''Kamień...'' Rozdział 75.doc

(99 KB) Pobierz
Rozdział 75

 

Rozdział 75. Stawiać czoła nowemu światu.

 

 

Remus wręczył Severusowi wieczorne wydanie gazety, gdy zasiadał do posiłku w Wielkiej Sali. Snape spojrzał na nią, po czym przeniósł wzrok na drzwi wejściowe, czekając aż przyjdzie Harry. Nie mógł nic poradzić, ale zastanawiał się, jak chłopcu minęła reszta dnia.
Obok niego Syriusz, Remus i Charlie dyskutowali na temat konsekwencji gwałtownego wzrostu pozycji Lucjusza w Wizengamocie; Draco, siedząc obok Pansy przy stole Slytherinu, intensywnie się im przypatrywał. Sądząc po jego wyrazie twarzy, to było wszystko, co Ślizgon mógł zrobić, by nie dołączyć do nich przy stole prezydialnym, by usłyszeć, o czym mówią. Gazeta Draco leżała przed nim na stole; młodzieniec często na nią zerkał, bez wątpienia wnikliwie analizując każde słowo tej opowieści, które chociaż wspomniało jego ojca.
Severus zauważył wiele spojrzeń, jakie młody Malfoy otrzymywał od reszty Domu Slytherina. Małżeństwo Draco i Charliego pozostawiło ich nieco niepewnymi. Chociaż Ślizgon odwalił kawał dobrej roboty, odwracając ten incydent na swoją korzyć – jak mu się to udało, Snape nie wiedział – to spora część jego współlokatorów wciąż pozostawała lekko zdezorientowana tym, na czym sprawy stoją. Nagły sojusz Malfoya z Weasleyami, a teraz także z Harrym Potterem, wyszedł na światło dzienne bardzo wyraźnie, gdy młodzieniec stanął u ich boku na stadionie quidditcha, by stawić czoła starożytnemu demonowi, a to skonsternowało ich jeszcze bardziej. Nie byli już dłużej pewni, jak stoi ich „porządek społeczny”.
Mistrz Eliksirów zaledwie moment później zobaczył Harry’ego wchodzącego do Wielkiej Sali w towarzystwie Rona i Hermiony. Cała trójka dołączyła do kolegów z roku przy stole Gryffindoru. Złoty Chłopiec spojrzał na niego krótko. Snape był zadowolony z wiele mówiącego zarumienienia na twarzy młodzieńca. Profesor uśmiechnął się w rozbawieniu, domyślając się powodu pojawienia się rumieńców. Zastanawiał się, czy Harry również ze zniecierpliwieniem wyczekuje ich randki. Piątkowy wieczór nagle wydawał mu się bardzo odległy. Zaczął zastanawiać się, co będzie musiał przedtem zrobić – zalecanie się do Gryfona z pewnością będzie dla niego wyzwaniem.
Severus patrzył uważnie, jak Harry zaczął jeść kolację, podczas gdy wszyscy Gryfoni dookoła chciwie czytali gazetę. Snape wiedział, że jego współmałżonek przegapił śniadanie i ledwo co zjadł na obiad. Musiał być głodny. Pamiętając słowa pani Pomfrey na temat zdrowia Pottera, Mistrz Eliksirów był naprawdę zadowolony, widząc u niego taki apetyt. Gryfon zużywał zbyt wiele magii, by pozwolić swojemu apetytowi osłabnąć.
A potem Hermiona Granger sięgnęła poprzez stół i odsunęła talerz z daleka od Harry’ego, zamiast niego rzucając przed młodzieńca gazetę. Snape zmarszczył brwi w irytacji – czy ta dziewczyna nie wie, że jej przyjaciel potrzebował jeść? Po tym wszystkim, co przytrafiło mu się ostatnio, musiał trzymać swoją siłę w normie, by móc stawić czoła zmęczeniu, które z pewnością oddziaływało na jego ciało. Mistrz Eliksirów oparł się pragnieniu podejścia do nich i przemówić tej dziewczynie do rozumu.
Wyglądało na to, że przy stole Gryffindoru prowadzono zagorzałą dyskusję. Snape rozważył wyciągnięcie różdżki i rzucenie zaklęcia podsłuchującego. Mógł jednak odgadnąć, o czym rozmawiali – żadne z nich nie było zadowolone z decyzji Harry’ego, aby dać Lucjuszowi miejsca w Wizengamocie. Zastanawiał się, czy którekolwiek z tych dzieci naprawdę rozumie, jaki rodzaj odpowiedzialności świat złożył na barkach Pottera i czy mają jakiekolwiek pojęcie, jak trudne to wszystko musi być dla tego młodego mężczyzny.
A potem Mistrz Eliksirów poczuł dziwne pieczenie w przedramieniu – różniło się od bólu, który czuł w Mrocznym Znaku, kiedy Voldemort wzywał swoich popleczników. Zmarszczył brwi, dotykając zwojów srebrnej taśmy ukrytych pod rękawem jego szaty. Lupin zauważył jego ruch, po czym odwrócił się do niego.
- Wszystko w porządku, Severusie? – zapytał z troską.
W odpowiedzi mężczyzna jeszcze bardziej zmarszczył brwi – pieczenie stawało się coraz bardziej intensywne; gorętsze. Jednakże nagłe zamieszanie przy stole Gryfonów przykuło uwagę ich wszystkich. Snape podniósł wzrok, akurat na czas, by zobaczyć, jak Harry szarpie się, by znaleźć się z daleka od swojego stołu.
- To jest to?! Ta tajemnica? – wykrzyknął w szoku młody Gryfon.
Wszyscy w pomieszczeniu byli w stanie usłyszeć w jego głosie czyste przerażenie. Wszyscy nauczyciele wstali równocześnie – najwyraźniej każdy instynktownie zrozumiał, że dzieje się coś złego. Bardzo złego.
Mistrz Eliksirów próbował stać, ale ból w jego ramieniu przyszedł z całą mocą, gdy Snape poczuł, jak ucieka z niego ogromna fala magii – zupełnie, jakby został pozbawiony nawet najmniejszego kawałka siły, jaką posiadał. Słyszał krzyki i odgłosy upadania na kamienną posadzkę. Ktoś złapał go za ramię – Lupin, pomyślał. Teraz brzmiało to w jego uszach jak szum wiatru. Magia płonęła w jego ciele, przypalając zakończenia nerwowe. Czuł, że zwoje srebrnej taśmy na jego przedramieniu walczą przeciw temu, starając się powstrzymać to uczucie.
A potem uderzyło go coś jeszcze – zaklęcie przepływało przez niego jak fala wody. Zaczął upadać; ciemność go obezwładniała. Gdzieś w głębi umysłu wiedział, że uderzył o podłogę, choć w tym momencie był całkowicie poza czuciem czegokolwiek. Jego umysł zapadał się w ciemność, a świadomość zanikała jak maleńka iskra światła będąca daleko, która stawała się coraz ciemniejsza i ciemniejsza, gdy wszystko inne już po prostu zniknęło. Próbował walczyć. Starał się złapać tej małej iskierki życia, ale nie było niczego, czego mógłby się trzymać.
Spokój – jak śmierć – przejął nad nim kontrolę, tłumiąc wszystko i zabierając z daleka wszystkie myśli, całe światło i pamięć, dopóki nie było już niczego… Zupełnie niczego.

- Severusie Snape! Obudź się!
Nagły przypływ siły uderzył go jak młot kowalski, przebijając się przez jego duszę. Uderzył w coś znajdującego się głęboko w nim, wprowadzając w gwałtowne drżenie. Przebiegło to przez jego ciało jak grom, elektryzując każdy nerw i przywracając go do życia. Rozpoznał tą moc; był z nią blisko związany, więc dobrze ją znał.
- Harry… - wyszeptał, bo to właśnie jego współmałżonek stał w tej ciemności, wzywając go, potrząsając nim i przywracając światło, które pochłonął mrok.
Wyciągnął się w jego stronę, starając się uchwycić bladą, szczupłą dłoń chłopca, którego kochał.
Jego palce zacisnęły się na twardym kształcie nogi krzesła i świat wrócił do nagłego, ostrego ogniska pulsującego bólu w lewym przedramieniu, przypominającego mu, że wciąż żyje. Mrugnął w skonsternowaniu – cały świat został przewrócony na bok. Ale… nie… Leżał na podłodze tuż za stołem prezydialnym. Jedna strona jego ciała bolała, jakby uderzył w kamienną podłogę z wielkim impetem. Bezpośrednio przed nim leżał przewrócony kubek, a jakieś buty znajdowały się zaledwie centymetry od jego twarzy.
Marszcząc brwi w zdumieniu, podniósł głowę – Lupin również leżał na podłodze. Ręka mężczyzny drgnęła nagle, jakby ten właśnie się przebudzał.
Co, do diabła…
Severus poruszył się, starając zmusić swoje ciało do wyprostowania się. Jego serce trzepotało. Mistrz Eliksirów sapnął, gdy przepłynęła przez niego fala obezwładniającego poczucia słabości. Teraz czuł się gorzej, niż po ataku starożytnego demona – zupełnie jakby spędził godziny, próbując utrzymać w miejscu zaklęcie tarczy zamiast zaledwie kilku minut. Zwoje srebrnej taśmy wokół jego ramion były gorące w porównaniu z jego skórą – często tak się działo, gdy Voldemort starał się go wezwać, a zabezpieczenia Dumbledore’a trzymały z daleka jego wpływ.
- Severus?
Głos Lupina zaskoczył go, więc odwrócił głowę. Wilkołak właśnie siadał na podłodze z wyrazem zdezorientowania na twarzy.
I właśnie wtedy Snape przypomniał sobie o Harrym.
Jego uścisk powrócił na krzesło, wokół którego już raz zamknął pięść. Mężczyzna użył go, by pomóc sobie stanąć prosto. Mięśnie Mistrza Eliksirów zadrżały w reakcji na walkę z ich słabością, którą Severus starał się pokonać. Widząc jego trudności, Lupin momentalnie stanął prosto, najwyraźniej nie cierpiąc na takie same efekty jak były Ślizgon. Wilkołak chwycił go za ręce i pomógł mu podnieść się na nogi. Obaj rozejrzeli się w szoku po Wielkiej Sali. Wyglądało na to, że każda osoba znajdująca się w pomieszczeniu upadła albo zasnęła. Oni wszyscy dopiero teraz zaczynali się poruszać. Nawet Albus był na podłodze; starzec był w trakcie siadania i potrząsania głową. Severus nigdy wcześniej nie widział, by jego włosy i broda były w aż takim nieładzie.
Oczy Snape’a szybko ogarnęły Wielką Salę, kierując się prosto do stołu Gryffindoru, gdzie ostatnio widział Harry’ego. Najpierw zauważył Rona Weasleya – rudy chłopak klęczał przed kimś, jednocześnie uniemożliwiając Mistrzowi Eliksirów zobaczenie tej osoby. Jednakże ktokolwiek to był, Syriusz Black – po wyplątaniu się z grupy Krukonów – pędził ku niemu.
Mistrz Eliksirów zrobił kilka kroków przed siebie i zadrżał. Jego kończyny trzęsły się gwałtownie, gdy pogrążał się w kolejnej fali osłabienia. Lupin złapał go po raz kolejny, trzymając go w pozycji pionowej.
- Harry – wyszeptał, mając nadzieję, że Lupin zrozumie.
Wilkołak skinął głową i zarzucił sobie jedną z rąk Severusa przez ramiona. Potem pociągnął Mistrza Eliksirów ze sobą. Okrążyli stół prezydialny, po czym szli przez tłum jęczących, zdezorientowanych uczniów. Usłyszał, że więcej niż jeden uczeń wspomina imię Złotego Chłopca zaraz po obudzeniu się; wszyscy wyglądali na zdziwionych. Snape zadrżał.
Co się, do diabła, stało?
Ron, Hermiona i Syriusz klęczeli obok Harry’ego. Dwoje młodych Gryfonów przesunęło się, gdy dołączyli do nich Remus i Severus. Black przewrócił chrześniaka na plecy – początkowo chłopiec leżał twarzą na podłodze. W odróżnieniu od wszystkich innych, młodzieniec nie wykazywał żadnych oznak przytomności.
Przerażony, Snape wyciągnął przed siebie drżącą dłoń i dotknął nią gardła współmałżonka. Chwilę zajęło mu znalezienie odpowiedniego miejsca, ale kiedy w końcu mu się udało, wydał z siebie cichy jęk ulgi. Wyczuł puls Harry’ego – słaby, ale stabilny.
- Severusie? – zapytał Albus. Starzec uklęknął tuż obok nich, podczas gdy Mistrz Eliksirów sprawdzał puls młodego Gryfona.
- Żyje – zapewnił wszystkich.
- Dlaczego się nie budzi? – dopytywał Ron.
Syriusz odgarnął włosy z czoła Złotego Chłopca – blizna w kształcie błyskawicy krwawiła, a pojedynczy strumień spłynął po boku głowy Gryfona, znikając w jego włosach. Hermiona natychmiast złapała serwetkę ze stołu i użyła jej do otarcia krwi z twarzy przyjaciela. Severus delikatnie dotknął czoła współmałżonka, sondując ranę – nie wyglądała na głęboką, ale trudno powiedzieć jak poważna może być, skoro blizna wywołana była zaklęciem. Albus powoli przesunął różdżką nad ciałem Harry’ego, skanując go pomniejszymi czarami medycznymi. Wszyscy z niepokojem czekali, aż starzec się odezwie.
- Jego znaki życiowe są stabilne – zapewnił ich stary czarodziej. – Jednakże wydaje się być w śpiączce. Pani Pomfrey będzie w stanie powiedzieć nam więcej.
- Widziałem go. – Głos Neville’a Longbottoma zaskoczył ich wszystkich. Gryfon wciąż siedział na krześle przy swoim stole, ale wpatrywał się w dół na Pottera. – Widziałem go w mojej głowie. Obudził mnie, zawołał moje imię.
- To tak jak ja! – wykrzyknęła Lavender Brown.
- Ja również go widziałem – ogłosił Justin Finch-Fletchley, wciąż zajmując miejsce przy stole Hufflepuffu.
Kilka chwil później każdy w pomieszczeniu mówił to samo. Wszyscy twierdzili, że widzieli Harry’ego w swoich umysłach, przekonywali, że słyszeli jego głos wzywający ich po imieniu.
- Ocalił nas – mamrotał każdy uczeń, choć najpewniej żaden z nich naprawdę nie rozumiał, przed czym zostali uratowani.
Wszyscy wiedzieli, że pochłaniająca ich ciemność była wszechobecna i głęboka; byli tym przerażeni. Myśleli, że umierają, a Harry przywrócił światło.
- Uratował nas wszystkich, nawet Ślizgonów – wykrzyknął jakiś zszokowany uczeń.
- Albusie – powiedział cicho Lupin, głosem cichszym niż szmer rozmów studentów. – Jeśli to był atak, zamek może być w niebezpieczeństwie.
To całkowicie przykuło uwagę Snape’a, który podniósł w górę przerażony wzrok.
Rzeczywiście, słowa Remusa zaskoczyły Dumbledore’a, jednocześnie wymijając go z jego własnego zdezorientowania. Spojrzenie starego mężczyzny stwardniało, po czym dyrektor skinął głową.
- Hagridzie! – zawołał do olbrzyma wciąż siedzącego przy stole prezydialnym, który próbował dojść do siebie. Ogromny mężczyzna natychmiast się odwrócił. – Musimy zabezpieczyć zamek. – Złapał ramię Snape’a zaskakująco pewnym uściskiem dłoni. – Severusie, przypilnuj, by wszyscy tutaj zostali. I sprawdź, czy ktoś jeszcze został ranny lub nadal jest nieprzytomny, jak Harry.
Albus był już na nogach, idąc szybko w kierunku drzwi wejściowych do Wielkiej Sali, a Hagrid momentalnie ruszył za nim. Dokładnie zamknęli za sobą drzwi.
Mistrz Eliksirów chciał zaprotestować – co z Harrym? Nie miał zamiaru tak po prostu zostawić go leżącego na podłodze. Jednakże zanim cokolwiek powiedział, Syriusz wyciągnął rękę i delikatnie dotknął dłoni byłego Ślizgona.
- Zostań z nim. Remus i ja zajmiemy się wszystkim innym.
Zdziwiony, Snape mógł jedynie skinąć głową na znak akceptacji, nie wiedząc, co powinien zrobić w obliczu tak nagłego współczucia. Zamiast tego zmienił nieco pozycję, by usiąść wygodniej na podłodze, po czym przyciągnął współmałżonka bliżej, układając go w taki sposób, by jego głowa leżała na kolanach Mistrza Eliksirów. Wziął kawałek tkaniny, którą podawała mu Hermiona i przycisnął go do czoła chłopca, przyciskając nieco na bliźnie. Nie krwawiła zbyt obficie, ale nie chciał ryzykować nawet w najmniejszym stopniu. Będąc tak niczego nieświadomym, Harry wyglądał bardzo młodo. Jego skóra wyglądała przerażająco blado, co podkreślały ciemne cienie tuż pod oczami młodzieńca. Nawet jego usta były pozbawione koloru, a Severus pamiętał bardzo dokładnie, jak czerwone i zapraszające wydawały się być tego popołudnia, kiedy go pocałował.
- Dlaczego się nie obudził? – zapytał po raz kolejny Ron dziwnie zachrypniętym głosem.
Severus rzucił rudzielcowi szybkie spojrzenie. Twarz Weasleya była równie blada; ciężko było rozróżnić, gdzie są jego piegi, a gdzie nie. Znajdująca się obok panna Granger wyglądała na równie przestraszoną.
- Nie wiem – przyznał Mistrz Eliksirów.
Jego myśli były bardzo ospałe. Odpływ magii utrudnił zarówno jego psychiczne, jak i fizyczne zdolności. Starał się pomyśleć, spróbował odsunąć wyczerpanie na bok – co stało się im wszystkim? Co zrobił Harry?
Cokolwiek się stało, Voldemort prawie całkowicie pozbawił Severusa całej jego magicznej mocy. Czuł przypływ energii pędzący przez całe jego ciało – zupełnie, jakby rzucił kilka niezwykle silnych zaklęć. Biorąc to pod uwagę, Mistrz Eliksirów podejrzewał, że minie parę dni zanim całkowicie odzyska siły. Musiał przyznać, że Czarny Pan zrobił to wszystkim swoim poplecznikom – w końcu z pomocą ich magii rzucił zaklęcie na cały zamek, wszystkich unicestwiając. Jednakże Harry jakoś zobaczył, co nadejdzie i odpowiedział na atak, budząc ich. Niemniej jednak rzucenie zaklęcia budzącego tak wiele osób najwyraźniej wyczerpało go do tego stopnia, że stracił przytomność.
- Chciał nas wszystkich unieruchomić, przyjść do zamku i zabić nas we śnie? – oznajmiła panna Granger. Jej słowa brzmiały jak skrzyżowanie pytania i oświadczenia. – A może weźmie nas do niewoli?
Severus nie miał pojęcia, choć to brzmiało całkiem wiarygodnie. Spojrzał w kierunku drzwi wejściowych do Wielkiej Sali. Jeśli dotarli już do punktu, w którym można spodziewać się otwartego ataku, to czy Voldemort – we własnej osobie – przybędzie tu, by osobiście zająć się nimi wszystkimi?
Ale czy takiego rodzaju czary nie powinny wyczerpać Czarnego Pana tak samo – jeśli nie bardziej – jak Severusa? Może zamierzał wysłać śmierciożerców do wykonania tej pracy… ale nie… Teraz oni wszyscy byli tak wyczerpani magicznie jak Snape. Właściwie to najprawdopodobniej są w jeszcze gorszej kondycji niż on, ponieważ zabezpieczające zwoje srebrnej taśmy owinięte wokół jego przedramienia zablokowały odpływ sporej części magii. Nie mając czegoś podobnego, reszta śmierciożerców leżała gdzieś całkowicie pozbawiona sił, nie mogąc nawet podnieść różdżki, nie mówiąc już nawet o stanięciu do walki.
Ale jeśli nie poplecznicy Voldemorta, to kto - z pewnością nie będą musieli stawiać czoła jeszcze jednemu starożytnemu demonowi? A może Czarny Pan ma do dyspozycji dementorów lub inne stworzenia mroku, czekające w pogotowiu; gotowe, by ich zaatakować?
Zdał sobie sprawę z małego kształtu klęczącego tuż obok niego, który trzymał jedną z dłoni nieprzytomnego młodzieńca, po czym zmarszczył czoło w zdezorientowaniu. Skąd, do cholery, wziął się tutaj skrzat domowy? Snape nie usłyszał charakterystycznego dźwięku, który dawało się słyszeć, kiedy stawały się widoczne.
- Biedny panicz Harry – wyszeptał Zgredek, jednocześnie gładząc wierzch dłoni Pottera. – Ocalił nas wszystkich przed Wielką Ciszą. Przyniósł z powrotem wszystkie głosy.
- Zgredku, czy skrzaty domowe również zostały tym dotknięte? – zapytała z zaskoczeniem panna Granger.
Severus przypatrywał się dziwnej, małej istocie. Nagle stał się świadom wszystkich elfów, poruszających się po całym pomieszczeniu. Sprzątały cały bałagan, który ich ogarniał.
- My słyszymy ciszę – wyjaśnił Zgredek w zaskakujący sposób. Jego słowa brzmiały jak bzdury, które - wychodzące z jego ust - brzmiały całkowicie zrozumiale. – My jesteśmy ocaleni, kiedy Cisza się kończy. Skrzaty nie lubią Wielkiej Ciszy. Skrzaty wiedzą, że nie ma po niej nic dobrego i jasnego. Ale dobry panicz przywrócił wszystkie głosy. Dobry panicz ochronił skrzaty.
Wszyscy wymienili krótkie, pełne zdezorientowania spojrzenia. Może Albusowi udałoby się znaleźć jakikolwiek sens w słowach skrzata, ale Snape nie potrafił tego zrobić. Czuł się zbyt osłabiony, a jego myśli były źle zdefiniowane – potrząsnął głową, aby je trochę rozjaśnić.
- Profesorze!
Draco zawołał go z drugiego końca pomieszczenia, wciąż będąc przy stole Slytherinu. Pozostali nauczyciele chodzili po Wielkiej Sali, próbując wszystko doprowadzić do normalności. Dostrzegł również panią Pomfrey zmierzając do uczniów to tu, to tam. Momentalnie poczuł przypływ gniewu skierowany do tej kobiety – dlaczego nie było jej tutaj, by zająć się Harrym? Ale potem zobaczył jedną z ran, którą leczyła i zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej było dużo innych uczniów, którzy pilniej potrzebowali jej pomocy. Krukon, którego właśnie leczyła, najwyraźniej upadł na swój sztylet, kiedy zasnął – miał paskudną ranę, która obficie krwawiła.
Zamiast tego skupił swoje spojrzenie na Draco. Był przy nim Charlie; obaj klęczeli obok dwóch siódmoklasistów ze Slytherinu, którzy wydawali się być zbyt słabi, by chociażby usiąść. Jeden z nich znajdował się na posadzce w pozycji embrionalnej, najwyraźniej jęcząc z bólu. Drugi leżał płasko na plecach, wpatrując się tępo w sufit Wielkiej Sali. Wystarczyło jedno, szybkie spojrzenie, by Severus zorientował się, co się stało.
- Sprawdźcie ich przedramiona – powiedział, instynktownie wiedząc, co znajdą.
Przepłynęła przez niego kolejna fala gniewu. Podejrzewał, że wybuchnie z wściekłości, kiedy tylko jego umysł wystarczająco się rozjaśni, a on sam odzyska choć trochę więcej sił. Już teraz mógł poczuć złość, buzującą tuż pod skórą. Jego palce, wplątane teraz we włosy Harry’ego, skurczyły się – zupełnie, jakby jego dłonie starały się zacisnąć w pięści. Zmusił się do rozluźnienia ich; nie mógł pozwolić sobie na zranienie współmałżonka.
Zarówno Charlie, jak i Draco odsunęli rękawy obu chłopców. Pełne szoku sapnięcia potoczyły się echem przez całe pomieszczenie, gdy uczniowie zobaczyli Mroczne Znaki na ich przedramionach – skóra wokół nich była strasznie spuchnięta.
Młody Malfoy wstał nagle z pełnym wściekłości wyrazem twarzy. Wokół stołu Slytherina zapadła cisza, kiedy oni wszyscy wpatrywali się w blondyna, zastanawiając się, co zrobi. Severus spiorunował ich wzrokiem – nawet dziś wciąż nie rozumieli, gdzie leżała lojalność młodego Draco.
Ślizgon wahał się jedynie przez moment przed wyciągnięciem różdżki i wskazaniem nią na dwóch naznaczonych uczniów. Chwilę później obaj byli obleczeni sznurami; związani jak świnie. Charlie zabrał ich różdżki, po czym nieoczekiwanie podał je współmałżonkowi, zupełnie jakby dając mu prawo opieki nad więźniami. Draco wziął je z krótkim skinieniem głowy, a następnie ogarnął wzrokiem wciąż gapiące się sylwetki reszty Ślizgonów. Surowość w wyrazie jego twarzy przypomniała Severusowi o Lucjuszu. Choć młodzieniec nic nie powiedział, złość w jego oczach żądała czegoś od uczniów przed nim. Jeden po drugim, studenci domu Slytherina podwijali lewe rękawy, odsłaniając nienaznaczoną skórę przedramion.
Przy stole Krukonów Cho Chang wstała nagle i spiorunowała wzrokiem kolegów z Domu. Oni również obnażyli ręce, ukazując skórę bez śladu znaku.
Justin Finch-Fletchley również wstał przy stole Puchonów, ale jego koledzy już byli w trakcie pokazywania przedramion. Jeden rzut oka Rona Weasleya sprawił, że wszyscy Gryfoni zrobili to samo – żaden z nich nie był naznaczony. Uczniowie odwrócili się, by ponownie spojrzeć na Draco. Jakieś nienazwane emocje przemknęły przez jego oczy, a jego wargi zaciśnięte były w cienką linię. Choć żadne oskarżenie nie zostało wypowiedziane głośno, Severusowi udało się usłyszeć je w ciszy – jedynie uczniowie Slytherina nosili na przedramieniu Mroczny Znak.
Draco odwrócił się i przykucnął obok dwóch związanych studentów. Dwoma szybkimi ruchami ręki opuścił z powrotem rękawy śmierciożerców, jak gdyby jednocześnie próbując zerwać to, co wskazywało na ich przynależność do Domu Slytherina, a w konsekwencji pozbyć się wstydu, jaki ze sobą przynieśli. Pozostali Ślizgoni wpatrywali się w niego w zupełnej ciszy, jakby bali się choćby poruszyć.
Zadziwiająco, to głos Syriusza Blacka przeciął ciszę, zaskakując ich wszystkich.
- Peter Pettigrew był Gryfonem – oznajmił. Stał w pobliżu drzwi wejściowych do Wielkiej Sali, wpatrując się w Draco przez całe pomieszczenie. – To nie twój Dom powinien się wstydzić, a poszczególni ludzie.
Słysząc to, rozszerzyła się więcej niż jedna para oczu – włączając Snape’a. Syriusz Black, stuprocentowy Gryfon, zwolnił Dom Slytherina z jakiegokolwiek grzechu – i to jeszcze takiego – mówiąc coś tak głębokiego, że Mistrz Eliksirów nie wiedział, jak zareagować. Pochylił głowę i spojrzał na bladą twarz Harry’ego Pottera. Przez kilka chwil ignorował ruch wokół siebie, gdy Draco organizował uczniów do pomocy w posprzątaniu Wielkiej Sali. Pełna szacunku odległość, jaką utrzymywali od nieprzytomnej sylwetki Pottera, mówiła naprawdę wiele.
W końcu drzwi wejściowe do Wielkiej Sali otworzyły się, przywracając strach i napięcie. Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy do pomieszczenia wszedł dyrektor, wciąż trzymając w dłoni różdżkę. Teraz Dumbledore wyglądał na bardziej zdezorientowanego, niż gdy opuszczał Wielką Salę. Skinął głową na pozostałych nauczycieli. Instynktownie zgromadzili się wokół Severusa i Harry’ego.
- Nie ma żadnych oznak ataku – powiedział Albus, pozwalając uczniom podsłuchać to oświadczenie. Kilka osób zrelaksowało się, słysząc to. – Wysłałem Krwawego Barona, by rozejrzał się w Hogsmeade, a Hagrid i kilku mężczyzn z Winter Land przeszukują teren Hogwartu. Jednakże to zjawisko nie ograniczyło się tylko do Wielkiej Sali. Wszyscy wikingowie również zostali dotknięci, a kilku z nich jest zranionych. Dwóch spadło z murów. Na szczęście nikt nie zginął, ale kilka kości zostało złamanych.
- Co z zabezpieczeniami? – zapytał Remus.
Albus potrząsnął przecząco głową.
- Nie zostały zakłócone.
- Ani Czarny Pan, ani śmierciożercy nie są teraz w dobrym stanie do rozpoczęcia jakiegokolwiek ataku – powiedział mu Severus.
- Wiem – zgodził się Dumbledore, najwyraźniej dochodząc do takiego samego wniosku, jaki już wcześniej wyciągnął Snape. – Jednakże dostosowałem zabezpieczenia, by reagowały również na sygnatury demonów. Nie mogę powstrzymać żadnej starożytnej kreatury przed zaatakowaniem, ale zaklęcia rzucone na zamek ostrzegą mnie, gdy pojawi się coś demonicznego. Póki co nie ma żadnego znaku.
Nie dodał, że ten fakt nie ma dla niego sensu – bezradne wyrazy twarzy wszystkich obecnych były wystarczające.
- Powinniśmy zabrać zranionych do Skrzydła Szpitalnego – zdecydował Dumbledore. – Minerwo, chciałbym, byś wybrała się do ministerstwa. Powiedz im, co się stało i zorientuj, czy ktokolwiek coś na ten temat wie. Może Lucjusz ma jakiekolwiek pojęcie, co się dzieje.
Słowa dyrektora spowodowały, że wszyscy znów zaczęli się krzątać – Snape poczuł się znacznie lepiej, wiedząc, że w zamku wciąż jest bezpiecznie. Nie protestował, kiedy Lupin podniósł Harry’ego z podłogi – on sam nie byłby w stanie tego zrobić. Właściwie to potrzebował nawet pomocy ze wstaniem – Syriusz i Ron pomogli mu stanąć na nogach. Gdy pozostali nauczyciele zaczęli organizować pozostałych uczniów, Severus skierował się do Skrzydła Szpitalnego za swoim współmałżonkiem.

*

Kilka godzin później Snape zorientował się, że siedzi obok łóżka Harry’ego w Skrzydle Szpitalnym. Wziął wcześniej porcję Eliksiru Pieprzowego, który znacznie poprawił jego samopoczucie: nie czuł się już tak całkowicie wyczerpany.
Dwóch siedmiorocznych Ślizgonów leżało w łóżkach po drugiej stronie pomieszczenia. Tym razem byli po prostu przywiązani do ram łóżka, zamiast oplecieni sznurami. Magiczne uszczuplenie ich mocy było znacznie bardziej dotkliwe niż Severusa – minie kilka tygodni, zanim którykolwiek z nich wróci do pełni sił. Nikt nie uznał za konieczne podanie im Eliksiru Pieprzowego, by pomóc przyspieszyć ten proces.
W pozostałych łóżkach leżało wielu zranionych mężczyzn z Winter Land. Najbardziej ranny był wiking, który spadł z zamkowych murów – złamał obie nogi. Po padaniu Szkiele-Wzro wyzdrowieje w przeciągu kilku godzin. Pozostali mieli na ciałach liczne siniaki bądź zranienia. Co zaskakujące, mimo nielicznych ran, wszyscy pozostali w Skrzydle Szpitalnym. Severus przypuszczał, że chcieli poczekać, aż Harry się obudzi – każdy z nich miał te same doświadczenia, co uczniowie. Widzieli stojącego przed sobą Złotego Chłopca; czuli, że ich dotyka; słyszeli, jak woła ich imiona. Wszyscy z nich przypisywali swoją przytomność umysłu temu, co zrobił Chłopiec-Który-Przeżył. W połączeniu z ich wcześniejszym oddaniem Harry’emu, teraz z pewnością nie odejdą od niego ani na krok.
Severus, siedząc w wyczarowanym przez Albusa krześle tuż przy łóżku współmałżonka, zacisnął mocno pięści, by powstrzymać się przed wyciągnięciem ręki i ponownym złapaniem Harry’ego za dłoń. W chwili obecnej pani Pomfrey wykonywała głębokie skanowanie ciała młodzieńca przy pomocy różnych dziwacznych urządzeń medycznych – wcześniej poprosiła wszystkich, by powstrzymali się od dotykania go na czas badania. Remus, Syriusz, Ron, Hermiona, Charlie, Draco i Albus czekali w pobliżu, oczekując na wyniki z takim samym niepokojem jak Severus.
Gdy pani Pomfrey ostatecznie odłączyła ostatnie z urządzeń – dziwaczny przyrząd, o którym Hermiona powiedziała, że wygląda jak mugolska trzepaczka do jajek – wszyscy uważnie podnieśli wzrok, odwracając swoją uwagę od bladej twarzy chłopca, by spojrzeć na zmarszczone brwi pielęgniarki.
- Jest w stabilnym stanie – poinformowała ich. – Tak jak podejrzewałam, jest wyczerpany magicznie. To z tego powodu jego ciało jest aż tak obciążone, niemniej jednak potrafię sobie z tym poradzić. Jednak to, co mnie zadziwia, to jego fale mózgowe i dziwne wahania magicznego rdzenia.
Severus zorientował się, że po usłyszeniu tych słów jego twarz blednie, a serce na chwilę zamiera. W przypadku, kiedy medi-wiedźma mówiła o falach mózgowych, zawsze chodziło o jakiś rodzaj uszkodzenia mózgu – jak te spowodowane zaklęciem Cruciatus.
- Czy chcesz powiedzieć… - zaczął.
Jednakże pani Pomfrey szybko potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, nie ma żadnych oznak uszkodzenia mózgu, ale jego pamięć i rdzeń osobowości stały się niemal neutralne, uogólnione. Zupełnie, jakby znalazł się pod wpływem Obliviate. Jednakże nie ma również żadnych oznak tego zaklęcia. Z tego, co wiem, mogę powiedzieć, że jego ścieżki pamięciowe nie zostały naruszone. Jest raczej tak, jakby w ogóle z nich nie korzystał lub po prostu został od nich odłączony.
- Więc chce pani powiedzieć, że nie będzie pamiętał kompletnie niczego, kiedy się obudzi? – zapytała z przerażeniem panna Granger.
Jednakże pani Pomfrey po raz kolejny potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, zupełnie nie o to mi chodzi. Jego wspomnienia są nienaruszone. Nie obudzi się w ogóle, dopóki jego mózg nie zacznie ponownie normalnie funkcjonować. Ciało Harry’ego jest w śpiączce, ale mózg zachowuje się tak, jakby był w lekkiej formie zastoju.
- Powiedziałaś również, że coś dziwnego dzieje się z jego magicznym rdzeniem – podpowiedział Albus.
Poppy westchnęła.
- Zachowuje się podobnie jak jego fale mózgowe. Stał się neutralny, tak jak sygnatura każdego bardzo potężnego magicznego artefaktu. Właściwie, to trochę przypomina mi to zabezpieczenia zamku. Silne, potężne, ale całkowicie żywiołowe, bez oznak życia. Nie wiem, co o tym myśleć.
- Światła są włączone, ale nikogo nie ma w domu – oznajmiła panna Granger.
Pani Pomfrey przez chwilę wyglądała całkowicie zdezorientowaną tym oświadczeniem, ale po chwili skinęła potakująco głową.
- Doskonała analogia – przyznała. – Nie wiem, jak go obudzić. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś podobnego. Muszę skonsultować się z kilkoma kolegami ze świętego Munga.
Severus wyciągnął ponownie rękę i złapał zimną dłoń współmałżonka zaraz po tym, jak Poppy skończyła go badać. Syriusz, siedzący na skraju łóżka po przeciwnej stronie, złapał drugą rękę chrześniaka, wyglądając na tak samo wstrząśniętego, jak czuł się Mistrz Eliksirów.
- Czy nie jest możliwe, że Harry obudzi się sam, kiedy odzyska siły? – zapytał Black. – Chodzi mi o to, że rzucił zaklęcie przytomności na kilka setek osób znajdujących się w tym zamku. Każdy byłby po tym nieprzytomny. Przypomnijcie sobie, jak bardzo był oszołomiony po walce ze starożytnym demonem. Albo kiedy przeniósł tę kamienną pokrywę w Winter Land; padł z wyczerpania zaraz po tym. To, co zrobił dzisiaj, najprawdopodobniej mocno nadszarpnęło nawet jego siły.
Po raz pierwszy słowa Gryfona brzmiały sensownie dla Severusa. W odpowiedzi mężczyzna skinął głową na znak, że się z nim zgadza. Pani Pomfrey zmarszczyła z zamyśleniem brwi.
- To możliwe – przyznała. – Normalne zasady wydają się w ogóle nie dotyczyć Harry’ego, więc wszystko jest możliwe.
Zamieszanie przy drzwiach zwróciło uwagę wszystkich w tamtym kierunku. Minerwa wróciła z Ministerstwa. Obok niej szła bardzo blada pani Bones. Aurorzy Stark i Shacklebolt byli zaledwie kilka kroków za nimi. Wszyscy wyglądali o wiele bardziej ponuro, niż Severus kiedykolwiek widział. Sądząc po wyrazie ich twarzy, to było oczywiste, że stało się coś naprawdę bardzo złego.
- Co się stało? – dopytywał Albus panią Bones głosem przepełnionym niepokojem.
Wydawać by się mogło, że kobieta postarzała się co najmniej o trzydzieści lat odkąd Snape widział ją tego ranka. Przełknęła nerwowo, zanim udzieliła dyrektorowi odpowiedzi.
- Ten efekt… Zaklęcie, którego doświadczyliście… Nie zostało rzucone na konkretną lokalizację. My również odczuliśmy je w ministerstwie.
Okropne uczucie uderzyło prosto w serce Mistrza Eliksirów. Zacisnął mocniej dłoń wokół ręki współmałżonka.
- Co was obudziło? – zapytał, znając już odpowiedź.
Czuł, że jego serce opada do żołądka, nie będąc w stanie zaakceptować tego, co to wszystko może oznaczać dla Harry’ego.
- Wszyscy doświadczyliśmy tego samego – poinformowała ich pani Bones. – Harry Potter nas obudził. Czuliśmy, że nas dotyka. Słyszeliśmy jego głos wołający nas po imieniu.
Wszyscy patrzyli na nią w zupełnej ciszy, próbując przyswoić to, co właśnie powiedziała. Snape miał ochotę wrzeszczeć ze złości – jak wielu ludzi jego współmałżonek potraktował zaklęciem przywracającym przytomność? Jak bardzo go to wyczerpało? To nie był atak na nich wszystkich, tylko zamach na życie Pottera – Czarny Pan wiedział, że Harry zrobi absolutnie wszystko, aby tylko ochronić ludzi, którzy go otaczają. Czy tym samym popchnął młodzieńca aż do śmierci, zmuszając go, by pozbył się całej swojej magii, ratując ich?
- Kiedy się obudziliśmy i zrozumieliśmy, co się stało – kontynuowała pani Bones – zaczęliśmy się rozglądać. Wszyscy zasnęli – każdy londyńczyk, zarówno czarodziej, jak i mugol. Musicie sobie wyobrazić wyrządzone przez to szkody i te wszystkie wypadki, które miały miejsce, gdy wszyscy nagle zasnęli. Czarodzieje latający na miotłach pospadali z nieba na ziemię, operacje zostały przerwane. Ludzie aportujący się w połowie lub po prostu ci, którzy byli w trakcie schodzenia ze schodów… A w mugolskim Londynie – wypadki samochodowe, awarie samolotów. Pożary wybuchły w całym mieście, a obecnie nie ma nikogo, kto mógłby je ugasić. Jak widzicie, czarodzieje się obudzili. Mugole nie.
Jej słowa przywitała martwa cisza, gdy wszyscy słuchali w niemym przerażeniu. To Albus ostatecznie odpowiedział – ale jedynie po to, by wyrazić swój szok.
- Dobry Boże – szepnął. – Ofiary. Musi ich być…
Pani Bones wyciągnęła rękę i chwyciła ramię starca, uciszając go. Severus uzmysłowił sobie z przerażeniem, że nie usłyszał jeszcze najgorszego.
- Zaczęliśmy dostawać wiadomości ze wszystkich rządów na całym świecie – oznajmiła. – To zaklęcie nie miało konkretnej lokalizacji. Nie było skierowane na Hogwart, Londyn ani nawet na Anglię. Zostało rozpowszechnione na całym świecie. O ile możemy to określić, każdy na całej kuli ziemskiej był pod wpływem tego czaru. Wszyscy czarodzieje, wszyscy mugole. Harry Potter obudził całą społeczność czarodziejów, ale nie mugoli.
Oszołomionemu Snape’owi nie pozostawało nic innego, jak tylko się gapić. Jego myśli były całkowicie otępiałe. Dumbledore osunął się na łóżko tuż obok nóg swojego Złotego Chłopca, a jego twarz wyrażała niczym niezakłócony szok.
- Liczba ofiar będzie podawana w milionach… - zaczął.
- Albusie – pani Bones ponownie mu przerwała. Wszyscy na nią patrzyli. Miała łzy w oczach. – Wiemy, jaki czar został wykorzystany. To jeden z typów zaklęć snu. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy czegoś choćby do tego podobnego. Z tego, co wiemy, możemy określić, iż to zaklęcie miało na celu położenie jednej osoby do stuletniego snu. Zostało zmodyfikowane, zmienione i wzmocnione przez te pozostałe czary, które kiedykolwiek widzieliśmy i rzucone na całą kulę ziemską, więc skróciło to czas jego trwania od stu lat do trzech, może czterech miesięcy. Jedynym sposobem, by zakończyć działanie tego czaru jest wysłanie silnego impulsu bezpośrednio do magicznego rdzenia. Zdaje się, że to właśnie to zrobił Harry każdemu czarodziejowi na całym świecie.
- Mugole nie mają magicznego rdzenia – powiedział z przerażeniem Remus.
Amelia potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, nie mają. Spróbowaliśmy wszystkiego, co udało nam się wymyślić, ale nic, co zrobiliśmy, nie obudziło żadnego mugola. Będą spać, dopóki nie minie działanie zaklęcia.
Panna Granger zrobiła zaskoczony krok do przodu, patrząc uważnie na panią Bones.
- Śpią czy są w zastoju? – zapytała ostro.
Dłuższą chwilę zajęło Snape’owi zorientowanie się, o co właściwie pytała i dlaczego miało to jakiekolwiek znaczenie w obliczu takiego horroru.
Kolejna łza spłynęła po policzku Amelii, po czym kobieta potrząsnęła przecząco głową, patrząc na Gryfonkę.
- Śpią – powiedziała.
Oczy Hermiony momentalnie zalały się łzami. Jęknęła głośno, zasłaniając dłonią usta, aby stłumić nagły krzyk przerażenia. Ron złapał ją, zanim upadła na podłogę.
Severus miał wrażenie, że zaraz zacznie wymiotować. Jego głowa była przepełniona informacjami i wiedział, że gdyby jeszcze nie siedział, to z pewnością opadłby na najbliższe miejsce.
- Nie rozumiem! – wykrzyknął Weasley, mocno trzymając w ramionach głośno szlochającą Hermionę. Patrzył nieprzytomnie wokół pomieszczenia na otaczających go dorosłych ludzi. – Jakie to ma znaczenie, czy ci mugole śpią czy są w zastoju? Jaką robi to różnicę? Właśnie powiedzieliście, że obudzą się za trzy do czterech miesięcy!
- Ron. – Remus dotknął jego ramienia. – Czy byłbyś w stanie przeżyć tyle czasu bez wypicia jakiegokolwiek płynu bądź zjedzenia czegokolwiek? – Oczy Weasleya rozszerzyły się w zrozumieniu. – Za dwa lub trzy dni – kontynuował Lupin – śpiący mugole zaczną umierać z odwodnienia. W cieplejszym klimacie zajmie to mniej czasu. Oni wszyscy będą martwi do czasu, aż to zaklęcie straci swoją moc.
- On zniszczył świat – ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin