Palmer Diana - Ukryte uczucia.pdf

(826 KB) Pobierz
295249593 UNPDF
DIANA PALMER
UKRYTE UCZUCIA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rozległa się melodia z filmu, który niedawno wszedł na ekrany kin. To dzwonił
telefon komórkowy Gracie Marsh. Poderwała się z grządki, obsypując ziemią nieskazitelnie
czystą, żółtą bluzę od dresu.
- Cholera - mruknęła pod nosem, po czym wytarła ręce w stare dżinsy i sięgnęła do
kieszeni.
- Kto nastawił radio? - zawołała z frontowej werandy gosposia, pani Harcourt, zajęta
sadzeniem bratków w wielkiej donicy.
- To moja komórka - uspokoiła ją Gracie. - Nikt inny, tylko Jason - powiedziała do
siebie. - Halo, tu Gracie - zagaiła wreszcie rozmowę, z trudem łapiąc oddech.
I usłyszała głęboki, męski głos:
- Nie musisz mi się zwierzać. I tak wiem, że grzebałaś w ziemi. Roześmiała się mimo
woli. Przyrodni brat znał ją tak dobrze, jak nikt inny.
- Cholera, skąd wiesz?
- Nie przeklinaj - napomniał ją surowo.
- I kto tu mnie poucza? - ofuknęła go. Akurat Jason mógł sobie darować takie
reprymendy, skoro sam gustował w barwnych wiązankach, i to w dwóch językach. - Gdzie
jesteś? - spytała pogodniejszym tonem.
- Na ranczu. Rozległe tereny w Comanche Wells należały do Jasona. Prowadził tam
hodowlę czystej krwi bydła rasy santa gertrudis, a ostatnio przerzucił się na japońską
odmianę, z której produkowano słynną wołowinę kobe. Jason Pendleton był uznanym
hodowcą i milionerem. Rzadko przebywał w rodzinnej rezydencji w San Antonio, gdzie
mieszkała Gracie. Zjawiał się tam tylko wtedy, gdy wymagały tego interesy. Większą część
roku spędzał na swoim ukochanym ranczu. Tam podpisywał międzynarodowe kontrakty,
stamtąd przewodniczył zebraniom i tam wydawał wspaniałe przyjęcia, podczas których
Gracie odgrywała rolę pani domu. Choć największe towarzyskie spędy odbywały się w
rezydencji w San Antonio, była bowiem olbrzymia, no i w ten sposób podtrzymana została
rodzinna tradycja tego miejsca. Ale najbardziej Jason czuł się w swoim żywiole, kiedy ubrany
w dżinsy ze skórzanymi ochraniaczami i wysokie robocze buciory zajmował się bydłem.
- Czego chcesz? - spytała. - Potrzebujesz kogoś do pomocy przy znakowaniu bydła? -
Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo w ciągu ostatnich lat wiele nauczyła się od Jasona i praca
na ranczu nie kryła przed nią żadnych tajemnic.
- Tym razem nie zgadłaś. Wybieram się na aukcję do San Antonio. Chcę kupić kilka
santa gert. - Miał na myśli rozpłodowe jałówki rasy santa gertrudis, pochodzące ze światowej
sławy hodowli w King Ranch koło wybrzeży Teksasu.
Przez ułamek sekundy zastanawiała się, o co mu chodziło. Nie chciała wspominać o
swoich problemach z pamięcią. Zdarzało się jej zapominać najprostsze informacje, czasem
plątały się jej nogi i traciła równowagę w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Znała
przyczynę zaników pamięci, ale nie zwierzała się z tego Jasonowi. Nie mówiła o tym nikomu
przez prawie dwanaście lat, odkąd wprowadziła się z matką do domu Jasona i jego ojca. Jej
matka pragnęła zachować przeszłość w ścisłej tajemnicy, dlatego kazała Gracie przysiąc, że
będzie milczeć jak grób. Cynthia Marsh rozpowiadała wszystkim, że Graciela nie była jej
rodzoną córką. W ten sposób chciała zatrzeć wszelkie ślady, które mogłyby odkryć przed
światem tragiczną rodzinną historię. Obawiała się, że ponure fakty mogłyby zagrozić pozycji
Gracieli w rodzinie Pendletonów. Powtarzała, że ojciec Gracieli był wdowcem, walczył w
wojnie w Zatoce i poległ bohaterską śmiercią. Oczywiście było to jedno wielkie kłamstwo.
Prawdziwe dzieje Cynthii, jej męża oraz ich córki rysowały się w całkiem innych barwach.
- Więc czego właściwie chcesz? - spytała beztrosko.
- Pojedziesz ze mną na aukcję? Później postawię ci lunch.
- Z przyjemnością - odparła.
Nie dość, że doskonale czuła się w jego towarzystwie, ale również uwielbiała
specyficzną atmosferę panującą na aukcji. Zawsze było tam tłoczno i wesoło. Z prawdziwym
podziwem słuchała licytatora, który jak nakręcony podbijał ceny. Lubiła hodowców bydła z
Comanche Wells i z oddalonego o kilkanaście kilometrów Jacobsville. Była wśród nich grupa
zagorzałych zwolenników ochrony środowiska, do której należał Jason. Uprawiali stare
odmiany traw, które nie wyjaławiały gleby, i tworzyli mateczniki dla dzikiej zwierzyny.
Stosowali nowoczesne, przyjazne dla środowiska metody produkcji paszy, a także kładli
ogromny nacisk na dobre traktowanie bydła. Nigdy nie podawali zwierzętom hormonów
wzrostu, a antybiotyki dozowali tylko w przypadku chorób płuc. Nie zwalczali szkodników
metodami chemicznymi. Na przykład renomowany hodowca Cy Parks polegał w tej kwestii
na drapieżnych owadach i z zapałem propagował tę metodę.
Żaden z przyjaznych dla środowiska ranczerów w Jacobs County nie hodował bydła
na ubój. Interesowały ich rozpłodowe byczki i jałówki, sprzedawane później dla doskonalenia
rasy. Było to źródłem częstych konfliktów z producentami wołowiny, którzy byli nastawieni
na szybki zysk. Kilka razy doszło między nimi nawet do walki na pięści. W jednej z nich
uczestniczył Jason. Gracie wydobyła go z aresztu, wpłacając kaucję. Nie mogła wtedy po-
wstrzymać się od śmiechu. Jason wprawdzie był poturbowany, za to nadzwyczaj z siebie
dumny.
- Przyjadę po ciebie za jakieś dwadzieścia minut - powiedział.
- Dobrze. Jak mam się ubrać?
- Włóż dżinsy i podkoszulek. Jeśli pojawimy się tam zbytnio wystrojeni, cena
wyjściowa podskoczy o dwadzieścia dolarów za sztukę. Nie chcę, żeby ktokolwiek mnie
rozpoznał.
- Marne szanse, szczególnie jeśli podjedziemy twoim jaguarem.
- Wezmę ciężarówkę i będę w roboczym ubraniu.
- Dobrze. Kwiatkami zajmę się po powrocie.
- Nie sądzisz, że mamy ich dość przed domem? - przekomarzał się Jason.
- Są przepiękne, szczególnie na wiosnę - broniła się Gracie.
- Pośpiesz się i nie każ mi na siebie czekać. Nie mamy czasu do stracenia.
Zadzwoniłbym do ciebie wcześniej, ale zdarzył się wypadek.
- Nic ci się nie stało? - spytała zaniepokojona.
- Nie. Byk nadepnął na nogę jednemu z pracowników, ale na szczęście obyło się bez
poważnych obrażeń.
Odetchnęła z ulgą. Jason był jej całym światem, choć pewnie nie zdawał sobie z tego
sprawy. To dobrze, że się nie domyśla, ile dla mnie znaczy, pomyślała. Nigdy nie będzie w
stanie zbliżyć się do mężczyzny, co współczesnym kobietom raczej nie stwarza żadnych
problemów. Przed oczyma stał jej obraz matki wychodzącej z sypialni w nocnej koszuli
poplamionej krwią...
- Wydawało mi się, że zatrudniłeś przedstawiciela, który miał dokonywać zakupów
bydła w twoim imieniu.
- Zgadza się, ale słyszałem o nim niepochlebne opinie. Będzie na tej aukcji,
zamierzam go sprawdzić... - Przerwał na moment. - A może nawet trochę podpuścić.
- Rozpozna cię.
- W roboczym ubraniu? Wątpię. Widział mnie tylko raz, i to za biurkiem.
Wiesz, boję się, że popełniłem błąd. Facet dostał świetną opinię z poprzedniej pracy,
ale doszło do mnie, że to była cena, by odszedł bez oporów z firmy. Ponoć najlepszy jest w
autoreklamie.
- Znam ten typ.
- No właśnie. Jednak dla bezpieczeństwa będziesz licytowała w moim imieniu.
- Rany! Mam podbijać ceny twojego pracownika? To jakiś absurd.
- Najwyżej przepłacę, nie ma sprawy, ale muszę go sprawdzić. Kupujemy tylko kilka
sztuk, a ja pilnie potrzebuję fachowca do naprawdę poważnych zadań.
- Jasne, rozumiem. Już wskakuję w inne ciuchy.
- Tylko się nie grzeb, bo będę musiał pomóc ci się ubrać.
- Jason! - krzyknęła z oburzeniem, ale już się rozłączył. - Pani Harcourt, jadę z
Jasonem na aukcję! - zawołała.
- Baw się dobrze, kochanie. - Gosposia miała już swoje lata. Dość wysoka i pulchna, o
ciepłych czarnych oczach, ostatnio mocno posiwiała. Zaczęła pracować u Pendletonów
jeszcze przed narodzinami Jasona. Faktycznie stała się członkiem rodziny, podobnie jak
pokojówka Dilly i kierowca John.
Gracie czuła się jak ryba w wodzie na posiadłości wiejskiej w San Antonio. Bywała
też na ranczu w Comanche Wells, szczególnie kiedy Jason wydawał przyjęcia. Wśród jego
gości zdarzali się światowi politycy i miliarderzy, którzy choć na chwilę chcieli w zaciszu
odpocząć od pełnego stresów życia na pełnych obrotach. Jason dobierał przyjaciół, kierując
się ich cechami charakteru, a nie wielkością konta bankowego. Gracie ogromnie go za to
ceniła. Był człowiekiem wielkiego serca, przejmował się losem ludzi, którym w życiu nie
poszczęściło się tak dobrze jak jemu. Współfinansował różne programy społeczne,
przekazywał hojne datki organizacjom charytatywnym, jednak w osobistych kontaktach
wydawał się nieprzystępny.
Był typowym introwertykiem, przez co często zrażał do siebie innych. Czuł się dobrze
tylko w towarzystwie Gracie. Nie musiał przed nią niczego udawać. Sądziła, że to kwestia
zaufania. Przy niej był bezpieczny, a i ona nie czuła przy nim najmniejszego zagrożenia.
Barbara, przyjaciółka Gracie i właścicielka kawiarni w Jacobsville, powtarzała nieraz,
jaka to szkoda, że byli bratem i siostrą. Mieli przecież tak wiele wspólnych cech.
Przypominała wtedy, że nie łączą ich żadne więzy krwi, po prostu jej matka wyszła za ojca
Jasona. Zresztą to małżeństwo trwało zaledwie kilka tygodni, bowiem Cynthia zginęła w
wypadku samochodowym. Myron Pendleton zatrzymał u siebie Gracie, która nie miała
żadnych krewnych. Wkrótce przybyła jej siostra przyrodnia, Gloryanne Barnes, której matka,
Beverly Barnes, została następną żoną Myrona.
Glory wyszła przed rokiem za Rodriga Ramireza, lecz dla Gracie nadal pozostała
najbliższą przyjaciółką, a tak naprawdę siostrą. Łączyło je znacznie więcej, niż można było
się domyślić na pierwszy rzut oka. Obie miały bolesne wspomnienia z dzieciństwa, przez co
były skryte, zamknięte w sobie, unikały też towarzystwa chłopców. Sytuowało je to nisko w
hierarchii klasowej i narażało na liczne przykrości. Mimo częstych interwencji Jasona, w
szkole były prześladowane przez rówieśników. To, że zawsze mogły na siebie liczyć, było
Zgłoś jeśli naruszono regulamin