837. Michaels Leigh - Kobiece sekrety 09 - Lekcja uczuć.doc

(247 KB) Pobierz

Leigh Michaels

Lekcja uczuć

 

Tytuł oryginału: The Husband Sweepstake

Pierwsze wydanie: Harlequin Romance, 2004


Rozdział pierwszy

Erika wykonała w ciągu ostatnich dziesięciu dni pracę, która normalnie zajęłaby jej co najmniej trzy tygodnie. Nawet spokojny sen we własnym łóżku nie zdołał w pełni przywrócić jej sił i złagodzić skutków zmiany czasu.

Jednakże nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Nie dzisiaj. Dzień miała wypełniony spotkaniami i sprawami czekającymi na natychmiastowe załatwienie. Czuła się tak, jakby wróciła do domu po ponad miesięcznej nieobecności. Nawet hol jej budynku wyglądał nieco inaczej niż w dniu wyjazdu. Promienie słońca wpadały przez szybę przy głównym wejściu i kładły się tęczowymi smugami na świeżo wyczyszczonym dywanie.

Jednak pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają, pomyślała Erika, idąc do małego biura, znajdującego się tuż obok windy.

Wewnątrz zastała Stephena. Był odwrócony tyłem do drzwi i pochylał się nad notatnikiem. Pomyślała, że poznanie go było największą zaletą mieszkania w tym nowo otwartym apartamentowcu. Tabliczka na drzwiach głosiła, że Stephen jest administratorem budynku, odpowiedzialnym za wynajem, depozyty, naprawy oraz reklamacje składane przez lokatorów. Ale w rzeczywistości pracę, jaką wykonywał przez ostatnie osiem miesięcy, odkąd budynek został oddany do użytku, można by raczej porównać do obowiązków portiera w pięciogwiazdkowym hotelu.

Potrzebujesz biletów do filharmonii? Porozmawiaj ze Stephenem, on wszędzie ma kontakty. Nie masz czasu regularnie wyprowadzać psa? Porozmawiaj ze Stephenem, on na pewno zna kogoś, kto chętnie się tym zajmie. Czekasz na ludzi z firmy przeprowadzkowej? Zdaj się na Stephena, bo on nie tylko wpuści tragarzy do budynku, ale także dopilnuje, by ustawiono meble zgodnie z twoimi wskazówkami.

Tak, to była zdecydowanie największa korzyść z mieszkania tutaj, pomyślała Erika po raz kolejny.

- Stephen, kochanie…

Wyprostował się i spojrzał na nią. Dopiero gdy mężczyzna się poruszył, Erika zrozumiała swój błąd. Ruchy Stephena były zdecydowane, natomiast nieznajomy poruszał się wolno i miękko, jak pantera na łowach. Był także nieco wyższy, a włosy miał o ton ciemniejsze.

Stał teraz naprzeciwko niej, mogła lepiej mu się przyjrzeć. Zorientowała się, że w ogóle nie przypominał Stephena. Jego włosy nie tylko były nieco ciemniejsze, ale niemal czarne, bardziej gęste, kręcone i rozwichrzone. Jego oczy nie były brązowe, ale błękitne, jak woda w zatoce w ciepły letni dzień. Spojrzenie miał głębokie i intrygujące.

Może nie był zbyt przystojny, ale z pewnością mógł się podobać. Był lekko opalony, choć nie tak mocno jak Stephen.

Ubrany był w taki sam ciemny uniform jak Stephena, ale było widać, że nie czuje się w tym stroju zbyt dobrze.

- Nie jestem Stephenem… - powiedział.

Jakbym sama nie zauważyła, pomyślała sarkastycznie.

- …kochanie - dodał.

Erika miała ochotę zrugać go za bezczelność, ale uznała, że na dłuższą metę lepiej nie zadzierać z człowiekiem, który mógł załatwić wiele pożytecznych spraw.

- Zauważyłam - odparła. - A gdzie jest Stephen?

- Mogę go wezwać, jeśli pani sobie życzy, panno Forrester.

Nie zapytała, skąd zna jej nazwisko. Nie musiała.

- Nie chcę mu przeszkadzać. A pan kim właściwie jest? - zapytała.

- Jestem nowym asystentem Stephena.

- Zorientowałam się po uniformie. - Wskazała na krawat. - Zdecydowanie potrzebny mu pomocnik. Powinnam raczej powiedzieć, że mieszkańcy potrzebują dwóch Stephenów.

Mężczyzna spojrzał na swój strój i skrzywił się lekko.

- Jak pan się nazywa? - Ponieważ nie odpowiedział, Erika kontynuowała: - Lubię wiedzieć, z kim rozmawiam. Zwłaszcza że będziesz zastępować Stephena.

- Mam na imię Amos… - zawiesił głos.

Erika odniosła wrażenie, że wcale nie zamierzał podać nazwiska. Prawdopodobnie chciał dodać „kochanie”, ale szczęśliwie zdołał się pohamować.

- Powiem mu, że pani go szukała - powiedział i odwrócił się w kierunku leżącego na stole notes

Co on sobie, u licha, wyobraża? - pomyślała.

- Cóż, pozwól, że wprowadzę cię w obowiązujące tutaj zasady. Dzisiaj jest dzień sprzątania, więc…

- Chodzi o ekipę sprzątającą budynek czy o pralnię? - przerwał jej. - Już zostałem szczegółowo poinstruowany. Ponieważ dzisiaj jest wtorek, ekipa porządkowa zaraz zamelduje się w pani mieszkaniu. Jak wiem, wczoraj wróciła pani z podróży, także dzisiaj ktoś zabierze pani rzeczy do pralni. Stephen zostawił mi szczegółowe informacje. On zawsze o wszystkim pamięta.

Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. Czuła rosnącą irytację i chęć ciśnięcia czymś w tego bezczelnego typka.

- Jeśli pragniesz dobrze wypełniać swoje obowiązki - zmusiła się do wygłoszenia tej uwagi grzecznie - powinieneś wziąć u Stephena kilka lekcji.

Uniósł brwi.

- Ależ panno Forrester, chciałem po prostu oszczędzić pani czas. Po co miałaby pani powtarzać instrukcje, które przekazał mi już Stephen? - Wyglądał jak niewiniątko, a w jego głosie pobrzmiewała troska.

Erika nie dała się jednak zwieść.

- Domyślam się, że wolałaby pani, aby to Stephen zajmował się pani sprawami, bo bardzo pani ceni jego doświadczenie i uważa za osobę godną zaufania. Gdybym jednak mógł być w czymś pomocny, wystarczy mnie poprosić.

- Zrobię co w mojej mocy, aby coś takiego wymyślić - mruknęła i poprawiła na ramieniu skórzaną czarną torebkę. - Nie chcę, żebyś czuł się jak piąte koło u wozu, o co przy Stephenie nietrudno.

Dziarski spacer w stronę budynku firmy Ladylove na środkowym Manhattanie odświeżył Erikę i kiedy dotarła do celu, niemal wyrzuciła z pamięci „kochanego Amosa”. Wjechała windą na ostatnie piętro. Jej osobista asystentka czekała już na nią z parującym cappuccino.

- Jak ty to robisz, Kelly, że zawsze masz gotową kawę, kiedy wchodzę do biura? - spytała Erika.

Mały rudzielec wyszczerzył zęby w uśmiechu. W jej oczach błysnęły figlarne ogniki.

- Firmowa sieć szpiegowska działa bez zarzutu - odparła, biorąc od Eriki płaszcz. - Przypominam, że masz dziś spotkanie z krawcową. Przyniesie kilka sukienek, żebyś mogła wybrać jedną na sobotni bankiet.

- Spróbuj ją złapać, zanim wyjdzie ze sklepu, dobrze? Potrzebuję jeszcze białej, jedwabnej bluzki, bo swoją poplamiłam winem w Rzymie - poprosiła Erika, po czym zmarszczyła brwi. - Hej, jaki bankiet? Nie mam nic takiego w moim kalendarzu.

- Zaproszenie przyszło, kiedy byłaś w podróży. Ale już od zeszłego piątku „Sentinel” rozgłasza, że będziesz obecna, więc sama rozumiesz…

- Czasami - mruknęła pod nosem Erika - chciałabym zrobić na złość brukowcom.

Kelly wzruszyła ramionami.

- W ten sposób tylko wyświadczyłabyś im przysługę. Pisaliby wtedy o tobie każdego dnia, a nie, tak jak teraz, dwa trzy razy w tygodniu. Poza tym bankiet jest organizowany w słusznej sprawie.

- Jak każdy, czyż nie, Kelly? - Erika uśmiechnęła się i usiadła przy biurku. - Czy „Sentinel” napisał również, gdzie jadę na wakacje? Jeszcze nic nie zaplanowałam, ale dziennikarze na pewno mają dużo do powiedzenia na ten temat. - Upiła łyk cappuccino i zaczęła przeglądać pocztę.

- Czy to nie za wczesna pora na takie sarkastyczne uwagi? Wiem, co myślisz o „Sentinelu”, ale powinnaś przeczytać dzisiejsze wydanie.

Kelly wyszła, zamykając za sobą drzwi, Erika usiadła głęboko w fotelu i sięgnęła po zmiętą gazetę leżącą na biurku. Przynajmniej dowie się, jakiej to szczytnej idei ma służyć sobotni bankiet. A dodatkowo przeczyta, co tym razem wysmarował na jej temat najbardziej szmatławy, plotkarski brukowiec. A może opublikowano jakieś zdjęcie, na którym wyszła jeszcze gorzej niż ostatnio?

Przeglądając pobieżnie gazetę, nie dostrzegła jednak nigdzie swojego zdjęcia. Zaskoczona zaczęła przeglądać ją od początku.

Znalazła to, o czym mówiła Kelly. Artykuł nie był o niej. W każdym razie nie dotyczył jej bezpośrednio. Oznajmiał o zaręczynach pewnej pary. Na zdjęciu widać było młodziutko wyglądającą kobietę z dołeczkami w policzkach i mężczyznę, którego Erika ledwie mogła rozpoznać. W ostatnim akapicie artykułu znalazła informację, że przyszły pan młody był już wcześniej zaręczony…

Odstawiła cappuccino i przeczytała tekst raz jeszcze, powoli i uważnie.

Denby Miles był wcześniej zaręczony z Eriką Forrester. Była ona w owym czasie czołową modelką koncernu kosmetycznego Ladylove Cosmetics, a obecnie jest jego prezesem. Zaręczyny zostały zerwane wkrótce po tym, jak ojciec Eriki, Stanford Forrester III, kupił od pana Milesa prawo do sprzedaży nowych perfum, które natychmiast dodał do gamy swoich produktów. Nadał krążą pogłoski o szczegółach rozpadu tego związku.

„To, co ona mu zrobiła, śmierdzi bardziej niż jego perfumy - powiedziała naszej gazecie anonimowa czytelniczka. - Zwodziła go tylko po to, żeby uzyskać tę chemiczną formułę, a potem go rzuciła. Cieszę się, że ten biedny chłopak wreszcie znalazł ukojenie i wyleczy złamane serce”.

Erika zmięła gazetę i cisnęła ją tak daleko, jak potrafiła. Papier odbił się od drzwi gabinetu i upadł na dywan. Drzwi uchyliły się i ukazała się w nich Kelly.

- Czy to znaczy, że tego artykułu mam nie wkładać do segregatora z wycinkami prasowymi? - Podniosła gazetę z podłogi i rozprostowała kartki. - Kiedy czytałam artykuł, pomyślałam, że wzmianka o śmierdzących perfumach Denbyego była naprawdę poniżej pasa. To bardzo krzywdząca opinia.

Erika próbowała powstrzymać uśmieszek.

- Cóż, nic dziwnego, że autorka tych słów wolała pozostać anonimowa. To była zapewne matka Denbyego. Kelly, powiedz mi szczerze, co ja takiego zrobiłam, że zalazłam za skórę tym dziennikarzom z brukowców?

- Naprawdę nie wiesz? - Kelly oparła się o poręcz fotela. - Pomyśl, Eriko. Twoja historia to gotowy scenariusz na operę mydlaną. Śliczna i zapewne głupiutka blondynka najpierw pracuje jako modelka, a potem przejmuje biznes ojca i doprowadza firmę do jeszcze większego rozkwitu. Właśnie dlatego zalazłaś im za skórę. Nie pasujesz do wizerunku, jaki sobie wymarzyli, a to działa im na nerwy.

- Nie sądzisz, że mogliby już sobie odpuścić? Minęły dwa lata, odkąd zerwałam te zaręczyny i odkąd zmarł mój ojciec.

- I za każdym razem, kiedy pojawia się nowa reklama Ladylove, twoje zdjęcia przypominają im, jak bardzo mylili się co do ciebie. Ciesz się z tego, Eriko. To jest miara twojego sukcesu.

- Staram się o tym pamiętać. - Uniosła pióro. - A przy okazji… jeśli chodzi o sobotni bankiet… czy ty lub „Sentinel” zdecydowaliście już, z kim powinnam pójść?

- Nie wspomnieli o tym. - Kelly starała się zachować kamienną twarz. - Ciesz się, że w tej sprawie pozostawiono ci wolną rękę.

 

 

 

W czasie kiedy Erika płaciła za taksówkę przed wejściem do swego apartamentowca, Stephen wybiegł, aby ją powitać.

- Oto osoba, którą pragnęłam zobaczyć - powiedziała, wręczając mu torbę, w której przywiozła sukienkę.

- Witamy w domu, panno Forrester - powiedział, zapraszając ją gestem, aby weszła do holu. - Żałuję, że nie mogłem powitać pani wczoraj wieczorem, kiedy pani wróciła z podróży. W moim biurze czeka na panią świeżo zaparzona kawa, jeśli miałaby pani ochotę na filiżankę.

- Jesteś kochany, Stephen. - Usiadła w wyjątkowo wygodnym, pokrytym pluszem fotelu dla gości w biurze Stephena i postawiła stopy na małym podnóżku, pasującym idealnie do wystroju wnętrza. Patrzyła, jak portier wiesza jej torbę z suknią obok identycznej torby, znajdującej się na wieszaku przy drzwiach. - A co stało się z twoim asystentem? Wysłałeś go na noc do domu czy już zrezygnował z pracy?

- Dlaczego miałby zrezygnować? - zapytał zmieszany.

Wzruszyła ramionami.

- Dziś rano odniosłam wrażenie, że jest już nieco zmęczony wymaganiami lokatorów, więc byłabym zaskoczona, gdyby zagrzał tu miejsce dłużej.

- Amos zaraz przyjdzie. On wyznaje po prostu nieco inną filozofię niż ja. To wszystko.

Powinieneś dostać tytuł najbardziej wyrozumiałego człowieka roku, pomyślała.

- Co mogę dla pani zrobić, panno Forrester?

- Potrzebuję rady - szepnęła. - Poszperaj w swoim czarnym notesie z kontaktami i powiedz mi, który z twoich przyjaciół mógłby i chciałby pójść ze mną w sobotę na bankiet.

- Obawiam się, że nie znam nikogo odpowiedniego.

- Umiem się odwdzięczyć.

- Czyżby tak piękna kobieta potrzebowała kogoś do towarzystwa? - usłyszała głos dobiegający zza pleców. Była tak zaskoczona, że niemal upuściła filiżankę z kawą. Odwróciła się i w drzwiach zobaczyła szeroko uśmiechniętego Amosa.

- Amos, nie możesz zwracać się do lokatorów w taki… - zaczął Stephen karcąco.

- Już jestem po pracy. - Amos oparł się swobodnie o biurko.

Istotnie, z daleka widać, że już nie jest na służbie, pomyślała Erika. Czarny uniform i krawat zastąpił dżinsami i cienkim swetrem. Rękawy miał podciągnięte powyżej łokci. Jego ramiona wydawały się jeszcze szersze, a niebieskie oczy bardziej błyszczące.

- Próbuję - zaczął z lekkim znużeniem Stephen - uświadomić ci, że na tej posadzie pracuje się dwadzieścia cztery godziny na dobę.

- Mów za siebie, Stephen. Nic dziwnego, że jesteś wiecznie zmęczony. Chcę się jedynie dowiedzieć, dlaczego panna Forrester potrzebuje pomocy w organizacji randki. Nie wspominam już o tym, że zżera mnie ciekawość, w jaki sposób zamierza się odwdzięczyć za taką specjalną przysługę…

Było zdecydowanie za późno, by próbować obrócić całą sytuację w żart. Z drugiej strony niby dlaczego miałaby się przejmować opinią Amosa na temat jej kontaktów z mężczyznami? Spojrzała na niego.

- Nie wiem, dlaczego jesteś złośliwy, ale jeśli to ze mną masz jakiś problem, obiecuję więcej cię nie niepokoić. Prawdę mówiąc, takie rozwiązanie jest mi bardzo na rękę. A teraz, Amos, skarbie, zostaw nas samych, chciałabym skończyć moją prywatną rozmowę z Stephenem.

- Jeśli jeszcze kiedyś zapragniesz poufnej rozmowy, po prostu zamknij drzwi. Słychać cię prawie w całym domu. Nie możesz mieć do mnie pretensji, że akurat przechodziłem.

Stephen odchrząknął znacząco i spróbował zapanować nad sytuacją.

- Wróćmy do początku. Co to za bankiet i kto na nim będzie? Jeśli mam coś zaradzić, potrzebuję podstawowych informacji.

- Sprawa dotyczy walki z analfabetyzmem wśród dorosłych. Dobrze byłoby zatem, żeby twój przyjaciel obracał się w towarzystwie autorów, wydawców, agentów…

Stephen uśmiechnął się.

- Masz kogoś? - spytała z nadzieją w głosie Erika. - Stephen, jesteś aniołem.

- Wygląda na to, że twój problem został rozwiązany. - Amos podszedł do biurka.

- Wymagania w sam raz pasują do Amosa - wyjaśnił Stephen.

Erika spojrzała na niego badawczo.

- To chyba nie najlepszy czas na żarty.

- Mówię poważnie. Amos pisze książkę. Dlatego tu jest.

Przeniosła wzrok na Amosa. Odniosła wrażenie, że dostrzegła błysk irytacji w jego oczach.

- Chyba nie całkiem zrozumiałam… - zaczęła zaskoczona.

- Jest wiele zalet tej pracy. - Z wyjaśnieniem pospieszył sam zainteresowany. - Główna to taka, że mam dużo wolnego czasu.

- Rzeczywiście. Ale kiedy już wszystkich przekonasz, że lepiej nie zawracać ci głowy, to wyjdziesz na tym jeszcze lepiej - powiedziała, po czym odwróciła się do Stephena. - Nie, nie mogę odrywać artysty od pracy. Strach pomyśleć, co by było, gdyby nasz przyjaciel przez głupie przyjęcie stracił jakąś literacką nagrodę. - Wstała z krzesła. - Zresztą zapewne sam artysta zgodzi się ze mną.

- No, to akurat zależy od wyrazów wdzięczności, o których wspominałaś - mruknął Amos.

Zapomnij o tym, skarbie, odpowiedziała mu w myślach. Spojrzała na wieszak i spytała Stephena, który z dwóch niemal identycznych pokrowców na ubrania należy do niej.

- Pozwól, że zgadnę - zaczął Amos. - Jak przypuszczam, kupiłaś białą jedwabną bluzkę?

Zaskoczona przytaknęła.

- Hm, Stephen wysłał mnie dziś do miasta, żebym na wszelki wypadek taką kupił. Wygląda na to, że masz teraz dwie takie same. Pewnie będziesz chciała, żebym jedną oddał?

- To byłoby logiczne. Ale może raczej prosiłabym cię, żebyś wymienił ją na inny kolor, na przykład niebieski.

- A może czerwony niczym wino?

- Wiesz co? Może lepiej po prostu zwróć ją do sklepu. - Wzięła swoje rzeczy, podziękowała Stephenowi za pamięć i ruszyła w stronę wind.

 

 

 

Część dla VIP-ów w ekskluzywnym klubie Civic nigdy nie była specjalnie zatłoczona. Tego dnia jednak ciężko byłoby wetknąć tu szpilkę. Erika siedziała z kieliszkiem sherry i czekając na swojego gościa, próbowała opanować zdenerwowanie.

Czy ty wiesz, w co się pakujesz? - pytała samą siebie w myślach.

Przypomniały jej się przestrogi i napomnienia ojca: „Nie masz żadnego doświadczenia w tym biznesie. Dotąd los był dla ciebie łaskawy, ale to nie będzie trwało wiecznie. Nie kuś losu, Eriko”.

Kelly pewnie miała rację, przemknęło Erice przez głowę. Wydawcy „Sentinelu” nie byli jedynymi, których zaskoczyła jej decyzja przejęcia schedy po ojcu. Wspominając tamten czas, musiała przyznać, że początkowo sama była zdumiona.

Tym bardziej osłupiały był zarząd Ladylove Cosmetics, ale ich protesty na nic się nie zdały, bo Erika posiadała pakiet kontrolny akcji. Ojciec chyba w ogóle nie wierzył w jej możliwości w tej dziedzinie, bo zwykł mawiać: „Nie zawracaj sobie głowy biznesem, skarbie. Po prostu uśmiechaj się do kamery”.

Udowodniła jednak, że nadaje się do tej pracy. W niecałe dwa lata od objęcia przez nią posady dyrektora generalnego firmy wzrosły wyraźnie notowania Ladylove Cosmetics na giełdzie. Firma przynosiła coraz większe zyski. Z tak ugruntowaną pozycją Erika mogła rozwinąć skrzydła. Wydawało się, że przejęcie firmy Feliksa La Croix to naturalny, kolejny ruch, jaki powinna wykonać.

Teraz tylko pozostawało przekonać Feliksa do tego pomysłu.

Ponieważ jej kieliszek był już pusty, rozejrzała się wkoło. Feliksa wciąż nie było nigdzie widać, a wszyscy kelnerzy gdzieś znikli. Odchyliła się na krześle i zamknęła oczy. Wierzyła, że czasem wystarczy o czymś mocno pomyśleć, by stało się rzeczywistości

Wyczuła, że ktoś stoi przed nią. Zmieszana wyprostowała się szybko.

- Felix, bardzo się cieszę… - zaczęła, ale zmieszała się jeszcze bardziej, bo zorientowała się, że to nie Felix przyłapał ją na fantazjowaniu.

Przed Eriką stał Denby Miles, jej były narzeczony.

Od czasu zerwania zaręczyn wpadali na siebie od czasu do czasu, ale ograniczali się wówczas do chłodnej wymiany grzeczności i starali się zejść sobie z oczu.

- Denby, co za niespodzianka spotkać cię tu podczas lunchu - powiedziała.

- Co konkretnie masz na myśli? - Jego oczy zwęziły się, jakby dopatrywał się jakiegoś podstępu w jej słowach i zachowaniu.

- Dokładnie to, co powiedziałam. Jeśli czujesz się urażony zwykłym powitaniem, to… - przerwała. - Widziałam informację, że żenisz się z córką swojego szefa. Pewnie powinnam ci pogratulować.

- To oczywiste, że czytałaś tę informację. Musiałaś znowu się pojawić i wszystko zniszczyć?

- Zniszczyć? Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

- Dlaczego jesteś taka samolubna i egocentryczna? Twoje nazwisko musiało się pojawić nawet w anonsie o moich zaręczynach!

- Wydaje ci się, że chciałam, aby mnie w ten sposób opisano? - zapytała zaskoczona.

- Jeanette ogromnie to przeżyła. To najważniejszy moment w jej życiu, a ty musiałaś wtrącić swoje trzy grosze.

Erika wstała.

- Twoja narzeczona musi się nauczyć z tym żyć. Jestem częścią twojej przeszłości, Denby. Choćbyśmy oboje bardzo tego chcieli, nie zdołamy zmienić faktów. Oczywiście, jeśli te zaręczyny są dla ciebie tak samo ważne, jak dla niej, to twoja narzeczona nie ma powodu do obaw. A już zwłaszcza nie przeze mnie…

- Naprawdę musisz skupiać na sobie całą uwagę? Nie wystarczało ci już bycie czołową modelką i pojawianie się na okładkach wszystkich czasopism? Musiałaś jeszcze zostać dyrektorem generalnym, a…

- Słuchaj, Denby, to nie był mój pomysł, żeby „Sentinel” ponownie rozpisywał się o naszym związku. A teraz przepraszam… - Próbowała przecisnąć się obok niego, ale zastąpił jej drogę.

- Może się mylę - zgodził się. - Może faktycznie nie chciałaś znów wyciągać tego na światło dzienne. Zwłaszcza teraz… kiedy coś szykujesz.

- A co ja takiego szykuję? O czym ty mówisz?

- Przecież wiesz - odparł. - Zawsze wierzyłem, że to był pomysł twojego ojca, żebyś mnie zwodziła obietnicami do chwili, gdy on osiągnie zamierzony cel. A teraz zastanawiam się, kto tak naprawdę pociągał za sznurki. Może to był jednak twój plan?

Mówił coraz głośniej i dobitniej. Jego głos odbijał się echem i wszyscy siedzący przy stolikach zaczęli bacznie im się przyglądać. Jednak Denby nie zamierzał przerywać tyrady.

- A skoro ta metoda tak świetnie zdała egzamin w moim przypadku, czemu nie spróbować ponownie? Może powinienem ostrzec Feliksa, w co się pakuje? Niech wie, że jedyne, na czym ci zależy, to przejęcie jego firmy.

- Nie zamierzam dłużej tego słuchać…

- To z nim jesteś dziś umówiona, prawda? Może będę siedział w pobliżu, żeby upewnić się, czy powiesz mu całą prawdę.

- Denby, to jakaś kpina!

- A może pójdę prosto do redakcji jakiegoś brukowca - zagroził. - To jest pomysł! Efekt będzie ten sam, a przynajmniej dobrze mi zapłacą.

Kątem oka Erika zauważyła jakiś ruch. To nie mógł być żaden członek klubu. Ktoś poruszał się zbyt szybko, a klubowicze nigdy się nie spieszą. W każdym razie nie tutaj.

Kiedy dotarło do niej, co się dzieje, próbowała jeszcze opuścić głowę, ale już było za późno. Błysk flesza niemal ją oślepił. Fotograf uniósł aparat nad głowę i potrząsnął nim w geście triumfu. Po chwili wymknął się kelnerowi, przebiegł przez hol i zniknął za frontowymi drzwiami.

Denby zamrugał i zapytał z głupia frant:

- Co to było?

- „Sentinel” - odparła ponuro. - Jeśli chcesz dostać dobrą cenę za swoją plotkę, lepiej się pospiesz, zanim ten paparazzi cię uprzedzi.

Odwróciła się i wpadła na kelnera, który przed momentem próbował zatrzymać fotografa.

- Panno Forrester, pan La Croix prosił, żebym to pani przekazał. - Wręczył jej złożoną kartkę papieru. Był to klubowy papier listowy.

Przez chwilę zapomniała o Feliksie i przyczynie, dla której umówiła się z nim na lunch, ale wręczony przez kelnera elegancki blankiet przywrócił jej pamięć.

Wiadomość była krótka i treściwa.

„Na pewno zrozumiesz, dlaczego nie mam ochoty być częścią tego przedstawienia. Odezwę się, jak już wszystko przemyślę”.

Felix La Croix był więc tutaj, widział Denbyego, słyszał jego przemowę i postanowił odwołać spotkanie. Nawet nie mogła go winić za wycofanie się. Dobrze, że chociaż zostawił wiadomość.

- Czy przejdzie pani teraz do jadalni, panno Forrester? - zapytał kelner.

Żołądek ścisnął jej się na samą myśl o jedzeniu.

- Nie, dziękuję, Harry. - Zabrała teczkę z dokumentami ze stolika i płaszcz z szatni, wkładając list Feliksa do kieszeni. W biurze czekało na nią dużo pracy.

Jednakże nie miała ochoty widzieć się teraz z Kelly i wysłuchiwać pytań, jak poszły negocjacje i dlaczego spotkanie trwało tak krótko.

Wrócę do domu i wcześniej się położę, zdecydowała. Do jej budynku było tylko kilka przecznic, a Stephen z pewnością znajdzie sposób, żeby ją rozweselić.

Jednakże Stephena nie było w biurze, znów zastępował go Amos. Na biurku przed nim leżała kanapka i notatnik z żółtymi kartkami, na którym widać było same pokreślone zdania.

- Przepraszam, nie zamierzałam przeszkadzać. - Wycofała się pospiesznie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin