Hitchcok Alfred - Przygody Trzech Detektywow 32 - Tajemnica Płomiennego Oka.pdf

(520 KB) Pobierz
Hitchcock Alfred - Tajemnica P³omiennego Oka
ALFRED HITCHCOCK
TAJEMNICA
PŁOMIENNEGO OKA
PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW
(PrzełoŜyła: MIRA WEBER)
Alfred Hitchcock pozdrawia
Witajcie, miłośnicy zagadek. Jeśli lubicie niesamowite sytuacje niebezpieczeństwa,
sięgnęliście po właściwą lekturę. Przyłączcie się zatem do zespołu Trzech Detektywów, na
których tym razem czeka tajemnicza wiadomość, niezwykły spadek, złowieszczy męŜczyzna z
Indii i wiele innych niespodzianek.
Tym z Was, którzy zdąŜyli juŜ wcześniej poznać moich młodych przyjaciół, proponuję, by
opuścili wstęp i zabrali się od razu do czytania pierwszego rozdziału. Pozostałym przedstawiam
Jupitera Jonesa, Pete’a Crenshawa i Boba Andrewsa, czyli Trzech Detektywów, bo tak właśnie
siebie nazwali. Ich dewiza brzmi: „Badamy wszystko”. Nie ma w tym stwierdzeniu ani trochę
przesady. Skromnie mówiąc, dotychczas udało im się rozwiązać zagadkę zielonego ducha,
nawiedzonego zamku, szepczącej mumii i wiele innych nieco dziwacznych spraw.
Jupiter Jones ma znakomity zmysł obserwacji i zdolność do wyciągania wniosków. Pete
Crenshaw wkracza wtedy, gdy potrzebna jest siła mięśni, Bob Andrews natomiast, najbardziej ze
wszystkich rozmiłowany w nauce, doskonale prowadzi badania. Razem tworzą wspaniały
zespół.
Mieszkają w Rocky Beach, kalifornijskim miasteczku leŜącym zaledwie kilka kilometrów od
Hollywoodu. Kwaterę Główną urządzili sobie na terenie składu złomu, naleŜącego do Matyldy i
Tytusa Jonesów, cioci wujka Jupitera.
Myślę, Ŝe tyle wstępu wystarczy. Pora na opowieść.
Alfred Hitchcock
ROZDZIAŁ 1
Alfred Hitchcock telefonuje do Trzech Detektywów
To był pracowity dzień w składzie złomu Jonesów. Ciotka Matylda zagoniła do roboty
Jupitera i jego dwóch przyjaciół, Boba i Pete’a, a sama usadowiła się na ogrodowym krzesełku z
kutego Ŝelaza, stojącym obok schludnego małego budyneczku, w którym miała swoje biuro, i
bacznie obserwowała, jak chłopcy uwijają się przy rozładowywaniu półcięŜarówki, pełnej
najświeŜszych nabytków Tytusa Jonesa.
— Jupiterze! — zawołała w pewnej chwili. — Przynieś z samochodu wszystkie posągi. Bob i
Pete niech ci pomogą. Ustawcie je rzędem na stole, Ŝeby się ładnie prezentowały.
Miała na myśli gipsowe podobizny sławnych ludzi, starannie ułoŜone na płachtach brezentu z
tyłu półcięŜarówki. Dokładnie mówiąc, nie były to posągi, lecz popiersia, rozmiaru mniej więcej
polowy wielkości popiersi ludzkich. Podobne rzeźby stoją na postumentach w niektórych
muzeach i bibliotekach.
Jupiter, Pete i Bob wdrapali się na półcięŜarówkę i popatrzyli na gipsowe głowy. Pomyśleli,
Ŝe chyba nikt specjalnie nie marzy o posiadaniu czegoś takiego. Trzynaście popiersi, szarawych
od osiadającego na nich przez lata kurzu, nie prezentowało się zbyt imponująco. Na
kwadratowych podstawach były wyryte nazwiska osób, które wyobraŜały.
— Juliusz Cezar, Oktawian August, Dante, Homer, Francis Bacon, Szekspir — przeczytał
Jupiter. — Same sławne postacie.
— August Mocny — dodał Bob. — Nigdy o kimś takim nie słyszałem.
— Ani ja o Ŝadnym Lutrze czy Bismarcku — wtrącił się Pete, wskazując na dwa popiersia o
srogim wyglądzie.
— Ale za to wiesz, kim byli królowa Wiktoria, Waszyngton, Franklin i Lincoln — powiedział
Jupiter.
— Jasne — zgodził się Pete. — Zacznijmy od Waszyngtona. — Schylił się, by podnieść
popiersie przedstawiające pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych. — Ojej, ale to cięŜkie
— jęknął.
— UwaŜaj, Pete! — krzyknęła pani Jones. — To cenny przedmiot. Artystyczna robota.
Zamierzam wziąć za niego całe pięć dolarów.
— Zejdę na ziemię, a ty mi podasz tego Waszyngtona — powiedział Jupiter.
Pete przyklęknął i powoli spuścił prezydenta w ramiona Pierwszego Detektywa. Jupiter
mocno objął gipsową postać i cofnął się chwiejnym krokiem. OstroŜnie postawił popiersie na
stole i otarł pot z czoła.
— Ciociu, myślę, Ŝe powinniśmy poczekać na Hansa i Konrada. My moŜemy upuścić którąś z
figur.
— Chyba masz rację — przyznała pani Jones, uwaŜnie obserwująca kaŜdy ruch chłopców. —
Straciłabym pięć dolarów. Wobec tego na razie jesteście wolni. Zwołajcie sobie klubowe
spotkanie czy jak to tam nazywacie.
Bob, Pete i Jupiter załoŜyli niegdyś klub miłośników zagadek, który później przekształcili w
młodzieŜową firmę detektywistyczną. JednakŜe do pani Jones nigdy w pełni nie dotarło, Ŝe
chociaŜ nadal rozwiązują zagadki i dla zabawy biorą udział w róŜnych konkursach, to naprawdę
interesują ich prawdziwe tajemnicze sprawy i właśnie im poświęcają czas.
Matylda Jones wiedziała, Ŝe w rogu składu złomu Jupiter ma warsztat, wyposaŜony w róŜne
narzędzia prasę drukarską. Chłopcy zarzucili pomieszczenie stertą materiałów budowlanych, by
nie dojrzały go niepowołane oczy. Ciotka nie miała jednak pojęcia, Ŝe w pobliŜu warsztatu
chłopcy urządzili równieŜ Kwaterę Główną, miejsce spotkań zespołu Trzech Detektywów.
Kwatera mieściła się w starej przyczepie kempingowej, uszkodzonej niegdyś w wypadku. Pan
Jones nie zdołał jej sprzedać, więc podarował ją Jupiterowi, by miał gdzie się spotykać z
przyjaciółmi. W ciągu ostatniego roku chłopcy z pomocą Hansa i Konrada, krzepkich
jasnowłosych Bawarczyków, tak dokładnie obłoŜyli ją wszelkiego rodzaju złomem, Ŝe była
praktycznie niewidoczna z zewnątrz i moŜna się było do niej dostać jedynie przez sekretne
wejścia.
W Kwaterze mieściło się niewielkie biuro wyposaŜone w biurko, telefon, magnetofon, szafkę
inne niezbędne rzeczy. Obok biura było równie małe laboratorium i ciemnia fotograficzna.
Większość przedmiotów pochodziła ze złomu i dopiero Jupiter wraz z przyjaciółmi przywrócił
im dawną świetność.
Detektywi zbliŜali się juŜ do swojej siedziby, kiedy na teren składu złomu wjechała mała
półcięŜarówka. Prowadził ją Konrad, a obok niego siedział Tytus Jones, niewysoki męŜczyzna z
ogromniastymi wąsami, które dominowały w całej jego postaci. Hans, drugi z braci
Bawarczyków, zajmował miejsce w tyle pojazdu, obok załadunku.
Samochód zatrzymał się i pan Jones wysiadł z kabiny kierowcy. Chłopcy zauwaŜyli, Ŝe tym
razem cięŜarówka była wyładowana duŜą liczbą krawieckich manekinów. Wyglądały dosyć
przedziwnie. Wykonane z metalowych prętów, obciągniętych czarnym materiałem, kształtem i
wielkością przypominały postaci kobiet, ale były pozbawione głów, a zamiast stóp miały
metalowe stojaki. Niegdyś podobne manekiny posiadała niemal kaŜda rodzina, a panie domu,
szyjąc ubrania, przymierzały je właśnie na takich figurach. W dzisiejszych czasach jednak
rzadko kto ich uŜywa.
Pani Jones zerwała się na równe nogi i złapała za głowę.
— Aniołowie Pańscy i wszyscy święci — krzyknęła. — Czyś ty rozum postradał, Tytusie?
Jak, na Boga, zamierzasz sprzedać tyle starych krawieckich manekinów?
— Coś wymyślimy. Znajdziemy dla nich jakieś zastosowanie — odparł z niezmąconym
spokojem jej mąŜ.
Tytus Jones był dość niezwykłym handlarzem złomu: kupował wiele rzeczy wyłącznie
dlatego, Ŝe wzbudziły jego zainteresowanie, i nie troszczył się o to, czy zdoła je sprzedać.
Zazwyczaj jednak udawało mu się w końcu nieźle na nich zarobić.
— Jupiterze, rusz głową i pomyśl, jak wykorzystać stare manekiny — polecił bratankowi.
— Mogą stanowić cel dla łuczników — odparł natychmiast Pierwszy Detektyw. — KaŜdy
klub chętnie je kupi, by jego członkowie mieli do czego strzelać.
Wuj Tytus zastanowił się przez chwilę.
— Niezły pomysł — stwierdził. — Próbuj dalej. Aha, zauwaŜyłem, Ŝe zaczęliście
rozładowywać moją wspaniałą kolekcję gipsowych popiersi. Niezwykły zakup, trzeba przyznać.
Artystyczne cacka.
— W pierwszej chwili nie mogłam pojąć, po co je kupiłeś — powiedziała Matylda Jones. —
Ale teraz chyba wpadłam na pomysł, w jaki sposób moŜemy się ich pozbyć. Zareklamujemy je
jako ozdoby do ogródków. Wyglądałyby świetnie na słupkach ustawionych między rabatami
kwiatów i krzewami.
— Wiedziałem, droga Ŝono, Ŝe mogę na ciebie liczyć — ucieszył się wuj Tytus. — Trafiłaś w
sedno! Hans i Konrad, rozładujcie do końca cięŜarówkę z popiersiami. UwaŜajcie, Ŝeby się nie
poobtłukiwały.
Usiadł w cieniu i zaczął palić fajkę, a tymczasem jego pomocnicy zdejmowali z samochodu
gipsowe postaci.
— Trafiłem na te popiersia w wielkim starym domu, stojącym w kanionie między wzgórzami.
Jego właściciel zmarł niedawno. Niestety, wszystkie meble i dywany zostały sprzedane, nim
zdąŜyłem tam dotrzeć. Nie zostało nic poza rupieciami, na które nie znaleźli się amatorzy: tymi
popiersiami, jakimiś ksiąŜkami, zegarem słonecznym i paroma ogrodowymi meblami. Kupiłem
więc to, co było.
Zamilkł, pykając fajeczkę. Jupiter, Pete i Bob skorzystali z okazji wymknęli się do warsztatu.
— Jejku! — westchnął Pete. — JuŜ myślałem, Ŝe twoja ciotka kaŜe nam pracować przez cały
dzień.
— Zrobiłaby to z ochotą, gdyby się nie bała, Ŝe moŜemy upuścić na ziemię któreś z popiersi
— odparł Jupiter. — Ciotka Matylda nie znosi tracić pieniędzy.
— Czym się zajmiemy? — spytał Pete. — Nie mamy Ŝadnej zagadki do rozwiązania.
Przejrzyjmy mapy starych miast-widm na pustyni, które zamierzamy kiedyś spenetrować.
— MoŜemy takŜe spróbować rozwiązać konkurs — rzucił pomysł Bob. — Pierwszą nagrodą
jest wycieczka na Hawaje dla dwóch osób.
— A więc... — zaczął Jupiter, ale w tej samej chwili zaświeciła się czerwona lampka,
zamocowana na tablicy ponad prasą drukarską.
— Chłopaki! Ktoś do nas dzwoni! — wrzasnął Bob.
— MoŜe chce, abyśmy rozwikłali jakąś tajemnicę — powiedział z nadzieją Jupiter.
Pete zdąŜył juŜ zdjąć Ŝelazną kratę, zamykającą wejście znajdujące się za prasą drukarską.
Wśliznął się do ogromnej karbowanej rury, która prowadziła do ukrytej pod stertą złomu
przyczepy kempingowej. Chłopcy nazywali to tajne przejście Tunelem Drugim. Bob i Jupiter
ruszyli w ślad za przyjacielem. Pete popchnął klapę w podłodze i Trzej Detektywi wspięli się do
maleńkiego biura, mieszczącego się w Kwaterze Głównej.
Telefon naprawdę dzwonił. Jupiter chwycił słuchawkę.
— Halo! Tu Jupiter Jones.
— Witaj, Jupiterze — usłyszeli wszyscy przez głośnik przymontowany do telefonu. Nie mieli
wątpliwości, do kogo naleŜy ten serdecznie brzmiący głos. Alfred Hitchcock, sławny reŜyser i
scenarzysta, zaprzyjaźnił się z chłopcami i został ich doradcą. Wiadomo było, Ŝe kiedy dzwoni,
zazwyczaj ma dla nich w zanadrzu jakąś ciekawą sprawę do rozwiązania.
— Co za miła niespodzianka — ucieszył się Jupiter. — Czym moŜemy słuŜyć?
— Mam nadzieję, Ŝe nie jesteście teraz bardzo zajęci. Syn mojego przyjaciela przyjechał tutaj
i potrzebuje pomocy. Sądzę, Ŝe właśnie ty, Pete i Bob moŜecie mu jej udzielić.
— Postaramy się — powiedział Jupiter. — Jakie kłopoty ma pański przyjaciel?
— Ktoś zostawił mu coś wartościowego — wyjaśnił Alfred Hitchcock. — Niestety, chłopiec
nie ma pojęcia, co to moŜe być i gdzie naleŜy tego szukać. Zatrzymał się w hotelu „Imperial” w
Hollywoodzie. Spotkajmy się tam jutro rano o dziesiątej, dobrze? Wtedy sam wam wszystko
opowie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin