a ł k o w i c i e stracony.
- Przynajmniej w jednej sprawie się zgadzamy.
Nagle zniecierpliwiony, Jared pociągnął Devon do środka domu, zamknął drzwi kopniakiem, po czym
poprowadził ją przez przestronny hol do mahoniowych schodów. ZadrŜała. Ten człowiek był tak silny,
Ŝe pokonałby ją z łatwością, mimo iŜ dbała o własną kondycję fizyczną i nie była słaba. Czuła
nieodpartą chęć dogryzienia mu. Doprowadzał ją do szału.
- Powiedziałam panu komplement, wie pan? - odezwała się, niby od ,niechcenia.
- Chyba go nie dosłyszałem.
- ZauwaŜyłam, Ŝe jest pan wspaniale zbudowany. Czy był pan moŜe kiedyś modelem?
- Nie!
Proszę, to mu dogryzło. Hurra!
Devon rozglądała się po ścianach, które zawieszone były obrazami przedstawiającymi konie
wyścigowe. Benson Holt był znanym hodowcą koni. Odezwała się miłym tonem:
- Jakie to piękne zwierzęta ... MoŜe pracuje pan w stajniach swojego ojca?
Jared zacisnął usta, powstrzymując to, co mu się na nie cisnęło.
- Nie, nie pracuję w stajniach - odparł. Devon zaliczyła drugi punkt.
- To co pan właściwie robi?
-Staram się uchronić ojca przed łowczyniami fortun.
Co najwyraźniej właśnie mi się nie udało! - Zaprowadził ją w odległe skrzydło domu, do którego
wiodły zamykane na klucz drzwi. - Pani matka jest w pokoju na końcu korytarza, a pani pokój - to ten.
Oba mają oddzielne łazienki.
Zanim Devon zdąŜyła zaprotestować, jej gospodarz wszedł do pokoju i postawił walizkę przy
łóŜku. Nie chciała, Ŝeby tu był.
- MoŜe przynajmniej· do zdjęć będzie się pan uśmiechał? - powiedziała. - Bo inaczej będzie pan psuł
wsźystko miną obraŜonego chłopca.
- Proszę mi nie mówić, co mam robić - odparł spokojnie J ared. - Nie lubię tego.
Serce znów jej zakołatało. Jared Holt był naprawdę niebezpieczny, a jednak ciągnęło ją do niego
tak, Ŝe nie zdołała powstrzymać słów:
- To interesujące, bo ja takŜe nie lubię, kiedy ktoś wydaje mi rozkazy. Kolejna rzecz, która nas
łączy.
- Niestety, będzie nas łączyło zdecydowanie za duŜo.
Nie potrafię wyobrazić sobie pani jako mojej przybranej siostry. Mamy wszyscy spędzać wspólnie
Święto Dziękczynienia i BoŜe Narodzenie, obchodzić urodziny i rocznice. Przez całe lata! -...: Jared
uśmiechnął się złowieszczo. - Ten ślub zwiąŜe nas ze sobą - i takŜe dlatego powinna pani była
spóźnić się na samolot!
- Jestem prawnikiem i specjalizuję się w negocjowaniu praw wydobycia surowców - odpowiedziała
spokojnie Devon. - Ta praca wymaga ode mnie ciągłych podróŜy. Większą część czasu jestem poza
krajem. Być moŜe pan będzie uczestniczył we wszystkich rodzinnych świętach. Ja nie.
- Jeśli chodzi o zdjęcia, to mam nadzieję, Ŝe w ciągu najbliŜszych czterdziestu minut zrobi pani coś
ze swoimi włosami ... Tylko proszę nie kazać mim na panią czekać. Czekać moŜna na pannę młodą,
nie na druhnę.
Po tych słowach Jared wyszedł, tym razem cicho zamykając drzwi za sobą. Devon wykonała parę
głębokich oddechów. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Serce zabiło jej szybko.
- Słucham? - odezwała się drŜącym głosem.
- Kochanie, czy to ty?
- Wejdź, mamo.
- Jared powiedział mi, Ŝe juŜ przyjechałaś. Tak się martwiłam - bałam się, Ŝe nie zdąŜysz na ślub.
Bardzo potrzebuję twojego wsparcia; on patrzy na mnie, jakbym była czarownicą; boję się tego
człowieka. Nie mogę pojąć, jak Bensonowi mógł zdarzyć się taki syn ... - Alicia trajkotała po
swojemu. - Kochanie, aleŜ ty nie jesteś jeszcze ubrana!
- Dopiero przyjechałam. - Devon pocałowała matkę w policzek i obejrzała ją od stóp do głów. -
Wyglądasz cudownie! - powiedziała szczerze.
- Nie chciałam mieć białej sukni - to byłoby raczej nieodpowiednie. Naprawdę ładnie wyglądam?
Suknia Alicii była piękna, kremowa. Przynajmniej raz wŜyciu nie miała na sobie falbanek, koronek ani
koralików, od których roiły się jej poprzednie ślubne suknie. Fryzurę takŜe miała bardziej stonowaną
niŜ miewała wcześniej. Devon nie widziała matki od pięćiu miesięcy, podczas których w rozmowach
telefonicznych matka wtrącała co i raz nazwisko Bensona Holta. A moŜe ten człowiek wywarł na nią
taki wpływ, Ŝe zmieniła nie tylko pomysł na suknię ślubną?
- To bardzo elegancka sukienka. PokaŜ, jaki masz pierścionek.
Pierścionek miał brylant osadzony w filigranowo wykonanym gnieździe.
- Mam nadzieję, Ŝe będziesz bardzo szczęśliwa - powiedziała Devon.
Matka spojrzała na swój złoty zegarek.
- Ślub zaczyna się za trzydzieści pięć minut!
- W takim razie lepiej wyjdź i pozwól mi się przygotować! ~ odparła z uśmiechem Devon. -
Przepraszam, Ŝe tak późno przyjechałam. Wiesz, Ŝe chciałam być na wczorajszej kolacji,' ale moje
środki transportu opóźniały się jeden po drugim.
- Musiałam siedzieć pomiędzy Bensonem a Jaredem! ... - Alicia zadrŜała. - Wiesz, co zrobił Jared trzy
dni temu? Zaoferował mi pieniądze za rezygnację ze ślubu.
-Co???
- Mówię ci. Nie mogę nawet powiedzieć o tym Bensonowi. W końcu to jego jedyny syn.'
- Jak on śmiał zrobić coś takiego?
- Ten człowiek śmiałby zrobić wszystko. Kieruje Holt Incorporated. Zarządza milionami dolarów.'
Zgłoś jeśli naruszono regulamin