GrabarzPolski022.pdf

(28485 KB) Pobierz
Grabarz Polski
# 22
CHRISTINE
KOLORY SUSPIRII
VERSUS CZĘŚĆ 3
TV NA DVD CZĘŚĆ 3
BLAIR WITCH POCZTAR CZĘŚĆ 10
HORROR NA 100 SŁÓW
KINO WŁOSKIE CZĘŚĆ 3
DYSTRYBUTOR Z LUDZKĄ TWARZĄ CZĘŚĆ 2
HITCHCOCK: WCZESNE FILMY MISTRZA CZĘŚĆ 1
FILMY: Apartament, Człowiek widmo, Krzesło diabła, Opętani, The Crazies, Wyspa tajemnic,
Zgotuj im piekło, Malone.
KSIĄŻKI: Czuję. Zawrót głowy, Dolina szkieletów, Koszmar na miarę, Uciekinier,
Urban Fantasy 2008, Wendigo
RADOSŁAW TOMALA & MACIEJ ŁUŃSKI „MO” (KOMIKS)
WIERSZE NIEPOKOJĄCE - PAWEŁ MATEJA
PRZEMEK CORSO „OPĘTANY” (OPOWIADANIE)
298557796.009.png 298557796.010.png 298557796.011.png 298557796.012.png 298557796.001.png
THE CRAZIES
THE CRAZIES
USA 1973
DYSTRYBUCJA: BRAK
REŻYSERIA:
GEORGE A. ROMERO
OBSADA:
LANE CARROLL
LYNN LOWRY
HAROLD WAYNE JONES
WILL MACMILLAN
X
X
się do wody pitnej, zarażając obywateli
mieściny, w której diabeł mówi dobra-
noc. Pozostający przy zdrowych zmy-
słach mieszkańcy oblegani są przez
bandy obłąkanych rządzą krwi niby-tru-
pów. Romero decyduje się wprowadzić
także trzecią stronę konliktu: armię,
rozwiązującą swoje problemy za pomo-
cą karabinów i miotaczy ognia. W „The
Crazies” wątek wojskowych próbujących
wszelkimi środkami położyć kres epide-
ją wszelkie granice, gdzie humanizm
i empatia idą w odstawkę, gdzie zasada
„zabij albo zgiń” staję się wartością nad-
rzędną. Oczywiście opisywany obraz nie
odkrywa niezbadanego przez kino ob-
szaru, szczególnie dla widza A.D. 2010,
który widział już niejedną apokalipsę i to
w o wiele atrakcyjniejszym opakowaniu.
X
X
X
„The Crazies”, zrealizowane w 1973, ma
podobny punkt wyjścia, co „Noc żywych
trupów”, z roku 1968. Ziemię dotyka
kolejny kataklizm, a widz znów ogląda
jedynie wycinek z apokalipsy. Można
się spierać, że ilmowy wirus Trixie za-
infekował tylko jedno miasteczko, Evans
City w Pensylwanii, i nie ma mowy o glo-
balnej zagładzie, lecz inał „The Crazies”
wydaje się jednoznaczny – czekają nas
o wiele gorsze czasy.
mii przeplata się z historią Davida, Clan-
ka, Judy, Kathie i Artiego, podróżujących
w poszukiwaniu bezpiecznego azylu.
„The Crazies”, pomimo wciągającej ak-
cji i dynamicznego tempa, ma problem
z zachowaniem spójności fabularnej
i stylistycznej, przez co spada napięcie.
Może też razić nierówne aktorstwo, które
stanie się jednym z najpoważniejszych
mankamentów kina Romero. Pomimo
że „The Crazies” (aka „Code Name:
Trixie”) jest praktycznie zapomniany
przez szerszą publiczność, wart jest zo-
baczenia, choćby jako dokument nastro-
jów społecznych tamtych czasów.
Romero, wyraźnie zaintrygowany możli-
wością totalnej degrengolady moralnej,
w swoich ilmach zastanawia się, gdzie
podzieje się ostatni bastion prawdzi-
wie ludzkiej myśli. Niektóre ze scen
„The Crazies” przywołać na myśl mogą
reportaż ze strefy wojny, gdzie znika-
Wykorzystana w „Nocy żywych trupów”
formuła sprawdza się wyśmienicie. Rzą-
dowy wirus wywołujący niekontrolowane
napady morderczego szału przedostaje
Opromieniony sławą „Nocy żywych trupów”,
George A. Romero na kilka lat odsunął się od horroru.
W roku 1971 zrealizował komedię romantyczną „There’s
Always Vanilla”, która okazała się porażką zarówno inan-
sową, jak i artystyczną. Kolejna próba również zakończy-
ła się iaskiem – „Jack’s Wife” (1972) zaliczył sromotną
porażkę kasową. Kierując się sportową maksymą,
iż zwycięskiej drużyny się nie zmienia, Romero
powrócił do gatunku, który przyniósł mu sukces.
2
3
298557796.002.png 298557796.003.png 298557796.004.png
UWAGA! Artykuł może zawierać spoilery.
Zachęcam do obejrzenia ilmu przed przeczytaniem.
Kiedy w 1977 roku miała miejsce pre-
miera „Suspirii”, jej reżyser Dario Argen-
to był już znany jako twórca „zwierzęcej
trylogii” oraz doskonałego „Profondo
Rosso” (w polskim tłumaczeniu „Głęboka
Czerwień”). Jego dzieła kontynuowały
nurt thrillera kryminalnego, zapocząt-
kowany w 1963 roku przez Mario Bavę
ilmem „The Girl Who Knew Too Much”
(znanym również jako „The Evil Eye”)
oraz mniej znanymi obrazami reżyserów
takich jak Robert Hossein („Nuda per un
Delitto”, 1964), Roberto Mauri („Night
of Violence”, 1965), Antonio Margheriti
(„Nude... si muore”, 1968), czy Massimo
Dallamano („La morte non ha sesso” aka
„A Black Veil for Lisa”, 1968). Zaintereso-
wanie takim kinem we Włoszech okazało
się ogromne. Pomimo wątpliwej jakości
znacznej części ukazujących się ilmów
sale były pełne. Czym to wytłumaczyć?
Bez wątpienia największy wpływ mia-
ła popularność ukazującej się od 1929
roku serii powieści kryminalnych znanej
jako „Il Giallo Mondadori”. Przystępna
cena, prosty, niewyszukany język oraz
mrożąca krew w żyłach fabuła sprawiły,
że wkrótce gialla (nazwa wzięła się od
żółtego tła okładek powieści - giallo to po
włosku „żółty”) zagościły na stałe na pół-
kach włoskich domów. Dlatego też kiedy
pojawiły się pierwsze ilmy zainspirowa-
ne „żółtą” literaturą, reakcja Włochów nie
mogła być inna. Pełne napięcia obrazy
znalazły olbrzymią rzeszę zwolenników,
a światowe kino zyskało nowy gatunek,
ochrzczony wzorem książkowego pier-
wowzoru giallo.
nie chaotycznej, niedopracowanej, ale
właśnie w tym tkwi urok tego ilmu. Mamy
bowiem do czynienia ze współczesną
baśnią - tutaj niczego nie możemy brać
dosłownie. Niesamowite jest to, w jaki
sposób wszystko tu idealnie współgra:
genialna ścieżka dźwiękowa w wykona-
niu zespołu Goblin, fascynujący obraz
pełen intensywnych kolorów tworzących
atmosferę grozy i niepokoju oraz naiw-
na, irracjonalna gra aktorska - wszystko
to składa się na niepowtarzalną magię
„Suspirii”.
magią wiedźmy, a głównym sprawcą
„zamieszania” jest postać, która niewąt-
pliwie z człowiekiem od dawna wspólne-
go nic nie ma. „Dochodzenie” jest tutaj
raczej samotną próbą dojścia do prawdy
przez bohaterkę i nie ma nic wspólnego
z długim detektywistycznym śledztwem
znanym z ilmów giallo. Jedyne, co może
budzić skojarzenia z poprzednimi ilmami
Argento, to sposób prowadzenia kamery,
specyiczne aktorstwo, pewna umowność
przedstawionej fabuły oraz współpraca
ze znanym już z poprzedniego ilmu ze-
społem „Goblin”. Ale pamiętajmy, że są
to cechy charakterystyczne dla tego re-
żysera, a nie dla całego gatunku.
Pierwsze ilmy Argento wyznaczyły nową
jakość we włoskim kinie grozy. Muzyka
Ennio Morricone, nastrojowe zdjęcia,
oraz specyiczna scenograia nadały
giallo charakteru oraz wprowadziły go
w złoty okres. Dotychczasowe charak-
terystyczne dla tego gatunku cechy, jak
zawiła intryga, śledztwo z zaskakującym,
przewrotnym inałem oraz postać mor-
dercy w czarnym płaszczu i rękawicz-
kach, zostały wzbogacone o brutalne
sceny morderstw często okraszone efek-
tami gore. Z thrillera kryminalnego giallo
wyewoluowało w stronę horroru.
Wiele czynników wyraźnie odstaje od do-
tychczasowego, jak i przyszłego dorobku
giallo. Czy zatem słusznie wiele osób
zalicza „Suspirię” do tego gatunku? Otóż
moim zdaniem nie.
Naprawdę nie widzę cech pozwalających
zaklasyikować „Suspirię” jako giallo.
Może jest kilka drobnych podobieństw,
ale brakuje głównej idei: krwawego kry-
minału z dochodzeniem mającym na
celu ustalenie tożsamości mordercy oraz
krwawymi zabójstwami bronią białą (czy
wręcz). Giallo szokowało ludzką brutal-
nością, wychodziło z założenia, że nawet
wasz sąsiad mógł być zdolny do zabój-
stwa, natomiast w „Suspirii” zagrożeniem
są złe czary i okrutne czarownice.
Po premierze „Profondo Rosso” kierunek,
w jakim zmierzał Argento, mógł wydawać
się jasny. Jego styl był już w pełni wykla-
rowany, a publiczność czekała na kolejny
krwawy kryminał. Tymczasem reżyser
wszystkich zaskoczył. W jego nowym
ilmie nie było ani rękawiczek, ani samo-
zwańczych detektywów. Argento nakręcił
obraz uważany przez wielu krytyków za
najwybitniejszy włoski horror, zawierają-
cy najbardziej widowiskową dotychczas
scenę śmierci oraz najpiękniejszą grę
świateł. „Suspirię” można kochać, można
ją nienawidzić, ale niewątpliwie jest to
ilm przełomowy. Fabuła sprawia wraże-
Zdaję sobie sprawę, że jest to teza kon-
trowersyjna - kłóci się z opiniami wielu
krytyków, recenzentów. W internecie
pełno jest opisów przedstawiających
„Suspirię” jako „najwybitniejszy przykład
giallo”. Otóż pytam się: czemu zaliczać ją
do tego gatunku? Tylko dlatego, że na-
kręcił ją Argento? Błędne jest moim zda-
niem założenie, że wszystko, co tworzył
ten reżyser, było giallem. Pamiętajmy,
że oprócz takich ilmów jak „Profondo
Rosso”, „Cat O’Nine Tales” czy „Opera”
nakręcił również komedię „Le Cinque
Giornate”, był współautorem scenariu-
sza słynnego westernu „C’era una volta
il West” („Pewnego razu na dzikim Za-
chodzie”) oraz wyprodukował dwie czę-
ści horroru „Demons”.
W końcu argument, który zostawiłem
sobie na deser: historia przedstawiona
w „Suspirii” nigdy nie znalazłaby się
w którejś z włoskich żółtych książe-
czek. Jest to materiał bardziej na zeszyt
„Dylana Doga” czy książkę fantasy/
horror. Dlatego podtrzymam swoją tezę,
że pomimo wielu kolorów „Suspirii”, żółty
na pewno do nich nie należy.
Moim zdaniem „Suspiria” to wybitny,
przełomowy horror. Ale z giallem nie ma
praktycznie nic wspólnego. Nie ma tu
postaci mordercy - sprawcami zabójstw
i okaleczeń są siły nadprzyrodzone.
Postacią negatywną nie jest tu zwykły,
szary człowiek, tylko władające czarną
Giallo to nie tylko Argento, a Argento to
nie tylko giallo. I tymi słowami, zachęca-
jąc do własnych przemyśleń, kończę ten
skromny felietonik (jednocześnie starając
się nie myśleć o planowanym remake’u
tego kultowego dzieła).
298557796.005.png
STEP HEN KING (jak o RICHARD BAC HMAN) - Uiekin ier (Running Man)
---------- ---------- ---------- ----------
Wydawca: Alba tros 20l0
Tłumaczenie: Robert Lipski
Ilość stron: 33 6
Główny bohater „Uciekinie-
ra”, Ben Richards, jest jednym
z obywateli Co-Op City, miasta
którego „dominującym zapa-
chem wspaniałego roku 2025
była dusząca woń rozkładu”.
Jak większość ludzi jest w trud-
nej sytuacji, bez pracy, ale za
to z chorą na zapalenie płuc
18-miesięczną córką. Elita
wysysająca z reszty co się da, utrzymuje
biedotę w ryzach posługując się starymi
sprawdzonymi metodami: propagandą
i igrzyskami, których areną jest telewizja
Free Vee i Korporacja Gier. Od własnego
podłego życia można się oderwać tylko
patrząc na kogoś kto upadla się bardziej.
Ludzie chcą krwi, a tę zapewnią teletur-
nieje takie jak „Prześcignąć krokodyla”
czy „Karuzela dolarowa”, ale najpopular-
niejszym jest „Uciekinier”.
Zasady gry są proste: Ben będzie ucie-
kał przed Łowcami, a za każdą godzinę
dostanie 100 Nowych Dolarów, za każ-
dego zabitego Łowcę lub funkcjonariusza
dodatkową stówę. Jeśli przeżyje 30 dni,
wygra wolność i miliard w nowej walucie.
Ale w sześcioletniej historii programu
nikomu nie udało się przeżyć dłużej niż
tydzień. Uciekając przed Łowcami, Ben
uczy się czegoś o sobie i ludziach, któ-
rych spotyka. Początkowo jest taki, jakim
stworzyło go środowisko, w którym żyje.
Zdystansowany, bez współczucia, trochę
egoistyczny. Potem spotyka ludzi, którzy
pomimo ryzyka narażają się dla niego,
dają mu schronienie i demaskują kłam-
stwa głoszone przez Free Vee i sam za-
czyna bardziej zwracać uwagę na to, co
dzieje się za zasłoną kłamstw.
W roku, w którym wydano „Uciekinie-
ra”, u jego autora, Richarda Bachmana,
zdiagnozowano raka mózgu.
Zmarł pod koniec 1985 roku,
niedługo po publikacji swojej
kolejnej powieści „Chudszy”.
Jednak przyczyną śmierci
autora nie był guz, ale docie-
kliwość jednego z czytelni-
ków, który odkrył, że Richard
Bachman to alter ego autora
horrorów Stephena Kinga.
Ten, wielokrotnie pytany o zamieszanie
z Bachmanem, nigdy nie podał prostej
odpowiedzi. Wiadomo, że pierwsze dwie
książki wydane pod pseudonimem napi-
sał jeszcze przed debiutancką powieścią
„Carrie”, ale zostały odrzucone przez
wydawców. Kiedy znalazł się wydawca
chcący wydać „Rage”, zapytano Kinga
pod jakim pseudonimem chce wydać
książkę. Ten rozejrzał się po pokoju: na
biurku leżała książka Richarda Starka,
a z magnetofonu leciała piosenka grupy
Bachman-Turner Overdrive. Tak narodził
się Richard Bachman.
„Uciekinier” jest doskonałym czytadłem.
Zagłębiając się w mroczny świat rządzo-
ny brutalną rozrywką reżyserowaną przez
potężny Koncern zadajemy sobie pytanie
ile z tego ikcyjnego świata jest w tym na-
szym – realnym. Czy niczym obywatele
Co-Op City, chłoniemy tanią rozrywkę i in-
formacyjną papkę zamiast szukać prawdy
o świecie? Szybka akcja i zgrabna narra-
cja nie dają się oderwać od książki.
Pisząc o „Uciekinierze” nie można pomi-
nąć ilmu z 1987 roku pod tym samym
tytułem, w którym w rolę Richardsa wcielił
się Arnold Schwarzenegger. Chciałbym
wszystkich uspokoić i wyraźnie zazna-
czyć, że ilm i książka maja niewiele
wspólnego, a właściwie to ilm wywraca
powieść do góry nogami.
7
298557796.006.png 298557796.007.png
298557796.008.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin