Stevens Jackie - Jutro przyjdzie większa fala.pdf

(431 KB) Pobierz
.
218787267.001.png
1
Linda, po raz czwarty w życiu lecąc samolotem,
pomyślała o swoim dziadku, który odrzucał ten sposób
przemieszczania się, i to tak zdecydowanie, że kiedy przed
dwoma laty jego ukochana wnuczka Meg - starsza siostra
Lindy - wychodziła za mąż, nie poleciał wraz z resztą
rodziny na jej ślub do Seattle.
- Gdyby pan Bóg chciał, żebym latał, urodziłbym się ze
skrzydłami - kwitował każdą próbę namówienia go do
podróży i wcale nie przekonywał go argument, że pół życia
spędził na morzu, chociaż nie urodził się z płetwami.
Ten lot był dla Lindy gorszy niż poprzednie. Nie
wiedziała tylko, czy z powodu tych turbulencji, o których
mówił kapitan, czy tych, które targały jej sercem.
Znów przypomniała sobie dziadka, mówiącego, że w
samolocie najgorsze jest to, że nie można z niego wysiąść,
218787267.002.png
dopóki nie doleci się na miejsce.
Ile razy w ciągu ostatnich sześciu godzin pragnęła
„wysiąść”...?
Dlaczego nie posłuchała Meg, która na lotnisku w
Seattle, po tym, kiedy już Linda przeszła przez bramkę,
wołała: „Zostań, jeśli nie jesteś pewna, czy powinnaś
lecieć!”?
Linda nie zatrzymała się wtedy, nawet nie zerknęła
przez ramię. W obawie, że się rozmyśli, przyśpieszyła
kroku.
Teraz poczuła silny ucisk w dołku, może dlatego, że
samolot zaczął ostro schodzić do lądowania, a może z
powodu żalu, że nie posłuchała siostry.
Kiedy samolot, zmieniając kierunek lotu, mocno
pochylił się na skrzydło, spojrzała w okno. Serce zaczęło bić
jej szybciej, gdy zobaczyła czerń wulkanicznych skał i
głęboki błękit oceanu, poprzecinany bielą załamujących się
fal.
W ciągu minionego roku, spędzonego w wielkim
zimnym mieście, ten widok pojawiał się tylko w jej snach;
na jawie była dostatecznie czujna, żeby go od siebie
odpędzać. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo za
nim tęskniła.
- Pierwszy raz na Hawajach? - spytał siedzący przy
oknie mężczyzna w barwnej kwiecistej koszuli.
Linda spojrzała na niego, jakby nie zrozumiała
pytania, ale po chwili skinęła głową.
- Spodobają ci się - powiedział, uprzejmie przesuwając
się tak, żeby nie zasłaniać jej okna. - Ja przylatuję tu co
roku.
Był mity, ale nie darował sobie nieco protekcjo-
nalnego tonu turysty, który przyjeżdża w jakieś miejsce po
raz któryś, wobec turysty nowicjusza.
Tylko że Linda nie była turystką nowicjuszką. W ogóle
nie była turystką. Wracała do domu.
Cieszyła się z tego powrotu, ale jeszcze bardziej się
bała.
2
Linda, tak jak inni pasażerowie, którzy przybyli na
Wielką Wyspę na wakacje, została przywitana lei, tyle że w
jej naszyjniku - w przeciwieństwie do tamtych - nie było
sztucznych kwiatów, lecz prawdziwe lokelani o różowych
płatkach i srebrzystozielone liście drzewa kukui.
- Jak dobrze być w domu - powiedziała. Obawiała się
jednak, że nikt tego nie usłyszał, ponieważ ojciec przytulił
ją tak mocno, że jego potężna klatka piersiowa stłumiła jej
głos.
Kiedy trochę zwolnił uścisk, Linda wytarła oczy
koszulą taty. Okazało się, że dziadek ją usłyszał.
- W domu będziesz dopiero za chwilę - sprostował.
Jego niechęć do samolotów obejmowała również lotniska,
bo w hali przylotów, pełnej rozgorączkowanych,
hałaśliwych turystów, najwyraźniej czuł się nieswojo. -
218787267.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin