rozdział 8.pdf

(337 KB) Pobierz
424532530 UNPDF
Rodział 8
Desari patrzyła na twarz Juliana. Wyglądała jak wykuta ze skały nieubłagana maska, 
nieczytelna i kamienna. Westchnęła cicho. Wciągnięcie Juliana do jej rodziny nie będzie łatwe. Nie 
był kimś kto podporządkuje się przywództwu innego mężczyzny. Podążał własną drogą. Będą 
ścierali się z Dariusem na każdym kroku. Pozostali będą traktować go nieufnie, a to będzie niczym 
zapalenie zapałki w pobliżu próchna. Julian był arogancki i miał dziwne poczucie humoru, często 
graniczące z pogardą. Jego ręka przesunęła się zaborczo po jej ramieniu zatrzymując się przez 
chwilę na miękkiej skórze, zanim ujął w palce miękki, kręcony kosmyk jej włosów. Pochylił się 
tak, że jego usta znajdowały się tuż przy jej uchu, drażniąc ciepłym oddechem. 
­ Potrafię czytać w twoich myślach, cara mia. Powinnaś mieć więcej wiary w swojego 
partnera. Nie mogę zrobić nic poza sprawieniem, żebyś była szczęśliwa. Jeśli sobie zażyczysz 
będziemy przez jakiś czas żyli w pokoju, wśród rodziny  pełnej terytorialnych mężczyzn.  Mogę 
zaoferować im swoją przyjaźń. 
Desari wybuchnęła śmiechem. Miało to zabrzmieć szczerze, ale na końcu było jedynie 
wyrazem bólu. Mogła czytać w jego myślach równie łatwo, jak on w jej.
­ Terytorialni mężczyźni? Co to oznacza? Nie mamy własnego terytorium jeśli nie liczyć 
wybrzeża Afryki, gdzie mieszkaliśmy przez dłuższy czas. 
­ Spędziłem jakiś czas w Afryce pomiędzy lampartami – powiedział, żeby zejść z trudnego 
dla jej rodziny tematu. 
Oczy dziewczyny, tak piękne i ogromne, błysnęły ku niemu. 
­ Naprawdę? Niesamowite. Żyliśmy tam ponad dwieście lat i czasem powracamy na jakiś 
czas. To byłoby zabawne gdybyśmy w tym samym czasie znajdowali się na tym samym 
kontynencie i nigdy się nie spotkali. Zwłaszcza, jeśli przebywałeś wśród naszych kotów. 
Potrząsnął głową.
­ Przypuszczam, jak to się stało. Wyczuwałem potęgę twojego brata, a on moją, jeśli 
byliśmy gdzieś blisko siebie. Gdybyśmy zbliżyli się do siebie w Afryce, mogłoby się to źle 
skończyć. Co ważniejsze, ty i ja, prawdziwi partnerzy życiowi w pewien sposób wyczuwaliśmy się 
wzajemnie. ­ Zastanowiło go dlaczego podczas poszukiwań innych Karpatian w niewytłumaczalny 
sposób zwrócił uwagę właśnie na Afrykę i lamparty. Być może już wtedy wzywał go ślad Desari. 
­ Powiedz mi coś więcej o twoich ludziach – zażądała.
­ To są także twoi ludzie. Twoi krewni, Desari, nadal żyją. Twój starszy brat jest wśród nas 
wielkim człowiekiem, bardzo szanowanym a jednocześnie przerażającym. Nazywa się Gregori i 
Darius jest do niego bardzo podobny. ­ Uśmiechnął się nagle a jego ostre, męskie rysy zmieniły się 
w figlarną twarz chłopca. ­ Są bardzo podobni. Gregorim, Mrocznym, często straszą dzieci żeby 
były posłuszne. Jedynym nieśmiertelnym tak wielkim, jak twój brat, jest Michaił. To uznany Książę 
Karpatian. Właśnie on utrzymywał naszą rasę przy życiu i nadziei przez wiele wieków. Są jak 
bracia, na swój dziwny sposób. Tak potężni, że nikt nie ośmielił się rzucić któremuś wyzwania w 
obawie przed zemstą drugiego. 
Desari skinęła głową.
­ Jak nasza rodzina.
Julian zamyślił się przez chwilę. 
­ W pewnym sensie kilku Karpatian żyje w odosobnieniu mając swoje rodziny.
­ A co z twoją? ­ zapytała niewinnie.
Widziała jak się skrzywił i odwrócił od niej złote spojrzenie. 
­ Mówiłem ci, mam bliźniaka. Nazywa się Aidan. Mieszka w San Francisco. Nie 
rozmawiałem z nim od wielu lat, odkąd spotkał swoją partnerkę. 
Uniosła brwi. Ponownie coś mrocznego wirowało tuż pod powierzchnią. Wyczuła w 
Julianie ogromny ból i nie chciała zagłębiać się w jego myśli w tym wrażliwym rejonie. Uważnie 
dobierała słowa. 
­ Jakie ostre słowa was poróżniły? 
­ Łączy nas krew, Desari. Tak jak twój brat może śledzić ciebie, tak i my wzajemnie też 
potrafimy. ­ Julian westchnął i przesunął dłonią po włosach. ­ Większość mężczyzn odmawia 
dzielenia się  krwią z innymi z prostej przyczyny. Każdy z nas wie, że bez partnerki, będzie musiał 
wybierać pomiędzy śmiercią a utratą duszy i przemianą w wampira. O wiele łatwiej jest śledzić 
kogoś, z kim dzieliło się krwią, szczególnie dla myśliwego. 
Desari wzięła głęboki wdech. Julian miał jakiś straszny sekret, którego nie chciał jej 
wyjawić. 
­ Czy dzieliłeś się z kimś krwią? ­ zapytała
Julian uśmiechnął się do niej, błyskając białymi zębami.
­  Odpowiedzi musisz poszukać w moich myślach, cara mia. 
Kusił ją, uwodził by wejrzała w jego umysł i poznała go w najintymniejszy sposób. Za 
każdym razem więź była coraz silniejsza. Czuła to, jego umysł za każdym razem był jej coraz 
bardziej znany. Jej umysł pragnął dotknąć jego, to rosło w niej tak samo jak chęć dzielenia ciała. 
Niczym tlący się niedopałek z którego zaczynał rozprzestrzeniać się żar, ciemne ciepło, któremu 
wiedziała, że nie będzie się w stanie oprzeć. Ale gdzieś w jego umyśle schowany głęboko był cień, 
zbyt bolesny, by się nim dzielić. 
Desari spojrzała za niego na ciemny las. Wolność była tak blisko. Julian stał obok nie 
dotykając jej nawet w myślach. Wysoki. Muskularny. Grzesznie piękny. Z bólem schowanym 
gdzieś na dnie mógł się jedynie zastanawiać, czy ona kiedyś go znajdzie i będzie w stanie usunąć. 
Spojrzał na nią złotymi oczami pełnymi głodu i pragnienia, przyciągał ją. Jej serce podskoczyło i 
wiedziała, że jest zgubiona. 
­ Dzieliłem krew nie więcej niż jeden raz, maleńka, głównie dlatego, że jestem znanym 
łowcą, więc moja pomoc zwykle była odrzucana. Gdyby ktoś taki się przemienił z łatwością bym 
go wytropił i zniszczył. ­ Kiedy wypowiedział głośno te słowa przypomniał sobie, dlaczego tylko 
kilku mężczyzn mający partnerki polowało na nieumarłych. Chroniąc je mogli wahać się czy 
włączyć się w zaciekłą bitwę, która mogła ich zniszczyć a partnerce sprawić niesamowity ból i w 
końcu śmierć. 
Idealny łowca był długowieczny, bezwzględny, silny, posiadał wiedzę i umiejętności. Tacy 
mieli niewielkie szanse na znalezienie partnerek, więc nie obawiali się utraty życia. Jeśli łowca 
posiadający partnerkę zostałby zabity, ona najprawdopodobniej wyszłaby na powitanie świtu. Ich 
rasa mogłaby nie przetrwać z powodu utraty kobiet. Julian słyszał tylko o jednym przypadku, kiedy 
partner przeżył po utracie drugiej połowy. Kobieta zmarła a mężczyzna stał się wampirem siejącym 
spustoszenie w Karpatach, uderzającym w każdego, kogo podejrzewał, że jest odpowiedzialny za 
jej śmierć. Posunął się tak daleko, że zabił własnego syna i planował zamordować córkę swojej 
partnerki. 
Desari delikatnie położyła rękę na jego ramieniu, sięgając w głąb jego umysłu, by odnaleźć 
powód, który kazał mu dorastać w samotności. Widziała w jego pamięci powoli zbliżającego się 
przystojnego mężczyznę. Miał nawiedzone, czarne oczy, które widziały zbyt wiele. Należały do 
człowieka, który był torturowany poza granice wytrzymałości. Brutalnie poraniony, ociekający 
drogocenną krwią uważnie przyglądał się niebezpiecznym wzrokiem zbliżającemu się Julianowi. 
Patrzyła jak Julian mówił cicho, przysuwając rękę do mężczyzny, by ten mógł pić starożytną krew 
płynącą w jego żyłach.  Jacques. Brat Michaiła. Partner kobiety, której ojciec zamordował jej  
brata, zdradził swoich ludzi, torturował jej męża a ją samą próbował zabić.  Wyłapała to zanim 
Julian wyrzucił wspomnienia  ze swego umysłu i chwycił ją palcami pod brodę. 
Jej ciemne oczy natychmiast zostały złowione przez złote spojrzenie. 
­ Będziemy nad tym pracować, Desari. ­ Obiecał cicho. ­ Chodź ze mną. Musisz się pożywić 
zanim wyruszymy tej nocy z innymi. A ja pragnę twojego ciała, jego dotyku, chcę poczuć, że jesteś 
naprawdę moja i nie wyśniłem cię w desperacji. 
Natężenie jego pragnień było tak ogromne, że w jej umyśle nie było już miejsca na nic 
innego. Ciepło tańczyło i wirowało na jej skórze a między nimi przeskakiwały białe błyskawice. 
Julian gładził ją dłonią po karku, przyciągając i tuląc do siebie gdy schodzili z kempingu w stronę 
lasu. Z każdym krokiem zbliżali się do siebie i ocierali coraz mocniej. 
Desari również czuła tę palącą potrzebę, ale również wewnątrzny spokój i poczucie 
kompletności. Kochała sposób w jaki się poruszał, z gracją drapieżnego kota. Uczucie jego dotyku, 
taki silne i pewne, dzięki czemu czuła się delikatna i kobieca chociaż była równie potężna jak on. 
Ciągle muskał palcami jej kark w miarę jak oddalali się od pozostałych. Czuła jak pociera pasma jej 
włosów między palcami jakby nie mógł nacieszyć się ich dotykiem. Niby przypadkiem jego dłoń 
przesunęła się na jej szyję i obojczyk. Gładził skórę delikatnie, jakby w roztargnieniu, ale każda 
pieszczota wysyłała płynny ogień pulsujący w jej ciele. 
Jak kiedyś mogła być bez niego szczęśliwa? Wcześniej jej ciało nigdy nie odczuwało 
takiego głodu i pożądania jak teraz. Kochała swoje życie, śpiew, a teraz ciągle myślała tylko o nim, 
o jego dziwnym, samotnym życiu, bólu i straszliwej pustce, którą tylko ona mogła wypełnić. I on 
zdawał się wypełniać jej życie jak nikt inny. Została zmieniona na zawsze, tak jak się obawiała, ale 
teraz, kiedy szedł tak cicho obok niej, nie odczuwała strachu. 
Nawet jak szli razem w idealnej harmonii, wdychając świeże, górskie powietrze, słuchając 
odgłosów lasu, skrzypienia kołysanych gałęzi i szemrającego nieopodal strumienia, Julian mógł 
myśleć tylko o jednym. Zanim zamknął umysł pochylił się i odnalazł ustami wargi Desari. Chciał 
już zawsze czuć jej smak. Chciał być z nią delikatnie, pieszczota, nic więcej, ale gdy poczuł 
miękkość jej idealnych ust zalała go paląca lawa, gorąca i płynna. Mięśnie skręciły mu się z bólu. 
Ramiona wysunęły się by zamknąć ją w uścisku. Przyciągnął jej miękkie ciało do swojego 
pozwalając poczuć rozsadzającą go potrzebę. Jego ciało było twarde i domagało się uwolnienia 
kiedy miażdżył jej usta pocałunkiem tak, jakby była jego powietrzem. 
­ Jesteś moim powietrzem – wyszeptał prosto w jej miękkie usta. ­ Jesteś jedynym 
powodem, dla którego wciąż żyję, Desari. Chciałem przywitać świt po tym, jak wypełnię ostatnie 
zadanie, czyli ostrzegę was przed niebezpieczeństwem. ­ Jego język badał aksamitne i gorące 
wnętrze jej ust a następnie delikatną skórę szyi. Podsycając ogień płonący między nimi przeniósł 
ich w głąb ciemnego lasu. Wsunął dłonie pod jej bluzkę by oprzeć je na wąskiej klatce piersiowej, 
obejmując tak dużo miękkiej skóry, jak tylko się dało. Przymknął oczy delektując się tym 
uczuciem, jedwabistą gładkością pod palcami. 
Desari otoczyła jego kark jedną ręką odgarniając złote kosmyki włosów opadające mu na 
twarz zanim zaczęła powoli rozpinać perłowe guziki bluzki. Kiedy skończyła i materiał rozsunął się 
na dwie strony przyciągnęła jego głowę do nagiej skóry. Tylko cienka warstwa koronki okrywała 
jej pełne, nabrzmiałe piersi. Sutki były twarde i wypychały materiał a jej pożądanie było tak 
ogromne, jak jego.  
Szeptał po włosku coś miękko erotycznego, ale głos tłumiły pocałunki, które składał od szyi 
aż po rowek między piersiami. Usłyszała własne westchnienie gdy wygięła się w łuk na spotkanie 
jego ust. Przez koronkę odnalazł językiem sutki, gorącą i wilgotną pieszczotą, na którą jej ciało 
odpowiadało żarem pomiędzy nogami. 
­ Potrzebuję cię, Desari. Bez ciebie jestem pusty. Ten rodzaj pustki pożera cię, pochłania, 
dopóki twoja dusza nie stanie się mroczna i zła, a jedyne co się liczy to głód. I nic jej nie wypełni. 
Nic. Znosisz ją rok po roku aż w końcu życie staje się przekleństwem nie do zniesienia. A to 
wszystko w mroku, bestia w tobie podstępnie szepcze obietnice potężnej siły jeśli zabijesz, jeśli 
porzucisz wiarę w Boga i wszystko co słuszne, dobre i prawdziwe. Rośnie w tobie potwór, tak 
mroczny i głodny życia, że strawi wszystko czym kiedyś byłeś. To jest przekleństwo karpatiańskich 
mężczyzn, Desari. 
Ramiona Juliana otaczały ją tak ściśle, że groziło jej połamanie kości, ale Desari tylko 
przyciągnęła go mocniej do siebie słuchając niepokoju w jego głosie. Przytuliła jego głowę do 
swojej, opiekuńczo, kobieco, była jego ostoją i ratunkiem. 
­ Straciliśmy tak wiele. Poluję na przyjaciół z dzieciństwa, bojąc się zbliżyć do kogoś, by 
nie zostać potem wezwany do zakończenia jego życia. ­ Jego dłonie błądziły po jej skórze na 
żebrach. Były gorące kiedy szukał talii. Julian uniosł głowę, by powoli i pożądliwie przesuwać 
oczami po jej ciele. Złote spojrzenie rozpaliło w Desari ogień. Uwielbiała czuć na sobie ciężar jego 
wzroku, głód palił wtedy tak intensywnie. 
Patrzyła jak powoli podniósł rękę i gapiła się na idelane paznokcie z których jeden na chwilę 
zmienił się w długi ostry, pazur. Bardzo powoli włożył go pomiędzy jej piersi ledwie dotykając 
koronki otaczającej jej ciało. Jedno pociągnięcie w dół i materiał opadł uwalniając pełne półkule. 
Desari wstrzymała oddech bojąc się poruszyć czy wymówić jakieś słowo mogące popsuć tę 
chwilę. Nie chciała by pożądanie kiedykolwiek opuściło jego twarz. Przesuwał  dłonie w górę po 
skórze, by po chwili ująć ciężar jej piersi. Gorącym wzrokiem przyglądał się jej twarzy studiując 
każdy szczegół i uczucie w ciemnych oczach. 
­ Nigdy nie zasłużę na ciebie, Desari, nie ważne jak długo żyjemy ani jak bardzo będę się 
starał. Nie zasługuję na kobietę taką, jak ty – wyszeptał te słowa wyraźnie zaznaczając każde z 
nich. 
Uśmiechnęła się przechylając głowę na bok. 
­ Być może nie, Julianie – zgodziła się. ­ Ale ja też nie jestem takim aniołem za jakiego 
mnie uważasz. Zapytaj mojego brata w jakie klopoty się pakujesz. Obiecuję, że ci pokażę. 
Jej głos, miękki i szczery jak błyskawica prosto z nieba prześlizgnął się po jego ciele niczym 
muśnięcie palców, drażniące, obiecujące niesamowite fantazje, do których były zdolne. Chciała 
zakończyć jego cierpienie, odsunąć wieki pustki bez nadziei, straszliwy ciężar śmierci, które 
sprowadzał na przyjaciół, zmuszany do polowania na nich i odbierania im życia, by chronić ludzi i 
nieśmiertelnych. Chciała się bawić i drażnić, być tak złośliwa jak to tylko się dało, by nauczyć go 
jej rozumienia słowa „kłopoty”. 
Dobiegły ich głosy. Pozostali byli wciąż zbyt blisko nich. Kemping był wprawdzie daleko, 
ale Karpatianie mieli wyjątkowo dory słuch. Julian słyszał jak zwijają obóz i uruchamiają pojazd. 
Wziął głęboki oddech i zmusił się do uspokojenia burzy szalejącej wewnątrz niego. Nie chciał 
narażać innych mężczyzn, będących tak blisko przemiany, na słuchanie odgłosów ich kochania się. 
Czule ujął w dłonie kremowe piersi Desari. Kciukami pieścił sutki aż stały się twarde.
­ Jesteś taka piękna, Desari, twoja skóra jest miękka i ciepła.  ­ Pochylił głowę śledząc 
językiem rowek pomiędzy piersiami, słuchając równego bicia jej serca. ­ Pragnę cię tak bardzo, że 
jeśli nie wezmę cię tu i teraz to oszaleję. 
Oparła swoją głowę o jego, pocierajac brodą gęste, złote włosy.
­ Ale?
Julian westchnął.
­ Ale będe musiał zadowolić się patrzeniem na ciebie. ­ Uwolnił ją niechętnie i odsunął się. ­ 
Myślę, że jeszcze trochę mogę poczekać. ­ Jego złote oczy błyszczały niebezpiecznie. ­ Jeśli zrobisz 
coś, by odwrócić moją uwagę. 
Desari pochyliła głowę i przerzuciła włosy przez ramię, częściowo urywając nagą skórę 
przed jego wzrokiem. Delikatny, kobiecy uśmiech wykrzywił jej miękkie usta. Ten widok wyrwał 
warkot z jego piersi.
­ Rozpraszam cię? ­ Jej głos był pełen obietnicy. ­ Myślę o wielu ciekawych rzeczach, które 
moglibyśmy robić, by odwrócić twoją uwagę od mojej rodziny. ­ Jej uśmiech był erotyczny, 
kuszący, obiecujący. 
­ Nie pomagasz mi. ­ Skarcił ją a jego ciało ogarnął przenikliwy ból. 
Desari powoli połączyła swój umysł z jego. Zobaczyła jak bardzo jej pragnie, obrazy ich 
ciał połączonych ze sobą. Czuła pożar w jego żyłach i ciężar pomiędzy nogami. Potwór domagał się 
uwolnienia, nakłaniał do wzięcia swojej partnerki z pożądaniem i pasją i zaprzestania zwracania 
uwagi na obcych. 
To była granica jej własnego pożądania, nie brała już pod uwagę innych, tego, co mogą 
usłyszeć lub czuć. Wiatr z łatwością mógł doprowadzić ich tutaj. 
­ Zasługujesz na mnie o wiele bardziej, niż przypuszczasz – wyszeptała cicho dumna z jego 
postawy i gotowa w każdej chwili rzucić się w jego ramiona. 
Spalał ją pożar pożądania i głodu. Chciała jego ciała napierającego na jej, wypełniającego 
ją, pożądała krwi płynącej w jej żyłach. Potrzebowała bliskości, która oddaliłaby strach przed 
rozdzieleniem. 
Julian potrząsnął głową otaczając jej kark ramieniem. 
­ Nie patrz na mnie w ten sposób, piccola, bo stanę w płomieniach. 
Desari wplotła palce w jego złote włosy.
­ Dziękuję, że pamiętałeś o mojej rodzinie, kiedy ja nie mogłam. ­ Jej głos był uwodzącym 
szeptem ślizgającym się po jego skórze. Sam dźwięk sprawiał, że zaciskał się każdy mięsień w jego 
ciele. 
Julian zrobił jeszcze jeden wysiłek by odetchnąć. Powietrze. Było dookoła niego a on nie 
mógł wciągnąć go w płuca. Ujął jej dłoń i podniósł do ciepłych ust. 
­ Musimy znaleźć bezpieczny temat, cara mia, inaczej w ciąglu kilku najbiższych minut 
przestanę nad sobą panować. 
Miękki śmiech Desari był jak muzyka na wietrze. Usiadła na zwalonym pniu drzewa 
leżącego na zielonym poszyciu. Wiatr szarpał jej długie włosy, które układały się wokół niej jak 
welon, na moment odkrywając nagą skórę by po chwili znów ją ukryć. 
­ Bezpieczny temat. ­ Zadumała się głośno. ­ Co by to mogło być? 
Na jej widok powietrze uciekło mu z płuc. Pasowała do otoczenia. Dzika. Seksowna. 
Prowokująca. 
­ Mogłabyś spróbować zapiąć bluzkę. ­ Sam słyszał w swoim zachrypniętym głosie 
desperację.
Nawet nie zamierzała próbować więc jej piersi sterczały ku niemu stwarzając pokusę, której 
wiedział, że nie będzie w stanie długo się opierać. Zaczęła odpinać guziki spodni odsłaniając wąską 
talię i biodra. Uśmiechała się do niego manipulując palcami przy ostatnim z zapięć.
Przesunął po niej rozpalonym wzrokiem i uciekł szybko. 
­ Nie pomagasz mi, Desari. ­ Jego głos był ochrypły z pożądania. Jeszcze trochę i naprawdę 
pochłoną go płomienie. 
Koniuszkiem języka zwilżyła pełne wargi. 
­ Coś, co będzie trzymało nasze myśli z dala od pozostałych. ­ Delikatnie dotknęła jego 
piersi zaledwie troszkę mocniej niż muśnięcie pędzla, ale poczuła, jak drgnął. ­ Tak myślę, Julianie 
– powiedziała cicho i niewinnie patrząc na niego ogromnymi ciemnym oczami. Wsunęła dłonie 
pomiędzy guzikami jego koszuli dotykając twardych mięśni. 
Julian zacisnął zęby.
­ Zabijasz mnie, Desari. To więcej niż moje serce może znieść. 
­ Tylko cię dotykam – podkreśliła skromnie. Jej paznokcie przesuwały się po jego klatce 
piersiowej, czule śledząc silnie zarysowane mięśnie. ­ Podoba mi się jak to odczuwasz. ­ Przysunęła 
się jeszcze bliżej tak, że włosami dotykała jego wrażliwej skóry na co dziwny dźwięk opuścił jego 
gardło. ­ Podoba mi się też jak pachniesz. To źle?
Złapał jej dłonie i przycisnął mocno do ciała. 
­ Pakujesz się w kłopoty.
­ Wydaje mi się, że będzie ci o wiele wygodniej jeśli rozepnę ci spodnie. Wyglądają na 
całkiem ciasne. ­ Desari wysunęła dłonie spod jego rąk grzesznie śledząc ścieżkę ze złotych włosów 
na płaskim brzuchu. Zanim zdążył ją powstrzymać udało jej się rozpiąć mu spodnie. 
­ Droczysz się ze mną, Desari – powiedział oskarżająco i jęknął gdy jego ciało uwolniło się 
spod opiętego materiału. 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin