Matka Cobb Święta w perkalu.rtf

(21 KB) Pobierz

Matka Cobb

 

ŚWIĘTA W PERKALU

 

 

 

Kiedy wytworna młoda pani Cobb odrzuciła swe umiłowanie świata i stała się pokorną służebnicą Jezusa Chrystusa, zadziwiła mieszkańców Cazenovia w stanie Nowy Jork. Jej decyzja była tylko zewnętrznym symbolem głębokiej pracy Bożej łaski, która dała początek sześćdziesięcioletniemu życiu pełnemu ofiarności i natchnionemu Duchem. Jakiż splot wydarzeń mógł tak trwale zmienić cały bieg życia kogoś, kto posiadał wszelkie zalety niezbędne do zdobycia świata?

 

 

Eunice Parson przyszła na świat w lutym 1793 roku, w dobrze urządzo­nym domu w Litchfield w stanie Connecticut w USA. Choć jej rodzice nie byli wierzący, cała ósemka dzieci otrzymała staranne wykształcenie w za­kresie moralności. Jej matka była Uniwersalistką; ojciec prawdopodobnie nie miał zbyt wiele do czynienia z żadnym kościołem.

 

Pan Parson był dobrze prosperującym biznesmenem w branży krawiec­kiej, a jego córka doskonale znała się na strojach. Ojciec zmarł, gdy Eunice miała czternaście lat, a matka wtedy przeniosła się z rodziną do Cazenovia.

 

 

Młoda nastolatka była atrakcyjna, niska, miała jasną karnację, niebieskie oczy i falujące złote włosy, o które bardzo dbała i układała w sposób pod­kreślający jej urodę. Z powodu swej urody, stała się niezwykle próżna. Kiedy szła przejściem pomiędzy ławkami w kościele, lubiła słuchać szeles­tu swej jedwabnej sukni, a jej ubrania zawsze odpowiadały najnowszej modzie. Gdy szła ulicą cała wystrojona, bardzo dbała o swój wygląd; chcia­ła, by każdy szczegół jej stroju wyglądał tak, jak powinien. Uwielbiała tań­czyć i przez cały czas starała się zachować powagę i godność, które przycią­gały uwagę. Jej umiłowanie zabawy w połączeniu z niezwykłą atrakcyjno­ścią uczyniły ją duszą towarzystwa.

 

 

Jednak pomimo umiłowania świata i jego uciech, wspominała później: "Kiedy byłam małym dzieckiem, czułam, iż powinnam kochać Zbawiciela i przygotować się na życie z Nim w niebie. Nie pamiętam, abym kiedykol­wiek zaniedbała zmówienia modlitwy. Te słowa miały wielki wpływ na moje uczucia: 'Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie' ".

 

 

Kiedy Eunice miała dwadzieścia cztery lata, uświadomiła sobie, jak próżne jest jej życie. Choć w tym czasie jej wiedza na temat prawd duchowych była skromna, postanowiła odwrócić się od przyjemności tego świata. Nie cho­dziła więcej na tańce, zrezygnowała z niepotrzebnych ozdób i została człon­kiem Kościoła Prezbiteriańskiego. Rok później poślubiła Whitemana Cobba, dobrze zapowiadającego się młodego biznesmena. Nie był chrześcijaninem, lecz nigdy nie zapomniał o odprowadzeniu swojej młodej żony do kościoła.

 

 

W pierwszych latach jej małżeństwa, Metodyści, "ta sekta..., o której wszyscy źle mówili", zaczęli odprawiać swoje nabożeństwa. Ich kazania dotyczyły przede wszystkim grzechu i oddzielenia od świata, kładąc duży nacisk na świętość serca, jako rzecz niezbędną do prowadzenia chrześcijań­skiego życia i dostania się do nieba. Kiedy pani Cobb została zaproszona na wieczorne nabożeństwo, przyjęła zaproszenie nie po to, jak inni jej przyja­ciele, aby się naśmiewać, lecz aby uzyskać pomoc dla swojej duszy.

 

 

"To był błogosławiony czas", powiedziała, "byłam świadkiem takiej pro­stoty, takiej gorliwości, takiej pokory, że powiedziałam: 'To jest prawdziwie lud Boży', a moje serce biło razem z nimi".

 

Podczas tych nabożeństw Eunice odczuwała takie wzmocnienie swego życia duchowego, że następnego roku powiedziała prezbiteriańskiemu pas­torowi, iż zamierza dołączyć do Metodystów. Ten przekonywał ją, że jeśli posiadała jakąkolwiek iskrę Bożego ognia, powinna jej użyć do rozniecenia płomienia pośród Prezbiterian. Odpowiedziała, że ona sama potrzebuje cie­pła wielkiego ognia.

 

 

Wkrótce po tym, dotarł do niej werset z Listu do Hebrajczyków: "Zwróćmy się ku rzeczom wyższym". Kiedy czekała na Boga, On odsłonił przed nią stan jej naturalnego serca, z jego uczynkami pychy i miłością świata. Chociaż młoda niewiasta przyjęła skromny styl ubierania, Bóg pokazał jej, że jeśli chodzi o jej osobę, musi obyć się bez wielu zbytecznych rzeczy. Gdy tak modliła się, umocniło się w niej przekonanie, że całe jej zachowanie musi cechować najwyższa prostota. Później tak to opisała:

 

"Doskonała miłość przebywa jedynie w łonie prostoty, gdyż zgodnie z przykładem Chrystusa i apostołów, prawdziwa religia jest silna w prostocie".

 

 

Prawdopodobnie dlatego, że kiedyś tak wiele dla niej znaczyło pokaza­nie się, aby zupełnie oddzielić się od wszelkiego świeckiego przepychu, pani Cobb postanowiła naśladować przykład Jezusa, który "będąc bogatym stał się dla nas ubogim". Zdecydowała obywać się bez kosztownego powozu swego męża. Zamiast tego wybrała pieszą wędrówkę, identyfi­kując się przez to z pokornymi biedakami. Obcięła swoje piękne loki i zaczęła nosić czepek. Jej suknie zrobione były z niebieskiego perkalu.

 

 

Choć decyzja przyjęcia ubóstwa bardzo upokarzała jej dumę, pragnienie czystości było w niej tak silne, iż postanowiła zapłacić każdą cenę. Kiedy poszła sama do pobliskiego lasu, aby się modlić, jej stęsknione serce zostało ukojone.

 

"Jakąż walkę toczyłam z mocami ciemności! Przez długi czas zmaga­łam się w modlitwie. Potem powiedziałam: 'Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy i nie wstanę z tego miejsca, dopóki Bóg czegoś nie uczyni'. Teraz by­łam gotowa stać się wszystkim lub niczym dla Chrystusa.

 

W tym momencie moja modlitwa została wysłuchana; moja walka za­kończyła się, moja niewysłowiona tęsknota została ukojona. Natychmiast też dotknęła mnie moc z wysokości. Jezus objął mnie w Swe posiadanie. Stopiłam się jak wosk w ogniu; chwała zastąpiła modlitwę, a moja dusza wypełniła się miłością. W jednej chwili zobaczyłam, że to było uświęcenie. Cóż za uciszenie, jakiż słodki pokój zstąpił - doskonały pokój! Żadna eksta­za, jedynie zdumienie z powodu tego, co właśnie sobie uświadomiłam. Ża­den język nie jest w stanie tego opisać. Mój pokój był jak rzeka."

 

 

Chociaż jej droga przez życie była pełna pokory i przez to mniej znana, pani Cobb stanowi wybitny przykład uświęcenia. Jej życie tchnęło duchem modlitwy. Wcześnie rano rodzina znajdowała ją na kolanach z otwartą Bi­blią, szukającą prowadzenia Bożego.

 

"Dziś rano wstałam o czwartej. Jakże czysty jest umysł! Jak wielka ra­dość z wypełniania przykazań! 'Którzy mnie gorliwie szukają, znajdu­ją mnie'. To ci, którzy 'zechcą być posłuszni', 'będą spożywać z dóbr ziemi'.

 

Tego ranka miałam wyrzuty sumienia, ponieważ zostałam w łóżku dłu­żej niż zazwyczaj. Zastanawiam się, jak mogłam drzemać, skoro jedynie wtedy, gdy wstaję wcześnie, mam na wszystko czas. Nigdy nie wydawałam się sobie tak mała, jednak podtrzymuje mnie Jego wszechmocna siła."

 

 

Pani Cobb przekonała kilku ze swoich przyjaciół, aby każdego piątku przyłączali się do jej postu i modlitwy o mieszkańców Cazenovia. Raz w roku osobiście odwiedzała każdą rodzinę w mieście, modląc się z nimi i wskazując im drogę do Chrystusa. Wyciągała swą rękę w stronę potrzebu­jących, a kiedy sama nie miała już co dać, prosiła o pomoc tych, którzy byli w stanie pomóc.

 

Naturalną koleją rzeczy, styl jej życia zrodził sprzeciw ze strony jej męża, matki, braci i sióstr. Ci, którzy kiedyś byli jej bliskimi przyjaciółmi, teraz, gdy ją widzieli, przechodzili na drugą stronę ulicy, nie zauważając nawet jej obecności. Takie zachowanie głęboko ją raniło i przez jakiś czas nieprzyja­ciel jej duszy okrutnie drwił z niej.

 

Pewnego wieczoru, pani Cobb weszła do swojej komnaty, aby się modlić, a jej niezadowolony mąż przekręcił klucz w zamku, zamykając ją na całą noc. Kiedy następnego ranka ją wypuścił, jej reakcją na jego nieuprzejmość były słowa: "Dzień dobry. Tak dobrze mi się modliło o ciebie".

 

 

Jej mąż przez jakiś czas złożył śluby i uczestniczył w nabożeństwach Metodystów. Przez kilka lat był liderem klasy, lecz potem odszedł od Boga. W 1835 roku postanowił przenieść się z rodziną dalej na zachód i osiedlał się w pobliżu dzisiejszych miast Laporte w stanie Indiana i Marengo wstanie Illinois. Miał nadzieję, że dzięki temu oddzieli żonę od duchowych wpływów w Cazenovia, które winił za jej religijne przekonania.

 

W tych rejonach życie było prymitywne, lecz Matka Cobb, jak ją nazy­wano, motywowana miłością do ludzi, chodziła od chaty do chaty, organi­zując spotkania modlitewne i mówiąc o Bogu każdemu, kogo spotkała. Pokonując pieszo wielomilowe odległości, ta niestrudzona zdobywczyni dusz, modliła się z pogrążonymi w smutku, odwiedzała chorych i ostrzegała lekkomyślnych. Jeśli w karczmie zanosiło się na bójkę, samo wspomnienie Matki Cobb uspokajało mężczyzn.

 

 

Notatki z jej pamiętnika pokazują, jak daleko idące były jej starania w pracy dla Pana:

 

"Styczeń 1838. Spędziłam w Chicago godzinę, rozmawiając z kilkoma ludźmi na temat ważności bycia przygotowanym na śmierć. Miałam na sercu pewne młode niewiasty z domu publicznego. Ostrzegłam je i modliłam się za nimi.

 

Piątek. Był to błogosławiony dzień spędzony na odwiedzaniu krymina­listów tu więzieniu. Bóg dał mi niezwykłego ducha modlitwy o moich synów i drogą młodzież naszego kraju.

 

25 maj. Kiedy rozmawiam z nienawróconą osobą, pragnę mieć ten święty zapał, aby moje łzy świadczyły o mojej szczerości. Nie mogę być bezczynna A trwać w łasce. Muszę starannie wykorzystywać czas. Chcę oddychać peł­nią ducha misyjnego".

 

 

Po trzydziestu latach wiernego siania, działalność Dr Johna Redfielda w tej okolicy została uwieńczona wylaniem Ducha Świętego. Dla tych, którzy wiedzieli o usilnych błaganiach i niezmożonych wysiłkach Matki Cobb, oczy­wistym było, że to właśnie ona utorowała drogę temu wydarzeniu w stop­niu, który jedynie wieczność może odsłonić.

 

Służba Dr Redfielda, który z natchnienia Ducha głosił ewangelię, z pew­nością zaspokoiła jej pragnienia. Pamiętnik matki Cobb odkrywa to, co le­żało jej na sercu.

 

 

"Chcę widzieć płonącą kazalnicę; tak, płonącą kazalnicę. Jeśli cokol­wiek na tym świecie ma płonąć, to jest to kazalnica. Powinna promieniować intensywnym ciepłem i wypalać drogę do serc ludzkich. Ogień powinien ogarnąć Księgę na świętym stole, podskakiwać na parapecie i rozżarzyć podłogę pod stopami wszystkich słuchaczy.

 

Kiedy ambasador nieba tutaj stoi, aby przekazać poselstwo Ewangelii, jego oczy powinny być płomienne, jego język powinien być ognistym języ­kiem, a cała jego wypowiedź powinna być ogarnięta ogniem - ogniem z trzeciego Nieba - ogniem z tronu Bożego. Idź, sługo Pański! Przymuszaj tych, którzy przebywają pomiędzy opłotkami grzechu i na drogach wiodą­cych do piekła.

 

11 grudzień. Och, więcej robotników do tych żniw! I będziemy ich mieli, kiedy otrzymamy chrzest ognia. Zakopane talenty we wszystkich naszych zborach - uzdolnione, wykształcone niewiasty, które mogłyby być mocą Bożą dla swojego pokolenia, kiedy żyją; a kiedy umrą, ich działania podą­żałyby za nimi - ci wszyscy nie liczą się w Kościele, jeśli chodzi o chęć życia całkowicie dla Boga. Och, więcej śniętych niewiast!"

 

 

Moglibyśmy zapytać, co było tajemnicą sześćdziesięcioletniego życia Matki Cobb w duchowym zwycięstwie i błogosławieństwie. Było to całkowite poleganie na Bogu.

 

"Jestem głęboko przekonana", powiedziała, "że korzeniem wszelkiego grzechu jest zagubienie Boga i znalezienie siebie w Jego miejsce. Wciąż wi­dzę świętość jako zgodę na zanurzenie się w mojej własnej nicości, aby Bóg mógł być uwielbiony w mojej duszy."

 

 

W innym fragmencie pamiętnika, zadaje pytania:

 

"Jak mogę uchronić się od grzechu? Poprzez ciągłe obmywanie się we krwi Chrystusa, chwila za chwilą. Kiedy serce przebywa w oczyszczającym źródle, utrzymywane jest w czystości. Jeśli wątpisz, biegnij do oczyszczają­cej krwi. Uchwyć się tego daru na nowo, chwila za chwilą. Korzystam ze wszystkiego, co nabyła Twoja krew, ponieważ Ty obiecałeś i jesteś wierny w Swych obietnicach, że przebaczysz nam nasze grzechy i oczyścisz nas od wszelkiego grzechu.

 

Chrystus nie mówi, że ten, kto przyszedł nie będzie łaknął, lecz ten, kto przychodzi, wskazując na nieustanne i ciągłe przychodzenie, bezustanne karmienie się niebiańskim chlebem. Nawet ukryta manna musi być spoży­wana, aby mogła zaspokoić łaknienie; dusza, tak jak i ciało, musi przyjmo­wać swój powszedni chleb, lub będzie głodować i opadnie z sił. Również ten, 'kto pije wodę', nie będzie nigdy pragnął. Nie ten, który raz skosztował, a teraz zapomniał o źródle wody żywej jest tym, który nigdy nie pragnie. Tajemnicą naszego nie zadowolenia jest opieranie się na przeszłych doświad­czeniach. Zapominając o tym co za nami, przychodźmy każdego dnia do Chrystusa i przyjmujmy na nowo Jego życie".

 

 

Jej pamiętnik odkrywa głębokie pragnienie ponownego chrztu Duchem Świętym.

 

"Czuję silne pragnienie wspanialszego chrztu Duchem Świętym i ogniem. Niech ono zstąpi na Kościół, abyśmy mogli otrzymać moc! Cóż możemy zdzia­łać bez żywej obecności boskiego wpływu? Jeśli nie ma tego na naszych ołta­rzach, nasza ofiara będzie daremna; nasze ceremonie, choć pouczające, będą bez życia ".

 

4 grudzień. Jestem przed tronem, oczekując chrztu Duchem Świętym z mocą i ogniem. Wtedy będę miała siłę do pracy. Modlitwy, potężne, natar­czywe, powtarzane, jednomyślne modlitwy; ojcowie, dzieci, pastor i zborownicy, bogaci i biedni, uzdolnieni i prości, wszyscy zjednoczeni w woła­niu do Boga, aby On się nas dotknął, jak w dniach prawicy Najwyższego i nasycił nas Duchem Chrystusowym i ciepłem, aby rozgrzał nas, rozpalił i uczynił płomieniem ognia. Jednomyślne powtarzanie takiego wołania osią­gnie swój cel, a zstępująca moc Boża uczyni z nas gigantów, odświeżonych nowym winem".

 

 

Matka Cobb wcześniej w swym życiu zauważyła, że post i modlitwa przynosi efekty.

 

"Przez ponad dziesięć lat obserwowałam postępy religii pośród Metodys­tów i odkryłam, że ci, którzy poszczą i modlą się, są najbardziej duchowi. Post powoduje ożywienie mocy wiary. W ciągu jednego dnia - ba, nawet w ciągu jednej godziny, cale dzieło może zostać dokonane. Panie, pomóż nam!

 

Jaką cudowną społeczność mam z błogosławionym Duchem nie tylko w dzień, ale i w nocy. We wszystkim widzę Boga. Wielkim błogosławień­stwem dla mojej duszy jest wstać o dwunastej w nocy i modlić się. Modlitwa jest oddechem duszy. Modlitwa bez wiary jest uderzaniem w powietrze. Te krzyże, które podnosimy w hańbie i wstydzie w końcu stają się zwycięskie, także i w tym życiu.

 

Może zbyt mało myślimy o modlitwie - modlitwie wstawienniczej - bez­pośrednich prośbach o innych, przynosząc ich potrzeby - wszystko, co dla nich pragniemy, przed Boży tron. Nie uderzymy tak, jak powinniśmy. Jakże mogłoby to pomóc tym, którym chcemy usłużyć, przenikając do serc, których nie potrafimy otworzyć, ochraniając tych, do których nie potrafimy przema­wiać; pocieszając tam, gdzie nasze słowa nie mają mocy ukoić; podążając za naszymi bliskimi poprzez trudy i znoje dnia, podnosząc ich brzemiona niewidzialną ręką. W nocy żadna służba nie jest tak podobna do anielskiej - cicha, niewidoczna, znana jedynie Bogu. Poprzez nas zstępuje błogosła­wieństwo i jedynie do Niego wznosi się dziękczynienie. Na pewno żadne zadanie nie przybliża nas do Boga tak, jak gorliwa, szczera modlitwa. W słowach: 'gdybyśmy tylko więcej mówili Bogu o ludziach, niż ludziom o Bogu' ukryta jest głębia mądrości."

 

 

Mała, stara kobieta w perkalu szła naprzód, nie obawiając się żadnej pogody, miłując wszystkie dusze, modląc się, poszcząc i radując się spo­łecznością z Ojcem, który dał jej nieopisane bogactwo. Jednak życie w od­dzieleniu miało swoje chwile bólu. Nawet jej lider powiedział do niej: "Sio­stro Cobb, przynosisz nam wstyd. Twojego stroju nie wypada nosić w miejs­cu publicznym. Gdybyś ubierała się trochę podobniej do innych ludzi, miała­byś na nich większy wpływ. Tolerujemy cię jedynie z powodu twojego wieku".

 

 

Kiedy podczas jej ostatniej choroby odwiedziło ją kilku przyjaciół, zapy­tali: "Matko Cobb, czy żądło śmierci zostało wyjęte?"

 

"Tak, Chwała!"

 

"Czy zamierzasz zamienić swój niebieski perkal na białą szatę?"

 

"Tak, Chwała! Chwała! Chwała!"

 

"Miałaś bardzo szczególny strój. Czy nie uważasz, że było to zbyteczne?"

 

"Och, nie. Chwała! Alleluja! Warto było!".

 

W przeciągu kilku godzin, usta, które poruszały się w błogosławieństwie na ziemi, zostały uciszone na zawsze.

 

 

 

CYTATY MATKI COBB

 

 

Świat wypełniający serce zniszczył miliony nieśmiertelnych dusz. Chrześcijanin powinien czuwać i modlić się, aby szatan i świat nie znaleźli nie chronionego wejścia do jego serca. Musimy czuwać, aby nasze uczucia nie odwróciły się od Boga.

 

 

Pismo Święte tak bardzo przewyższa wszystko. Kiedy jego bogactwo i piękno otwiera się przed nami, zauważamy, tak jak królowa Saby: "Nie powiedziano mi ani połowy". Są czymś więcej, niż flakony wy­pełnione balsamem Gileadu. Otwierają przed nami całą rozkosz raju.

 

 

Tutaj, w rozszczepieniu skały, znajdują się krople tego, co jest słod­sze niż miód. Tutaj dusza znajduje drzewo życia, które jest pośrod­ku Bożego raju. Siadamy w Jego cieniu z wielką rozkoszą, a Jego owoc jest słodki dla naszego podniebienia. Zostajemy napełnieni Bożym pokojem i uciekamy od zalewu ziemskiego zła, prowadzeni ręką Jezusa do arki wiecznego schronienia.

                                                                                               Matka Cobb

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin