Bahdaj Adam _ Trzecia granica.pdf

(1152 KB) Pobierz
Bahdaj Adam - Trzecia Granica
Adam Bahdaj
Trzecia granica
 
Pamięci Józefa Krzeptowskiego
 
CZĘŚĆ PIERWSZA
ZBÓJNICKA DROGA
 
1
- Uciekamy - powiedział Jędrek Bukowy do Mrowcy. Ten spojrzał na niego
uważniej. Przymrużył oczy i mruknął jakby do siebie:
- Jak chcesz, ale ja nie ociekam. Nie ma głupich.
Bukowy uśmiechnął się cierpko.
- Boisz się?
- Nie. Tylko nie mam ochoty siedzieć w pace.
- To będziesz siedział w obozie.
- Jeszcze nic nie wiadomo.
- Mówił mi porucznik. - Skąd wie?
- Gadał z Węgrami... Z tym oficerem, co nas eskortuje.
- Jeszcze nic nie wiadomo - powiedział spokojnie Władek Mrowca. Opuścił
nogi poza platformę wagonu, przygarnął do siebie gąsiorek wina, pociągnął. Pił długo.
Wino spływało mu po brodzie. Bukowy wzruszył ramionami. Usiadł obok Władka.
Zapatrzył się.
Jechali przez wielką Nizinę Węgierską. Wzdłuż torów ciągnęły się spalone
słońcem pola kukurydziane. Dalej było pastwisko, a na pastwisku w przesyconym
światłem tumanie kurzu ciągnęło stado bydła. Potem w kępach zielonych drzew uka-
zała się osada; małe gliniane domy stały w pożodze zachodu. I znowu kukurydziane
pola w szeleście suchych liści i słonecznym pyle.
Bukowemu krajobraz ten wydał się obcy. Obca mu była bezkresna, spalana
równina, obce płaskie, zaciągnięte mgłą niebo, nawet wsie wyłaniające się z kęp drzew,
tchnęły dziwną obcością. Zatęsknił nagle za górami. Przymknął oczy. Poczuł ożywczy
powiew idący od regli, zapach smreków, usłyszał szum potoku i zobaczył swój dom
stojący wśród soczystych jesionów, w zielonej ramie łąk.
- Uciekam - wyszeptał.
- Co mówisz? - usłyszał wesoły głos Władka. Ocknął się. Władek podał mu
gąsiorek. - Coś taki struty? Źle ci? Madziary witają nas jak swoich. Wino dają,
winogrona, morele... Wnet dziewczęta będą przyprowadzać - zażartował.
Jędrek odsunął gąsiorek. Powiedział sucho:
- Porucznik mówił, że nas internują. Osobno oficerów, osobno żołnierzy.
Żołnierze będą musieli pracować. Nas wiozą do Komarom.
- Skąd wiesz?
 
- Co się tak głupio pytasz? - żachnął się zniecierpliwiony. - Ten madziarski
oficer dobrze wie, dokąd nas wiezie. Podobno jest tam twierdza, a w murach cholernie
wilgotno... Mnie tam nie zobaczą. Szkoda gadać.
- Ej, Jędruś, Jędruś... - zaśmiał się Władek. - Nie zobaczą cię w Komarom, ale
wylądujesz za kratkami. Capną cię żandarmi i tyle.
- Mnie nie tak łatwo capnąć.
- Nie kozakuj. Mówię ci, lepiej przeczekać. Zobaczymy, co i jak, a potem
można będzie wyrywać.
- Nie - wyszeptał z uporem. - Ja do tej twierdzy nie pojadę.
*
Zbliżali się do Budapesztu. Spoza kęp, drzew, na tle blednącego nieba widać
było przedmiejskie domy w rozsypce, a nad nimi groty wież kościelnych i bryły
wyższych budynków. Bukowy wyjął ze swego tornistra zmianę bielizny, ręcznik, my-
dło, szczotkę do zębów. Zapakował je do torby po masce gazowej. Był zdecydowany,
że właśnie tutaj ucieknie. Kiedy zapinał torbę, usłyszał za sobą głos Mrowcy.
- Zbierasz się?
- Jak widzisz - odparł spokojnie.
- Ryzykujesz?
- Taki już jestem.
- Powiedziałeś porucznikowi?
- Nikomu nie mówiłem... tylko tobie.
- W mundurze capną cię od razu.
- Postaram się o cywilne ubranie.
- I co będziesz robił?
- Nad tym się nie zastanawiałem.
- Kozak z ciebie. - Władek pokręcił z uznaniem głową.
Bukowy odwrócił się, spojrzał mu w oczy.
- A ty?
- Ja?... Mówiłem ci, że poczekam. Teraz jeszcze nie warto.
- Myślałem, że brykniesz ze mną. Władek położył dłoń na ramieniu Bukowego.
-
- Trzymaj się, Jędrek.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin