Boże wychowanie_III.doc

(640 KB) Pobierz

III

ROK 1983

IX ROZMOWA - Postawiłem krzyż na drodze twojego narodu, przed wami stoi Syn mój i oczekuje - przyjmiecie Go czy odrzucicie?

7 I 1983 r.

Pomyślałam, że jest pierwszy piątek, a ja nie zdobyłam się na to, żeby wyjść z domu na Mszę świętą.

- Teraz Ja przychodzę do ciebie. Zawsze Ja uprzedzam człowieka. Ja jestem dawcą wszelkiego dobra. Ja daję wam moją miłość, pomoc, przebaczenie, dźwigam was, zachęcam, podtrzymuję i nieskończenie cierpliwie ponawiam moje starania. Jakże mogłoby być inaczej?

Ja jestem miłością, mocą, dobrocią, wy jesteście nicością; beze Mnie - nicością spragnioną i głodną. Nie macie nic własnego, wszystko otrzymujecie ode Mnie. Pomyśl, Anno, czyż istnieje w waszej ludzkiej rzeczywistości cokolwiek, czego nie otrzymalibyście ode Mnie? To co ludzkiego (w sensie: humanistycznego, godnego człowieka) dokonał człowiek, zawsze, od zarania ludzkości dokonywał dzięki moim darom. Spójrz, jakie one są. Dałem wam zmysły wrażliwe na wszelakie piękno. Dałem wam rozum pozwalający rozpoznać prawidłowość i nieprawidłowość, sumienie jasno wołające, co dobrem jest, a co nim nie jest. Podzieliłem się z wami moim dobrem - to dar twórczości, tworzenia, ulepszania, doskonalenia. Udzieliłem wam mojej miłości, dobroci, miłosierdzia, abyście stawali się do Mnie podobni. I mimo że marnotrawicie je, profanujecie i szydzicie z nich, nie cofam darów moich, nie odbieram też miłości mojej najgorszemu z bluźnierców - bo Ja jestem Ojcem waszym prawdziwym. Kocham was. Z powodu słabości waszej i grzechu, miałkości waszych pragnień i wysiłków, szybkości przemijania, kruchości uczuć kocham was jeszcze mocniej.

W moim nieskończonym świecie (duchowym) nie istnieją byty słabsze od was i bardziej zdane na moje miłosierdzie. Wiele mam dzieci, w różnym wieku (o różnym stopniu doskonałości), ale wy, ludzie, jesteście jak niemowlęta bezradne na rękach moich. Dlatego noszę was w ramionach, piastuję i strzegę was jak matka najczulsza.

Jeżeli zachęcam was, abyście byli względem Mnie jak dzieci, nie mówię wam w przenośni. Pragnę, abyście żyli w prawdzie, a prawda jest taka, że jestem wam Ojcem, a wy - dziećmi moimi: zbłąkanymi, nieszczęśliwymi, samotnymi, przerażonymi na pustyni życia, póki nie chcecie mojej pomocy, póki samodzielnie stajecie przeciw niebezpieczeństwom świata. Cóż dzieje się wtedy z wami? Za miskę soczewicy sprzedajecie swoje synostwo, wybraństwo, odwieczne szczęście mojego domu...

Serce moje, serce Ojca waszego płacze nad wami, miłość zaś moja nie pozwala Mi zniewalać was, krępować. Wybrałem Syna umiłowanego na ofiarę miłości. Od swojej okrutnej śmierci za was On staje na waszej drodze z rozwartymi ramionami, a rany Jego krwawią. Postawiłem na waszych drogach krzyż, ale zawsze jest na nim Syn mój, i kto przyjmuje krzyż, przyjmuje Syna mojego - a to przymierze jest wieczne.

Anno, dziecko moje. Postawiłem krzyż na drodze twojego narodu. Przed wami stoi Syn mój i oczekuje - przyjmiecie go, czy odrzucicie...? Teraz jest dla was czas wyboru. Wybierzecie to, ku czemu serce wasze się skłania.

Cóż więc serce wasze wybiera? Miłość aż do śmierci i przebaczenie katom, współczucie i miłosierdzie bez granic, czy tylko to, co w człowieku jest własnego: grzech, trwanie w buncie, w odrzuceniu dobra, nienawiść? Siebie wybierzecie, czy Syna mojego...?

A jeśli Jego, dla Niego samego - to wybierzecie wszystko! Bo w Nim jest prawda i miłość, i przebaczenie, w Nim jest pokój i pojednanie, w Nim i tylko w Nim jest pełnia miłości Boga waszego, i z Nim zstąpi w naród twój ta pełnia miłosiernej i niepamiętliwej miłości mojej dla całej ludzkości. Przez was wyleje się przebaczenie moje i łaska na cały skażony świat.

Pragnę, aby te słowa moje były wiadome wam. Polecam ci, abyś je szerzyła.

X ROZMOWA - Od was zależy szczęście wielu narodów

10 I 1983 r.

- Co będzie, jeśli Polacy odmówią posłuchu i przebaczenia lub zrobi to niewielu z nas? A jeżeli zawiedziemy Cię, Ojcze?

- Zadecydowałem już, moje dziecko, przyszłość bowiem jest dla Mnie jak dzień dzisiejszy, jednak od człowieka zależy, jak wykorzysta moje zmiłowanie. Im większy włoży wysiłek, aby tworzyć przyszłość wraz z Bogiem swoim, tym bardziej go ubogacę. Z trudu swojego może zebrać plon stukrotny, ale może i... niewielki. Ja daję wam porę stosowną, słońce i deszcz, upał i chłód, wiatr Ducha mojego, który was ożywia, łaskę moją, która was umacnia w wytrwałości, ofiarności i męstwie - ale trud pracy do was należy, jest on bowiem nie tylko waszym synowskim obowiązkiem wobec Mnie, ale waszą chlubą, zaszczytem, i w królestwie moim okryje was dumą, przyobleczę chwałą, jaką daję wiernym synom moim.

Trud, praca na mojej roli, znoszenie niewygód i ciężarów dnia to moje największe dary dla was: i nie odejmę od was tęgo, co w zaufaniu ojcowskim wam powierzam: starań - wraz ze Mną - nad zbawieniem świata. Polegam na was i ufność moja w waszą wierność, miłość i dzielność powoduje, iż was właśnie wybrałem, abyście szli na przodzie z pochodnią miłości mojej - aby zapalić świat. Niech dzięki wam ożyje to, co już półumarłe było, nasyci się przebaczeniem i nadzieją, co się za odrzucone miało, a starcze, uschnięte drzewo Europy niechaj znów zazieleni się, zakwitnie i wyda owoce swoje.

Od was, dzieci moje ukochane, wypróbowane w ogniu, zbolałe i słabe, lecz zdolne do wielkiej miłości, do służby gorącej Synowi mojemu - od was zależy szczęście wielu narodów. Na was czekają z utęsknieniem głodni mojego słowa i uciemiężeni. Od was oczekują zmiłowania także ciemięzcy wasi i od nikogo nie otrzymają go, jak tylko od was, Polaków, bo tak chcę Ja, wasz Bóg, Sędzia sprawiedliwy. Waszym prawem jest odwet i daję go wam: odwet Syna mojego - przebłaganie Mnie za grzechy narodów ciemnych, okrutnych i ślepych, przebaczenie i zmiłowanie nad oprawcami waszymi, sługami nieprzyjaciela, niewolnikami duchów zła i nienawiści. Smutni i nieszczęśliwi (narody ZSRR), zmuszeni służyć złu, potrzebują przebaczenia i zmiłowania waszego, gdyż są spętani grzechem - a wielka jest ich wina względem was od wielu już pokoleń. Dlatego stali się niewolnikami - zbrodnia nieodżałowana oddała ich w ręce nieprzyjaciela.

A moja miłość pochyla się nad prześladowanymi i cierpiącymi, choćby czyści nie byli. I wy nie jesteście czyści przede Mną. Lecz sprawiedliwość moja żąda, by wyzwolenie, światło i miłość przynieśli krzywdzicielom - skrzywdzeni.

Tak jak wyzwolił was z niewoli grzechu Syn mój - Miłość, którą niewinnie zamordowaliście - tak wy wyzwalajcie, ożywiajcie i napełniajcie moją nadzieją tych wszystkich, którzy wam zło czynili. Syn mój, Zbawiciel wasz, was poprowadzi, a moc Boga Nieskończonego będzie z wami. Idźcie! Przed wami kładę ziemię ogromną, spragnioną uprawy i siewu. Wszystko, czego potrzebować będziecie, dam wam. Błogosławieństwo moje spoczywa już na was. Niech was umocni, uzdrowi, nasyci wiarą i męstwem.

Niczego się nie bójcie - Ja jestem z wami. Zwycięstwo obiecuję wam i miłość moją.

Oto Przymierze moje nowe pomiędzy Bogiem a człowiekiem.

Oto miłość Boga do marnotrawnego syna człowieczego.

XI ROZMOWA - Szczególnie czuwam nad moimi kapłanami

Prosiłam o pomoc dla znajomego księdza.

- Dziecko moje. Słyszę twoją prośbę. Jeżeli nie wiesz, modląc się za kogoś, o co prosić, bo nie są ci wiadome moje zamiary względem tej osoby, oddawaj ją mojemu miłosierdziu. To jest ta furtka do wnętrza mojego Serca, która zawsze jest otwarta.

Wszystko, nawet grzech, służy wam w drodze do mojego królestwa. Czasem jest konieczne, abym dopuścił do waszego, nawet

głębokiego upadku, jeśli z uporem liczycie na swoje siły, podczas gdy Ja pragnę, abyście opierali się na moich.

Jest to szczególnie ważne w przypadku moich kapłanów, którzy mają dowodzić na pierwszej linii frontu. Oni w nieustannym boju z nieprzyjacielem muszą zachowywać stałą łączność ze swoim dowódcą, bo chociaż są przygotowani do walki, to jednak ogólnych planów znać nie mogą i nie wiedzą, do czego będą użyci. Tylko dokładne i ścisłe wykonywanie rozkazów gwarantuje zwycięstwo. Oficer, choćby najwaleczniejszy, działając samowolnie i ślepo może zgubić siebie i podległych sobie, bo nie otrzyma w porę pomocy. Może też spowodować przegranie bitwy i znasz z historii przykłady wielkich klęsk spowodowanych przez niekarnych i nieposłusznych, zawistnych lub zdradzieckich dowódców.

Szczególnie czuwam nad moimi kapłanami, bo obdarzam ich hojnie ze względu na ciężar służby, a i po to, aby mieli czym służyć tym, do których ich posyłam. A niektórzy z nich traktują swe charyzmaty jako własność osobistą, która ich zdobi i ubogaca. Ten błąd staram się im wykazać, póki ich wrażliwość i miłość do Mnie trwają, po to właśnie, aby ją zachowali do końca.

Miłość do Mnie jest miłością do Boga, Stwórcy i Zbawcy; jest miłością istoty zależnej i żyjącej cały czas z nieskończonego zasobu mojego miłosierdzia. Ono powoduje, że obdarzyłem was wolnością, podtrzymując nieustannie wasze życie, wspomagając, ratując, darząc i przebaczając wam wciąż na nowo wasze winy. Ale największą z nich jest w oczach moich przywłaszczanie sobie mojej własności. To właśnie nazywacie pychą.

O pysze

Dlatego tak niszczące dla was jest przyoblekanie się pychą, że zaczynacie żyć w kłamstwie. Ono was otacza i wszystko, cokolwiek robicie, robicie źle - bo przypisujecie sobie. Budujecie fałszywy obraz świata i swojego w nim miejsca. Błędny staje się wasz stosunek do Mnie. Zapominacie, że wszystko, czym jesteście, co robicie i co osiągacie, otrzymaliście z mojej do was miłości. Jest ona tak wielka, że zezwalam wam na błędy i pomyłki, ale staram się po ojcowsku was naprowadzać na drogę prawdy. Temu służą wasze upadki, krytyka otoczenia, niepowodzenia, a nawet cięższe przypadki, które wam daję jako deskę ratunku.

Dlatego największym moim darem jest to, czego tak się boicie: ubóstwo fizyczne, ubóstwo darów, ubóstwo środków. Ono stosunek prawidłowy: synowskiej uległości i zawierzenia mi czyni czymś prostym i naturalnym. Ono pozwala Mi budować - na synu ufającym Mi - moje wielkie plany i ono zawsze prowadziło do prawdziwej świętości.

Moja miłość do ubogich i cichych jest niezmierna. Oni są najpotężniejszymi filarami Kościoła, oni budują, odnawiają i uświęcają świat. Od moich uczniów aż do Maksymiliana (Kolbego) przez wszystkie wieki te ukochane dzieci moje służyły Mi z synowskim oddaniem tak ufnie i wiernie, że mogłem w nich i z nimi zbawiać świat. Bo nigdy żaden z nich, czy to Franciszek (z Asyżu), czy Antoni (Padewski), czy Teresa (z Avila), Katarzyna (Sieneńska), Klara, Joanna (d'Arc),Wincenty (Pallotti), Jan (Bosko), Jan (Vianney), Jan XXIII, mój sługa pierwszy, czy wasi bliscy: Stanisław (Kostka), Albert (Chmielowski), Maksymilian i inni, których nie znacie lub czcicie zbyt mało - nikt z nich nie przypisał sobie tego, co moje, a co darowane im było. Oni, poznawszy swoją własną słabość, nieumiejętność i niemoc w czynieniu dobra, Mnie wzywali na pomoc, bo serce ich krwawiło nad niedolą świata, a pomóc mu nie potrafili. Wołali Mnie i przybywałem z radością, a przyjęty z wdzięcznością i uwielbieniem - jako jedyny ratunek - pozostawałem. Wtedy dom ich napełniał się moją mocą, a miłość moja wylewała się na zewnątrz. Czegokolwiek dokonali kiedykolwiek święci moi, było moim dziełem, bo zawsze napełniam bez miary wasze puste dłonie wyciągające się ku Mnie. Jakże bym mógł odmówić pomocy tym, którzy o nią proszą, zawieść ufność i nadzieję ubogich...?

Słabość przyciąga moją moc, jak płacz niemowlęcia wzywa matkę. Chciejcie uwierzyć, że jesteście słabi i bezbronni wobec potęgi niewidzialnego świata zła. Zrozumcie, że bez mojej nieustającej opieki nie przeżylibyście bez grzechu ani sekundy. Słabość jest wasza naturą, uleganie pokusom - stanem naturalnym. Nie macie skali porównawczej: mierzycie swoją wielkość wyższością nad zwierzętami, prymitywnymi plemionami (które są czystsze niż wy), nad ludźmi upośledzonymi umysłowo lub fizycznie, nad każdym, któremu - pozornie - dałem mniej niż wam. Pozornie, gdyż udowodniłem wam, co jest moim darem największym; ponieważ wiecie też, że żadne upośledzenie nie jest dla Mnie przeszkodą - ale jest nią kłamstwo pychy.

Spytacie, dlaczego jej nie karzę. Bo jestem Ojcem, a nie bogiem kar i bata. Jednak nawet Bóg, jeśli jest ojcem wolności bytów duchowych, może być bezradny. Moją największą karą jest pozostawienie człowiekowi jego woli, jeśli pomimo wszelkich prób moich i usiłowań trwa on w opornym mniemaniu o swojej wielkości i samowystarczalności. Dla ducha człowieczego może stać się to zgubą, więc czuwam i do ostatniej sekundy życia czekam, czy człowiek wezwie Mnie. Staram się uratować go od zguby wieczystej, ale życie jego już zmarnowane zostało, zmarnotrawione, puste lub pełne odrażającego brudu krzywdy ludzkiej, niskich namiętności, przewrotności i zdrady. Oto, jakie są plony pychy.

Każdy z was ma w planach moich wyznaczone zadanie i do jego wykonania zostaje odpowiednio wyposażony. Potem widzę, że ci z synów moich, którym dałem najwięcej - dla budowy mojego królestwa na ziemi - budują, lecz sobie, ziemskie, krótkotrwałe pałace, przywłaszczywszy sobie to, co im zaledwie użyczone zostało; a moja budowla oczekuje na robotników. Dlatego fundamenty zaledwie stoją, a mógłby mój dom pomieścić już całą biedną, błądzącą, nieszczęśliwą i zbolałą ludzkość ziemi. Ze względu na jej cierpienia gniew mój spada na przeniewierców, i nie ma dla nich miejsca w domu Ojca, o ile nie nawrócą się prosząc o zmiłowanie. Dlatego surowość moja dla tych, którzy Mnie się oddali na służbę, a potem lekceważą ją i obracają na własne korzyści, jest wielka: równa darom, których rozrzutnie używali dla dobra swego, a nie - bliźnich.

Ten sługa mój, który najwięcej otrzymał, najbardziej też jest zagrożony. Dlatego pilnie śledzę jego poruszenia i nie zaniedbam rzucania kamieni na jego drodze. Jeśli one nie pomogą, położę większe kłody. Dla niego lepiej będzie, aby wcale nie mógł Mi służyć, niż aby służył sobie okłamując siebie i Pana swego. Za każdy upadek, za każdy cios, każdy ból błogosławić Mnie będziecie. Dlatego już teraz przyjmujcie nauki z wdzięcznością, bo grzech jest nieodłącznym waszym cieniem. Do końca życia zdolni jesteście do zaparcia się Mnie, o ile nie umocnię was i nie napełnię was sobą.

Bóg, będąc miłością bezinteresowną, takiejże miłości pożąda.

Pragnę tego, lecz zostawiajcie Mi otwarte drzwi waszej duszy. Nie wejdę tam, gdzie gospodarzowi dobrze ze sobą w zawartej izbie. Nie jestem mu potrzebny, a nawet mógłbym być wyrzutem sumienia, którego jego wola nie chce słuchać. Tam wchodzę, gdzie gospodarz przed drzwiami domu oczekuje Mnie z zapalonym światłem i zaprasza Mnie, bo jest samotny, smutny, bezradny i spragniony pomocy i rady przyjaciela.

Dla tych, którzy swoje życie Mnie oddali do rozporządzenia - i ty do nich, Anno, należysz - jestem wszystkim. Bóg nie byłby miłością, gdyby swojemu biednemu dziecku odbierał wszelkie nadzieje świata nie dając w zamian więcej. A miłość Boga jest bezgraniczna. Dlatego On oddaje się wam - cały. Możecie rozporządzać Jego mocą, miłością, opieką. On staje się wam przyjacielem i matka, towarzyszem pracy, służy wam radą, udziela swojej siły i mądrości, tłumaczy, wyjaśnia, oświeca, uczy, dzieli się z wami swoimi troskami i projektami, wysłuchuje waszych zwierzeń, pociesza w płaczu. I nigdy się nie zraża.

Jeżeli człowiek oddaje Bogu to, co otrzymał - swoje życie, czyli wszystko, co ma i mógłby mieć, Bóg oddaje człowiekowi swoją nieskończoność. I to jest sprawiedliwość Miłości: Wszystko za wszystko. Nie każdy chce takiej zamiany. Bo Bóg będąc miłością bezinteresowną, takiejże bezinteresowności pożąda.

Ale kiedy człowiek zgodzi się bez targów na wszystko, co ze sobą niesie „posiadanie" miłości Pana swego (tak jak Maryja przyjęła wolę Boga), powraca do postawy synowskiej i rozpoczyna się dla niego nowe życie, wspólne. Oczywiste, że będzie ono pełne (zwłaszcza początkowo) upadków, nieumiejętności i płaczu. Ale uczy go Ojciec, a Ojciec wie wszystko o naturze niemowlęcia, małego dziecka, dziecka, które rośnie, rozwija się i dorasta pod Jego kierunkiem.

Rośniecie pod opieką moją, Anno, to udział w moim działaniu - od najdrobniejszych starań poczynając po większe. Zresztą, jak wiesz, dziecko żyje, rozwija się i uczy korzystając z zasobów Ojca. Pragnąłbym nauczyć cię, córko, jak powinnaś wykorzystywać moje bogactwo. Bo masz przecież Ojca bogatego bezmiernie, a sama cierpisz z powodu cierpienia powszechnego. To, co przygotowujemy razem, na pewno przyniesie pożytek, bo Ja wiem, co jest wam najbardziej potrzebne. Ale chciałbym też wykorzystać twoje pragnienie pomagania innym w przypadku potrzeby. Starasz się jak umiesz, ale - widzisz - dużo wspomóc nie możesz, bo nie masz własnych środków. Pragnę nauczyć cię, jak korzystać z moich. Będzie to też nauka bezinteresowności.

- Proszę Cię o to, Ojcze. Ty wiesz, jak chciałabym być prawdziwie bezinteresowna.

- Będę cię prowadził, a ty przyjmuj osoby i sprawy tak, jak bym był to Ja sam z moimi sprawami. Ty będziesz Mnie reprezentowała, a Ja będę działał.

- W jaki sposób?

- Zdaj się na Mnie.

Pan uczy psalmami

20 I 1983 r.

Prosiłam Pana o pomoc, o wskazówki, o podtrzymanie, bo nie mogłam się skupić i stać się w pełni przytomną, taka byłam senna i zamroczona, zapewne na skutek zmian ciśnienia. Otworzyłam Pismo święte na psalmie 107 (10-16, 24-31), potem przewróciłam zamiast jednej dwie zlepione kartki - psalm 109 (16-17 i 21-31). Wtedy zabrał głos Pan:

- Czyż nie widzisz, że mówię do ciebie ciągle? Mówię teraz psalmami, bo jestem zawsze tym samym Bogiem dla każdego wieku, rasy i pokolenia.

Jestem niezmienny. Zawsze tak samo sprawiedliwy i miłujący. Zawsze boleję nad uciemiężonymi i staję po stronie biednych i prześladowanych.

Jestem obroną i wyzwoleniem pogrążonych w ucisku, a nie było jeszcze w rozwoju ludzkości takiego znieprawienia, takiej przemocy, a także takiego zagrożenia jej bytu, jak to jest teraz. Pomimo waszej wiedzy i rozumu, tak przez was cenionego, jesteście, bardziej bezbronni i bliżsi zagłady niż kiedykolwiek. Bo wszystkie wasze władze, którymi was obdarzyłem, jeśli zbuntują się przeciw Mnie - dawcy, prawodawcy, sprawiedliwości i władcy was samych i wszystkiego, co otrzymaliście - stają się waszymi wrogami. I tak rozum zaprzągł wyobraźnię, aby projektowała narzędzia zbrodni,wola zdeptała sumienie, bo przeszkadzało jej nienawidzieć, pogardzać i niszczyć, a raz zerwawszy wędzidło, pędzi ku przepaści, nie powstrzymuje jej bowiem moja mądrość, a przeciwnie - ulega nieprzyjacielowi, gdyż bez sumienia jest ślepa i nie rozeznaje, komu służy. Nieprzyjaciel kieruje was ku zgubie wiecznej, bo wyczuwa, że ma niewiele czasu, a pragnie zagarnąć jak najwięcej dusz. Chce wykorzystać skonstruowane przez was - na bliźnich waszych - mordercze i straszne narzędzia śmierci tak, aby zniszczyły najgęściej zaludnione obszary ziemi. Są one bezbronne, gdyż odrzucając Mnie i moją opiekę, dobrowolnie służą szatanowi. On sądzi, iż nie przyznam się do synów marnotrawnych i bronić nie będę tych, którzy Mną wzgardzili. Ale myli się. Ja jestem miłością bezinteresowną, wolną od mściwości i obrazy. Wasze winy i bluźnierstwa dotknąć Mnie nie mogą, tak jak gniew myszy polnej nie obrazi słońca. Szkodzicie tylko sobie samym, a gniew mój prawdziwie rozbudzacie prześladując jedni drugich.

Żaden ojciec nie zniesie spokojnie zbrodni jednego syna na drugim. Kiedy niszczycie siebie samych, bronię was, jako swojego daru ze względu na moją miłość, którą otoczyłem was, a także dlatego, że choć sami sobą gardzicie, Ja znam waszą nieśmiertelną wartość i wiem, czym stanie się dla was wasze istnienie przyszłe w mocy nieprzyjaciela.

Tak więc Ja bronię każdego z was przede wszystkim przed samym sobą. Lecz wy niszczycie też inne życia zasłaniając im prostą drogę do Mnie, a kierując na wiele fałszywych dróg. popełniacie zbrodnie przeciw Duchow mojemu, zbrodnię zabijania ducha, nie ciała. Wtedy sprawiedliwość moją macie przeciwko sobie - wedle świadomości waszej zbrodni was sądzę. Od tych z was pragnę oczyścić ziemię.

Rozważ, Anno, jeszcze raz słowo moje, a potem pytaj.

Przeczytałam jeszcze raz psalmy 107 i 109. Pan uczy nas psalmami i wskazuje, jak je czytać w obecnym czasie.

- Teraz odpowiem ci: łaskawością moją jest otworzenie więzień i skruszenie kajdan, w których więziono dusze człowiecze. Łaskawością moją jest wskazanie prostej drogi błądzącym i napojenie łaknących. Tych, którzy zgłodniali byli i życie ducha w nich zamierało, uwolnię od trwogi, nakarmię i powiodę prostą drogą do „miasta zamieszkałego" - do mojego Kościoła.

Was uczynić pragnę wykonawcami mojego dzieła miłosierdzia.

Przez wasze ręce uczynię to. Wy, Polacy, będziecie moimi pasterzami. Ale że żywiliście w sercach nienawiść i pogardziliście zamysłem moim, „trudami przyginam wam serca" i nikt wam nie pomoże, jak tylko Ja sam. Kiedy poprzez cierpienia ucisku i trwogi obudzi się wasza dusza na bardziej od was uciśniętych, błądzących i ślepych krzywdzicieli waszych i zawołacie: „zbłądziliśmy", a ratunku tylko ode Mnie wzywać będziecie, wyprowadzę was z ciemności i mroku i kajdany pokruszę, byście wolne dłonie mieć mogli. Bo Ja posyłam was, abyście nieśli i rozdawali chorym i znędzniałym słowo moje, „aby ich uleczyć i wyrwać od zagłady ich życie". Dzięki Mi czyńcie za łaskawość moją, za moje cuda dla synów człowieczych, bo na waszych oczach uczynię je. Ź radością głoście dzieła moje, bowiem pobłogosławię was, „podniosę nędzarza z niewoli", rozmnożę was i ubogacę.

Tym zaś, którzy „prześladowali biedaka i nieszczęśliwego", „mówili językiem kłamliwym", „bez przyczyny napastowali braci", a moim błogosławieństwem wzgardzili, cofnę je, a ich pozostawię żywiołom. Bo litość mam nad udręczonymi, a sprawiedliwość dla dręczycieli. Wedle ich złości osądzę ich.

Sędzią jestem Ja. Wy nie sądzić macie, a miłować nieprzyjaciół waszych. Miłować, znaczy to nie tylko odpuścić im, użaliwszy się nad nędzą ich duszy, ale zapragnąć dla nich uzdrowienia, zapragnąć służyć im bogactwem, które wy macie - prawdą i miłością mojego Syna; prosić o to dla nich, o co dla siebie prosicie: o wolność - moją, o przebaczenie - moje, o miłość i błogosławieństwo - moje. Wtedy otworzę wam serce moje i bogactwa moje staną się waszymi. Spełnijcie nadzieje, jakie w was pokładam. Ukażcie światu dobroć i przebaczenie Ojca.

Oto teraz zacznie się oczyszczenie ziemi we łzach i trwodze. To, czego ludzkość zrozumieć nie chciała w miłości i cierpliwości mojej, poźna i pojmie w grozie i bólu.

- Cóż my teraz możemy zrobić? Jesteśmy zniewoleni.

- Nie do tego świata was posyłam, jaki się kończy, lecz do tego, który zrodzi się ze zniszczeń, cierpienia i klęski pośród płaczu, pokuty i wzywania ode Mnie ratunku. Otworzą się ślepe oczy i obudzą sumienia. Zapragną Mnie całym sercem i duszą. Was wzywam zawczasu, bo wy być macie pierworodnymi synami moimi w tym dziele. Rozumieć Mnie, służyć Mi i plany moje wypełniać macie. Was uczynić pragnę wykonawcami mojego dzieła miłosierdzia i przebaczenia. Oto sprawiedliwość moja wobec was grzesznych ustępuje przed zmiłowaniem i współczuciem moim. Żałujcie, a zapomnę wam winy wasze. Zapragnijcie służyć Mi, a zleję na was ogromy łaski, które was podniosą, umocnią i uczynią godnymi służby mojej.

Ukochani, biedni, bolejący synowie moi! Jak długo jeszcze dacie się prosić...?

Dziękuj Mi, dziecko, że wybrałem ciebie; gdyż większej marności nie znalazłem i właśnie słabość twoja wzrusza Mnie i pociąga ku tobie. Bo ty, Anno. taka słaba jesteś, że żyć beze mnie nie możesz. Wiem o tym i staję przy tobie w całej mocy mojej.

Jesteś jak twój naród, tak słaby bezradny, cierpiący i pełen wad. Nie posiadasz nic i nic sama nie możesz, ale pragniesz Mnie. Dlatego moc moja przybliża się i napełnia cię. Dlatego pokochałem was i u was zakładam kamień węgielny domu mego. Z wami żyć pragnę i z wami odnowić ziemię. Taka jest wola moja, taka miłość moja!

XII ROZMOWA - Ja i tylko Ja mogę dać ci pomoc

Powiedziałam Panu, że nie jestm godna rozmowy z Nim.

- Moje dziecko. Nikt nie jest Mnie „godzien". Nie dlatego mówię do was, że jesteście Mnie „godni", a dlatego, że was kocham, a wy potrzebujecie Mnie.

Ty, Anno, teraz rozumiesz swoją własną słabość i wiesz, że Ja i tylko Ja mogę dać ci pomoc. Życzyłbym sobie, abyś trwała w tej świadomości. Jako twój mistrz i wychowawca zapewniam cię, że będę cię prowadził poprzez upadki, jeśli tylko zauważę w tobie chorobliwą miłości do ciebie. Owszem, pragnę, abyś miłość moją do ciebie wykorzystywała tak jak rozkapryszone dziecko, któremu ojciec niczego mu nie odmówi. Ale to dziecko wie, że musi

najpierw poprosić ojca, bo samo nic nie posiada. Dlatego, córko moja, będę ci przypominał o twojej słabości i zależności, równocześnie zaś będę ci dawał wciąż nowe dowody miłości, bo łatwo się załamujesz i trudno ci uwierzyć w to, że kocham cię zawsze i nie liczę twoich błędów i wad, za to cieszy Mnie każdy twój odruch miłości do Mnie i do twojego otoczenia.

- Ojcze, trudno mi prosić Cię o cokolwiek, bo nie zauważam, żebyś mnie wysłuchiwał. Wydaje mi się, że moje prośby są puste i Ty nie bierzesz ich poważnie. Nic się nie zmienia u ludzi, o których proszę.

- Jak myślisz, dlaczego tak ci się wydaje?

- Nie wiem.

- Więc ci to wytłumaczę. Otóż ty spodziewasz się skutku natychmiastowego. Chciałabyś, żebym spełniał twoje życzenia od razu. Tymczasem słuszne jest, abyś ufała w moją miłość do ciebie. Ojciec kochający zawsze uważnie słucha słów swojego dziecka, ale biorąc jego prośby do serca, daje mu tylko to, co jest potrzebne i pożyteczne w tym czasie, teraz - pamiętając jednak o wszystkim.

- Ale ja proszę za innych ludzi?

- Wiem, że mówisz o prośbach dla dobra innych. Pamiętaj, że oni też są moimi ukochanymi dziećmi i również nimi opiekuję się i prowadzę je ku sobie. Jeśli ich droga wiedzie poprzez cierpienia, zawody i trudności, widocznie nie może być inaczej. Im też potrzebne jest oczyszczenie. Czyż ciebie łatwą drogą prowadziłem?

- Ojcze, ja nikomu nie życzę takiego życia jak moje. Nikt by tego nie wytrzymał przez tyle lat.

- A ty wytrzymałaś?

- Ojcze, ja czekałam, żeby móc służyć Polsce. Ale Ty wiesz, ile narosło we mnie nieufności, podejrzliwości, uraz i niechęci, i ile chorób. Ty sam musisz mnie teraz z tego wydobywać i uzdrawiać, a wydaje mi się, że kochać w ogóle nie nauczę się. Uważam się za kalekę po czterdziestu latach takiego życia.

- A jeszcze wczoraj dziękowałaś Mi za wszystko?

- Tak, ale nigdy nikomu nie życzyłabym, aby swoje życie przeżył tak jak ja.

- Czy to nie zarozumiałość?

- Przecież wiesz, Ojcze, że pomagałeś mi, ale nadal uważam, że byłabym o wiele lepsza, pełna radości i ufności, gdybyś mi dał szansę bycia szczęśliwszą, choć trochę bycia - kochaną.

- Zawsze byłaś kochana przez Mnie - a czyja miłość jest tak wielka i prawdziwa jak moja? A teraz, Aniu, pragnę twojej radości i ufności i daję ci tak wielkie przywileje, jakich nikt wokół ciebie nie ma: daję ci moją bezpośrednią bliskość, moje zrozumienie, chcę być z tobą, rozmawiać, wysłuchiwać cię, dzielę się z tobą moimi planami... Nie sądzisz, że na tej nowej drodze szybko nadrobimy zaległości i braki?

- Chciałabym, Ojcze, ale czy ja naprawdę nauczę się być Twoją córką - taką, jaką Ty chcesz mnie mieć?

- Dziecko, zawsze byłaś moją córką i nigdy nie przestałaś nią być. W moich rękach nie możesz stać się inna niż całkowicie moja, ukochana, idąca zawsze ze swym Ojcem. Ja ciebie nie pozostawię samej ani na chwilę. A ty? Przecież nie zechcesz porzucić Mnie?

- Ciągle czymś grzeszę.

- Zdradzają cię twoje ludzkie słabości, ale Mnie chodzi o twoje serce...

- Ojcze, przecież wiesz, że jesteś - Wszystkim. To, co jest dobrem, pięknością, prawdą, prawidłowością i mądrością, co jest sensem i istnieniem - jest w Tobie. Poza Tobą nic nie ma. Tylko Ty jesteś przyczyną, źródłem i podtrzymaniem wszelkiego istnienia. Jak można odrzucić Ciebie? A najpiękniejsze jest Twoje miłosierdzie, przebaczenie, zmiłowanie wobec nas, Twój plan zbawienia nas, miłość Chrystusa do nas. Nic większego, bardziej zachwycającego, bardziej wstrząsającego nie istnieje. Jak można odrzucić prawdę i wybrać kłamstwo? Odrzucić to, co miłosierne, łagodne i cierpliwe, a wybrać mrok i nicość...?

- Widzisz, córko, że żyję w twoim sercu. Zamienić je pragnę w świątynię swoją. Bądź więc cierpliwa względem własnej niedoskonałości, bo nie ty działasz, a Ja buduję w tobie moje królestwo. Ja jestem budowniczym doskonałym. Wiem, co, gdzie i w jakiej porze powinno powstawać. Ty we wnętrzu własnej duszy poruszasz się w ciemności, nic nie widzisz i nic nie rozpoznajesz. Ja jestem twoim światłem; chroń je i nie pozwalaj mu zagasnąć. Szanuj moją obecność w tobie. Pamiętaj myśląc i mówiąc o sobie, że ty, to nie tylko twoja ludzka nicość, ale moja nieśmiertelna Najświętsza Obecność. Że ty, to nie ty sama, a Ja i ty - zawsze razem. Twoja niedoskonałość przesłania Mnie innym, ale tobie wiadoma jest - i chcę, aby zawsze była - moja żywa obecność.

XIII ROZMOWA - O dobroci i innych darach Pana

- Córko moja, widzisz, że bez mojej pomocy nie potrafisz wytrwać w dobrym. Pytasz, dlaczego są ludzie, którzy są „dobrzy" nawet będąc z dala ode Mnie. Dobroć serca też jest darem - danym po to, aby obdarzona nim osoba mogła służyć nim swoim bliźnim. Wiedz, że ani jedna z zalet charakteru nie jest wam „wrodzona", związana z naturą człowieka, ale dana człowiekowi przeze Mnie.

- Czasem dziedziczą je bez żadnych zasług.

- Owszem, jeżeli dar taki jest wykorzystany właściwie - dla pomocy innym, a nie dla korzyści własnych - wtedy wzrasta i udziela się otoczeniu. Oto dlaczego może on trwać w niektórych rodzinach z pokolenia w pokolenie - ale też nie u wszystkich potomków.

Dobroć jest moim wspaniałym darem i trzeba go szanować. Jakże często dodaję go i mnożę u tych, którzy służą Mi w pocie czoła i w boleści z powodu świadomości, że serce mają oschłe i nie ma w nich dobroci w mierze potrzebnej bliźnim.

Spójrz na świętych moich. Ilu z nich było od narodzenia „dobrymi"? Niewielu. Ale Ja pracowałem z nimi i rozwijałem w nich zarodki cnót, aż rozkwitały we wspaniałe kwiaty mojego ogrodu. Potrzebne są do tego dwa warunki: przyzwolenie człowieka, abym go prowadził, i jego zgoda na wszystko, co z nim robię.

Przyzwolenie musi być stałe i silne, bo to fundament mojego działania w duszy człowieka. Jest ono łatwiejsze niż zgoda na wszystko, co czynię. Tego Mi brak u ciebie. Zgoda na moje metody nauki, dla każdego z was inne, zależne nie tylko od waszej struktury duchowej i stopnia zabrudzenia grzechem, lecz od zadania, ku któremu was kieruję - zgoda taka wymaga absolutnego zawierzenia Mnie jako waszemu lekarzowi, nauczycielowi i przyjacielowi.

Zgoda prawdziwa to zawierzenie mojej miłości. Nie można zawierzyć komuś, kogo się nie zna. Trzeba zatem pragnąć poznania Mnie w mojej miłości do was. Abyście mogli uwierzyć jej, dałem wam Syna mojego. Powierzyłem go wam, kochającego i bezbronnego, aż do śmierci miłującego was pomimo waszej zbrodni. To Ja, wasz Bóg i Stwórca wyszedłem naprzeciw waszej nędzy, aby ukazać wam bezgraniczną i bezwarunkową miłość Boga do was, grzesznych i złych.

Ja z każdym nawiązuję przyjaźń odrębną

5 II 1983 r.

- Ojcze, proszę Cię, pomóż mi. Od dwóch tygodni codziennie są u mnie ludzie. Staram się pomóc im, ale nie mam już sił. Tęsknię znów do zupełnej samotności. Zabierają mi czas, kiedy jestem wypoczęta i mogłabym pisać. Wiem, Ojcze, że nie byłam gościnna dla Aliny, ale już nie mogłam nikogo znieść. Dopiero przed chwilą wróciłam z kolejki i z zakupów i na myśl, że mam ją zabawiać towarzyską rozmową i szykować poczęstunek wtedy, gdy chciałam odpocząć i zacząć rozmowę z Tobą, ogarnęła mnie rozpacz. Wiesz, że i tak, kiedy odpoczęłam, przyszła Basia z bratem i ich już nie odprawiłam, ale znów nie pisałam. Co mam robić?

- Moja córko, nie każę ci przecież przyjmować zawsze i każdego. Wiesz, że twoją służbą jest słuchanie Mnie i przekazywanie moich słów, gdy ci to polecam. Potrzebny ci umiar i przezorność. Zauważyłaś, że niektóre osoby przychodzą zajmować ci czas, ale nie ma pomiędzy wami żadnej więzi ani wymiany; tym nic pomóc nie zdołasz. Alinę poleć Mnie, gdyż jej potrzebne jest uzdrowienie i tylko Ja mogę to uczynić. Nie wyrzucam ci, że bronisz się przed natrętami wtedy, gdy nie masz sił. Pragnąłbym natomiast, abyś, jeśli już kogoś witasz w swoim domu, była całkowicie dla niego otwarta i abyś wzywała Mnie jako swoją pomoc - Mnie, który mogę sprawić, by twoi goście nie odeszli „głodni”. To jest moją troską, bo pragnę...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin