Maxwell Cathy-Elfy.txt

(415 KB) Pobierz
1
Maxwell Cathy
ELFY
Dla Erin i Briana McGlynnów
Niech wam dni płynš w szczęciu i pogodzie!
Szekspir
2
Prolog
Londyn, 1814 r.
Less Hamlin wpadła do gotowalni jak burza.
- Gdzie jest Lea Carrollton?
Szczebiot szeciu młodych kobiet w balowych sukniach z
jedwabiu i indyjskiego mulinu umilkł jak nożem ucišł.
Powietrze w ciasnym pomieszczeniu pachniało perfumami,
pudrem i woskiem wiec. Wszystkie oczy zwróciły się na
nowo przybyłš.
Tess umiechnęła się, zadowolona z efektu. Przekroczyła próg.
Kilka panien otworzyło usta, ale żadna nie odpowiedziała.
Anne Burnett, najlepsza przyjaciółka Tess, dotknęła jej
ramienia.
- Tess, nie pora na sprzeczki. Nie powinnam nic mówić.
Wróćmy na salę balowš i zapomnijmy o wszystkim. Tess
3
odtršciła jej rękę.
- Nie daruję jej! Nie tym razem!
Spojrzała surowo na młode panny. Niektóre były
debiutantkami tak jak Lea. Dla innych był to kolejny już sezon,
ale żadna, nawet Anne, nie widziała ich tyle co Tess.
W trakcie tych lat od czasu do czasu trafiał się jej odpowiedni
kandydat do ręki. Pani lordów poprosiło jš nawet o rękę, ale
uparcie odmawiała. Była dziedziczkš fortuny i choć nie
nazwałaby się próżnš, zdawała sobie sprawę z własnej urody.
Niby dlaczego panowie mówili o niej niezrównana?
Ale na razie nie zamierzała się ustatkować. Zachwyty
mężczyzn budziły w niej przyjemny dreszczyk, dawały
poczucie władzy, którš utraciłaby, gdyby oddała komu rękę.
Owszem, niektóre kobiety twierdziły, że małżeństwo dało im
inny rodzaj wolnoci, ale Tess nie podzielała ich zdania.
Widziała zbyt wiele mężatek, które po krótkim okresie
upojnych zawrotów głowy stawały się znudzone i
rozczarowane. Ich życie się zmieniało, nie przypominało bajki
o szczęciu. Nawet jej brat Neil i jego żona Stella zachowywali
się wobec siebie niemal jak obcy sobie ludzie.
Dla Tess wolnoć znaczyła co więcej niż możliwoć
chodzenia bez przyzwoitki lub znajdowania sobie kochanków,
kiedy już urodzi syna, spadkobiercę tytułu. Nie wiedziała
tylko, co znaczy to co więcej. W życiu powinno chodzić o
co innego niż ploteczki i przyjęcia, ale o co? Nie zamierzała
dać się złapać w pułapkę, dopóki nie odkryje, co to takiego.
Wszystkie te głupiutkie panny trzęsły się jak osiki na sam
widok jej gniewu. Wybrała sobie na cel wysokš blondynkę,
Dafne, najstarszš córkę diuka.
- Wiesz, gdzie jest Lea?
- Nnnnie... - wyjškała dziewczyna. Anne zamknęła za sobš
drzwi.
- Tess, dosyć tego. Dafne się boi! Dobra, słodka Anne.
- Trzeba raz na jaki czas dać im do wiwatu, bo nawet się nie
4
obejrzysz, a będš nami rzšdziły panny w rodzaju Lei
Carrollton.
- Czyżbym słyszała swoje nazwisko? - Zza chińskiego
parawanu wyłoniła się młoda kobieta. Promieniała
olniewajšcš, wyzywajšcš urodš, a lekki grymas jej
naburmuszonych ust wywierał na mężczyzn druzgoczšcy efekt.
Od samego poczštku sezonu Tess i Lea weszły w role
konkurentek, najpierw bardziej z powodu kontrastowej urody
niż prawdziwego konfliktu. Tess była ruda i wyniosła, a
wzrostem dorównywała większoci mężczyzn. W wielu
wierszach opisywano jej oczy, porównujšc je do iskier na
błękitnym morzu lub do witraży w katedrze Salisbury.
Egzotyczne ciemne oczy drobniutkiej Lei oraz kruczoczarne
włosy budziły we wszystkich panach nie mniejszš fascynację.
Nawet ksišżę Walii poddał się ich urokowi.
Pomiędzy tymi dwiema rywalkami stała Anne z miękkimi
kasztanowatymi lokami, twarzš w kształcie serca i ufnymi
oczami. Tess nie mogła zrozumieć, dlaczego nikt nie
dostrzega, jak szlachetnš i cudownš osobš jest jej przyjaciółka.
Anne trzymała się na uboczu, nie miała do nikogo urazy...
Dobry Boże, była tak wspaniałomylna, że wybaczyła nawet
temu ohydnemu plotkarzowi Delandowi Godwinowi, który
dawno temu, kiedy po raz pierwszy zaprezentowano jš w
towarzystwie, ogłosił, że jest ubogš krewnš, mieszkajšcš w
cudzym domu i zależnš od łaski lub niełaski rodziny.
Ale tym razem nikt jej nie skrzywdzi. Tym razem Tess jš
obroni.
Lea podeszła do miednicy, by opłukać ręce i spojrzała w lustro.
Prosto w oczy Tess.
- Życzy sobie pani czego, panno Hamlin?
- Nic się nie... - zaczęła Anne, ale Tess przerwała jej w pół
słowa.
- Wiesz, co zrobiła. Pytanie tylko, jak miała zrobić to
publicznie?
5
Lea wzięła lniany ręcznik, który podała jej pokojówka.
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi - rzuciła przez ramię,
ruszajšc do drzwi. - A teraz proszę o wybaczenie, ale
obiecałam komu następny taniec.
Tess zastšpiła jej drogę.
- Panu Hardistonowi! - W tych dwóch słowach zawarła cały
rozsadzajšcy jš gniew. Lea zatrzymała się; na jej wargach
pojawił się umieszek.
- Archiemu?
Tess omal nie zgrzytnęła zębami.
- Dobrze wiesz, że on należy do Anne!
- Nic podobnego. Owiadczył się jej? - Lea spojrzała na Anne,
która pobladła. Tess poczuła się niezręcznie, ale parła dalej.
- Zamierzał to zrobić.
- Ale nie zrobił, prawda?
- Jego matka rozmawiała z ciotkš Anne.
- Ale on sam jeszcze się nie zdeklarował. - Lea podniosła głos
tak, żeby wszystkie panny w pokoju nie uroniły ani słowa. -
Prawda? - zwróciła się bezporednio do Anne.
Ta przestšpiła z nogi na nogę. Tess wiedziała, że jej
przyjaciółka marzy, by znaleć się o tysišc kilometrów stšd,
ale Anne musiała nauczyć się bronić własnych racji.
- Powiedz, Anne.
- Proszę cię, zostawmy to, zanim zrobi się jeszcze gorzej.
- Nie. Nie boję się scen. Jeste mojš przyjaciółkš i nie pozwolę,
żeby tej małej jędzy się upiekło. - Odwróciła się do Lei. - Miał
się owiadczyć, ale ty zagięła na niego parol. Zrobiła to tylko
dlatego, by zranić Anne, a przez to uderzyć we mnie.
- Bzdura!
- Tak? Pan Hardiston nie ma wielkiej fortuny ani koneksji. Nie
jest odpowiednim kandydatem, którego zaakceptowałaby twoja
chciwa matka.
W oczach Lei błysnšł gniew, ale dziewczyna nie
zaprotestowała.
6
- Archie jest kochany - oznajmiła złoliwie. - Charakter jest
wart więcej niż majštek.
Tess wštpiła, żeby Lea rozpoznała dobry charakter, nawet
gdyby się o niego potknęła, ale powstrzymała się przed
wyrażeniem tej myli. Postanowiła zablefować.
- Więc możemy się spodziewać rychłego ogłoszenia twoich
zaręczyn?
- Skšd! Nie pasujemy do siebie.
- Aha. - Tess zniżyła głos. - Sšdzę, że twoje zainteresowanie
panem Hardistonem ma bardzo wiele wspólnego z tym, iż
markiz Redgrave owiadczył mi się przed dwoma tygodniami.
Ty i twoja matka znalazłycie sobie wreszcie odpowiedniego
kandydata, ale on zwrócił uwagę na mnie, a ty nie mogła ze
mnš konkurować.
Lea uniosła głowę.
- Redgrave nic dla mnie nie znaczy.
- Jak cała reszta. Chcesz znaleć takiego, który zaoferuje
najwięcej.
W gotowalni zapanowała martwa cisza. Na policzkach Lei
pojawiły się dwie ciemnoczerwone plamy. Anne jęknęła cicho.
Lea opanowała się na tyle, by zrewanżować się pięknym za
nadobne.
- A dla ciebie mężczyni co znaczš?
Wszystkie panny westchnęły, zdjęte lękiem. Żadna nie miała
doć odwagi, by sprzeciwić się Tess. Nawet Anne otworzyła
usta.
Tess cofnęła się o krok. Powinna zmienić zdanie na temat Lei;
ta mała potrafiła celnie uderzyć.
- Przynajmniej zachowuję przyzwoitoć.
- Ja też.
- Tak ci się tylko wydaje. - Tess zwróciła się do pozostałych
dziewczšt: - Musimy szanować się nawzajem. Pomylcie, co
by się stało, gdybym zaczęła okazywać względy adoratorom
Dafne albo twoim, Amy. Jakiż chaos by powstał!
7
Zachowywałybymy się jak dzikuski.
Parę panien z niesmakiem zmarszczyło czoło.
- Mamy kodeks honorowy - dodała Tess. - Lea przekroczyła
zasady.
W gotowalni rozległy się szepty.
- Bzdura! - zaprotestowała Lea. - Nie zrobiłam nic, by zwrócić
na siebie uwagę pana Hardistona. Poprosił mnie do tańca. Tak,
flirtowałam z nim. Co bymy poczęły, gdyby nie wolno nam
było flirtować? Pan Hardiston może w każdej chwili wrócić do
panny Burnett.
- Ja go już nie chcę - pospieszyła Anne z zapewnieniem.
- Widzicie?! - krzyknęła tryumfalnie Lea. - Obwiniacie mnie,
ale sama panna Burnett mówi, że go już nie chce. Zrobiłam jej
przysługę, ukazujšc jego prawdziwš naturę.
- Nie próbuj się bronić... - zaczęła Tess, ale tym razem jej
konkurentka nie dała sobie przerwać.
- Nie pouczaj mnie. Nie jeste królowš, tylko jednš z wielu
uczestniczek gry o małżeństwo. A jest to gra, w której bierzesz
udział od paru ładnych lat. Ach, prawda! Zapomniałam, że
udajesz niedostępnš. Pysznisz się swojš urodš i majštkiem.
Oskarżasz mnie o brak honoru, ale tak naprawdę jeste gorsza
ode mnie. Nie interesuje cię małżeństwo. Gdyby chciała wyjć
za mšż, przyjęłaby propozycję Redgravea. Nie, tobie chodzi
o to, by być w centrum zainteresowania, żeby się tobš
zachwycano, bo nie masz serca!
- Co? Ty mała...
- Parweniuszko? Tak, jestem niš! Oddaję pani palmę
pierwszeństwa, panno Hamlin. Oskarżasz mnie o brak honoru?
Sama masz go najmniej z nas wszystkich. Chciała mi
pokazać, gdzie moje miejsce. Nie robisz tego dla panny
Burnett, lecz dla siebie!
Lea uderzyła precyzyjnie w najsłabsze miejsce. Tess poczuła,
że krew odpływa jej z twarzy. Anne pospieszyła jej na pomoc.
- To nieprawda! Tess ma najlepsze serce z nas wszystkich! Lea
8
nie zwróciła na niš uwagi.
- Wiesz, jak się o tobie mówi, prawda? Tess zmrużyła oczy.
Wštpiła, żeby jej konkurentka miała na myli niezrównanš.
- Co się mówi?
- Nazywajš cię Lodowš Dziewicš - wycedziła Lea z
upodobaniem. - Podobno jeste najzimniejszš z kobiet i nie
obchodzi cię nic poza własnš osobš.
Po tych słowach zapadła cisza. Tess po raz pierwszy straciła
pewnoć siebie. Słyszała już ten przydomek, ale nie zdawała
sobie sprawy, że dotyczy włanie jej. Rozejrzała się. Inne
panny nagle bardzo się zainteresowały dywanem lub sufitem.
Anne milczała.
Tess musiała wezwać na pomoc wszystkie siły ducha, by
odzyskać spokój, ale wkrótce zdała sobie sprawę, że właciwie
ten przydomek jej się podoba... tak jak odwaga Lei.
Wciekłoć zniknęła, ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin