Bolesław Prus - Opowiadanie Lekarza.txt

(17 KB) Pobierz
NR ID   : b00143
Tytu�   : Opowiadanie lekarza
Autor   : Boles�aw Prus


Opowiadanie lekarza

Kilkana�cie lat temu garstka "inteligentnych" warszawian zbiera�a si� w pewnej cukierni. Schodzili�my si� nad wieczorem, pijali�my kaw� i herbat�, jadali�my ciastka i lody i naturalnie rozmawiali�my o wypadkach bie��cych. Zebrania te nazywa�y si� "gie�d�", albowiem prawie ka�dy uczestnik przynosi� z sob� nowiny i sprzedawa� je towarzyszom - za inne nowiny, takiej samej warto�ci.

- S�yszeli�cie, �e A. przegra� w karty trzy tysi�ce rubli i nie zap�aci�?

- A czy wiecie, �e B. zeszed� pana C. na bardzo czu�ej rozmowie ze swoj� �on�?...

- Stare dzieje!... Ciekawe jest to, �e pana E. przydybano na kasowych nadu�yciach i b�dzie proces...

Nowin tych mi�dzy innymi s�ucha� zazwyczaj milcz�cy lekarz, nazwijmy go - Steckim. Spokojnie ogl�da� ilustracje i nagle wybuchn�� kr�tkim �miechem." Gie�dziarze" umilkli, a jeden z. nich, mo�e dotkni�ty �miechem, zapyta�:

- C� si� to sta�o doktorowi?...

- Przypomnia�em sobie pewne zdarzenie - odpar� Stecki i w dalszym ci�gu ogl�da� drzeworyty.

�miech jego zmrozi� towarzystwo. Przestano opowiada� sobie "wiadomo�ci gie�dowe", a pocz�to rozmawia� o pogodzie. Wreszcie ten i �w podni�s� si� z krzes�a, a po up�ywie kilku minut zostali�my tylko we dwu: Stecki i ja.

- Przejd�my si� po ogrodzie - rzek� lekarz.

A gdy znale�li�my si� w alei, doda�:

- My tu jednak nie�le oporz�dzamy bli�nich!... Gdyby opinie mia�y moc urzeczywistniania si�, jedna po�owa naszych znajomych musia�aby i�� do krymina�u, druga do grobu.

- Chyba zanadto pesymistycznie s�dzisz pan nasze... zami�owanie nowin. Prawda, �e niekiedy powtarzamy niemo�liwe i nawet ohydne pog�oski, ale robimy to w spos�b tak ogl�dny, tak nieledwie serdeczny, �e chyba nikomu nie wyrz�dzamy krzywdy. Przypomnij pan sobie cho�by dzisiejsze anegdoty. Wprawdzie jeden m�wi�, �e E. przy�apano na kradzie�y, ale kto� drugi zaraz temu zaprzeczy�, a trzeci wspominaj�c o romansie pani B. z panem C. nie omieszka� doda�, �e wiadomo�� ta robi wra�enie plotki.

- A jednak bywaj� nieszcz�liwi, kt�rych zabija plotka nawet opowiedziana z poprawkami i zastrze�eniami - odpar� zamy�lony lekarz.

- Zna� pan takiego nieszcz�liwca?... - spyta�em.

- Prawie �e zna�em - odpowiedzia� i po chwili zacz�� histori�, kt�r� tu wiernie powtarzam.

Z ma�ych przyczyn niekiedy rodz� si� du�e skutki. W marcu 187* roku, jako student pi�tego kursu medycyny, bieg�em do szpitala, a�eby dowiedzie� si� o rezultacie analizy zrobionej dla jednego z moich chorych.

Powtarzam: bieg�em do szpitala, gdy� w�a�nie, podczas mojej w�dr�wki, ust�puj�ca zima wysypywa�a reszt� �niegu w postaci mokrych p�at�w padaj�cych tak g�sto, �e przechodnie robili si� podobnymi do bia�ych nied�wiedzi. Gdyby nie ten �nieg, szed�bym znacznie wolniej, sp�ni�bym si� o par� minut i nie spotka�bym w szpitalnej sieni rzadko widywanego kolegi, zwanego Parmezanem, poniewa� chwali� si� raz, �e jego dziadek nale�a� do farmazon�w. Parmezan, przy pomocy szwajcara, oczyszcza� sw�j wiotki paltocik ze �niegu wo�aj�c melodramatycznym g�osem:

- Milion szkarlatyn i tyfus�w!... Nie do��, �e przemoczy�em nogi, ale jeszcze wpad�a mi za ko�nierz grudka �niegu. Brrr!...

B�ysn�� ��tawymi oczyma, otrz�sn�� si� i poszli�my razem na korytarz, w�a�nie w chwili kiedy po zawiei grudniowej w wysokich oknach szpitala ukaza�o si� s�o�ce prawie majowe.

- No spojrzyj, kolega - zawo�a� Parmezan - czy to podle s�o�ce nie mog�o wyst�pi� przed dziesi�ciu minutami?...

Znowu otrz�sn�� si� i tak energicznie tupn�� w pod�og�, �e w korytarzu odpowiedzia�o d�wi�czne echo. Na ten odg�os uchyli�y si� najbli�sze drzwi i us�yszeli�my upomnienie:

- Cicho tam!... w szynku jeste�cie czy w stajni?... Jednocze�nie ukaza� si� nasz gromiciel. By� to kolega z powodu swojej figury przezwany Basetl�. Spostrzeg�szy nas zamkn�� drzwi i rzek� prawie szeptem:

- Ach, to wy!... Wielki los wygrali�cie!... Poka�� wam tak pi�kny okaz suchotnika, �e bez preparowania mo�na go umie�ci� w gabinecie osteologicznym... Sk�ra i ko�ci... Niech p�kn�, je�eli kiedy widzia�em co� podobnego!...

- C� to za jeden?... - spyta�em zaciekawiony.

- Wyobra�cie sobie, �e jest to kolega medyk, z drugiego kursu. Odludek, pesymista, ale co za w�ciek�a energia w tym facecie! Jeszcze tydzie� temu chodzi� na w�asnych nogach i udziela� marnie p�atnych korepetycji. (Winszuj� uczniom i ich rodzicom!) A kiedy nareszcie leg� w bar�ogu, nikomu nie da� zna�, �e jest chory. Dopiero str�ka zawiadomi�a rz�dc� domu, rz�dca policj�, policja uniwersytet, no i dostali�my go tutaj, w�tpi� jednak, czy na d�u�ej ni� tydzie�. Dlatego radz� wam nasyci� oczy widokiem jego szkieletu, dop�ki jest w akcji...

- Jak on si� nazywa?... - zapyta� skrzywiony Parmezan.

- Szwarckopf... Szwarcman... czy co� w tym rodzaju. Zreszt� nie pami�tam! - odpar� Basetla.

- Chyba zobaczymy go?... - odezwa�em si� do Parmezana.

- Jak chcesz - odpar� nie okazuj�c ciekawo�ci. Weszli�my. Chory nie le�a� na og�lnej sali, lecz w pokoju oddzielnym. Poniewa� s�o�ce znowu zgas�o i �nieg zacz�� pada�, wi�c nie bez trudno�ci dojrza�em na ��ku pacjenta. Wygl�da� na cz�owieka dwudziestokilkuletniego, mia� rude w�osy, rudy zarost i ciemne g��bokie oczy. Basetla zbli�y� si� do niego i zacz�� m�wi�:

- Nasz chory kolega wyobra�a sobie, �e ma wad� serca. S�ucha�em go, ale nic nie znalaz�em. Zbadajcie wy, mo�e kt�ry co odkryje, cho� jestem pewien, �e tam nic nie ma. Kolega zdaje si� by� troch� zag�odzony i w tym tkwi �r�d�o choroby; musia� za cz�sto praktykowa� posty, cho� jest, Bo�e odpu��, kalwinem.

- Musi tam jednak by� jaki� nieporz�dek w sercu - odezwa� si� chory st�umionym g�osem. - Czuj� to po pulsie, kt�ry jest za pr�dki i nieregularny.

"Szcz�liwe z�udzenia!" - pomy�la�em widz�c, �e tego biedaka chyba ju� nic nie uratuje.

- A teraz przekonamy si�, co znajd� koledzy - rzek� Basetla. - Poznajcie� si�... kolega Parmezan...

Us�yszawszy nazwisko chory rzuci� si� w ��ku i usiad�. Istotnie by� przera�aj�co chudy. Utkwi� oczy w Parmezanie i zawo�a� chrapliwym g�osem:

- Musisz pan by� kontent, co?... Jeste� bodaj �e na pi�tym kursie, a ja nie mog� wygrzeba� si� na trzeci.

- Ale�, kolego... ja nic... - szepn�� jakby t�omacz�c si� Parmezan.

- Niech�e si� to raz sko�czy!... - krzycza� chory. - S�uchajcie, panowie - zwr�ci� si� do nas. - S�uchajcie... Jak Boga kocham... daj� s�owo honoru, �e tamtego jab�ka nie chcia�em schowa�, tylko poprawi�em je na koszyku, a�eby nie spad�o...

- Ale�, kolego... nikt o tym nie m�wi�... nikt nawet nie my�la�!... - j�ka� bardzo zmieszany Parmezan.

- Prze�ladowali�cie mnie wszyscy... Przez was straci�em dwa lata, przez was musia�em uczy� najwi�kszych os��w i biedak�w!... - mrukn�� chory i upad� na poduszk�.

Po chwili zacz�� szepta�:

- A mimo to sko�cz� medycyn�, cho�by�cie na �bach stawali!... Zreszt� ju� zmieni� si� m�j los. Ju� nie b�d� korepetytorem... B�d� mieszka� w szpitalu... b�d� czyta� kursa...

Nagle ukry� g�ow� pod ko�dr�, z czego korzystaj�c wymkn�li�my si�, naprz�d Parmezan, ja po nim, a za nami Basetla.

- C� to znaczy?... Co znowu za jab�ka?... - pyta� Basetla.

Ale Parmezan machn�� r�k� i uciek� na sal� gor�czkow�, gdzie mia� pacjenta. Poszed�em i ja w stron� laboratorium, a Basetla na po�egnanie przypomnia� sobie, �e jego chory nie nazywa si� Szwarckopf, lecz Eisenfeder.

W kilka dni dowiedzia�em si�, �e Eisenfeder straci� wzrok, a nast�pnie, �e umar�. Przez ten czas Parmezan nie pokazywa� si�, ale po pogrzebie zmar�ego zaprosi� mnie i Basetl� na piwo. Gdy�my si� zebrali w piwiarni, w domu Rezlera, Basetla odezwa� si�:

- Aczkolwiek nie mam ducha proroczego, lecz got�w jestem za�o�y� si�, �e Parmezan uprzyjemni nam wiecz�r jak�� niezwyk�� histori� o zmar�ym Eisenfederze... Musia�e� ty, owczy serku, zmalowa� t�gie �wi�stwo, je�eli zapraszasz nas na kolacj�, przypuszczam, �e za pokut�!

- Niech ci� diabli porw�, �e� nas zwabi� do tamtego pokoju i w dodatku zapomnia�e� nazwiska Eisenfedera!... - wybuchn�� Parmezan uderzaj�c kuflem w st�. - Twoje gapiostwo zatru�o mi ca�y tydzie�.

- Uwa�acie, jak si� rozwija ten Twaro�ek! - odpowiedzia� Basetla. - Jednym uderzeniem kufla o st� za�atwia dwa interesy: wy�adowuje swoj� w�ciek�o�� na mnie i daje zna� kelnerce, a�eby przysz�a. No, poniewa� us�yszymy jak�� bardzo wzruszaj�c� histori�, wi�c pozwolicie, a�ebym przede wszystkim co� zam�wi�. - Panienko!... prosz� pieczeni wo�owej z kapust� i kartoflami, za dusze zmar�e... A p�aci ten pokutnik... - doda� wskazuj�c Parmezana.

- Dla ciebie nie ma nic �wi�tego!... - sykn�� Parmezan. - Prosz� o schab z kartoflami, bez kapusty...

Ja zam�wi�em tak�e schab, a kiedy sko�czyli�my nasz� niewykwintn� uczt�, Parmezan opar� �okcie na stole, brod� na r�ku i westchn��:

- Nie ma co m�wi�, udawa�o mi si� z tym nieborakiem Eisenfederem! Ale zaczn� od pocz�tku.

- Byle nie od pocz�tku �wiata - wtr�ci� Basetla wyk�uwaj�c z�by.

Parmezan b�ysn�� w jego stron� ��tawym okiem i prawi�:

- Jak wiecie, uko�czy�em gimnazjum w mie�cie X...

- No... no... tylko bez przechwa�ek! - wtr�ci� Basetla. Parmezan ze wzgard� ruszy� ramionami i m�wi� dalej:

- W mie�cie X opr�cz gimnazjum znajdowa�a si� czteroklasowa szko�a realna, a kiedy ja chodzi�em do pierwszej klasy gimnazjalnej, Eisenfeder ucz�szcza� do pierwszej klasy realnej. By� on synem rymarza, o czym wiem, gdy� jaki� czas mieszkali�my w tym samym domu. Znali�my si� jednak z daleka i nie rozmawiali�my z sob�, poniewa� gimnazjalistom nie wypada�o wdawa� si� z "olejarzami". Tak nazywali�my realist�w.

W jesieni roku 186* w mie�cie X urz�dzono wystaw� rolnicz� z pr�bami machin i wy�cigami. Pr�by i wy�cigi odbywa�y si�, dajmy na to, za rogatk� wschodni�, machiny sta�y przy rogatce zachodniej, obok koszar, za� okazy zb�, ogrodowin i owoc�w pomieszczono w sali popisowej naszego gimnazjum.

By� to pocz�tek roku szkolnego, wi�c mia�em dosy� czasu i co dzie� zwiedz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin