Jameson Bronwyn - Zmysłowy mężczyzna.pdf

(319 KB) Pobierz
197014655 UNPDF
Bronwyn Jameson
Zmysłowy mężczyzna
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Camerona Quade’a nie zdziwił widok srebrzystego wozu zaparkowanego przed jego domem.
Zirytowało go to, owszem, ale o zdziwieniu nie było mowy. Zanim nawet wzrok jego spoczął na
tablicy rejestracyjnej, nie miał wątpliwości, że samochód należy do jego ciotki lub wujka. Bo
prawdopodobnie auta mieli identyczne.
Któż bowiem mógł wiedzieć o jego niespodziewanym przybyciu? Komu poza nimi wpadłby
do głowy idiotyczny pomysł witania go u progu jego domostwa? Zakładał, że prędzej czy później
pojawią się tu Godfrey i Gillian, a i to wolałby później niż prędzej. Nawet o kilka lat.
Gdy drzwi od frontu zatrzasnęły się za nim, postawił na podłodze swój ciężki bagaż, a z ust
jego wydobyło się jeszcze cięższe przekleństwo. Zmęczonym spojrzeniem omiótł stare kąty,
sprzęty, wśród których wzrastał, i zmrużył w zamyśleniu oczy.
Dom był niezamieszkany przez cały rok, toteż nieskazitelna czystość, która biła zewsząd w
oczy, wprawiła przybysza w szczere zdumienie. Ktoś dbał o dom, ale ciotka Gillian ze ściereczką
w ręce?! Gdyby nie był tak zmęczony, wybuchłby szczerym śmiechem na samą tę myśl.
Kiedy tak wędrował z pokoju do pokoju, pewna rzecz wydała mu się dość zastanawiająca.
Kapela R & B. Z odtwarzacza? To stanowczo nie w guście ciotki — choć na pewno w jej guście
była szara klasyczna marynarka od kostiumu wisząca w holu. Jeśli zaś idzie o kwiaty, pomyślał,
przesuwając dłonią po cieplarnianej orchidei, tak, tu wyczuwało się jej rękę.
Jednakże dziewczyna w klasycznej szarej spódnicy, która odchylała właśnie narzutę z łóżka
Quade’a, z całą pewnością nie była siostrą jego ojca.
Absolutnie wykluczone! — No, odbierz wreszcie telefon!
Głos tej dziewczyny, niski, zniecierpliwiony, sprawił, że oderwał wzrok od jej spódnicy i
przeniósł na przyciśniętą do jej ucha słuchawkę. Drugą dłonią odgarnęła włosy z czoła, nadając
im jako taki wygląd. Co jakiś czas jednak brązowy pukiel opadał jej na czoło, co było zresztą do
przewidzenia.
— Julio, co ci wpadło do głowy? Przecież mówiłam ci o bieliźnie pościelowej dla tego faceta.
Ma być praktyczna, bez żadnych cudactw. — Ściągała gwałtownie powłoczki z koca i poduszek.
— A ty wzięłaś tę z czarnego atłasu!
Rozeźlona, rzuciła atłasową pościel na wybłyszczoną powierzchnię podłogi.
— O Boże, Julio — ciągnęła dziewczyna w szarej spódnicy — trzeba było zostawić paczkę
kondomów na poduszce!
Quade uniósł brwi ze zdziwieniem. Czarny atłas, kondomy? Dość niezwykłe prezenty na
cześć powracającego właściciela domu, tym bardziej niezwykłe, że serwowane mu przez wujka i
ciotkę. Tym bardziej, że od nikogo prezentów nie oczekiwał, a już w żadnym razie od tej
nieznajomej Julii, do której wrzeszczała przez telefon dziewczyna w szarej spódnicy.
— Masz zaraz oddzwonić!
Stojący na wybłyszczonym blacie biurka telefon oparł się, pchnięty z impetem, aż o ścianę.
Ten sam niebieski kolor ściany, pomyślał z rozrzewnieniem, jaki zapamiętał z lat dziecinnych.
On upierał się przy czerwonym, ale matka postawiła na swoim. Na szczęście.
Nostalgiczny uśmiech zamarł mu na ustach, gdy spojrzał na dziewczynę, która z wrażenia
przewróciła się na jego łóżko. Do diabła! Starał się nie patrzeć, ale przecież był tylko
człowiekiem. W dodatku pozbawionym zupełnie silnej woli. Dziesięć tysięcy mil to nie fraszka!
Zafascynowany nie mógł oderwać wzroku od jej ud obciągniętych pończochami. A klasyczny
szary materiał spódnicy uwydatniał ponętne kształty jej tyłeczka.
Uniósłszy spódnicę jeszcze wyżej, dziewczyna— uklękła na materacu i wówczas Cameron
Quade zdał sobie sprawę, że ona ściele mu łóżko. Nie, nie to jego łóżko z dawnych lat, ale to
wielkie, podwójne, przeniesione z pokoju gościnnego — antyk o zardzewiałych sprężynach.
A gdy dziewczyna oparła się o nie i pochyliła, całe łoże zatrzeszczało i zaskrzypiało, co
nasunęło Quade’owi całkiem nieprzystojne myśli, od których zalała go fala gorąca.
Zarówno to, jak i milcząca obserwacja ruchów dziewczyny zadecydowały o tym, że
postanowił przerwać owo niezręczne milczenie. Wszedł do pokoju i zadał pierwsze pytanie, jakie
przyszło mu na myśl:
— Dlaczego zmienia pani pościel?
Obróciła się tak gwałtownie, że aż materac znalazł się na podłodze, na jej stopach, a właściwie
na jej jednej stopie, na której miała jeszcze but. Albowiem drugi but leżał już w pewnej
odległości od pościeli i łóżka. Z ręką na swym landrynkowo-różowym sweterku dziewczyna
patrzyła na niego okrągłymi ze zdziwienia oczami.
A te oczy, co nie uszło jego uwagi, były, podobnie ciemnobrązowe jak jej włosy, stanowiąc
kontrast z białą cerą dziewczyny.
— Nie mam zielonego pojęcia, kim jest Julia i dlaczego wybrała dla mnie taką pościel —
mówił, wchodząc dalej do pokoju, ale w gruncie rzeczy nie mam nic przeciwko wyborowi tego
kompletu.
Dziewczyna skierowała spojrzenie na telefon, wiedząc, że wysłuchał jej przemowy do Julii,
lecz nie uznała za wskazane skomentować własnej wypowiedzi. Zamiast tego przystąpiła do
ataku:
— Powinien pan pojawić się tu znacznie później. Skąd ten pośpiech?
Była wyraźnie zakłopotana, wytrącona z równowagi. Postarał się wygasić jej niepokój:
— Kierunek wiatru na Pacyfiku był dla nas pomyślny, dzięki czemu przylecieliśmy do Sydney
przed czasem.
Ponadto nie było typowych dla sierpnia mgieł w tym rejonie i dlatego jestem tu wcześniej, niż
przewidywałem.
— Jest pan sam? — zapytała, kierując wzrok ku drzwiom.
— A nie powinienem być sam?
Milczała, a on czekał, zmarszczywszy czoło. Miał wrażenie, że skądś ją zna.
— Nie wiedziałyśmy, czy przyjedzie pan z narzeczoną — przyznała. — Wolałyśmy być
przygotowane.
Stąd to małżeńskie łoże. Stąd czarny atłas. No i kondomy. Pomyślane całkiem logicznie, to
znaczy byłoby całkiem logiczne, gdyby miał narzeczoną, z którą mógłby dzielić to łoże. Co do
reszty…
— Wolałyśmy…?
— Ja i Julia. To moja siostra. Pomaga mi.
Wątpliwa pomoc, pomyślał, sądząc po pełnym niesmaku spojrzeniu, jakim dziewczyna
obrzuciła przygotowaną przez Julię bieliznę pościelową.
Znów odniósł wrażenie, że jej twarz jest mu znana.
— A więc kwestię Julii mamy już rozwiązaną — powiedział.
— Pan mnie nie poznaje?
— A powinienem?
— Jestem Chantal Goodwin. — Uniosła głowę.
Był to celny cios. Zaszokowany, omal nie roześmiał się głośno. Pracowała w biurze
prawniczym, w którym i on kiedyś pracował. Do diabła, widywali się często, ale bliższego
kontaktu z nią nie miał… Raczej nie.
— Dawne czasy — powiedziała oschłym tonem. — Prawdopodobnie trochę się zmieniłam.
— Trochę? Typowy eufemizm. Nosiła pani na zębach aparat korekcyjny.
— To prawda.
— I nieco bujniejsze miała pani kształty.
— Eleganckie stwierdzenie, że utyłam.
— Eleganckie stwierdzenie, że z wiekiem przybyło pani urody.
Zamrugała powiekami, nie wiedząc, jak potraktować ów komplement, a on w tym czasie
obserwował jej rzęsy, długie, czarne, nietknięte chyba tuszem. Trudno by mu było orzec, czy
twarz jej zdobił makijaż, bo nie znał się na tym. W zapadłej raptem ciszy zorientował się nagle,
że muzyka przestała grać. Zrodziło się w nim przyjemne uczucie zainteresowania tą dziewczyną.
— Proszę mi więc powiedzieć, Chantal — zaczął — co pani robi w mojej sypialni?
— Pracuję w firmie prawniczej pańskiego wuja.
— Faktycznie, to tłumaczy pani tu obecność — stwierdził z ironią.
Zaczerwieniła się.
— Ponadto mieszkam w pobliżu…
— W starym domu Heaslip?
— Tak.
— A zatem posłała mi pani łóżko w ramach sąsiedzkiej przysługi, tak? Swoisty prezent na
powitanie?
Przestępując z nogi na nogę, czerwieniła się coraz bardziej. A noga bez buta sprawiała jej
najwyraźniej kłopot.
Cameron podtrzymał dziewczynę za łokieć, radując się w duchu dość niezręczną dla niej
sytuacją.
Odchrząknęła i powiedziała:
— Proszę znaleźć mój but, bo inaczej runę na ziemię jak długa.
Co też Quade uczynił, otrzymawszy w zamian coś w rodzaju uśmiechu, rodzaj skrzywienia
warg, ale oczy dziewczyny spoglądały na niego znacznie cieplej. Były nie tyle czarne, jak
zauważył, ile ciemnobrązowe, koloru kawy. Ale barwa kawy ze śmietanką pasowałaby do jej
cery, gładkiej jak te orchidee w holu.
— Jak już wspomniałam — mówiła, wsuwając stopę w but — Godfrey i Gillian chcieli przed
pana powrotem doprowadzić ten dom do ładu. A ponieważ mieszkam tak blisko, zaofiarowałam
swoją pomoc.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin