Nurowska Panny i wdowy, zniewolenie.txt

(426 KB) Pobierz
Maria Nurowska
               Panny i wdowy
Zniewolenie

"Niezale�na Oficyna 
        Wydawnicza", Warszawa 1991

Przystanek po drodze - 
        pomy�la�a z lekk� ironi� - 
        tylko... do jakiego �ycia.
          Czym by�o do tej pory jej 
        �ycie? Zb�dnym luksusem, ci�kim 
        obowi�zkiem czy te� mo�e 
        wyst�pkiem przeciw boskim i 
        ludzkim prawom... Co czeka j� u 
        ko�ca tej drogi? Wyzwolenie z 
        k�amstwa czy brni�cie w nie 
        dalej. Wszystko czego 
        do�wiadczy�a w ci�gu ostatnich 
        dni, by�o jak ma�o realny sen. 
        Narodziny dziecka Mani, rozpacz 
        Karoliny, wyjazd z domu. I oto 
        siedzi przy stoliku w ma�ej 
        dworcowej restauracji gdzie� na 
        granicy dw�ch �wiat�w, Europy i 
        Azji... Rosja objawi�a jej si� 
        jako obszar brudu i n�dzy. Ci 
        wszyscy ludzie patrz�cy spode 
        �ba, z ukryt� gro�b� w oczach. 
        Tak to odbiera�a, nie daj�c si� 
        zwie�� tej niby pokorze w 
        twarzach. Nieokie�znany �ywio� - 
        pomy�la�a, kiedy ci ludzie 
        schodzili z drogi daj�c miejsce 
        saniom. Siedzi teraz w pustej 
        sali dworcowej restauracji. Od 






        strony bufetu spieszy kelner, 
        jaki� groteskowy na tle grozy 
        czekaj�cej za oknem i grozy w 
        niej samej.
          - Co ja�niepani sobie �yczy? - 
        pyta po rosyjsku.
          Ewelina prawie nie zna tego 
        j�zyka. Jak ma wi�c do niego 
        m�wi�, po polsku? Po francusku?
          - Co imiejetie? - b�ka 
        wreszcie.
          - Jest sa�atka z �ososia, ale 
        przed tak� dalek� drog� trzeba 
        zje�� co� gor�cego.
          Ewelina spogl�da na niego 
        zaskoczona. On si� u�miecha.
          - Jak u nas pojawia si� 
        prawdziwa dama, to znaczy, �e 
        jedzie tam!
          Wskazuje za siebie, Ewelina 
        odwraca si� i widzi, �e kilkoro 
        oberwanych dzieciak�w przylepia 
        nosy do szyby. U�miecha si� do 
        nich. Dzieci znikaj�. Cz�sto 
        zastawa�a twarz Karoliny w oknie 
        swojego pokoju. Tak samo 
        umorusana buzia. Karolina... 
        zawsze by�y z ni� k�opoty. Ich 
        ochmistrzyni, droga, nieoceniona 
        Katarzyna, wzdycha�a: powinna 
        urodzi� si� ch�opcem. Ale w ich 
        rodzinie rodzi�y si� 
        dziewczynki, a kiedy trafi� si� 
        ch�opak, schodzi� z tego �wiata 
        w tragicznych okoliczno�ciach, i 
        to w wieku dzieci�cym. Zabija� 
        go koklusz albo szkarlatyna, 
        albo jaka� zupe�nie niegro�na 
        choroba, na przyk�ad katar. Tak 
        by�o z jej starszym bratem 
        J�zefem. Przezi�bi� si�, kichn�� 
        par� razy i ju� nie wsta� z 
        ��ka. M�czy�ni pojawiali si� w 
        Lechicach z zewn�trz, poza 
        ojcem, ale on te� przecie� 
        pojawi� si� w pa�acu jako 
        staraj�cy si� o r�k� matki 
        Eweliny. Pa�ac... prawie 
        zobaczy�a go od strony alei 
        wjazdowej. �amany spadzisty dach 
        kryty gontem, bia�e ramy okien i 
        pobielony ganek uk�adaj�cy si� w 
        czterokolumnowy klasyczny 
        portyk. Fronton pa�acu by� 
        jednocze�nie frontonem jej 






        �ycia, ono toczy�o si� przecie� 
        w cieniu tych pobielonych 
        kolumn, a tak�e w otoczeniu 
        porozwieszanych na �cianach w 
        hallu obraz�w przodk�w. To 
        wszystko zobowi�zywa�o. Kiedy 
        przesz�o dwadzie�cia lat temu 
        wsun�a si� do pokoju matki 
        pe�na obaw, a nawet buntu, tamta 
        powiedzia�a zdecydowanym tonem: 
        - Ewelino, �ycie to przede 
        wszystkim obowi�zek, szczeg�lnie 
        dla nas, kobiet... I Ewelina 
        pos�ucha�a. Wysz�a za m�� za 
        starszego o dwadzie�cia lat 
        kuzyna, do kt�rego nie czu�a nic 
        poza rodzinnym przywi�zaniem. 
        Cyprian by� bardzo przystojny, 
        wysoki, o wyrazistej twarzy, w 
        kt�rej centraln� cz�� stanowi�y 
        oczy, ciemne, na wp� przykryte 
        powiekami. Sprawia�o to 
        wra�enie, jakby Cyprian by� 
        pogr��ony w my�lach, i nie 
        bardzo wiedzia�, co si� dzieje 
        dooko�a. Czasami wydawa�o jej 
        si�, �e on nie bardzo orientuje 
        si�, gdzie jest i kto stoi obok. 
        Nie przeszkadza�o jej to, by�o 
        jej nawet na r�k�. Lata, kt�re 
        wsp�lnie prze�yli, nie potrafi�y 
        niczego w niej zmieni�, jej 
        serce nie zabi�o �ywiej na jego 
        widok. Dopiero kiedy spotka�a 
        Jana, zrozumia�a, czym jest 
        mi�o�� kobiety do m�czyzny. To 
        by�o takie dziwne, zupe�nie 
        jakby los przys�a� go jej w 
        prezencie. Lechickie konie 
        posz�y do lasu, do powstania, i 
        jeden z nich po bitwie, kiedy 
        oddzia� zosta� doszcz�tnie 
        rozbity, po prostu wr�ci� do 
        domu, przywo��c ze sob� na 
        siodle ci�ko rannego powsta�ca. 
        Ewelina by�a wtedy w pokoju na 
        g�rze, us�ysza�a jakie� 
        zamieszanie i wyjrza�a przez 
        okno. Zobaczy�a konia stoj�cego 
        przed gankiem, z opuszczon� 
        g�ow�. Przewieszony przez siod�o 
        m�czyzna w burej, ch�opskiej 
        sukmanie, wydawa� si� bez �ycia. 
        Ta sukmana... Ewelina od razu 
        wiedzia�a, kim jest ten 






        cz�owiek. Zesz�a na d�, wyda�a 
        dyspozycje:
          - Je�eli �yje, zanie�cie go na 
        sam� g�r�.
          Oznacza�o to, �e nale�y 
        zanie�� rannego do pokoiku na 
        poddaszu, do kt�rego wchodzi�o 
        si� przez strych. Trzymano tam 
        jakie� rupiecie, zu�yte meble. 
        S�u��cy w mig to uprz�tn�li, 
        pozostawiaj�c tylko kanap�, na 
        kt�rej po�o�ono powsta�ca. 
        Ewelina nie zbli�a�a si� do 
        niego, odczuwaj�c dziwny l�k. 
        By�a pewna, �e jest ci�ko ranny 
        i nied�ugo umrze. To Katarzyna 
        zdejmowa�a z niego zakrwawione 
        ubranie, Katarzyna obmywa�a jego 
        rany. 
          Potem d�ugo nie mog�a sobie 
        tego darowa�...
          Kelner patrzy� wyczekuj�co.
          - Prosz�... tego �ososia... I  
        jeszcze kieliszek w�dki...
          On u�miechn�� si� z aprobat�, 
        odchodz�c w stron� bufetu. Po 
        chwili wr�ci�, stawiaj�c przed 
        Ewelin� talerze. W�dka by�a z 
        lodu, szk�o pokry� szron. 
        Ewelina po�o�y�a na tacy 
        pieni�dze.
          - Prosz� wypi� za moje 
        zdrowie... �eby mi si� 
        poszcz�ci�o w drodze...
          Sk�oni� si� niemal do pasa, 
        odszed� zaraz, bo w drzwiach 
        stan�� brodaty ch�op w wielkim 
        baranim ko�uchu, w r�ku trzyma� 
        bat.
          - Czego tutaj? - spyta� ostro 
        kelner.
          - Ja do ja�niepani, konie 
        gotowe.
          Kelner wskaza� mu drzwi.
          - Tam czeka�. Ja�niepani 
        wyjdzie, jak b�dzie czas.
          Ch�op wycofa� si� z tym 
        pokornym wyrazem twarzy, za 
        kt�rym kry�o si� co� mrocznego, 
        wywo�uj�cego w Ewelinie 
        nieokre�lony niepok�j. Ba�a si� 
        tych ludzi, nie zna�a dobrze ich 
        j�zyka, nie orientowa�a si�, co 
        naprawd� my�l�. A mo�e to ta 
        sytuacja tak kaza�a jej na nich 






        patrze�? Sytuacja kt�rej nie 
        potrafi�a sprosta�. Bo czy� w 
        jej wieku mo�na zmieni� �ycie? 
        Nie by�o wcale takie z�e. Dop�ki 
        nie spotka�a Jana, czu�a si� 
        zadowolona, otoczona zbytkiem, 
        uwielbiana przez m�a i dzieci. 
        By�a ozdob� wszystkich bal�w i 
        zgromadze�, zabiegano o jej 
        towarzystwo, chwalono jej urod� 
        i dobre maniery. Tak, to z 
        pewno�ci� by�o wygodne �ycie. 
        Gdyby nie og�lna sytuacja 
        mog�aby uwa�a� si� za kogo�, 
        komu si� uda�o. Ale ta 
        sytuacja... To dlatego jej �ycie 
        przenios�o si� z wygodnego 
        go�ci�ca na wyboist� drog�. 
        Dok�d ta droga j� zaprowadzi... 
        L�k przed w�asn� decyzj� by� jak 
        dotkni�cie lodowatej r�ki. 
          Co dalej? - pomy�la�a. To 
        wszystko, czym �y�a do tej pory, 
        wydawa�o si� na zawsze stracone. 
        Stan�a jej przed oczami nocna 
        rozmowa z c�rk�.
          Chodzi�a po pokoju pakuj�c 
        rzeczy do podr�nego kufra. 
        Karolina pojawi�a si� w 
        drzwiach.
          - Dlaczego nie idziesz si� 
        po�o�y�? - spyta�a c�rk�.
          - Bo ty nas opuszczasz! - w 
        g�osie Karoliny by�o tyle 
        tragizmu, �e poczu�a si� 
        wstrz��ni�ta. Nie mog�a tego 
        okaza�, odpar�a wi�c oschle:
          - Musz�.
          Karolina przypad�a do niej, 
        histerycznie j� obejmuj�c.
          - Nie! Wcale nie! Nigdy go nie 
        kocha�a�! Zawsze by� stary!
          C�rka podbieg�a do nocnego 
        stolika, na kt�rym sta�a 
        fotografia Cypriana i wrzuci�a 
        j� do otwartego kufra.
          - Skoro wolisz jego, to 
        zabierz ze sob� i t� podobizn�!
          - Karolino - rzek�a ostro - 
        jeste� zbyt gwa�towna, jak 
        zawsze.
          Po policzkach c�rki pociek�y 
        �zy.
          - Mamo, ja ci� kocham. Ciebie 
        jedn�, nie mo�esz mnie opu�ci�!






          Ramiona c�rki znowu j� obj�y, 
        pr�bowa�a si� uwolni�, ale nie 
        mog�a odczepi� r�k Karoliny. 
        Wygl�da�o to tak, jakby ze sob� 
        walczy�y. Chyba w tym momencie 
        otworzy�y si� drzwi i wszed� 
        doktor. Obie spojrza�y w jego 
        stron�.
          -  I po wszystkim - 
        powiedzia�. -...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin