kobiety ktore kochaja za bardzo.rtf

(923 KB) Pobierz

Tytuł oryginału

WOMEN WHO LOVE TOO MUCH

When You Keep Wishing

and Hoping He'll Change

Obwolutę, okładkę i strony tytułowe projektowała Bożena Kowalewska

Licencyjne wydanie klubu „Świat Książki" za zgodą Wydawnictwa FOLIUM

Copyright © 1985, by Robin Norwood

First published by Jeremy F. Tarcher, Inc., Los Angeles

Ali rights reserved

Copyright © for the Polish edition by FOLIUM, Warszawa 1992

„B.M." Sp. z o.o. VI O/Warszawa - Świat Książki Warszawa 1994

Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca w Krakowie Druk z dostarczonych diapozytywów. Zam. 1326/94

ISBN 83-7129-060-8 Nr 1068

Spis treści

Podziękowania                                    7

Wstęp                            9

.       Kochać  mężczyznę  bez wzajemności      ....              13

.       Udany seks w niefortunnych związkach      ...              33

.       Czy mnie pokochasz, jeśli będę dla ciebie cierpieć?              50

.       Potrzeba bycia potrzebną                            64

.       Czy zatańczymy?                            77

.       Jacy mężczyźni wybierają kobiety, które kochają

za bardzo                                      97

.       Piękna i Bestia                            123

.       Kiedy jedno uzależnienie karmi się drugim      .    .              158

.       Umierać z miłości                            170

 

.          Droga do wyzdrowienia                            192

.          Wyzdrowienie a prawdziwa bliskość: usuwanie

barier                                  225

Dodatek I: Jak założyć własną grupę samopomocy     .              237

Dodatek II: Hasła afirmacyjne                            240

Wstęp

Jeżeli miłość oznacza dla nas cierpienie, kochamy za bardzo. Jeżeli z bliskimi przyjaciółmi rozmawiamy głównie o nim, o jego prob­lemach, jego myślach, jego uczuciach; jeżeli prawie każda nasza wypowiedź rozpoczyna się słowem „on", kochamy za bardzo.

Jeżeli wciąż rozgrzeszamy go ze złych humorów, znieczulicy, przykrego usposobienia, wybuchów złości kładąc wszystko na karb nieszczęśliwego dzieciństwa; jeżeli staramy się być terapeutą, kochamy za bardzo.

Jeżeli w trakcie lektury jakiegoś poradnika zakreślamy ustępy, które mogą okazać się mu przydatne, kochamy za bardzo.

Jeżeli nie lubimy jego charakteru, zachowania i postaw, a zarazem sądzimy, że zechciałby się dla nas zmienić, gdybyśmy tylko były dość atrakcyjne i czułe, kochamy za bardzo.

Jeżeli związek z nim naraża na szwank naszą równowagę emocjonal­ną, a nawet nasze zdrowie i bezpieczeństwo, kochamy z pewnością za bardzo.

Choć bolesne i rozczarowujące, kochanie za bardzo jest udziałem tylu kobiet, że niemal uwierzyłyśmy, iż tak właśnie musi wyglądać intymny układ z mężczyzną. Większość z nas kochała za bardzo przynajmniej raz w życiu, a dla wielu stało się to powracającym wątkiem w biografii. Części z nas obsesja na tle partnera i wzajemnych stosunków wręcz uniemożliwia normalne funkcjonowanie,

W niniejszej książce przypatrzymy się bacznie przyczynom, dla których masa kobiet — szukając kogoś, kto by je kochał — zdaje się nieuchronnie trafiać na partnerów zimnych i szkodliwych. Postarajmy się wyjaśnić, dlaczego wiedząc już, że związek nie zaspokaja naszych potrzeb, nie potrafimy położyć mu kresu. Pokażemy również, jak miłość przeradza się w miłość przesadną, gdy partner okazuje się nieodpowiedni, obojętny lub nieprzystępny, a my nie umiemy się z nim pożegnać, ponieważ tym bardziej nas do niego ciągnie. Zrozumiemy wówczas, jak nasza potrzeba miłości, nasza tęsknota za miłością, a wreszcie sama miłość staje się nałogiem.

Termin „nałóg" brzmi groźnie. Podsuwa obraz ofiary heroiny, której ręce pokłute są igłami, a życie jawnie zmierza ku autodestrukcji. Nie życzymy sobie, by określać tym mianem sposób, w jaki odnosimy się do płci przeciwnej. Tymczasem wiele z nas naprawdę traktuje mężczyzn jak narkotyk. I nie wydobędzie się z tego nie pojąwszy uprzednio całej powagi swej sytuacji.

Jeżeli kiedykolwiek dałaś się opętać mężczyźnie, musiałaś chyba czasem mieć wrażenie, że źródłem wszystkiego nie była miłość, lecz strach. Kto kocha obsesyjnie, wciąż się boi — boi się samot­ności, boi się bycia niekochanym i niedocenianym, boi się zlek­ceważenia, opuszczenia, a nawet zagłady. Darzymy miłością w de­sperackiej nadziei, że mężczyzna uśmierzy nasze lęki. Niestety, lęki — a wraz z nimi obsesje — pogłębiają się, aż w końcu darzenie miłością po to, by ją otrzymać, przeistacza się w główną siłę napędową naszego życia. A skoro strategia nie przynosi efektów, próbujemy jeszcze raz, kochamy jeszcze mocniej. I tak zaczynamy kochać za bardzo.

Na trop „kochania za bardzo" jako szczególnego syndromu myśli, uczuć i zachowań wpadłam po wielu latach pracy w poradni dla alkoholików i narkomanów. Przeprowadziwszy setki wywiadów z na­łogowcami i ich rodzinami dokonałam zdumiewającego odkrycia. Pacjenci wzrastali w otoczeniu dość urozmaiconym, natomiast partne­rki pacjentów wywodziły się prawie zawsze z rodzin „trudnych", dysfunkcyjnych; z rodzin, w których zaznawały więcej stresów i cier­pień, niż dzieje się to zwykle. Borykając się z nałogiem swych towarzyszy, kobiety te (zwane w poradnianym żargonie „współal-koholiczkami") nieświadomie odtwarzały i przeżywały na nowo ważne aspekty własnego dzieciństwa.

Dzięki kontaktom z żonami i przyjaciółkami nałogowców zaczęłam stopniowo docierać do sedna „kochania za bardzo". Z ich biografii wyzierała potrzeba wyższości połączonej z cierpieniem, czego przecież nie można nie doświadczyć w roli „wybawicielki". Zrozumiałam, co tak przemożnie przykuwa je do mężczyzny, który z kolei przykuł się do jakiejś substancji. Obu stronom trzeba pomóc, ponieważ obie wykań-

cza nałóg: w jednym przypadku zatrucie chemiczne, w drugim zaś zatrucie straszliwym napięciem.

Dzięki tym kobietom uprzytomniłam sobie, jak dalece dzieciństwo wyciska swe piętno na dorosłych sposobach odnoszenia się do płci przeciwnej. Ich głosów powinien wysłuchać każdy, kto kocha za bardzo, jeżeli chce wiedzieć, skąd wzięła się owa predylekcja do chorobliwych związków i jak z nią się uporać, by wyzdrowieć.

Nie twierdzę wcale, że jedynie kobiety mają skłonność do kochania za bardzo. W nałóg taki popadają także niektórzy mężczyźni, a ich odczucia i zachowania wypływają z analogicznych źródeł. Na ogół jednak emocjonalne okaleczenie w dzieciństwie nie wywołuje u męż­czyzn tendencji do „chorej miłości". Wskutek całego splotu czyn­ników kulturowych i biologicznych ratują się oni zwykle poprzez pogoń za czymś raczej bezosobowym i zwenętrznym niż intymnym. Obsesyjnie zajmują się pracą, sportem czy jakimś hobby, podczas gdy kobiety — uwarunkowane w tym kierunku przez biologię i kulturę — rzucają się w romans. Często właśnie z emocjonalną kaleką.

Spodziewam się, że lektura niniejszej książki pomoże wszystkim, którzy kochają za bardzo. Ale adresowałam ją w pierwszym rzędzie do kobiet, gdyż jest to przypadłość w pierwszym rzędzie kobieca. Przyświecały mi cele dość konkretne: uzmysłowić czytelniczkom destrukcyjny charakter takiego wzorca, wskazać jego genezę i dostar­czyć narzędzi do skutecznego uporania się z nim.

Jeżeli kochasz za bardzo, muszę lojalnie ostrzec: książka nie będzie lekka ani przyjemna. I jeśli pasujesz do przytoczonego na początku opisu, a mimo to lektura zupełnie cię nie poruszy bądź wręcz znudzi czy zirytuje; jeżeli nie zdołasz się w nią wciągnąć lub uznasz, że przydałaby się raczej komuś innemu, gorąco radzę sięgnąć po książkę za jakiś czas. Wszyscy bowiem zaprzeczamy czemuś, co okazuje się zbyt bolesne lub zagrażające; czego nie potrafimy zaakceptować. Zaprzeczenie to naturalny środek samoobrony, działa automatycznie i spontanicznie. Być może dopiero przy powtórnej lekturze będziesz umiała stawić czoło swym doznaniom i najgłębszym przeżyciom.

Czytaj powoli, starając się wczuć intelektualnie i emocjonalnie w kobiece opowieści. Przypadki te mogą ci się wydać skrajne. Zapewniam jednak, że jest wręcz przeciwnie. Spotkałam setki kobiet (prywatnie i zawodowo), które kochają za bardzo. Ich sylwetki, charaktery i perypetie nie zostały tu wcale odmalowane w barwach przesadnych. W rzeczywistości bywa dużo, dużo gorzej. Gdybyś więc

odniosła wrażenie, że twój przypadek należy do stosunkowo błahych, pragnę ci powiedzieć, że tak właśnie wygląda typowa pierwsza reakcja u większościjnych pacjentek. Każda bagatelizuje na początku własną sprawę („nie jest ze mną aż tak źle") i z pasją prawi o fatalnej sytuacji innych kobiet, które mają „prawdziwe problemy".

Jeden z paradoksów życia polega na tym, że kobiety reagują ze współczuciem i zrozumieniem na nieszczęścia cudze, a zarazem nie dostrzegają kompletnie (jak gdyby zaślepione) nieszczęść, które przy­gniatają je same. Znam to doskonale z autopsji. Kochałam za bardzo przez wiele lat i dopiero znaczny uszczerbek zdrowia fizycznego i psychicznego zmusił mnie do analizy dotychczasowych układów z mężczyznami. Udało mi się zmienić chorobliwy schemat, co przynio­sło skutki zbawienne.

Toteż mam nadzieję, że lektura pomoże ci nie tylko zrozumieć lepiej własną kondycję, lecz także zachęci do przełomu: do skierowania owej troskliwej uwagi nie na związek z partnerem, ale na twoje życie i twoje zdrowie.

Trzeba tu wystąpić z kolejną przestrogą. Książka ta przedstawia — wzorem większości poradników — szereg kroków, jakie należy poczynić dla zmiany sytuacji. Jeżeli się na nie zdecydujesz, czekają cię lata pracy i całkowitego zaangażowania w sprawę. Nie istnieje bowiem żadna „droga na skróty", która wywiedzie z pułapki schematu. Wyuczyłaś się go dawno temu i stosowałaś wielokrotnie. Nic więc dziwnego, że próby wydobycia się zeń wymagać będą wytrwałości, hartu i odwagi. Lecz głowa do góry! Jeżeli niczego nie zmienisz, czekają cię i tak ciężkie boje. Wolisz walczyć o zwykłe przetrwanie, czy też o swój rozwój? Jeżeli wybierzesz rekonwalescencję, zamiast kobiety ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin