Rawinis M.P. - Dla Ciebie księżyc.pdf

(365 KB) Pobierz
Rawinis M.P.
Romantyczne chwile
Dla Ciebie księżyc
790949309.001.png
1
- Czekoladkę?
Gabrysia Kubacka podziękowała uśmiechem i poprawiła się w fotelu.
Siedzący obok mężczyzna nadal trzymał przed nią otwarte pudełko.
- Już nie mogę się doczekać lądowania! - westchnął. Dziewczyna zajęta
była sprawdzaniem pasów i tylko skinęła
głową. Pan Alex Domino z Toronto zadręczał ją przez ostatnie godziny i
myślała z ulgą, że podróż dobiega już końca.
- Lądujemy za trzydzieści minut - powiadomił słodki głos stewardessy. -
Temperatura w Warszawie dwadzieścia cztery stopnie Celsjusza.
Dziękujemy państwu za wspólny lot.
- Przeżyłem to tylko dzięki pani, Gabi - Alex Domino pochylił się w
stronę sąsiadki. - Nie wiem, jak wytrzymałbym ten stres w innych
warunkach. Na pewno się pani nie poczęstuje?
- Słodycze są najlepsze na stres - zgodziła się. - Ale jeszcze jedna
oznacza katastrofę dla mojej figury.
We wzroku Aleksa Domino było zdumienie.
- Pani?! Pani nic takiego nie grozi!
Gabrysia odpowiedziała na komplement zmęczonym uśmiechem. To
była ich ósma godzina w samolocie linii Canadian i czuła się
wyczerpana. Podczas lotu nie mogła spać i teraz po prostu leciała z nóg.
Spojrzała na zegarek. Dwadzieścia pięć minut. Potem odprawa i
taksówką do domu, razem godzinka. O szóstej położy się do łóżka i
wstanie nie wcześniej niż za dwanaście godzin. Błogosławiona zmiana
czasu.
Jej sąsiad zdawał się być nieczuły na tę zmianę, choć Gabrysia
pamiętała, co mówił przed startem.
- Lecę dopiero drugi raz - oświadczył. - Nieźle jak na czterdzieści
dziewięć lat życia!
Początkowo był nieco irytujący, bo rozwodził się nad tym,
jak bał się podczas pierwszego lotu przed dwudziestu laty. Pierwszy lot
Aleksander Domino odbył z Warszawy do Toronto.
Uspokoił się nieco później, gdy byli już wysoko nad ziemią i przez
następnych kilka godzin samolot nie musiał wykonywać żadnych
niebezpiecznych manewrów. W ciągu tych kilku godzin Gabrysia
poznała dokładnie historię pana Aleksa.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek wrócę do starego kraju - opowiadał. -
Ani przez chwilę, proszę pani! Aż do zeszłego miesiąca.
W ubiegłym miesiącu pan Alex, niegdyś architekt, a teraz właściciel
niedużej firmy budowlanej, otrzymał list z zaproszeniem na ślub. Nie
byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie okoliczności.
- Napisał do mnie pierwszy raz - cieszył się pan Aleksander, od
dwudziestu lat będący Aleksem. - Ja pisałem wielokrotnie, wysyłałem
kartki, życzenia urodzinowe. I oczywiście pieniądze. Ale on nie napisał
nigdy. Ja wiem, że to moja była żona źle go do mnie nastawiła. Aż tu
naraz przychodzi listonosz i przynosi list. Płakałem, proszę pani, jak
strasznie płakałem! Z zewnętrznej kieszeni marynarki wyjął złożony
arkusik papieru. - Niech pani zobaczy! - zachęcał Alex, wciskając list
pomiędzy palce Gabrysi. - Niech pani zobaczy i sama powie, czy nie
mam racji. On tak pisze jak kochający syn. I to jak kochający! Teraz
wszystko zrozumiałem! Ona, moja żona, nie dała mu pisać wcześniej,
może ukrywała moje listy, może je wyrzucała bez czytania...
Gabrysia uprzejmie rzuciła okiem, ale pan Alex zachęcał, żeby
przeczytała list w całości.
„Drogi Tato - pisał młody mężczyzna imieniem Janusz. - Nareszcie
zdobyłem Twój adres. Nie wiem, czy życzysz sobie, żebym do Ciebie
pisał. Ale chcę, żebyś Ty wiedział, że wiele razy zastanawiałem się, kim
jesteś i jaki jesteś. Nic o tobie nie wiem, a chciałbym się wszystkiego
dowiedzieć. Może w ogóle nie pamiętasz, że istnieję. Na wszelki
wypadek przypominam Ci, że mam dwadzieścia sześć lat. Za miesiąc
żenię się z cudowną dziewczyną, Renatą. Pochodzi z Twoich stron, z
Krzemionki koło Supraśla. Ona i ja bardzo chcemy Cię poznać. Może
mógłbyś przyjechać na nasz ślub? Nie wiem, w jakiej jesteś sytuacji
finansowej, ale gdybyś był w trudnej, to zapłacę za Twoją podróż. Więc
niech pieniądze nie staną między nami. Oczekujemy Cię
w kościele (nowym) w Supraślu w sobotę, 29 czerwca, o godzinie 14".
Podczas długiego lotu Gabrysia dowiedziała się wszystkich szczegółów
z życia pana Alexa i jego rodziny. Zostawił żonę i dziecko, wyjechał za
chlebem. Powiodło mu się.
W portfelu pan Alex miał fotografię, starą fotografię, która towarzyszyła
mu przez lata pobytu w Kanadzie. Na fotografii kilkuletni chłopczyk
trzymał za rękę wysokiego, smukłego mężczyznę.
- To on - wyjaśnił niepotrzebnie Alex Domino. - Janusz. Ciekawe, czy
nadal jest do mnie podobny.
- Na pewno - stwierdziła Gabrysia.
- Tak pani myśli? - Pan Domino był zadowolony z tej uwagi. -
Kochałem go, gdy był mały - powiedział przez ściśnięte gardło. - Teraz
też go kocham. I jestem zadowolony, że znalazł kogoś, z kim chce się
związać na całe życie...
Pokazał Gabrysi pudełeczko, które wyjął z kieszeni marynarki. Były w
nim dwie grube złote obrączki, leżące na różowym aksamicie.
- Kazałem wyciąć napisy - chwalił się. - Kochanemu synowi Januszowi.
Kochanej córce Renacie. I data. - Napisałem do nich - tłumaczył
Gabrysi. - Napisałem na adres Renaty, bo tylko taki miałem. Że przyjadę
na ślub i że przywiozę obrączki. - Jestem pani bardzo wdzięczny, Gabi -
dziękował. - Rozmowa z panią bardzo wiele mi dała.
Gabrysia Kubacka uśmiechała się niepewnie. W czasie całego lotu
mówiła raczej niewiele i nie uważała, żeby sąsiad miał szczególne
powody do wdzięczności. Ale domyślała się, że Alex Domino dziękuje
jej za możliwość wygadania się. Opowiadał, jak ciężko i dużo pracował.
I mówił, jaki był osamotniony przez dwadzieścia lat pobytu w Kanadzie.
Im bliżej lądowania, tym bardziej wydawał się zestresowany. Bał się
spotkania z ziemią, bał się spotkania z Polską, bał się spotkania z synem.
- Już niedługo - Gabrysia uśmiechem dodała mu odwagi. Nagle jej
sąsiad gwałtownym ruchem poluzował krawat.
- Trochę mi słabo - oświadczył i Gabrysia zobaczyła, że bezwładnie
osuwa się w fotelu.
Personel samolotu zareagował bardzo profesjonalnie. Alex Domino
ocknął się, rozejrzał wokoło przepraszającym wzrokiem.
- To nic - powtarzał. - To przcież nic, ja zaraz... Pielęgniarka dotknęła
jego ręki, dyskretnie badając puls.
- Wytrzyma pan? To kilka minut.
- Tak, tak - zapewniał. - Nie chcę robić kłopotu... Gabrysia chciała
przesiąść się na inne miejsce, żeby chory
miał więcej powietrza, ale zatrzymał ją gestem.
- Proszę zostać, Gabi. Proszę zostać.
Zgodnie z życzeniem Aleksa Domino trzymała go za rękę aż do
wylądowania. Zaraz potem na pokład samolotu wszedł personel
wezwanej karetki pogotowia i starszy, siwy lekarz o pulchnych
policzkach.
- Proszę się nie ruszać - powiedział. - To nic wielkiego. Zrobił leżącemu
zastrzyk, a potem kazał go zabrać na nosze
i wynieść do czekającej na zewnątrz karetki.
- A pani kto? - zwrócił się doktor do Gabrysi, bo Alex Domino nie
chciał puścić jej ręki. - Rodzina?
- Nie - zaprzeczyła. - Co mu jest, panie doktorze?
- Zawał.
Gabrysia zbladła, więc lekarz uspokoił ją gestem.
- Raczej niezbyt groźny - wyjaśnił. - Poleży kilka dni.
- Kilka dni? - przeraziła się. - A wesele? Przyleciał na ślub syna, ma
obrączki i w ogóle...
Lekarz wzruszył ramionami.
- Ślub przecież można przełożyć. A poza tym źle chłopakowi w
kawalerskim stanie? Niech mu pani powie, żeby się jeszcze zastanowił.
Po co dobrowolnie włazić w paszczę tygrysowi?
2
Gabrysia podeszła do odprawy jako ostatnia. Młody celnik przyjrzał się
jej z wielką uwagą, jakby sprawdzał, czy ktoś tak wdzięczny dla oka
musi przejść obok jego stanowiska i nie może zostać na dłużej.
- Może coś do oclenia? - zapytał z nadzieją.
Patrzył na długie jasne włosy, zielonkawe oczy, prosty nos
Zgłoś jeśli naruszono regulamin