Rozdział 13.pdf

(324 KB) Pobierz
305767287 UNPDF
Rozdział 13
Bycie   przykutą  nago   do   ołtarza   było   tak   straszne,   jak   pamiętałam.   Jedyne   co   różniło 
teraźniejszość  od   przeszłości   było   to,  że   nie   było   pełni   księżyca,   a   liny   zostały   zastąpione 
kajdankami z prawdziwego srebra, które paliły i podrażniały moje nadgarstki. Widocznie Frank i 
pozostałe   alfy   chcieli   mieć  pewność,  że   tym   razem   nie   ucieknę.   Nie   zadali   sobie   trudu   by 
skrępować srebrem moje nogi, nie widzieli takiej potrzeby. Kostki miałam przywiązane grubymi 
linami do brzegów ołtarza i nie ważne jak bardzo się starałam, nie mogłam ich złączyć. 
Ołtarz znajdował się na środku niewielkiej polany, ze wszystkich stron otoczonej drzewami, 
na środku terenów łowieckich watahy. Surowe i zimne kamienie pod plecami powodowały, że moje 
nagie   ciało   przeszywały   dreszcze.   Czułam   się  okropnie   naga   i   wystawiona   na   spojrzenia 
otaczających mnie przywódców z Arm Gard z bladym księżycem zawieszonym na niebie. Wszyscy 
zachowywali ciszę a ich nagie torsy lśniły w srebrnym świetle. Ale czułam na sobie ich spojrzenia, 
złote, wilcze oczy tak zimne, jak powierzchnia księżyca, który bez emocji czekał na rozpoczęcie 
ceremonii. 
Zamknęłam oczy i zaczęłam modlić się, by to wszystko skończyło się jak najszybciej. Ale 
Engle czekał na mnie czternaście lat i nie wyglądał jakby miał to skończyć raz, dwa, dziekujemy 
pani i już.   Spokojnie. Uspokój się. Dasz radę przez to przejść. Wszystko będzie dobrze.   Nie wiem 
dlaczego starałam się uspokoić. Może atak paniki powstrzymałby Engle'a od pieprzenia mnie. Ale z 
drugiej strony to mogłoby mu się spodobać, a ja nie zamierzałam dawać mu tej satysfakcji. 
­ Proszę, proszę, marnotrawca powrócił. ­ Podskoczyłam na dźwięk głosu Engle'a w uchu ale liny i 
kajdanki utrzymały mnie na miejscu. 
­ Zostaw mnie w spokoju – powiedziałam, ale bez przekonania. Nie było możliwości by zrobił to, 
co chciałam. Chciał mnie, miał do mnie prawo, które zamierzał w pełni wykorzystać. 
Engle wstał i uniósł ręce nad głowę. Zawsze chciał dodawać sytuacji dramatyzmu.
­ Bracia z watahy Arm Gard, dzisiaj nastąpi koniec pewnej epoki. Dzisiaj ustąpię ze stanowiska 
przywódcy   stada   i   mianuję  kogoś  na   swoje   miejsce,   ale   najpierw   zakończę  pewne   sprawy   z 
przeszłości. ­ Głęboki, obleśny śmiech towarzyszył jego słowom. Engle uśmiechnął się z własnego 
dowcipu   i   kontynuował.   ­   Czternaście   lat   temu,   kiedy   obejmowałem   przywództwo   stada,   z   tej 
okazji   obiecano   mi   dziewictwo   tej   dziewczyny.   Cóż,   większość  z   was   wie,  że   do   niczego   nie 
doszło. Luz Velez ­ ciągnął. ­ Jesteś oskarżona o celowe unikanie przemiany, aby nie oddać swemu 
przywódcy tego, co mu się należało zgodnie z prawem.
­   Nic   ci   nie   jestem   winna   ­   powiedziałam   gniewnie,   szarpiąc   się  w   przytrzymujących   mnie 
łańcuchach. ­ Miałam trzynaście lat, gdy rodzice oddali mnie w twoje ręce. Byłam zbyt młoda by 
wyrazić zgodę na seks, a szczególnie ze starszym o dwadzieścia lat mężczyzną. Jesteś popieprzony.
Wśród alf rozbrzmiały gniewne pomruki a Engle pochylił się i uderzył mnie w twarz. Dla 
obserwatorów musiało to wyglądać na przypadkowy cios ale jego siła odrzuciła mi głowę na bok i 
przecięła wargę. Poczułam miedziany smak własnej krwi i dzwonienie w uszach. 
To było wyraźne ostrzeżenie, ale miałam to gdzieś. Splunęłam krwią w stronę Engle'a i z 
wyraźną satysfakcją patrzyłam na ślady na jego twarzy. Otarł policzek jednym, szybkim ruchem.
­ Zapłacisz za to. 
Byłam pewna, że spełni swą groźbę, ale miałam dość bycia ofiarą, dość ukrywania się w 
cieniu i wolałam nie myśleć, co ze mną zrobi.
­ Pieprz się ­ powiedziałam, na co rozległ się kolejny pomruk ze strony stada. Niektórzy nawet 
podeszli bliżej, ale Engle podniósł dłoń. 
­ Jak powiedziałem, Luz Velez po tych wszystkich latach wreszcie stanęła przed sądem. Jednakże 
żałuję, że jej dziewictwo, które należało się mnie, oddała komuś innemu. 
­ Powinna zostać ukarana! ­ krzyknął głęboki, męski głos w którym rozpoznałam Franka. 
Engle skinął głową.
­  I tak się stanie. Będę miał  tę dziewczynę i chociaż nie jako pierwszy, ale na pewno nie jako 
ostatni. ­ Popatrzył na mnie i okrutny uśmiech wpełzł mu na usta. ­ Luz Velez, moim wyrokiem 
orzekam, że dzisiejszej nocy każdy alfa z Arm Gard skorzysta z twoich wdzięków. Na czele ze 
mną.
­ Co? ­ Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. ­ Ty... nie możesz tego zrobić ­ powiedziałam 
szybko. ­ Nie ma prawa, które pozwoliłoby...
­ Jako przywódca ja stanowię prawo. ­ Engle posłał mi paskudny uśmiech. ­ Przygotuj się na ostrą 
jazdę, suko.
Zamknęłam oczy, próbując przypomnieć sobie smak  dulce de leche,  jaki miała krew Jude'a, 
starając się nie poddać ogarniającej mnie panice. Ale nie mogłam oddychać a serce waliło mi tak 
mocno, jakby chciało przebić się ogromnym młotem przez ciało. O Boże, nie mogę... nie mogę...
­ Dość. ­ Rozległ się głos w chwili, gdy Engle miał się wspiąć na ołtarz. 
Otworzyłam  oczy  i  zobaczyłam   Diega,  którego  nagi  tors  lśnił  w  świetle   księżyca.  Engle 
warknął i w następnej chwili w jego dłoni pojawił się pistolet, który wycelował w stronę mojego 
brata. 
­ Czego chcesz, młody? Jesteśmy w trakcie ceremonii a ty wkroczyłeś na nasz teren. 
­   Chcę  moją  siostrę,   całą  i   nietkniętą.   Engle,   ty   pierdolony   pendejo,   pozwól   jej   odejść,   albo 
przysięgam na Boga, że pożałujesz. ­ Oczy Diega świeciły na złoto w świetle księżyca, ale tym 
razem był sam i Engle o tym wiedział. 
­ Wynoś się. ­ Machnął bronią w znaczący sposób. ­ Czy może wolisz być postrzelony? Ta broń 
naładowana jest srebrnymi kulami. Nie przeżyjesz tego. 
­ Jeśli się odważysz, moje stado będzie szukało zemsty ­ ostrzegł Diego. 
Engle roześmiał się.
­ Nie, nie będzie. Przywódca twojego stada jest w tej chwili z ciebie bardzo niezadowolony. Wie po 
co tu przyszedłeś.
Chciałam błagać Diega, by odszedł i uciekał najszyciej jak tylko może. Jeśli Engle zagroził, 
że strzeli, nie miałam wątpliwości, że to zrobi. Nie było sposobu, by Diego mógł mnie uratować i 
nie   było   sensu,   by   został   zastrzelony   w   próbie   ocalenia   mnie   przed   losem,   na   który   zostałam 
skazana.
Ale zanim zdążyłam coś powiedzieć, Diego wziął głęboki oddech. 
­   Przywódco   watachy   –   powiedział   oficjalnym   tonem,   jakiego   nigdy   wcześniej   u   niego   nie 
słyszałam. ­ Rzucam ci oficjalne wyzwanie za twoje prawa do mojej siostry, Luz Velez.
­ Diego, nie! ­ wykrztusiłam z siebie, gdy w końcu odzyskałam głos. Ale żaden mężczyzna nie 
zwrócił na mnie uwagi. 
­ Oficjalne wyzwanie, hmm? ­ Engle zmarszczył brwi. ­ Naprawdę chcesz być ukarany, mały?
­ Jeśli nie jesteś zbyt tchórzliwy, by je przyjąć. ­ Diego wyszczerzył zęby z cichym warkotem.
Engle wzruszył ramionami.
­ Oficjalne wyzwanie. ­ Kiwnął głową na alfę stojącego najbliżej niego. ­ Darius, zabierz go na 
zewnątrz. 
Ledwie mogłam unieść się na tyle, by zobaczyć co się stało. Darius, który był zbudowany 
jak Mack Truck ociężale ruszył w stronę mojego brata. Bałam się, że zmiecie Diega z powierzchni 
ziemi ale tak się nie stało. W ostatniej chwili Diego usunął się na bok i podłożył mu nogę. Alfa 
przewrócił się i w tym samym momencie Diego wskoczył mu na plecy. Chwycił głowę mężczyny 
w dłonie i skręcił, aż po lesie rozniósł się dźwięk chrupnięcia. 
W chwili gdy Diego wstał i ponownie odwrócił twarz w stronę Engle'a i pozostałych alf, 
zrozumiałam.  To była  walka  na śmierć i życie.  Jeśli  Diego chciał  mnie  uwolnić,  będzie  musiał 
stawić czoło   każdemu  z  piętnastu   mężczyzn,   a na  końcu  Engle'owi  i  zabić ich  wszystkich.  Nie 
ważne jak był szybki i silny, nie było możliwości, by tego dokonał. Gdyby tylko został ranny lub 
okazał zmęczenie, zabiliby go od razu.
­   Proszę  ­   szepnęłam   do   Engle'a,   zniżając   swój   głos   tak,   by   tylko   on   mógł   usłyszeć.   ­   Proszę, 
pozwól mu odejść. Ja... dam ci co zechcesz. Nie będę nawet się bronić, przysięgam. 
Engle odpowiedział ostrym, przypominającym szczeknięcie śmiechem.
­ Mała głupia dziwko, nie wiesz że ta twoja obrona to tylko część zabawy? Poza tym myślę, że 
pieprzenie   cię  po   obejrzeniu  śmierci   twojego   brata,   chcącego   cię  ratować,   będzie   znacznie 
zabawniejsze. Ten mały dramat rodzinny naprawdę zaostrza mój apetyt. 
­ Jesteś zimnym draniem ­ warknęłam, ale on jedynie zaśmiał się w odpowiedzi.
­  Trzeba było mi się oddać gdy po raz pierwszy objąłem  przywództwo, Luz.  Pomyśl ile  bólu i 
cierpienia oszczędziłabyś sobie, gdybyś zmieniła się tak jak tego oczekiwałem i później pozwoliła 
mi wziąć co moje. A teraz zamknij się i pozwól mi obejrzeć walkę.
Chciałam   powiedzieć  coś  jeszcze,   zwyzywać  go   i   przekląć,   ale   w   tej   chwili   wywołał 
kolejnego alfę do walki i z sercem w gardle patrzyłam co się stanie.
Tym razem Diego nie był wystarczająco szybki, by uniknąć wszystkich ciosów. Jeden trafił 
go prosto w twarz i z przerażeniem zobaczyłam, jak lewe oko znika pod opuchlizną. Ostatecznie 
udało  mu  się  złapać  mężczyznę za  gardło  i  po  długim  czasie   odrzucił  jeszcze   drgające   ciało  w 
trawę, obok poprzedniego przeciwnika. 
­ Następny ­ popatrzył na Engle'a zdrowym okiem. ­ No dalej,   hijo de puta,  dlaczego ty nie staniesz 
naprzeciw mnie? Może jesteś tak przerażony, że musisz chować się za swoimi wilkami? 
Jeśli spodziewał się, że zawstydzi Engle'a i zmusi w ten sposób do walki zanim ostatni alfa z 
watahy Arm Gard padnie, pomylił się. Engle tylko roześmiał się i wysłał kolejnego przeciwnika. A 
potem jeszcze jednego i następnego.
Ostatecznie pięciu mężczyzn leżało na trawie u stóp Diega, pięć alf zginęło tylko dlatego, że 
Engle był zdeterminowany dostać to, czego chciał, czyli mnie. 
Diego był zakrwawiony, posiniaczony i ledwie trzymał się na nogach ale jego zacięta twarz 
wyrażała jedynie upór. Chciałam błagać go, by odszedł, ale to wszystko zaszło zbyt daleko. Gdyby 
teraz odszedł, pozostałe alfy ścigałby by go i dopadły, rozrywając na kawałki. 
Mój brat miał umrzeć i to przeze mnie.
Engle zdawał się dostrzegać stan Diega bo zwrócił się do mojego szwagra.
­ Frank, wykończ go.
Frank uśmiechnął się i wyszedł na zakrwawioną trawę. 
­ Chodź, gówniarzu. I tak cię nigdy nie lubiłem.
­ Z wzajemnością, popaprańcu. ­ Diego splunął krwią i ostrożnie zaczął okrążać przeciwnika. ­ Ty i 
Essie pasujecie do siebie. Oboje jesteście kretynami.
Frank krzyknął i runął do przodu, dokładnie tak, jak pierwszy alfa. Diego zszedł mu z drogi 
ale   Frank   w   ostatniej   chwili   zmienił   kierunek.   Zrozumiałam,  że   każdy   z   nich   czekał   na   ruch 
przeciwnika i Diego o sekundę za późno zdał sobie sprawę z tego, co się stało. Starał się zejść z 
drogi Frankowi, ale zrobił to zbyt późno i w tej samej chwili Frank powalił go na ziemię z zębami 
tuż przy gardle. 
­ Nie! ­ wrzasnęłam i ku memu zdziwieniu inny, głębszy głos zawtórował.
­ Nie. Puść ją. Pozwól odejść obojgu.
Spojrzałam za siebie i w świetle księżyca zobaczyłam Jude'a wychodzącego z cienia. Był 
bez koszulki a jego naga klatka lśniła niczym prawdziwe srebro. Jego czerwone oczy były pełne 
takiej wściekłości, że zmroziła mi krew. Jego wygląd oprócz mnie wystraszył widocznie i resztę alf, 
bo zza moich pleców usłyszałam dochodzące szepty.   
Frank usiadł a na zębach i ustach miał krew Diega. Spojrzał niepewnie na Engle'a.
­ Przywódco? 
­ Wiem, kim jesteś. ­ Engle patrząc na Jude'a zrobił krok w przód. ­ Jesteś tym sukinsynem, który 
oskórował Jacka Evansa, przywódcę watahy Clear Water. Co tu robisz, do cholery?
­ Dziewczyna jest moja. I nikt więcej nie skrzywdzi jej brata. Ona go kocha. ­ Jude podniósł głowę 
a jego oczy świeciły tak mocno, że rzucały cienie na trawę. ­ Dam ci tylko jedną szansę, by ocalić 
skórę, Engle, chociaż zasługujesz na śmierć i to nie jednokrotnie. Pozwól odejść Luz i jej bratu, a 
daruję ci życie. 
Engle splunął w bok, nie spuszczając oczu z Jude'a. 
­ Mamy przewagę liczebną i jesteśmy na swoim terytorium. Pieprz się.
­ Bardzo dobrze, jeśli taki jest twój wybór. ­ Nagle Jude zamienił się w mgłę. Nie widziałam co 
robi, ale widziałam efekty jego działań. Patrzyłam na rzeź, bo nic innego nie mogłam zrobić. 
Frank był pierwszy. Jude odciągnął go od Diega i wyrwał mu gardło, ale zanim pulsująca 
krew zaczęła wypływać z rany, kolejny alfa zginął. I następny, i jeszcze jeden. Wokół rozlegały się 
przyduszone okrzyki przechodzące w krwawe bulgotanie. Ludzie za mną próbowali uciekać albo 
walczyć, ale kątem oka widziałam, że padali jak muchy. A potem został już tylko Engle. 
Nagle Jude znalazł się naprzeciwko niego. Usta, podbródek i pierś miał całe we krwi, ale 
jego oczy były zimne.
­ Teraz – powiedział do Engle'a. ­ Ty umrzesz.
­ Nie. To ty umrzesz, skurwysynu z kłami. ­ Engle uniósł pistolet, który trzymał ukryty za udem i 
wystrzelił w Jude'a.
Z przerażeniem patrzyłam w ziejącą, ogromną, krwawą ranę po lewej stronie klatki Jude'a, 
w jego przygasające oczy, które z powrotem zmieniały się z czerwonych w zielone. 
­ Luz... ­ upadł na kolana i spojrzał na mie.
­ Jude! ­ krzyczałam i walczyłam, by uwolnić się od łańcuchów, ale nie mogłam. ­ Jude, nie!
­ Kochanie, wybacz mi. ­ Osunął się na ziemię i umilkł.
­  Nie!  Nie! ­ krzyczałam.  Ale to nic nie dało,  żadne moje krzyki nie mogły przywrócić Jude'a. 
Pomimo tego, jak był potężny to wiedziałam, że rana zadana srebrną kulą z tak bliskiej odległości 
była śmiertelna dla każdego wampira i wilkołaka. 
Engle trącił ciało Jude'a butem. 
­ Sądzę, że to temu wampirowi oddałaś dziewictwo. Jaka szkoda, że za chwilę nie wróci  do życia. 
­ Ty skurwysynu! Nienawidzę cię! ­ Splunęłam na niego ponownie, a on tylko się zaśmiał.
­ Musimy posprzątać ten cholerny bałagan. ­ Powiedział z niesmakiem. ­ Pokonanie was okazało się 
trudniejsze, niż myślałem. Ale w końcu zwyciężyłem, nie? ­ Uśmiechnął się i pochylił nade mną. 
Mój umysł był jak wir. Jude zginął, Diego prawdopodobie też. Wszystkie alfy z Arm Gard 
leżały umarłe lub umierające a Engle, popieprzony skurwysyn, ciągle chciał seksu ze mną. 
­   Zostaw   mnie!   ­   Krzyczałam   i   nagle   stało   się  coś  dziwnego.   Twarz   Engela   zmieniła   wyraz   z 
zadowolonej na zaskoczoną a jego oczy z mojej piersi skierowały się na jego własną. Podążając za 
jego spojrzeniem, zobaczyłam coś, czego nigdy wcześniej w życiu nie widziałam. 
Z środka klatki piersiowej Engle'a wystawała zakrwawiona ręka, trzymająca wciąż bijące 
serce.   Kiedy   patrzyłam,   palce   zacisnęły   się,   zmieniając   krwawy   mięsień  w   kapiącą  miazgę. 
Następnie oczy Engle'a zaszły mgłą i osunął się na ziemię. 
Nigdy wcześniej nie widziałam stojącego za nim wampira. Miał jasną skórę, jasnobrązowe 
włosy i oczywiście jedną rękę aż do ramienia umazaną we krwi.
­ Kim jesteś? ­ Wydyszałam kiedy przeszukiwał kieszenie Engle'a żeby znaleźć klucz do kajdan. 
­ Gavin ­ odpowiedział krótko, uwalniając mnie z łańcuchów i zabierając się do lin wiążących mi 
stopy. Widocznie węzły trochę go zdenerwowały bo pochylił się nieco i użył kłów jako nożyczek. 
­ Gavin? ­ Spojrzałam na niego ze zdziwnieniem. ­ Wampir Diega?
Uśmiechnął się, ukazując kły.
­ Jak sądzę, można go również nazwać moim wilkołakiem. Chcesz go uratować?
Nie byłam pewna co mówi, dopóki nie zobaczyłam, że patrzy na ciało Jude'a. 
­ Mogę? ­ Jude leżał twarzą do ziemi, więc oparłam się o jego ramię i sapałam, próbując przewrócić 
go na wznak, by móc się do niego dostać. 
­  Jeszcze  tli się w nim życie,  czuję to. Ale umiera  szybko. ­  Gavin, który już pochylał  się nad 
Diegiem, spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. ­ Zapytam jeszcze raz, czy chcesz go ocalić? Pytam 
tylko dlatego, że dziś w nocy kiedy cię szukał, mógł mnie zabić ale tego nie zrobił. 
­ Tak ­ powiedziałam, wiedząc, że to prawda. ­ Tak, chcę go ocalić. 
­   Bez   względu   na   cenę?   On   jest   bardzo   potężnym   inkubem   i   więź  pomiędzy   wami   jest   już 
uformowana   w   ponad   połowie.   Możesz   uwolnić  się  od   niego   i   jego   wpływów   na   wieki,   jeśli 
zechcesz.
­ Nie chcę się od niego uwalniać ­ zaczęłam płakać. ­ Proszę... powiedz mi, jak mu pomóc. 
­ Daj mu swoją krew. ­ Gavin ugryzł własny nadgarstek i przysunął do ust Diega. Mój brat najpierw 
się zakrztusił ale potem zaczął połykać. ­ Nie zakończysz połączenia w ten sposób, ale będzie już 
bardzo   blisko...   ostatecznego   kroku.   Jeśli   jednak   choć  kropla   jego   krwi   spłynie   do   twoich   ust, 
połączysz się z nim na wieczność. 
­  Nie obchodzi mnie to. Nie teraz. ­  Unosząc  tak jak Gavin nadgarstek  do ust, wbiłam  zęby w 
cienką siatkę żył widocznych pod skórą. Bolało straszliwie, zapewne przez to, że srebro nadpaliło 
moją skórę, ale nie dbałam o to. Przycisnęłam zranioną rękę do ust Jude'a i modliłam się.
W pierwszej chwili krew zaczęła spływać z kącików jego ust a ja zaklęłam z wściekłości. 
­ Jude ­ szepnęłam. ­ Jude błagam... pij, błagam. Proszę. 
Potem, tak delikatnie, że obawiałam się, że to tylko moje wyobrażenie, poczułam na swojej 
skórze ruch jego ust. Potem ponowny i poczułam delikatne ssanie w miejscu, gdzie przegryzłam 
sobie skórę. Niemal płakałam ze szczęścia gdy czułam jak wciąga moją krew w usta. Powoli, ale 
zdecydowanie dziura w jego piersi zaczęła się zamykać. 
Nie wiem jak długo go karmiłam  i ile  to trwało,  ale musiał wziąć dużo, bo zobaczyłam 
czarne plamy tańczące mi przed oczami. Nagle Gavin pojawił się obok mnie.
­ Odsuń się. Jesteś za mała by uzdrowić go całkowicie. On cię zabija. 
Próbowałam, ale albo byłam zbyt słaba albo Jude zbyt silny. Gavin zdawał się dostrzegać 
problem. 
­ Inkubie. ­ Uderzył Jude'a w policzek tak, że powieki podskoczyły odsłaniając oczy, które miały 
normalną, zieloną barwę. ­ Zabijasz ją ­ powiedział Gavin, wpatrując się w drugiego wampira. ­ 
Pozwól jej odejść, albo patrz, jak umiera. 
­ Luz? ­ Jude przestał ssać i spojrzał na mnie. ­ Wszystko w porządku?
­ Myślę, że z obojgiem. ­ W połowie się śmiałam, a w połowie płakałam. Spojrzałam na Gavina. ­ Z 
Diegiem w porządku?
­ Będzie dobrze. Wezmę go do domu i zajmę się nim. ­ Odwrócił się i spojrzał w miejsce, gdzie 
siedział mój brat i pocierał głowę, jakby go bolała. ­ Czy wszystko w porządku, skarbie?
­ Tak, tak. ­ Diego stanął na szeroko rozstawionych nogach i przyczłapał do nas. ­  Mira,  Gavin nie 
nazywaj mnie tak przed moją siostrą. ­ Wyglądał na zakłopotanego.   
­ Wybacz mi, kochanie. ­ Gavin uśmiechnął się do niego i choć Diego wyglądał na nachmurzonego, 
byłam pewna, że nie jest naprawdę zły. 
­ Luz? ­ zapytał. ­ Dobrze się czujesz? ­ Przyglądał mi się szukając jakichś zranień, ale uciekał 
wzrokiem i zdałam sobie sprawę, że ciągle jestem naga. 
Spojrzałam na Gavina.
­ Uh, wiem, że nie znamy się za dobrze ale czy mógłbyś pożyczyć mi koszulkę? Jako jedyny ją 
masz. 
­ Nigdy nikt nie powie, że odmówiłem zdjęcia ostatniej koszuli dla damy w potrzebie. ­ Zdjął ją i 
wręczył mnie. Jego poetyzm był mocno przesadzony, bo z rękawów i kołnierzyka spływała krew. 
Jej krople spryskały także cały przód, ale włożyłam ją z wdzięcznością. 
­ Dzięki. Jesteś dużo lepszy niż mój ostatni szwagier.
­ Który to był? ­ Zapytał Jude, patrząc na mnie. 
­ Frank, pierwszy, którego zabiłeś. ­ Zamrugałam, ukrywając łzy. Frank był dupkiem a Essie suką, 
ale ich dzieci zostały sierotami. Co za straszna noc i to wszystko przeze mnie. 
Nie chciałam o tym myśleć.
­ Chodź. Zabiorę cię do domu ­ powiedziałam do Jude'a. Starałam się pomóc mu usiąść, ale oboje 
byliśmy w kiepskim stanie. W końcu Gavin przejął większą część ciężaru i cała czwórka, Gavin, 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin