Keneally Thomas - Joanna de Arc. Krwi czerwona, siostro Różo.doc

(1709 KB) Pobierz

Thomas Keneally

JOANNA De Arc

KRWI CZERWONA, SIOSTRO RÓŻO...

Przełożył Juliusz Kydryński

 

Wydawnictwo Da Capo Warszawa 1995

 

Tytuł oryginału Blood Red, Sister Rosę

Copyright O 1974 by Thomas Keneally

Grafika na okładce Marzena Kawalerowicz

Opracowanie graficzne,

skład i łamanie

FELBERG

MflUSKA BtSljinSRA i UBOCZNA w 2'abriu             

1              ZN. jCLASi,

              NR INW. suw

For the Polish translation Copyright © 1982 by Juliusz Kydryński

For the Polish edition Copyright © 1995 by Wydawnictwo Da Capo

W tej edycji wydanie I ISBN 83-86611-41-3

Printed in Germany ELSNERDRUCK-BERLIN

Księga pierwsza

KRÓLOWIE-CIENIE

iy młody Karol miał lat siedem, mieszkał w stolicy w swych apartamentach w Hotel Barbette. Jego matka mieszkała na innych piętrach Barbette i czasem go odwiedzała. Ponieważ przyprowadzała z sobą lamparta na smyczy albo pawiana o cuchnącym oddechu, Karol nie lubił tych odwiedzin.

Umysł jego poddano już opiece księży, dominikańskich teologów z paryskiego uniwersytetu. Zaczęli go uczyć, że będzie królem pod rządami Boga, że Francja i papież są spokrewnieni poprzez Boga.

Główna niańka w Barbette, dwudziestoośmioletnia tłusta Bretonka, miała na imię Madeleine. Ważne jest zastanowić się nad tym, czego ona go uczyła.

madeleine: Król jest bogiem.

karol: Istnieje tylko jeden wszechmogący Bóg, Deus Omnipotens...

Zaczął już uczyć się łaciny.

madeleine: Och, ale istnieją też mali bogowie. Królowie i święci są małymi bogami. Lecz król potrzebuje drugiego do pary, króla-brata, który jest królem potajemnie. I król--brat musi poświęcić się na ofiarę i krwią króla-brata żywi się potęga samego króla.

Madeleine pokazała mu swoje dwa palce wskazujące.

Thomas Keneally

madeleine: Ten król jest królem publicznie.

Pokiwała znacząco prawym palcem wskazującym.

madeleine: On nosi koronę, a ludzie składają mu przysięgę i śpiewają Noel*.

Jej lewy palec wskazujący łagodnie się pochylił.

madeleine: Ten król jest królem, który musi poświęcić się w ofierze. Tak jak Jezus za nas umarł i wszystkich nas uczynił godnymi Nieba. Ten król nigdy nie nosi korony. Jego krew sprawia, że król panuje potężnie i długo.

karol: Kto jest królem, który umiera dla papy?

madeleine: Kaczątko, twój ojciec nie ma króla-cienia.

karol: Może stryj Ludwik był królem-cieniem papy?... Stryj Ludwik krwawił...

Stryj Ludwik został zamordowany przed trzema laty przed Barbette. Madeleine i Karol słyszeli krzyki. Mordercy złożyli rzeczywiście sutą ofiarę ze stryja Ludwika.

madeleine: Kaczątko, twój stryj Ludwik był miłym człowiekiem, ale czarownikiem.

Mogła mówić Karolowi, co chciała, ponieważ kiedy królowa Izabela przychodziła do syna z wizytą, miała dosyć kłopotu z powstrzymywaniem swych drapieżników, żeby nie rzucały się na służbę. Dlatego nie miała czasu sprawdzać, czy jej syn uczy się rzeczy odpowiednich.

madeleine: Twój ojciec dlatego właśnie oszalał, że nie miał króla-cienia, który by za niego umarł.

karol: A ja będę go miał?

madeleine: Dobry z ciebie chłopiec. Bóg się o to postara...

Lecz chłopiec uczuł, że cała krew odpłynęła mu z piersi do brzucha. A tam beznadziejnie się burzyła. Wiedział, że tak się nie stanie: nie będzie miał żadnego króla-brata ani króla-cienia.

Niewspomagana królewskość, Madeleine dawała mu to

* Noel - w wiekach średnich okrzyk (tu - pieśń) z okazji szczęśliwego wydarzenia politycznego.

Joanna d-Arc

o zrozumienia przez cały czas, dopóki nie doszedł do dziesiątego roku życia, a ona została zwolniona, niewspomagana królewskość była straszliwym ciężarem - przyciągała zabójców, rodziła wojny w samym królu i poza nim.

Jego ojciec król wiódł wojny w sobie samym. Mieszkał w zamkniętych apartamentach w Luwrze. Ubierał się niechlujnie. Bił służbę.

Mały chłopiec był bardzo wątły. Myślał: ja też będę taki. Ale nie będę nawet na tyle silny, żeby bić służących.

madeleine: No, a teraz ty. Jesteś pieszczoszkiem Arma-niaków.

Partia Armaniaków była partią, która go popierała.

Wcześniej tej samej zimy w królewskiej kasztelami Vaucouleurs odbył się chrzest córeczki dwojga wieśniaków: Zabillety i Jakuba. Dziewczynka miała dwóch braci i siostrę. Ochrzczono ją imieniem Joanny, lecz bracia i siostra nazywali ją Jehannette. Miasteczko, w którym mieszkali, nazywało się Domremy-a-Greux. Miało ono, mówiąc oględnie, interesujące położenie. Na razie wystarczy powiedzieć, że bory były ciemnozielone, a Moza szeroka i posępna.

Do mego czcigodnego zleceniodawcy, Szanownego Francesco Maglia-Gondisi w Banku Rodziny Gondisi we Florencji, od jego nowo mianowanego agenta w Poitou i rejonie Loary, Bernarda Massimo.

Datowano 23 lipca 1419.

Musicie mi wybaczyć, jeśli inni agenci bankowi na innych terenach dostarczyli wamjuż niektórych z informacji zawartych w tym liście.

Rzecz w tym, że kiedy tu przybyłem, zorientowałem się, że trudno będzie tu w ogóle zebrać jakiekolwiek prawdzi-

Thomas Keneally

Joanna d'Arc

we informacje. Rada Armaniaków przy delfinie i jego opiekunka królowa Jolanta Sycylijska niechętnie udzielają wiadomości. Jednym z powodów jest z pewnością fakt, że owe wiadomości są tak uporczywie niedobre. Oni z pewnością chcą kapitałów, chcą żeby bankierzy ubezpieczali ich armie, starają sią o zastawy i umowy kredytowe. Ale nie chcą mi podać zwyczajnych faktów, odnoszących się do tych interesów, ani możliwości, które każdy klient starający się o finanse chętnie zwykle wyszczególnia. Rozmawiałem o tym z innymi bankierami, którzy wszyscy traktowani są w ten sam sposób. Możemy tylko dojść do wniosku, że mając Anglików w Normandii i na południowym wschodzie, a Burgundów kontrolujących północ i Paryż, nasi klienci armaniaccy są ód nas zależni tak bardzo, że czują się tym dotknięci.

Dowiedziałem się o dwóch niezwykle ważnych sprawach.

Przede wszystkim diuk Burgunda Jun (zwany Sans Peur*) postarał się o to, żeby przedstawić siostrę delfina Katarzynę królowi Anglii, Halowi Monmouthowi. Istnieje wiele domysłów, dlaczego zaaranżował to spotkanie, ale był to po prostu jeden z punktów porządku dziennego długiej konferencji, jaką Jan i król angielski odbyli na zachód od Paryża. Zdaje się, że niewiele osób wie, co jeszcze na tej konferencji się wydarzyło; jedynie to, że król Hal poznał starszą siostrę delfina. Poza dopatrywaniem się politycznych korzyści w jej poślubieniu, mówi się, że król rzeczywiście się w niej zakochał. Nie wiem, kiedy odbędą sią uroczystości zaślubin. Ale jestem pewien, że rozumiecie, jak to odbije się na delfinie. Jedna z jego sióstr będzie królową Anglii, a druga, Michelle, księżną Burgunda. Jeśli mój czcigodny zleceniodawca pozwoli, załączę szkic:

/mioty, jak wiecie/

iom-.MsSa dworska

* Sans Peur - bez trwogi.

 

dS

Karet, Delfin

jzarcaonyzMariąA iUmtaf

Możecie się przekonać, że Armaniacy zostali nie tylko oskrzydleni, lecz także wymanewrowani, jeśli idzie o małżeństwa.

Po drugie, dowiedziałem się, że diuk Burgunda Jan i delfin mają zamiar spotkać się znowu gdzieś na południe od Paryża, być może w Montereau, we wrześniu. Zagrożenie naszych interesów polega na tym, że Jan wywrze silny nacisk na chłopca, próbując go namówić, żeby przyjechał na północ odwiedzić ojca i matkę. Tą drogą Jan ma nadzieję podporządkować sobie chłopca w ten sam sposób, jak podporządkował sobie jego ojca (którego, szalonego, uwięził w Luwrze) i matkę (która podobno jest kochanką Jana).

Jeśli Janowi uda się przeprowadzić swój zamiar, partia Armaniaków przestanie istnieć. Szambelan królewski, monsieur Tanguy, jest bardzo zaniepokojony zbliżającym się spotkaniem, gdyż obawia się, że diuk mógłby nawet zdecydować się na zamordowanie chłopca, jeśli ten odmówi wyjazdu na północ. Tanguy z wielką czujnością rozważa to prawdopodobieństwo.

Wobec tych perspektyw nie widzę żadnej korzyści dla Banku Rodziny Gondisi w przeprowadzaniu transakcji z delfinem, królową Jolantą i Radą Armaniaków. Dlatego też poczekam z ostateczną aprobatą wszelkich nie rozstrzygniętych spraw, dopóki nie otrzymam waszych instrukcji...

BERNARDO MASSIMO

Thomas Keneally

"ewnego gorącego wrześniowego dnia, gdy Jehannette miała lat dziewięć, obudziła się wcześnie. Drżała przez cały ranek, nawet w kościele. Miała wytrzeszczone oczy. Po niedzielnym obiedzie - składającym się z boczku i grochówki - dostała konwulsji, wylała na siebie gorącą zupę. Jakub bił japo twarzy, dopóki nie wrócił jej oddech, potem ułożono ją w wysokim rodzinnym łóżku. Chociaż chciała spać, oczy jej wciąż się otwierały i patrzyła na spotniałą plamę światła na kuchennej podłodze.

W świetle tym mogła wyczytać: stanie się coś, co oddali ją od Jakuba i Zabiłlety, co zasklepi ją w jej samotnej przyszłości. Co odłączy ją od tęgiego pnia jej rodziny, tak jak płaczące cielątko odłączone jest od trzody. Nie chciała tego. Z pewnością chciała doróść i być taką jak Zabillet, ironiczną i płodną, a nie jakąś mdłą niezdarą. Wydawało się to czymś godnym zazdrości. Bezcennym dążeniem.

Około siódmej pomyślała sobie: dobrze, już się stało, nastąpi wybuch. I mogła wreszcie zdrowo odpocząć.

1 ego dnia (było to jesienią 1419) w warownym mieście Montereau miały odbyć się rozmowy pomiędzy diukiem Janem Burgundzkim i młodym delfinem Karolem. Obydwie strony pozwoliły, by minęła pogodna niedziela. Denerwowano się morderstwem i innymi niebezpieczeństwami.

Apartamenty delfina Karola znajdowały się w samym Montereau. Owego ranka wysłuchał tam trzech mszy. Być może próbował całą tą pobożnością odbudować swoją królewskość, która podupadła od czasów Madeleine. Utracił Paryż, a jego ojciec był tam uwięziony - jeszcze jedno miejsce uwięzienia szalonego króla.

Przed czterema laty, pewnego dżdżystego popołudnia, angielski król Hal zmasakrował armię lojalistów. To złe miejsce nazywało się Agincourt. Krew mówiła Karolowi,

10

Joanna d"Arc

że z takiej nazwy wynikną jeszcze inne tragedie. Hal, Henry Monmouth, wykorzystał lata dojrzewania Karola na odzyskiwanie Normandii i uwodzenie siostry Karola, Katarzyny. Z powodzeniem.

Maman Izabela, matka chłopca, mieszkała w Troyes z wszystkimi swoimi zwariowanymi, żarłocznymi i groteskowymi bestiami. Egzotyczne ptaki pstrzyły kandelabry, małpy uganiały po gobelinach, a drapieżniki majestatycznie chodziły po pokojach, poprzedzielanych przepierzeniami. Często sypiała z małym diukiem Janem Burgundzkim, przygniatając swymi dwustu pięćdziesięcioma funtami jego sto dwanaście. Nic dziwnego (jak mówił polityczny dowcip), że nazywano go Janem Sans Peur.

Spotkanie między Karolem i Janem miało odbyć się tej niedzieli o godzinie drugiej. Karol miał na sobie pełną zbroję i stał w niej pocąc się.

O oznaczonej godzinie wysłannicy diuka Jana prosili

0 odłożenie spotkania. Gdy służący zdjęli z Karola zbroję, okazało się, że dostał wysypki od upału.

Po drugiej stronie rzeki diuk Jan zjadł sam bardzo lekki posiłek i pił tylko wodę. Za pokutę. Mówił sobie: Bóg, książę książąt i najwyższy mąż stanu, zauważy tę drobną uprzejmość z mej strony. Jeśli dziś po południu grozi jakieś niebezpieczeństwo, niechże zapamięta moją abstynencję przy obiedzie. Rodzina diuka znana była w Europie z wyciągania korzyści z każdej dysputy. Nie obawiał się. Lecz był przygnębiony, co nieczęsto mu się zdarzało,

1 miał biegunkę.

O drugiej, gdy odpoczywał, wszedł hrabia Navailles. To jego pomysłem było odkładanie rozmów przez cały dzień. Sądził, że zdenerwuje to ludzi delfina i wprowadzi chaos do wszelkich planów gwałtu, jakie mogliby obmyślać. Był ogromny w swej zbroi przy szczupłym księciu, który leżał w łóżku w koszuli i w kalesonach, bez spodni i butów.

nayailles: Jak tam twój brzuch, Janie?

11

Thomas Keneally

diuk: W porządku.

navaexes: Przyleciał gołąb wysłany przez naszego człowieka w mieście. Donosi nam, że w domach nad rzeką nie ma żołnierzy. Zajmują je ludzie, którzy powinni je zajmować. Gotują jedzenie. Tulą dzieci do piersi. I tak dalej.

diuk: Dobrze.

navailles: Żeby ci tylko pozwolili mówić z tym małym kutasem. W cztery oczy, tylko wy dwaj.

diuk: Ten świat nie jest doskonały.

navailles: Czy piąta by ci odpowiadała?

Około dziesięć po czwartej Navailles wraz z ośmiu innymi panami zszedł na dół, wprost na most nad Yonne. Z wieży, w której kwaterowali z księciem, rozciągał się widok na drogę. Trębacz zatrąbił sygnał wzywający do układów i dziewięciu panów wkroczyło na most. Poprzedzał ich chorąży ze sztandarem, lecz poza tym nie mieli żadnej eskorty. Z wieży w Montereau trębacz Armania-ków odpowiedział umownym sygnałem.

Most przedzielony był w poprzek murami, tak że składał się z trzech sektorów, a przy każdym końcu mostu znajdowała się jakby poczekalnia: jedna dla ludzi diuka Jana, druga dla adiutantów delfina Karola. Sektor środkowy miał być miejscem spotkania. Nie był umeblowany, lecz obwieszony draperiami: niebieskimi, białymi, czerwonymi i zielonymi. Złote słońce i złote lilie lśniły na niebieskich, a burgundzki krzyż św. Andrzeja jaśniał na czerwonych.

Navailles i tamci czekali dziesięć minut w swojej poczekalni, podczas gdy doradcy delfina nałożyli zbroje i wyszli z miasta, by dojść do swego sektora mostu i na miejsce spotkania. Protokół wymagał, żeby Francuzi zaprosili Burgundczyków na miejsce spotkania. Diuk Bur-gundii był wasalem Francji zgodnie z feudalnymi teoriami, już wówczas śmiesznymi.

Ktoś w końcu otworzył bramę do miejsca spotkania, lecz nikt nie zawołał Burgundczyków, żeby weszli.

12

Joanna dArc

Dąsają się - powiedział Navailles, a jego towarzysze zachichotali, wchodząc parami do komnaty przeznaczonej na spotkanie.

Aby uprościć skomplikowaną opowieść o tym, co zaszło owego popołudnia, wśród panów burgundzkich wymienia się po nazwisku tylko Navaillesa. Po stronie francuskiej wszyscy panowie padną lub znikną w wyniku tego, co wkrótce stanie się na moście. Ale właśnie dlatego kilku z nich musi się wymienić.

Gdy Navailles wszedł do komnaty spotkań, zobaczył o trzydzieści jardów przed sobą, na tle niebieskich i złotych kotar, Tanguy Duchatela i siedmiu innych potworów armaniackich.

Zobaczył na przykład monsieur Brabazona, rzeczywistego mordercę, który porwał niegdyś i zabił przeoryszę w Tu-renii. Tylko po to, żeby móc powiedzieć, że to zrobił. Zobaczył Pierre de Giaca, który dzielił łoże z Karolem. Szpiedzy burgundzcy twierdzili, że jest on satanistą i posługuje się do swych celów czarami i trucizną. Lecz twarz miał wrażliwą i on także wysłuchał wszystkich mszy, którymi biedny Karol usiłował wesprzeć swój podupadły majestat.

Ten politowania godny, mały skurwiel Karol, myślał Navailles. Ani jednej własnej myśli, a rozmawiać może tylko z mordercami.

I Tanguy Duchatel, najulufcieńszy rzecznik chłopca.

tanguy: Czy tym razem jesteście poważni? Czy wciąż tylko pierdzicie dookoła?

navailles: Czy piąta delfinowi odpowiada?

tanguy: Piąta. Mieliście cały cholerny dzień.

navailles: Piąta to najlepsza pora, jaką teraz możemy zaproponować. Idź lepiej i ubierz Karolka.

Tymczasem panowie z obu stron wygwizdywali się wzajemnie i wymyślali sobie. Monsieur Antoine Vergy z Burgundii i Brabazon zajmowali się sobą. Odpowiadało im to, bo obaj byli prawdziwymi rozbójnikami.

13

Thomas Keneally

Navailles nie miał zaufania do monsieur Tanguy Du-chatela. Nieco wcześniej tego roku, gdy wojska Jana weszły do Paryża, Tanguy Duchatel, burmistrz miasta, obudził młodego delfina Karola w Hotel Neuf de Tourel-les, uniósł w ramionach płaczącego chłopca przez Bramę Tempie do Bastylii, gdzie zgromadzono konie do ucieczki na południe. Navailles wiedział, jak postępować z Tan-guym, żądnym władzy i mordu. Ale nowo wzbudzona w nim próżność - jako wybawcy księcia - czyniła go kłopotliwym. Można było oczekiwać, że dawny Tanguy będzie działał w granicach swych twardych, chłodno wyrachowanych celów. Lecz jakaś szaleńcza więź, jakiś ojcowsko-synowski stosunek, który zakiełkował w Tan-guym, gdy niósł szlochającego chłopca przez miasto i kierował jego konia na południe - to było coś, czego konsekwencji Navailles nie umiał przewidzieć...

I słusznie myślał, że to niebezpieczne.

De Giac znał miękkie, bojaźliwe ciało Karola. Wciąż błagał wszystkich, żeby byli łagodni wobec chłopca.

de giac: Pamiętajcie o jego matce. Gdyby ktoś zranił Karola, ona nigdy już nie wpuściłaby Jana do łóżka. Chlubi się tym, że jest dobrą matką. I żadnego gwizdania. On może uciec.

On i Tanguy byli zazdrośni o swą pozycję ludzi, którzy wiedzą, co może zdenerwować Karola.

Zanim wszyscy odeszli, Navailles wskazał na domy nad brzegiem rzeki, przy murach Montereau, i spytał, czy Francuzi mają tam łuczników.

tanguy: Jeśli będę chciał zranić księcia, zrobię to sam. Nie pozwoliłbym, żeby to zrobił jakiś wieśniak z odległości dwustu metrów. On będzie wiedział, że to ja, jego przyjaciel, Tanguy. Na tym właśnie polega rycerskość.

Navailles w osobliwy sposób był zadowolony. Opuścił komnatę i most wraz z innymi członkami delegacji.

Jawne stanowisko diuka Jana wobec chłopca Karola

14

 

Joanna d'Arc

miało być takie: Anglicy mają teraz całą Normandię. Król Henryk przebywa w Rouen i w maju w Meulan spotkał twoją siostrę, wpadła mu w oko i pragnie jej... to smutne, ale tak jest. Twój ojciec choruje w Luwrze, twoja matka jest w Troyes ze swymi zwierzętami. Teraz idzie o ciebie i o mnie. Zapomnijmy o dawnych, minionych sporach, zwołajmy Stany Generalne, w jakim mieście zechcesz, zróbmy wielki pobór, wystawmy sobie wielką armię, nie wpuśćmy Anglików do Paryża. Wróć do matki. Wróć do twego biednego ojca.

Taj ne stanowisko diuka Jana było takie: miał sekretny sojusz z Henrykiem. Był on tak dalece sekretny, że Jan dopuścił, by ludzie w Rouen opierali się Henrykowi, pozwalając im sądzić, że przyśle odsiecz. Pod koniec oblężenia mieszkańcy siedzieli w rowach za miastem. Nikt ich nie żywił. Ani garnizon, ani oblegający Hal, ani jego mały brat Clarence. Angielski żołnierz opowiadał, że widział w tych rowach dzieci ssące piersi zmarłych matek. Mówiono, że nadejdzie diuk Jan.

Hal wiedział, że diuk Jan nie nadejdzie. Ale nie powiedział tego tym w rowach. Ani garnizonowi. To była polityka.

Tym, czego diuk Jan chciał od chłopca Karola, była uległość. Jan miał już w Luwrze jego ojca schizofrenika. Mógł mieć w łóżku królową za każdym razem, kiedy wymagała tego polityka czy lubieżność. Chciał mieć chłopca w kieszeni.

Ale dla chłopca Jan był postacią mitologiczną. Gdy Karol miał cztery lata, Jan zamordował jego stryja Ludwika. W owych czasach Jan i Ludwik walczyli z sobą o to, kto będzie miał kontrolę nad chorym królem. Pewnej listopadowej nocy stryj Ludwik bawił w Barbette pijąc z maman Izabelą w jej apartamentach. Szczęśliwa scena: gdy stryj Ludwik znajdował się w pobliżu, wszystkie zwierzęta były spokojne. Niespodziewanie do drzwi królowej zapukał królewski sługa. Papa miał podobno prze-

15

Thomas Keneally

żywać okres jasności umysłu i chciał zobaczyć się ze stryjem Ludwikiem. Na dole sługa miał osła i małą eskortę uzbrojonych pieszych służących. Ludwik dosiadł osła. Tuż za bramą Barbette, w ulicy Vieille-du-Temple, wyskoczyła z bram gromada morderców. Rozbili mu głowę, przebili go, zdeptali na miazgę. Ucięli mu rękę. W dzień po pogrzebie Jan przyznał na radzie królewskiej, że stało się to z jego rozkazu. To zabójstwo, powiedział, jakkolwiek krwawe, było konieczne.

Ta masakra teraz jeszcze, w dwanaście lat później, ożywała w snach chłopca. Ze strachem odwracał czujne oczy od kuzyna z Burgundii.

x rzed spotkaniem Jan był chory i choć czuł się już lepiej, to nie na tyle, żeby nałożyć zbroję. Ustalono, że służący będzie niósł przed nim zbroję przez most i zostawi ją w poczekalni. Jan miał więc na sobie sznurowane spodnie i włożoną przez głowę pomarańczową tunikę ze Złotym Runem. Był ubrany niedbale.

O piątej Navailles i inni przyszli po niego. Przyszedł także sekretarz diuka Pere Seąuinat. Jak gdyby sankcje prawa kanonicznego nie dosyć go chroniły, nosił pancerz pod swoim augustiańskim habitem. Jeden z panów zastukał w ciężką tkaninę na piersi mnicha. Rozległ się metaliczny dźwięk.

pan: Spodziewacie się kłopotów?

Dwunastu panów przemaszerowało przed Janem Sans Peur do poczekalni na moście. Poczekano tam krótką chwilę. Zaraz potem Tanguy otworzył drzwi do komnaty spotkań, bez żadnego słowa czy zapowiedzi.

Navailles przeszedł przez nie pierwszy, a inni otaczali go z obu stron niby klerycy, nadchodzący z obu stron świątyni na początku uroczystej sumy. Tanguy stał przytrzymując drzwi. Tak więc znalazł się na ich tyłach.

16

 

Joanna dArc

Seąuinat odstąpił, żeby przepuścić diuka, lecz gdy nadeszła pora, żeby sam przeszedł przez próg, a był tam tylko on i Tanguy i obaj patrzyli na siebie zwężonymi źrenicami, nagły strach zatrzymał go na progu. Tanguy chwycił go za ramię i przeciągnął przez próg, poczuł przy tym metal pod rękawem habitu św. Augustyna.

Obchodząc z boku panów burgundzkich, Tanguy powrócił na własną stronę pomieszczenia.

Delfin Karol stał tam tuż przy drzwiach. Miał na sobie białą zbroję. Był to wspaniały podarunek od jego opiekunki, Jolanty, królowej Sycylii. Wielu szesnastolatkom jej widok zapierałby oddech.

Drobna, walezjuszowska głowa Karola niestosownie wystawała ze swego stalowego gniazda. Obwisły koniec nosa zbliżał się do warg.

Kiedy wcześniej w tym samym roku Jan przedstawiał siostrę Karola angielskiemu królowi Halowi Monmouthowi, obawiano się, że ów rodzinny nos (którym wspólny dziadek obdarzył także Jana) zniechęci Anglika. Obawiał się tego Jan i królowa-dziewka, Izabela. Lecz Henryk był zaślepiony.

Karol miał także wyłupiaste oczy. Obawiał się czarów i drżenia rąk i nóg. Stał przy drzwiach od strony Monte-reau, a jego panowie ustawili się przed nim w kształt litery V. Ponieważ nie należało oczekiwać, by stał przed kuzynem z odkrytą głową, nosił niebieski turban. Po obu stronach nosa twarz miał mokrą do potu.

Jan Sans Peur podszedł wprost do chłopca, złożył mu dworski ukłon i pocałował go w rękę. Chłopiec poczuł się pewniej, ponieważ pocałunek go nie zabolał i nie był demonicznie zimny. Uśmiechnął się boleśnie szerokimi wargami.

karol delfin: Nałóż kapelusz, Janie. Dzień jest gorący.

Tanguy szeptał coś do de Giaca.

tanguy: Nawet ta świńska dupa, ich sekretarz, ma na sobie zbroję.

17

i

Thomas Keneally

De Giac spojrzał na księży habit i zmarszczył brwi.

tanguy: Pod spodem! Pod spodem! Jeśli zaczną rucha-wkę, wypchnij Karolka za drzwi.

Nie mogli sobie pozwolić na stratę Karola. Tylko dzięki niemu byli tym, kim byli: władzą wykonawczą enklawy Armaniaków, która wciąż była dobrym interesem.

jan: Matka przysyła ci najserdeczniejsze pozdrowienia.

KAROL: O tak.

jan: Nie mów w ten sposób. Ona bardzo wiele o tobie myśli.

karol: Jak się miewają jej zwierzęta?

jan: Czy widziałeś kiedy biało-czarnego niedźwiedzia z Chin?

karol: Ma takiego?

jan: On ją uwielbia. Kiedyś wyciągnął łapę i wyrwał służącemu kawał mięsa z pośladków. Nosi teraz ochraniacze na łapach.

karol: Rozumiem.

Właściwie nie nienawidził matki. Można by może powiedzieć, sądząc nawet po drżeniu jego głowy, gdy wymieniano jej imię, że tęskni za tym, żeby być jej ukochaną małpką. Jej małym niedźwiadkiem.

Od czasu śmierci Madeleine jego matką de facto była Jolanta, królowa Sycylii; od niej dostał tę zbroję, którą miał na sobie. Był zaręczony z córką Jolanty i przez ostatnie dwa lata Jolanta myślała o nich zawsze jako o parze.

jan: Nie ufaj tej hiszpańskiej damie, jeśli idzie o opinię o twojej własnej matce.

karol: Doskonale.

jan: Już czas, żebyście byli wszyscy razem.

Mówił z autentycznym współczuciem.

jan: Ty, twój ojciec i matka. Chcę powiedzieć, że twój ojciec nie może podróżować. Czy pomyślałeś, jak by to wyglądało, gdyby Anglicy odebrali mi Paryż? A twój ojciec by w nim został?

Joanna dArc

karol: A co z moją siostrą? Czy król angielski chce ją mieć?

jan: Myślę, że to byłoby dobre dla wszystkich.

Delfin zaczął drżeć. Było w tym trochę gniewu, lecz więcej niepewności.

karol: Jeśli będą mieli syna, to będzie dobre dla ich syna. Zrobi się go królem obu krajów, prawda? Przecież to wszystko po to, prawda? Żeby podstawić dziecko na moje miejsce?

jan: Proszę cię! Ciebie się nie wciąga w nic podobnego. Pozwól, że zajmę się twoimi sprawami. Ty zwołasz Stany Generalne, a ja zbiorę dla ciebie armię, trzydzieści lub czterdzieści kompanii. Nabierzemy Gminy na pół miliona.

Chłopiec uniósł obie szczupłe ręce i zaczął wymachiwać nimi przed twarzą. Sprawiły to cyfry, które Jan wyczarowywał.

karol: Nic się nie stanie, dopóki nie odprawisz publicznej pokuty za zabójstwo stryja Ludwika.

tanguy: Słuchajcie, słuchajcie!

jan: Posłuchaj, Tanguy, to jest sprawa pomiędzy moim kuzynem i mną.

karol: Chcę, żebyś odprawił teraz publiczną pokutę w katedrze w Bourges, a przy grobie stryja Ludwika w Paryżu w czasie przeze mnie oznaczonym.

jan: Nie odprawię pokuty, Karolu, to była przysługa dla tego kraju.

karol: Nie mów tak, nie mów tak.

jan: Jedź ze mną do twego ojca. Jeżeli on powie, żebym odprawił pokutę, odprawię ją.

karol: Nie, nie, nie. Wiem, co zrobiłeś. Przekupiłeś służących stryja Ludwika i sługę mego ojca. Uciąłeś jego kochaną lewą rękę, a jego mózg wdeptałeś w błoto.

Diuk westchnął i zrobił mały gest lewą ręką.

 

18

19

Thomas Keneally

jan: Zawsze tak jest, kiedy zabija się ludzi, to smutne, ale prawdziwe. Czy mówili ci, Karolu, że on tej nocy napastował twoją matkę?

karol: Napastował?

jan: Karolu, ta biedna kobieta urodziła właśnie martwe dziecko. Twojego brata! Nie chcę tym ranić twych uczuć. Ale twój stryj był nienasycony...

tanguy: Posłuchaj no, chłopiec wie, że jego matka jest dziwką. Zacznijmy od tego.

jan: Jeśli zwołasz Gminy i pojedziesz ze mną do twego ojca, odprawię publiczną pokutę przy grobie tego człowieka. Ale nie w Bourges. Przy grobie tego człowieka. Jeśli ze mną pojedziesz.

tanguy: Nie możesz stawiać warunków. Najpierw odpraw pokutę w Bourges. To jest warunek absolutny. Potem pomówimy o innych sprawach.

jan: Karolu, doprawdy nie mogę odprawić żadnej pokuty w Bourges. Bourges to brzmi jak żart. Już sama nazwa.

karol: Doprawdy?

jan: No tak, w Paryżu nazywają cię królem Bourges. To przezwisko. Słowo „Bourges" ma podteksty... Nic nie mam przeciw temu miastu, ale nie chcę tam odprawiać pokuty. Odprawię pokutę w Paryżu. Jeśli wrócisz ze mną do swego ojca.

karol: Ty nie możesz mi mówić, kiedy j a mam wrócić do mego ojca...

jan: A może mam taką władzę.

Chłopiec zaczął piszczeć.

karol: Od Boga masz władzę? Z polecenia Boga?

jan: Mam władzę faktyczną. Ona też pochodzi od Boga. I zupełnie dobrze funkcjonuje.

karol: Władza musi pochodzić od Boga.

Nie mów mi, że Bóg się zmienia (chłopiec próbował to powiedzieć). Nie mów mi, że Bóg dał ci po kryjomu jakąś specjalną władzę. Sprzeczną z umową.

20

Joanna dArc

Chłopiec wiedział, że ma szansę tylko wtedy, gdy Bóg będzie trzymał się przyjętych form.

jan: Posłuchaj, Karolu, nie zapuszczajmy się w dyskusje teologiczne. Masz szesnaście lat i wiesz, co się dzieje w tym kraju i kto ma władzę.

Jan spostrzegł, że jego biedny kuzyn znów zamknął oczy.

karol: Mam uczonych, którzy mi mówią, że władza należy do mnie. Że ty grzeszysz...

jan: O Chryste. Ja mam cały paryski fakultet w kieszeni. Mogę kazać, żeby mi powiedzieli wszystko, co mi się podoba.

karol: Jest u mnie kanclerz z uniwersytetu w Paryżu. Ty go wyrzuciłeś. On mówi...

jan: Ity mu wierzysz, Karolu?

KAROL: Tak.

jan: To kłamca.

Nikt nie śmiałby nawet pomyśleć o tym, żeby tak mówić do delfina. Gdy wielu panów po obu stronach komnaty zaczęło mówić równocześnie, Jan zamilkł.

jan: Zadaję ci kłam, Karolu. Celowo. Ponieważ jeśli chcesz wieść rozsądne życie, musisz zrozumieć, że mogę sprawić, abyś w końcu ze mną pojechał.

Tanguy, Brabazon, de Giac wrzeszczeli delfinowi do ucha tak, jakby był biednym chłopcem, któremu opowiada się rzeczy gorszące.

Navailles podszedł do Karola, sięgając po jego łokieć w dobrotliwy sposób, tak jak bierze się za rękę dziecko. Na twarzy jego malowała się jak gdyby nieśmiała, dobra intencja. Dobrodziejstwo dla chłopca.

Tanguy odepchnął go. Stalowe biodro zetknęło się ze stalowym biodrem, zgrzytliwe zderzenie. Krew wszystkich dwudziestu sześciu mężczyzn zawrzała i wzburzyła się. To jest ten dźwięk, mówiła krew swoim posiadaczom.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin