Zachowania intymne Morris Desmond.pdf

(926 KB) Pobierz
Morris, Desmond - Zachowania intymne
MORRIS DESMOND
Z ACHOWANIA INTYMNE
( P RZEŁOŻYŁ P AWEŁ P RETKIEL )
SCAN- DAL
WSTĘP
Intymność oznacza bliskość, i od razu muszę wyjaśnić, że traktuję to dosłownie.
Zgodnie z moją terminologią akt intymności dokonuje się zawsze wtedy, gdy dwie osoby
wchodzą ze sobą w kontakt cielesny. Niniejsza książka dotyczy natury tego kontaktu, czy
będzie to uścisk dłoni czy zespolenie miłosne, poklepanie po plecach, uderzenie w twarz,
wykonanie manikiuru czy też interwencja chirurgiczna. Każdemu fizycznemu kontaktowi
dwojga ludzi towarzyszy coś szczególnego i właśnie to coś postanowiłem przestudiować.
Stosuję metodę zoologa ze specjalnością etologa, zwłaszcza w zakresie obserwacji i
analizy zachowań zwierząt. Tu ograniczam się do zwierzęcia ludzkiego -postawiłem sobie za
zadanie obserwowanie tego, co robią ludzie. Nie tego, co mówią -nawet gdy mówią -o tym,
co robią, lecz jedynie tego, co rzeczywiście robią.
Metoda jest dość prosta -korzystanie z własnych oczu -ale zadanie nie jest tak łatwe,
jak się wydaje. Mimo samodyscypliny nieustannie narzucają się nam pewne słowa i z góry
wyrobione sądy. Dorosłemu człowiekowi z trudnością przychodzi obserwowanie
jakiegokolwiek zachowania ludzkiego tak, jakby widział je po raz pierwszy, ale tak właśnie
musi postępować etolog, jeśli ma wnieść coś nowego do rozumienia zagadnienia. Problem
jest oczywiście tym trudniejszy, im bardziej znajome i zwyczajne jest dane zachowanie;
ponadto, im bardziej intymne jest dane zachowanie, tym bardziej jest ono nacechowane
emocjonalnie, i odnosi się to nie tylko do uczestników, lecz także do obserwatora.
Być może dlatego tak mało było dotąd badań nad zwyczajną ludzką intymnością,
mimo że są one tak ważne i ciekawe. Dużo wygodniej jest studiować coś tak odległego od
ludzkich spraw jak, powiedzmy, zachowanie pandy wielkiej związane z pozostawianiem
przez nią śladów węchowych na danym terytorium albo też zachowanie zielonego acouchi
związane z zagrzebywaniem pożywienia. Jest to łatwiejsze niż obiektywne i naukowe badanie
czegoś tak "dobrze znanego" jak obejmowanie się ludzi, matczyny pocałunek czy pieszczoty
kochanków. W coraz bardziej zatłoczonym i bezosobowym środowisku społecznym coraz
istotniejsze staje się jednak ponowne rozważenie, jaką wartość mają bliskie stosunki osobiste,
a co za tym idzie postawienie sobie rozpaczliwego pytania, "co się stało z miłością?".
Biologowie nie kwapią się do używania słowa "miłość", jakby odzwierciedlało ono jedynie
jakiś romantyzm uwarunkowany kulturowo. Tymczasem miłość jest faktem biologicznym.
Związane z nią subiektywne, emocjonalne radości i cierpienia są może głęboko ukryte i
tajemnicze, a przez to trudno dostępne dla badań naukowych, ale zewnętrzne znaki miłości i
związane z nią działania dają się łatwo obserwować; nie istnieje więc powód, dla którego nie
można by ich badać, tak jak bada się każdy inny rodzaj zachowania.
Mówi się niekiedy, że próba wyjaśnienia, czym jest miłość, prowadzi do wniosku, że
właściwie miłość nie istnieje, ale sąd taki jest zupełnie nie uzasadniony. W pewnym sensie
ubliża to miłości, gdyż sugeruje, że nie wytrzymuje ona próby oglądu w jaskrawym świetle,
niczym starzejąca się, ukryta pod makijażem twarz. Ale w dynamicznym procesie tworzenia
się silnych więzi między dwojgiem ludzi nie ma nic złudnego. Jest to coś, co dzielimy z
tysiącami innych gatunków zwierząt i co przejawia się w relacjach rodzice-dzieci, w relacjach
seksualnych i w bliskich związkach między przyjaciółmi.
Nasze intymne spotkania odbywają się przy udziale czynników werbalnych,
wzrokowych, a nawet węchowych, ale nade wszystko -kochanie polega na dotykaniu i
kontakcie cielesnym. Często mówimy o tym, w jaki sposób mówimy, i nierzadko usiłujemy
zobaczyć, w jaki sposób widzimy, ale nie wiadomo dlaczego rzadko dotykamy sposobu, w
jaki dotykamy. Być może dotyk jest czymś tak elementarnym -często nazywany bywa matką
zmysłów -że mamy skłonność to traktowania go jako czegoś oczywistego. Niestety, prawie
niezauważenie staliśmy się coraz mniej dotykalni, coraz bardziej oddaleni od siebie, a tej
niedotykalności fizycznej towarzyszy dystans psychiczny. Wygląda to tak, jakby współczesny
mieszkaniec miasta włożył na siebie uczuciową zbroję i trzymając delikatną jak aksamit rękę
w żelaznej rękawicy, poczuł się uwięziony i oderwany od uczuć nawet swoich najbliższych
towarzyszy.
Nadszedł czas, by dokładniej przyjrzeć się tej sytuacji. Czyniąc to, postaram się nie
wyrażać swoich własnych opinii, lecz opisać zachowanie tak, jak jawi się ono obiektywnemu
oku zoologa. Ufam, że fakty przemówią same za siebie, i to na tyle wyraźnie, że czytelnik
sam będzie mógł wyciągnąć własne wnioski.
1.
KORZENIE INTYMNOŚCI
Dorosła istota ludzka może porozumiewać się ze mną wieloma różnymi sposobami.
Mogę przeczytać to, co ktoś napisze, usłyszeć wypowiedziane przez kogoś słowa, usłyszeć
czyjś śmiech lub płacz, dostrzec wyraz na czyjeś twarzy, obserwować czyjeś działanie,
wyczuć zapach używanych przez kogoś kosmetyków i poczuć czyjś uścisk. W mowie
codziennej tego rodzaju interakcje można określić jako "nawiązywanie kontaktu" lub
"utrzymywanie kontaktu", mimo że tylko ostatnia z nich rzeczywiście odnosi się do kontaktu
cielesnego. Pozostałe należą do kategorii działań na odległość. Używanie wyrazu "kontakt" w
odniesieniu do takich czynności jak pisanie, mówienie czy sygnalizacja wzrokowa jest
obiektywnie biorąc dziwne, a zarazem dość pouczające. Można by z tego wnosić, że kontakt
cielesny uznajemy za podstawową formę komunikowania się.
Istnieją jeszcze inne tego rodzaju przykłady. Często używamy takich określeń jak
"wstrząsające doświadczenia", "boleśnie dotknąć", "zranione uczucia" czy wreszcie "trzymać
kogoś za twarz". W żadnym z tych wyrażeń nie chodzi o jakikolwiek wstrząs, dotknięcie,
ranę czy trzymanie w sensie fizycznym, ale nie ma to, jak się zdaje, żadnego znaczenia.
Metafory ze sfery kontaktu fizycznego pozwalają adekwatnie wyrażać rozmaite uczucia
występujące w różnych kontekstach.
Można to wyjaśnić dość prosto. We wczesnym dzieciństwie, zanim nauczyliśmy się
mówić czy pisać, dominował kontakt cielesny. Największe znaczenie miał bezpośredni
związek cielesny z matką, co pozostawiło w nas swój trwały ślad. Jeszcze wcześniej, w łonie
matki, zanim nauczyliśmy się widzieć czy wąchać, nie mówiąc już o mówieniu czy pisaniu,
fizyczny związek z matką decydował o naszym życiu. Chcąc zrozumieć wiele dziwnych i
często pełnych zahamowań sposobów nawiązywania wzajemnych kontaktów fizycznych w
życiu dorosłym, musimy cofnąć się do początku, kiedy byliśmy zaledwie embrionami w
ciałach naszych matek. Ta właśnie rzadko dostrzegana intymność w łonie matki pomoże nam
zrozumieć intymność okresu dzieciństwa, którą zwykle uważamy za oczywistą. Przejawy
intymności dziecięcej, zbadane na nowo i ujrzane świeżym okiem, pomogą nam zrozumieć
przejawy intymnościw życiu dorosłym, któretak często intrygują nas, wprawiają w
pomieszanie, a nawet zakłopotanie.
Pierwszymi wrażeniami, które odbieramy jako istoty żywe, są odczucia związane z
intymnym kontaktem fizycznym -pławieniem się w bezpiecznym zaciszu ścian macicy.
Dlatego też na tym etapie pobudzenie rozwijającego się systemu nerwowego przybiera formę
zmieniających się doznań związanych z dotykiem, naciskaniem i ruchem. Cała powierzchnia
skóry nie narodzonego jeszcze dziecka zanurzona jest w ciepłych wodach płodowych. W
miarę jak dziecko rośnie, jego powiększające się ciałko coraz mocniej naciska na narządy
matki, a miękki uścisk otaczającego je matczynego łona z każdym mijającym tygodniem staje
się silniejszy. Ponadto, w ciągu całego tego okresu rozwijające się dziecko poddawane jest
rozmaitym naciskom związanym z rytmicznym oddechem matki i łagodnymi, regularnymi
ruchami kołyszącymi, wywołanymi jej chodzeniem.
Pod koniec ciąży, w ciągu trzech miesięcy poprzedzających poród, dziecko potrafi już
słyszeć. Wciąż jeszcze nie ma ono nic do oglądania, posmakowania lub powąchania, ale w
ciemnościach matczynego łona dobrze rozpoznaje wszelkiego rodzaju odgłosy. Gdy w
pobliżu brzucha matki powstanie jakiś głośny i ostry dźwięk, niepokoi on znajdujące się
wewnątrz dziecko, które zaczyna się wtedy poruszać. Ruch ten można łatwo zarejestrować za
pomocą odpowiednio czułych przyrządów, a bywa on na tyle silny, że matka sama jest w
stanie go wyczuć. Oznacza to, że w tym okresie przedporodowym dziecko niewątpliwie
słyszy bicie serca matki, czyli siedemdziesiąt dwa uderzenia na minutę. Ulegnie to wpojeniu
jako główny dźwiękowy sygnał życia w łonie matki.
Są to więc nasze pierwsze rzeczywiste doświadczenia życiowe -otaczający nas
zewsząd ciepły płyn i pełny uścisk, kołysanie się w rytmie poruszającego się ciała i dźwięk
rytmicznych uderzeń pulsującego serca. Nasza przedłużona ekspozycja na te doznania, przy
braku innych konkurencyjnych bodźców, wyciska na naszych umysłach trwały ślad, który
kojarzy się z bezpieczeństwem, wygodą i bezczynnością.
Ten stan wewnątrzmacicznej błogości brutalnie i gwałtownie przerywa chyba
najbardziej traumatyczne doświadczenie życiowe, jakim są narodziny. W ciągu kilku godzin
macica zamienia się z przytulnego gniazdka w naprężający się i uciskający umięśniony
worek, największy i najsilniejszy mięsień ciała ludzkiego -nawet w porównaniu z bicepsami
sportowca. Łagodny uścisk, który odczuwało się jako miłe objęcie, staje się teraz miażdżącym
zaciskiem. Nowo narodzone niemowlę nie prezentuje na powitanie szczęśliwego uśmiechu,
lecz napiętą, wykrzywioną twarzyczkę doprowadzonej do ostateczności ofiary tortur. Jego
płacz -jakże słodka muzyka dla uszu niecierpliwie oczekujących rodziców -jest w gruncie
rzeczy dzikim krzykiem strachu, będącego skutkiem nagłej utraty intymnego kontaktu
cielesnego.
W chwili narodzin dziecko wygląda jak sflaczały, miękki i wilgotny worek, ale niemal
natychmiast wciąga powietrze i wykonuje pierwszy oddech. Pięć czy sześć sekund później
zaczyna płakać. Jego główka, nóżki i ramionka zaczynają poruszać się coraz energiczniej i
Zgłoś jeśli naruszono regulamin