South Cobb Sheri - Wszystko przez miłość.pdf

(331 KB) Pobierz
203859285 UNPDF
SOUTH COBB SHERI
WSZYSTKO PRZEZ MIŁOŚĆ
ROZDZIAŁ 1
Caitlin, spójrz tylko na to! - zawołała Lauren, wskazując na wielką tablicę ogłoszeń,
która zajmowała większą część ściany głównego korytarza liceum w Granville. Lekcje już się
skończyły i właśnie wychodziłyśmy z budynku.
Zaskoczona nagłym okrzykiem koleżanki, stanęłam jak wryta i natychmiast wpadł na
mnie Kyle Garrison.
- Hej, uważaj, Cait! - odezwał się, odzyskując równowagę. - Nie wiesz, że to
niebezpieczne tak nagle się zatrzymywać w środku zatłoczonego korytarza?
- A ty nie wiesz, że to niebezpieczne deptać komuś po piętach? - odpaliłam, patrząc na
niego groźnie. Oczywiście, tak naprawdę wcale nie byliśmy na siebie wściekli, tylko
przekomarzaliśmy się jak zwykle. Kyle mieszkał naprzeciw mojego domu od czasu, kiedy
oboje siusialiśmy w pieluszki, byliśmy więc dla siebie jak brat i siostra. Był starszy ode mnie
o rok i stale trzymaliśmy się razem. Zwłaszcza teraz, kiedy Lauren zaczęła pracować po
lekcjach w sklepie Food Mart, cieszyłam się, że mogę zawsze liczyć na jego towarzystwo.
- Lauren - zwróciłam się do przyjaciółki. - Czy możesz nam powiedzieć, co takiego
tam zobaczyłaś, że wywołałaś to zamieszanie?
Razem z Kyle'em podążyliśmy za nią do tablicy. Pośród zwykłych zawiadomień o
działalności klubów i usługach korepetytorów wisiało kilka nowych ogłoszeń, a między nimi
wielki, posypany brokatem plakat zapowiadający szkolny bal, który miał się odbyć w
przyszłym miesiącu. Jednak Lauren minęła go i stanęła przed ulotką, wydrukowaną na jaskra-
woróżowym papierze.
- Posłuchajcie tylko! „Zapraszamy wszystkie dziewczęta ze szkoły do wzięcia udziału
w konkursie na Miss liceum w Granville - przeczytała głośno. - Spotkanie organizacyjne
odbędzie się w piątek po lekcjach, w sali gimnastycznej". To znaczy teraz!
- Chcesz się zgłosić? - zapytałam zdziwiona. Lauren potrząsnęła głową.
- Nie ma mowy. Ale pomyślałam sobie, że ty powinnaś to zrobić.
- Ja? - zawołałam z niedowierzaniem. - Chyba żartujesz! Dlaczego ja?
- Ponieważ dowiedziałam się, że pewna osoba jest w tym roku mistrzem ceremonii tej
imprezy - wyjaśniła, puszczając do mnie oczko. - A mistrz ceremonii ma pocałować
zwyciężczynię.
- Och, Lauren! - jęknęłam. - Nie chcesz chyba powiedzieć, że...
- A właśnie, że tak! Kyle westchnął z rezygnacją.
- Może zaczniecie mówić po ludzku?
- Przepraszam - powiedziałam. Byłam tak przejęta nowiną, że całkiem o nim
zapomniałam. - Rozmawiamy o wyborach Miss.
- Tyle sam zrozumiałem - odparł kwaśno. - Ale reszta to dla mnie chińszczyzna.
- Powiedziałam Caitlin, że Brad Lewis będzie w tym roku mistrzem ceremonii
podczas konkursu piękności - przetłumaczyła Lauren.
- No i co? Co w nim takiego wspaniałego? Patrzyłyśmy na niego z otwartymi ustami.
Co jest wspaniałego w Bradzie Lewisie? Wszystko! To najpopularniejszy chłopak w szkole, a
poza tym gwiazda drużyny baseballowej. Wyglądem przypomina pirata, ma ciemne oczy,
smagłą cerę, czarne kręcone włosy i na jego widok przebiegają mnie ciarki od stóp do głów.
Znam wielu przystojnych chłopaków. Kyle, wysoki, szczupły, niebieskooki i jasnowłosy, też
do nich należy. Ale Brad usuwa wszystkich w cień.
Kiedy Lauren otrząsnęła się ze zdumienia, wyjaśniła:
- Ach, nie ma o czym mówić. Brad to tylko najprzystojniejszy chłopak w naszej
szkole. Rzecz jasna, nie bierzemy pod uwagę tu obecnych - dodała pośpiesznie, na
pocieszenie poklepując Kyle'a po ramieniu.
- Oczywiście. Wszyscy przyjaciele nazywają mnie Przystojniak, prawda Cait? -
zażartował. - Nie zamieniłabyś mnie chyba na Brada Lewisa, co?
- Zrobiłabym to bez chwili namysłu! - oznajmiłam z szerokim uśmiechem.
- Caitlin podkochuje się w nim od pierwszej klasy - wtrąciła Lauren. - Tylko dlatego
zapisała się w tym semestrze do chóru, że okna sali prób wychodzą na boisko, gdzie trenuje
drużyna baseballowa.
Kyle popatrzył na mnie zaskoczony.
- Myślałem, że wstąpiłaś do chóru, bo zgodnie z programem musiałaś wybrać jakieś
zajęcia dodatkowe. Tak mi mówiłaś, kiedy mnie namawiałaś, żebym też się zapisał.
- To była prawda. Naprawdę musiałam zapisać się na jakieś dodatkowe zajęcia -
broniłam się.
- Ale miałaś też ukryty motyw, tak? - dociekał Kyle. - A więc podkochujesz się w
Lewisie. Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś?
Wzruszyłam ramionami.
- Sama nie wiem. Nie powiedziałam, i tyle.
- To takie babskie sekrety - odezwała się Lauren.
- Nie zrozumiałbyś.
- Czyżby? W każdym razie, jednego jestem pewien. Nie uda ci się namówić Cait na
ten konkurs. Ona woli siedzieć z nosem w książce niż popisywać się na scenie. Prawda, Cait?
Słyszałam jego głos, ale pytanie do mnie nie dotarło. W myślach byłam milion
kilometrów stamtąd. Miałam na sobie piękną suknię i z uwielbieniem patrzyłam na Brada
Lewisa, który wkładał mi na głowę skrzącą się koronę, a potem nachylił się, żeby mnie
pocałować...
- Cait? - powtórzył Kyle, tym razem głośniej.
- Nie czekajcie na mnie - powiedziałam. Odwróciłam się i pobiegłam korytarzem.
- Caitlin, dokąd tak pędzisz? - zawołała za mną Lauren.
- Do sali gimnastycznej! Zgłoszę się do konkursu na Miss naszej szkoły!
Po chwili byłam już w sali gimnastycznej i dołączyłam do kilkudziesięciu
podekscytowanych dziewczyn, czekających na rozpoczęcie spotkania. Przyjrzałam się
konkurentkom i spostrzegłam piękną blondynkę, Sashę Phillips. Siedziała na ławce w
otoczeniu przyjaciółek. Ogarnęło mnie zwątpienie. Powinnam się domyślić, że Sasha
przystąpi do konkursu! Przy niej nie miałam cienia szansy na zwycięstwo.
Zaczęło mnie dręczyć przeczucie, że popełniam błąd, i już miałam wyjść, kiedy drzwi
się otworzyły i weszła pani Foster, która zajmowała się organizacją konkursu. Towarzyszył
jej Brad Lewis. W wypłowiałych dżinsach i śnieżnobiałej, podkreślającej opaleniznę koszuli,
wyglądał absolutnie wspaniale. Na jego widok opadłam na najbliższą ławkę, bo drżenie w
kolanach nie pozwalało mi stać.
Pani Foster przywołała nas do porządku i kiedy ucichły rozmowy, powiedziała;
- Przede wszystkim chciałabym powitać kandydatki na Miss liceum w Granville i
życzyć im powodzenia. Przedstawiam wam tegorocznego mistrza ceremonii, Brada Lewisa.
Jakby Brada trzeba było przedstawiać! Wszystkie dziewczyny zaczęły z zapałem bić
brawo i wiwatować. Rozległo się nawet kilka pełnych zachwytu gwizdów.
- Rozumiem, że ta reakcja oznacza aprobatę. - Pani Foster uśmiechnęła się lekko. -
Niech każda z was weźmie formularz zgłoszenia do konkursu. Wypełnijcie go w domu i
przynieście do mojego biura. Macie czas do piątku. Pamiętajcie, że jedno z rodziców musi się
podpisać na formularzu. Bez ich zgody żadna z dziewcząt nie zostanie dopuszczona do
konkursu.
Pani Foster udzieliła nam jeszcze kilku wyjaśnień i zakończyła spotkanie,
przypominając, że próby zaczynają się w przyszłym tygodniu. Zebrałam książki, wzięłam
formularz i przepchnęłam się przez tłum do automatu telefonicznego w korytarzu. Zwykle od-
woził mnie do domu Kyle, ale dzisiaj zebranie zatrzymało mnie dłużej w szkole, nie
pozostało mi więc nic innego, jak poprosić mamę, żeby po mnie przyjechała. Położyłam
książki na podłodze, wyjęłam z portmonetki monetę, wrzuciłam do automatu, wystukałam
numer i czekałam, aż ktoś podniesie słuchawkę. Telefon dzwonił... i dzwonił... i dzwonił...
Po siódmym sygnale dotarło do mnie, że nikogo nie ma w domu. Zerknęłam na
zegarek i uświadomiłam sobie, że mama pewnie już pojechała odebrać ze szkoły mojego
młodszego brata, Jonathana.
- Cholera! - wymamrotałam pod nosem, odwiesiłam słuchawkę i zabrałam monetę. -
Co teraz robić?
- Coś się stało? - usłyszałam niski głos tuż za mną. Odwróciłam się i zaskoczona
nabrałam głęboko powietrza, bo patrzyłam prosto w ciemne oczy Brada.
- Nie, w zasadzie nie... Chciałam, żeby ktoś po mnie przyjechał, ale w domu nikogo
nie ma, więc chyba będę musiała wrócić autobusem - wyjąkałam z wysiłkiem. Po raz
pierwszy miałam okazję powiedzieć do Brada coś więcej niż „cześć" i dziwiłam się, że w
ogóle byłam w stanie wydobyć z siebie głos.
- Nie ma mowy o autobusie, Caitlin - odparł z uśmiechem. - Ja mogę cię podwieźć.
Wiedział, jak mi na imię! Byłam z tego powodu tak uszczęśliwiona, że omal nie
zemdlałam. Jednak nie chcąc, by myślał, że chcę go naciągnąć na podwiezienie do domu,
powiedziałam:
- Dzięki, ale to żaden problem. To znaczy, nie chcę ci sprawiać kłopotu.
- Nie sprawiasz. Zaparkowałem samochód tuż przy szkole. Daj, pomogę ci z tym.
Schylił się i podniósł z podłogi moje książki, a ja zauważyłam za jego plecami
zawieszony na ścianie plakat zapowiadający szkolny bal. Na plakacie chłopak i dziewczyna,
w wieczorowych strojach, tańczyli na błyszczących obłokach. Przez ułamek sekundy
wyobrażałam sobie, że ta dziewczyna to ja, a chłopak to Brad. Potem Brad się wyprostował i
iluzja prysła.
- „Jane Eyre", co? - powiedział, spoglądając na jedną z moich książek. - Z kim masz
angielski?
- Z panem Sullivanem.
- Myślałem, że grupa Sullivana przerabia teraz Faulknera.
- Bo tak jest - wyjaśniłam. - Ale w zeszłym roku, w drugiej klasie, musiałam wybrać
trzy klasyczne powieści z listy lektur pana Howarda. Jedną z nich była „Jane Eyre". Czytam
ją teraz drugi raz. To wspaniała książka.
Brad spojrzał na mnie zdziwiony.
- Chcesz powiedzieć, że czytasz takie rzeczy dla przyjemności?
Przeraziłam się. A co będzie, jeśli weźmie mnie za jakąś dziwaczkę? Może nie znosi
miłośniczek dobrej literatury?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin