11 - KONIEC KAZANIA NA GÓRZE.doc

(41 KB) Pobierz
KONIEC KAZANIA NA GÓRZE

KONIEC KAZANIA NA GÓRZE.
NAKARMIENIE CZTERECH TYSIĘCY LUDZI.
FARYZEUSZE ŻĄDAJĄ ZNAKU

Nazajutrz wylądował Jezus z towarzyszami koło Małego Chorazin, o godzinę drogi od góry pierwszego rozmnożenia chleba i poszedł dalej w góry. Była to prawa część puszczy Chorazin, do Regaby, jeszcze wyżej położonej, było stąd ćwierć godziny drogi na zachód. Na górze, gdzie Jezus nauczał, była obszerna płaszczyzna, a opodal droga, którą niedawno szedł Jezus z Cezarei — Filipowej ku Regabie. W miejscu tym zatrzymywali się nieraz podróżni na spoczynek; były tu ślady wałów i wielka kamienna ławka, na której podróżni się posilali. Zresztą było tu wszędzie samotnie, tylko niżej, w dolinach i zakątkach gór pasły się osły i inne zwierzęta. Dziś za to gwarno tu było nad podziw. Wielkie tłumy ludu obsiadły już górę, a coraz świeże zastępy ze wszystkich stron nadciągały. Tu zakończył Jezus naukę o ośmiu błogosławieństwach i tak zwane kazanie na górze, a słowa Jego były dziś nadzwyczaj wzruszające i porywające. Słuchaczów było mnóstwo, bo wielu obcych i pogan się zebrało, w całości oprócz kobiet i dzieci było 4000 mężczyzn. Około wieczora przestał Jezus na chwilę nauczać, a zwróciwszy się do Jana, rzekł: „Rzesza już od trzech dni chodzi za Mną, a teraz mam ich na dłuższy czas opuścić; nie chciałbym jednak puścić ich głodnymi." — „Panie! — rzecze Jan — tu pustynia i daleko trzeba by iść za chlebem; czy mamy nazbierać jagód i owoców, pozostałych jeszcze na drzewach?".

Na to kazał mu Jezus zapytać się innych, ile chleba mają? Odpowiedziano: „Siedem chlebów i siedem małych ryb." — Nie były to wprawdzie małe ryby, bo każda była na ramię długa, ale cóż to było na takie mnóstwo ludzi! Mimo to kazał Jezus pozbierać od ludzi próżne koszyki, chleb zaś i ryby położyć na ławkę, a sam nauczał jeszcze dobre pół godziny. Wyraźnie dał do poznania, że jest Mesjaszem, że będzie prześladowany i niebawem pojmany, a w dniu podwyższenia wstrząsną się te góry i pęknie ten kamień — tu wskazał Jezus na ławę kamienną — gdzie nie przyjęto prawdy głoszonej. Wołał „biada" na Kafarnaum, Chorazin i inne okoliczne miejscowości, które dopiero w dniu Jego podwyższenia poznają, że odepchnęły od siebie Zbawienie.


„Szczęście — mówił — czekało tę ziemię, której ofiarowałem chleb żywota; lecz szczęście to przeszło w ręce przechodniów. Dzieci domu miotają chleb pod stół, a obcy — szczenięta, jak mówiła Syrofenicjanka — zbierają jego okruchy i nimi zapalą i pokrzepią całe miasta i wsie." Żegnając się ze słuchaczami, jeszcze raz wzywał ich Jezus do pokuty i nawrócenia się, wpajając w ich pamięć wyrzeczone groźby, i zapowiedział, że z dniem dzisiejszym kończy się Jego tu nauka. Ludzie do łez byli wzruszeni i pełni podziwu nad Jego słowy, pomimo że wszystkiego nie zrozumieli.

Na rozkaz Jezusa usadowili się wszyscy wkoło góry. Apostołowie i uczniowie uporządkowali znowu rzesze, jak za pierwszym razem. Jezus postąpił z chlebem i rybami jak wtedy, a uczniowie roznosili w koszach rozmnożone pożywienie. Gdy wszyscy się najedli, zebrano siedem koszów ułomków i rozdzielono między biednych podróżnych.

W czasie nauki znajdowała się w tłumie garstka Faryzeuszów. Niektórzy zeszli w dolinę jeszcze przed końcem nauki, pozostali słyszeli rzucone groźby i byli świadkami rozmnożenia chleba. Zanim lud się rozszedł, zeszli i ci na dół i tam naradzali się wspólnie, w jaki sposób wystąpić przeciw Jezusowi, gdy zejdzie, z góry. Było ich około dwudziestu. Pod pozorem, że wizytują synagogi, włóczyli się wciąż za Jezusem w małych oddziałach, by szpiegować słowa Jego i czyny. Byli np w Cezarei — Filipa, Nobah, Regabie i Chorazin. Ze wszystkiego zdawali sprawozdanie w Jerozolimie i Kafarnaum, osobiście, lub przez posłańców.

Jezus tymczasem rozpuścił rzesze. Z płaczem dziękowali Mu wszyscy, wysławiając Go pod niebiosa. Z trudnością odprawiwszy natarczywych, poszedł Jezus z uczniami ku jezioru, by przeprawić się na południowo — wschodnią stronę w granice Magdali i Dalmanuty. Zanim jednak wsiadł do łodzi powyżej cła Mateusza, nadbiegli ku Niemu Faryzeusze, u stóp góry pierwszego rozmnożenia chleba, i tłumacząc się tym, że słyszeli od Niego o grożących trzęsieniach ziemi (…)znakach w przyrodzie, żądali, by im pokazał znak na Niebie.

Jezus odpowiedział im tak, jak napisano w Ewangelii; prócz tego jednak słyszałam, że podał im liczbę tygodni, po których będzie im dany znak Jonasza, a czas ten zgadzał się zupełnie z dniem ukrzyżowania i zmartwychwstania. Z tym pozostawił ich Jezus i wsiadł z Apostołami na łódź Piotra, gdzie uczniowie już wszystko przygotowali. Wypłynęli na środek jeziora, a napotkawszy prąd, puścili się nim złożywszy wiosła, i tylko na ster dając baczenie. Przez noc pozostali na łodzi, od czasu do czasu się modląc. Tak przybyli w granice Magdali i Dalmanuty. Nazajutrz znowu popłynęli w górę poza obrębem prądu wzdłuż zachodniego brzegu; wtem poczuli głód, lecz przejrzawszy zapasy, spostrzegli, że mają tylko jeden bochenek chleba.

Podróż odbywała się wolno, a Jezus wciąż nauczał; mówił o mającym nastąpić przyjęciu, o cierpieniach i prześladowaniach, i wyraźniej niż zwykle zaznaczał, że jest Chrystusem i Mesjaszem. Uczniowie wierzyli w to, lecz nie mogąc tego pogodzić ze swymi prostodusznymi i ludzkimi pojęciami, nie zastanawiali się zbyt nad tym, uważając to za zwykły, tajemniczy, prorocki sposób mówienia. Mówił też Jezus o podróży do Jerozolimy i prześladowaniach, tam Go czekających. Przepowiadał im, że zgorszą się z Niego i że dojdzie do tego, że ludzie będą za Nim rzucać kamieniami. Mówił, że kto nie opuści krewnych, nie wyrzecze się swego mienia i z silną wiarą w sercu nie podzieli z Nim prześladowania, ten nie może być uczniem Jego. Przypominał im, ile dróg jest jeszcze do przebycia, ile czeka ich pracy i że wielu z tych, którzy się odłączyli, powróci znowu do owczarni. Tu zapytali Go uczniowie, czy powróci i ten, który chciał najpierw pogrzebać swego ojca, i czy Jezus nie zechce go przyjąć, gdyż zdaje się na przyjęcie zasługiwać?.

Jezus jednak wyjawił im, jak niedoskonałym jest jeszcze ten człowiek i zanadto przywiązany do dóbr doczesnych. Zrozumiałam teraz, że słowa „pogrzebać swego ojca" są tylko figurą i oznaczają uporządkowanie i rozdzielenie majątku między siebie i starego ojca, by odłączyć się od niego i upewnić w posiadaniu swej części. Gdy Jezus mówił o przywiązaniu tego człowieka do dóbr doczesnych, zawołał Piotr z zapałem: „Chwała Bogu! takich myśli nie miałem nigdy, idąc za Tobą." Jezus zganił go za to niewczesne samochwalstwo, mówiąc, że powinien był nic nie mówić i czekać, aż On sam mu to powie.

Przybywszy do Betsaidy, poszli do domu Andrzeja, by się pokrzepić. Zbiegowiska nie było i nikt im nie przeszkadzał, bo rzesze nie wiedząc, gdzie Jezus się obraca, po części się już rozeszły. Był tu w Betsaidzie starzec ślepy od urodzenia, którego Jezus jeszcze nie uzdrowił. Teraz przyprowadzono go tu, a gdy Jezus miał Już powracać do łodzi, ślepy zaczął błagać Jego pomocy. Jezus zaprowadził go za rękę przed miasto i tu w otoczeniu Apostołów i uczniów dotknął się językiem jego oczu, pomazał je śliną, a położywszy na nie Swą rękę, zapytał, czy widzi co? Ślepy otworzył gwałtownie oczy i rzekł: „Widzę wkoło ludzi, wielkich jak drzewa." Jezus położył mu powtórnie ręce na oczy i kazał mu patrzeć; teraz już widział starzec wszystko dobrze. Potem kazał mu wrócić do domu i podziękować Bogu za to, ale przed nikim się nie chwalić z odzyskania wzroku.

Wieczorem popłynął Jezus z uczniami na drugi brzeg, a wylądowawszy, poszedł wschodnim brzegiem Jordanu w górę ku Betsaidzie — Julias. Po drodze złączyli się z nimi Apostołowie i uczniowie, wysłani z Cezarei Filipa na wschód, i wszyscy razem poszli do Betsaidy — Julias.

Po drodze mówił Jezus o bliskim Swym przyjęciu i grożących niebezpieczeństwach. W obawie o Niego prosili Go Apostołowie, by nie rozsyłał ich już więcej, aby mogli w potrzebie być przy Nim i spieszyć Mu z pomocą. w Betsaidzie — Julias czekała ich już własna gospoda. Przez ludzi idących na szabat dowiedzieli się mieszkańcy o nadejściu Jezusa, wyszli więc naprzeciw, witając Go uprzejmie, a w gospodzie umyto przybyszom nogi i podano przekąskę. Poganie, mieszkający licznie tu, witali Go także, ale z daleka.

Niezadługo poszedł Jezus do synagogi i począł nauczać. Zebrało się tam mnóstwo uczonych zakonnych i Faryzeuszów z Safet, gdzie był wyższy zakład naukowy umiejętności świeckich i religijnych.

Wszyscy cieszyli się bardzo, że Jezus tak nadspodziewanie do nich po raz pierwszy przybył. Radość pospólstwa płynęła z serca, uczeni zaś widzieli zaspokojoną swą próżność, że mogą przecież słyszeć i osądzić nauczyciela, o którym tyle wrzawy narobiono w okolicy, a szczególnie w Kafarnaum. Zachowywali się uprzejmie, ale chłodno i wyniośle, dumni ze swej godności profesorskiej, dyskutowali z Jezusem, zadając Mu różne pytania z prawa i proroków; w pytaniach ich nie było złośliwości, lecz raczej ciekawość i chęć popisania się swą wiedzą przed ludem. Jezus czytał najpierw i objaśniał lekcję szabatową, a potem nauczał o czwartym przykazaniu: „Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi." Słowa „abyś długo żył na ziemi" wytłumaczył Jezus dziwnie a trafnie, że jeżeli źródło się zasypie, rzeka musi wyschnąć. Potem wyprawiono ucztę wspaniałą, w której wzięły udział i dzieci szkolne, siedząc przy osobnych stołach. W czasie uczty objaśniał Jezus przypowieść o robotnikach winnicy.

Julias jest pięknym, niedawno powstałym miastem, o zakroju pogańskim; na każdym kroku widać rozpoczęte łuki i kolumny, gdyż budowa jeszcze nie jest skończona. Położone wzdłuż Jordanu, dotyka od strony wschodniej z nagła wznoszących się wzgórz; to też wiele domów tylną ścianą opiera się o skałę, a raczej niejako w nią wchodzi.

Gdy Jezus po powtórnej nauce w synagodze wyszedł za miasto, udali się mieszkańcy za Nim i tu znowu zaczęli Go wypytywać, co im należy czynić i jaką naukę uznać za prawdziwą. — „Choćbym wam powiedział, — rzekł Jezus — nie usłuchacie Mnie. Ciekawi jesteście, a przecież nieraz słyszeliście w okolicy Moją naukę. Czyż chcecie innej, że tak się dopytujecie? Zresztą już w synagodze głosiłem wam Moją naukę." Mimo to poszli dalej za Jezusem, a stanąwszy w miejscu, gdzie były ich posiadłości, place i składy drzewa i kamieni, zaczęli rozmowę o nowym pięknym stylu w budownictwie. Korzystając z tego, opowiedział im Jezus przypowieści o budowaniu domu na piasku i na skale, o kamieniu węgielnym, odrzuconym przez budujących, i o zawaleniu się powstałej budowli. Po drodze uzdrawiał Jezus wielu chorych, chromych, cierpiących na wodną puchlinę i dwóch opętanych, będących niespełna rozumu.

Odprowadzony przez mieszkańców, poszedł Jezus z Betsaidy — Julias z Apostołami i około 30 uczniami w stronę, gdzie Jordan wpływa do jeziora Merom i zatrzymał się w miasteczku Sogano, o półtorej godziny drogi od Cezarei. Ludzie cisnęli się sami doń, prosząc o naukę; Jezus też chętnie nauczał i uzdrawiał aż do wieczora, poczym szedł godzinę drogi z powrotem, aż zatrzymał się na wyżynie, gdzie większą część nocy przepędził na modlitwie.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin